ciii
tu płacze dziewczynka królewna ta
co przepada za zieloniutkimi sercami dynii
za chmurą waty i nieznośną strużką roztopionych lodów
za hop koniku gnaj daleko
obca kareta wywiozła wczoraj kochanego księcia
musi zostać jego mężem bo już widzieli się nago
ciii
i nie szukaj jej w wysmukłej bajce w chorobliwie
dobrych dłoniach powieści z jednoznacznym zakończeniem
nie całuj jej przez welon bo tego nie lubi
pluje właśnie pestkami na zielonym przystanku
gdzie wiata zamienia się w gotycki krużganek
kareta numer siedem uwolni ją od smoka
(w karecie siedzi wybawca zbierze dla niej
wszystkie kwiaty kupi norkę na wildzie
albo w śródmieściu pokocha jako heniek gośkę)
suknię już ma szur szur znaczy niecierpliwe kroki
dopasowany wianek
ciiii
jeszcze chrypliwie księżniczka tańczy jeszcze kołysze światem
kiedy zgrabnie podnoszą jej pięści z asfaltu
Znudzona pielęgniarka wypisuje kartę
Masz rację, Natanie, to niedopatrzenie, w tym wierszu NIE powinno być przecinków. Kropki - tak. Natomiast wersyfikacja w takim wierszu przenosi ciężar intonacji utworu, bez konieczności używania znaków przestankowych.
Dziękuję za uwagi.
[sub]Tekst był edytowany przez Iza Smolarek dnia 11-08-2004 13:33.[/sub]
"to pani wiersz, poza tym wszystkim sie podoba, wiec cos ze mna pewnie nie tak ;) "
Ależ, Natanie, ja nie mówię, że uwagi przyjmę bezkrytycznie. Czekam tylko na jakieś sugestie, bo może faktycznie należałoby przyciąć, poprawić? Tylko ja tego akurat nie słyszę?
Pozdrawiam
To jedyny moment, w którym zgrzyta? Przemyślana, jednak, wersyfikacja zapewnia, że średniówka jest prawidłowo umieszczona, w związku z tym utwór biegnie rytmicznie, IMHO.
Zaproponuj skrócenie frazy, obiecuję, że przemyślę.
Dziękuję za przeczytanie. 72 godziny PO nie usuwa się ciąży :))!
Niemiłosiernie skrzypi - w ogóle? Czy momentami, które należałoby jeszcze raz przetrawić?
to się nazywa miłość i sztywny język już
uczy się dopełniać głoski. Wzruszam ramionami
cóż pewnie celowo konstelujemy jak pary z offsetowych gazet.
Między jedną a drugą stroną ud wślizguję się
w twój blady świt. Kołdra pachnie jeszcze agnieszką Phi
myślę dławiąc opór .
rozmawiamy o czymś. Pociąg tematu spada z punktu
a do b. Stacja nieznana. Zamykamy oczy. Na oślep
szukamy nóg, piersi, twarzy. Krótkimi pchnięciami na przemian
kłamiemy. Że jakoś tak. Może innym? razem.
72 godziny później redukuję konsekwencje do minimum