bambus wypuścił liście
i ukorzenił się w wodzie
i co dalej...
kukułka pofrunęła do lasu
i siedzi na czubku choinki
i co dalej...
kot zwinął się w kłębek
na kolanach i mruczy
i co dalej...
czajnik z wodą na gazie
zaczął już pogwizdywać
i co dalej...
ktoś głośno wyciera buty
na wycieraczce za drzwiami
i... sza
Ej, Zula żalu zje
Ej, Zula - żaluzje?
Marki, kram.
Ale Cela.
Hela, żale.
Ano Zula totalu zona.
O, luz; ulub Ulu, Zulu.
I zakładka, jak dał Kazi.
O, ten mi; zimne to.
Te, nur - ban - ot, on a brunet.
Na bruneta...
A kim ty właściwie jesteś, żeby ironizować publicznie w ten sposób?
Odp. na komentarz j.w.
wpisuję się wszędzie tam, gdzie potrafię podać sensowną treść, np.
w działach, jak:
haiku
palindromy
poezja
proza
dramat
limeryki
Zpomniałam wam powiedzieć,
jak to jeszcze będąc dzieckiem
poszłabym do każdej szkoły
oprócz jednej, tej krawieckiej :(
I choć nie ta gadka dzisiaj,
i nie o tym tutaj mowa,
gdy maluję, bawię, warzę...
jedno pewne: nie krawcowa :l
potrafię przedyskutować każdy wers i każdy poruszony przez siebie temat,
jednak po wypowiedzi czytelnika z gatunku j.w. nie mam na to najmniejszej ochoty:
zły ton- koleżko :(
z opcji 'ignorowani' ja też czasem korzystam ;]
mam zapchaną skrzynkę dosłownie i jeszcze zdarza się, że emaile otrzymuję,
a na imię mam M/arianna :)
- z woli taty/tak, jak i babcia - a nie jakoś tam tak, że trudno odgadnąć, ponieważ nie figuruje w rejestrze imion USC
napisał(a): marianna ja
a teraz leć i stawiaj minusy od strony 287 w Zetce - ale poważnie- i co na to powiesz?
to o co ci w końcu chodzi?
odpowiadając dokładnie na główne pytanie: tak, to prawidłowa reakcja uczestników tego portalu
czyli przejmują się moimi utworami, aż ich ponosi...
żółta ścieżynka
z zielonej łączki czarny kot
czmychnął w krzaki
wrzosowe buty
wiatr pędzi babie lato
porwane nici
rozkwitły wrzosy
babie lato skropione
rosą osiadło
słońce i woda
przeciekają przez palce
jesień pod progiem
październikowa
kiść dojrzałych winogron
w koszu rarytas
dorodna grusza
na jej wierzchołku owoc
dłoń nie dosięga
noc na osiedlu
w ciemnościach rozkrzyczany
klucz dzikich gęsi
zziębnięte kwiaty
w listopadowym chłodzie
przywiędły róże
wiatr porywisty
zając susami w pole
przecina ścieżkę
pierwszy śnieg prószy
kuropatwy spod krzaka
patrzą zdumione
śnieżne roztopy
między bruzdami słuchy
chodzą zajęcze
zima na polu
zając podjada liście
kamiennej głowy
Auto pędziło leśnym duktem
podskakując na kocich łbach
do leśniczówki było jeszcze
dość daleko ale bruk spełznął
już łagodnie odsłaniając dobrze
utwardzoną nawierzchnię
Wykradzione minuty wtapiały
się w przestrzeń poza nimi
zakaz postoju przy wyrębie
pognał ich znów do przodu
w nieznane obwód wydawał się
być zadbany a wikt na potrzeby
Na tej wyprawie awaria auta
nie była wliczona ryzykownie
karta bezgranicznego zaufania
nie wchodziła w grę a jednak
byli tu teraz razem nie dopuszczając
do głosu powątpiewania w sens
Starszej pani na przystanku, za plecami,
jakiś młokos huknął strzał fajerwerkami;
kobiecina się zerwała,
niby młódka umykała,
tylko szyba na przystanku nadal d/rżała.