Ja, podobnie, jak imć Lecter, chwaliłem ostatni wiersz. Niestety, podobnie, jak imć Lecter, tego pochwalić nie mogę. O ile słowa zachód ze śmietaną zwiastowały coś ciekawego, to później było tylko słabiej. Dramat wiersza zaczął się dla mnie w drugiej strofie, z której czytelnik może wyczytać, iż wirtuoz-imigrant zabrzmiał śpiewem. Coś się chyba pomieszało. Mało tego, słowa takie, jak: frazes, banał, pretensjonalność, same cisną się na usta przy omawianiu tego utworu. Ostatnim gwoździem do trumny, finałową zagrywką i rozwiązaniem akcji jest ostatni wers z najpiękniejszą, bliską sercu ojczyzną.
Jestem na nie.
Pozdrawiam