Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Duch7millenium

Użytkownicy
  • Postów

    499
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Duch7millenium

  1. Ogolony jak łysy koń, zagłębiony w życia ton, spłodziłem wiele dzieci a nie mówię, że źle mi Jeżdżę konno po wsiach życia biegam nago po bezdrożach, a znajduję chwast by go rwać i rosnąć, jak Nabuchodonozor By dorosnąć do dnia, w którym skoszę trawę, wytnę krzewy i wyrąbie wysokie drzewa By bez przeszkód iść płynąć z prądem dni i nie patrzyć w przeszłość myśląc o wieczności
  2. @violetta nie szukam jej, adres znam
  3. @violetta no cóż ja tu nie kocham żadnej sztuki. :)
  4. @violetta Wiola Swawola, non ames
  5. Veni, non vidi sed vici.
  6. Zbyt wiele wiem, Zbyt wiele widziałem Zbyt wiele słyszałem Zbyt wiele razy upadłem Codzienność nie ma już sekretów Czego chcę - to wiem, Czego nie chcę - wiem jeszcze lepiej Wieczność ukrywa tylko czas Czy Kohelet był pijany? Nie patrzył wgłąb cząsteczki, Jaką jest ludzka dusza Wyparowała jego wola życia ze spirytusem zwątpienia Krok postawiony jest krokiem wykonanym Choćbyś boso spacerował przez duże miasto Choćbys nago miał występować przed tłumem szaleńców Pojazd sam na niewiele się zda, jeżeli sam go nie zaprojektowałeś I choćby matka boska zstąpiła z siedmiu niebios I wszystkie świętości zmówiły się przeciwko tobie Ujrzysz to, Czego ujrzeć pragniesz. Być może niezbyt wiele ale to wszystko, zawsze
  7. Dzień myślą ukłuty. Nie moją ale tą z eteru . Skąd jesteś? Czy nosisz imię przeszłości? Czy wyobrazić mogę sobie coś, co nie istniało i istnieć nie będzie nigdy? Jak małpa pisząca Hamleta ułożą się cząsteczki, Kształtu marzeń nabiorą i przywołają jaźń w układ konstelacji. Wodnika, strzelca, lwa, bliźniąt. Koncepcja jest prosta, a fakty zdumiewają, Przykrość nosi znamię powodzenia, a śmierć definicji nie ma. Stare słowa założą nowy dzień, a to, co zwie się dniem wczorajszym, wytyczy drogę wspomnieniom. Więc oglądam się w lustrach przeszłości, teraźniejszość odnajdując, i niech gwiazdy spalą troski o jutro. Niech płoną wieczność, w swoim dymie uśmiech przynosząc na twarzy.
  8. W locie ptaka uchwycone Myśli wędrują nad morze Z Tobą, by rodzić chwile ulotne Brzęk śniadania w hotelowej kuchni Jak chwyt za twoje ramiona Pocałunek na filarach szczęścia Szum fal niosący wieczór I rozmyślania nad zachodzącym Słońcem Brzmią jednostajnie Dając odpoczynek duszy Jak żadne rozmyślania I żaden ciężar do zniesienia Poza tymi 10 000 o które wciąż marudzisz Taki był zamysł!
  9. @Annna2nnadzieja bywa bardzo ulotna ale to problemy chwili -przynajmniej w takich okolicznościach to pisałem
  10. Ograniczony czterema ścianami Brnę przez godziny Wzroku zwróconego w chwilę Która nie ma ochoty stać Się przeszłością Obrażony na cały świat Na tę kaźń myśli Odbijam przekleństwem Wybrzmiewającym imionami Tych, którzy ciągle stoją murem I liczę sekundy mijających Okazji do liczenia kolejnych I liczę okazje, które już przeminęły Sekundy, które okazjami się Okazywały
  11. W Częstochowie diabeł się chowie Każdego swym bratem zowie Tam każdy się z nim wita, z każdym jest pełna kiwta Tam Gwiazda Jutrzenki świta Bywają i nieposłuszni co przed jego krzyżem nie klękają i czarnego boga się nie lękają O czarnych skrzydłach duch jego, twierdzi, że nie uczynił nic złego lecz nikt nie rozumie słów jego Nosi nocami ornamenty jasne, bowiem świątynia Jego zawsze ciemna, a temperatura i wilgotność śródziemna, Wiersze pisze o miłości, gdy fakty przypominają mdłości Nie ma w Nim złości, Nie ma podłości, Uśmiecha się na ulicy, mówi o sakramentach z mównicy Na ołtarzu jego martwe bestie lecz któż by tu chciał poruszać gorsze kwestie On dosłownie i w przenośni rozumie doskonale w szczęściu i radości żyje wspaniale Kocha starszych Kocha dzieci, Bez min strasznych Zbiera śmieci Dla dobra ogółu poświęca się codziennie wykonując czynności przyziemne Z ambony mrocznej bowiem krzyczy i ryczy: "dajcie spokój pospólstwu, niech się ksiądz wybyczy, zmęczony on i zadręczony" Jego słowa stoją, Jego uszy sterczą, a myśl wędruje między gapiami Co chwilę rodzi dusze nowe co chwila łamie sobie głowę "co z tymi barankami zrobię, chyba wezmę garść soli i połknę, poświęcę się twórczości" ... bo to przecież pisze On, jak mówiłem - bez złości. Bez zazdrości, bez miłości, w czystej - niebiosom - ufności.
  12. Dotknij czasu Zanim wejdziesz do lasu Dotknij dna By uniknąć zła Lata Twoje jak ptak Spojrzyj na nie wspak Nie opadnie na ziemię łza Tak długo, jak chwila trwa Chwilę, którą już poczułeś W przestrzeni 4 wymiarowej poznałeś Ból nie istnieje Cierpienie maleje Nóg nic nie rozchwieje Mimo iż burza system zniszczy
  13. Zbudowana pośród drzew, przy kałuży smutków, istota dnia każdego, wzbudzona została delikatnym ruchem powietrza wśród 7 świec. Powietrze sprawiło by dzień nastał letni, a deszcz ustał choćby na chwilę. By życie i źródło jego, w natalistycznym wszechświecie, logiką zbudowane dało nieco odstępstwa od głupich norm, uprzedzeń, z szuflad umysł wydzierając, niczym piękną szatę zatopioną w szambie głupich trosk. Na świeczniku spoczywa bowiem umysł, tam władza nad popędem dowolnym. Sam przechyl głowę w zdziwieniu, by zamachać braciom "hej!", a zobaczysz jak śmiesznie przytapia się wosk, na szczycie którego knot pchany sercem, w nieskończoność trwały rok zwiastuje. Z lewej myśli trywialne, z prawej wszelkie zmysły, pchną się ku środkowi, by drugi od lewej, się nad tym, co ważne zastanowił. Ten zaś z prawej o liczbie znów "dwa", z milości zdaje sobie sprawę, by powoli pozwolić temu, który za byt odpowiada - najbliższemu z lewej towarzyszowi, by stwierdził, że pora tę gonitwę zakończyć na szczycie, temu z prawej rzekąc: "Ruch albo bezruch? Zdecyduj się w końcu buło!" I wtedy ze sprzeczności gonitwy, błysk myśli nowej pojawia się, prąc naprzód dzień kolejny. ❤️‍🔥 Joe @Duch7millenium Lecz dostaw po lewej stronie, w menorę świecznik kolejny - a ujrzysz wszelkie sprawy, z prawej - a sprawy te oświetlisz drogą na zawsze. Nie sposób więc przeczyć temu, co widzą oczy i co serce postrzega duchem, rozmowy tocząc między nami w ciszy całkowitej.
  14. @Konrad Koper @Leszczym @Konrad Koper No cóż, bracia, jeszcze jest rozwinęcie: >>> A odpoczynek to jego świt. Więc, gdy słońce zachodzi, miej na uwadze, że gdy w połowie jest na linii ziemi - ciemność spowija je poniżej pasa, a wzwyż oświetla Twój umysł, byś mógł mówić swobodnie, bez słów, w bezruchu.. by słyszeli Cię wszyscy i wszyscy kolców swego bólu się pozbyli, wśród Twojego okrzesania bowiem moja jasność da Ci nowe życie, a w nim nowy uśmiech, nowe myśli, nowy dom i nowe wyzwania. Byś powstając z kolan nocy, miłości podziwiającej we snach miał ducha by iść i ciało by oddychać - w nich twórczość ziści się, niczym nowy byt w trwałej logice kroków człowieka, we światach takich, jakie sobie tylko wyobrażasz. <<<
  15. @Marek.zak1 Nie bądźcie tchórzami, bawcie się z dziwkami, mają kaprysy chwilami i myślą, że są lepszymi oszustami. Kiedy dziwkę bierzesz do łóżka niech nie zabrzmi żadna pogróżka. Kiedy przychodzi jej zapłacić mógłbyś ją nawet zwyczajnie stracić. @iwonaroma Dlatego dobrze, że masz mydło.
  16. Sen jest światłem nocy.
  17. @violettażyczę podobnych przygód
  18. Dzisiaj, Ty pełna wdzięku wytyczyłaś ściezkę wśród prawd. Kroczę z mocą by dotrzeć do Ciebie i znaleźć Cię; byś już się nie chowała By często spoglądać na Ciebie nagą, w swym pieknie jaśniejącą. Może ja światłością jestem, lecz czarnym aniołem byłem, dzierżąc w dłoni zagładę podłościom, prawo wieczne zwiastując, przyszłość jasną, niczym przebłysk objawiając. Moje imię - Gabriel Twoje to Gabriela Na skrzydłach, z mieczem schowanym w pochwie mojej, koloru srebrnego, przybyć pragnę czym prędzej ku świtowi. Ja, gwiazda poranna, Ty gwiazdo moja jutrzenki pełnych dni naszych niespełna zliczyć, mnożą się one, a każdy z nich to wieczność. Za nami wieczność bitew, przed nami - wieczność bitew. Tamte stoczone krwią i cierpieniem, te nowe toczone marzeniami i słowem. Słowem, które wśród ciał naszych niczym iskry skaczą, światło dając tej nocy, która trwa, która obudzi się na nowo, już nie taka ciemna, nie taka mroczna. Ten ostatni, tym pierwszym, ten wiersz tu przeczytasz. Wiersz niesiony wiatrem z czterech stron świata, by zdmuchnąć nas w miejsce pobytu wspólnego, na zawsze... Wszystko zaczęło się jednak w dniu zaślubin, czterech istot, które stworzyły ten raj nasz, w opiece będąc, parą wśród nich, dziećmi ich pozostaliśmy. Los rozdzielił nas jednak, gdy spod jeziora, na wschód od ziemi obiecanej, powędrowali nasi rodzice, idąc wśród lądu, w kierunku naszych domostw obecnych. Rozdzielił nas po tym dokładnie, gdy minęli siedmiu kościołów orszak, pokłon im składający. Tam między morzami dali nam życie, byśmy weszli w majestat ciał naszych. Mieszkali wśród nas na ziemiach Konstantynopola, prawo ojcostwa i macierzyństwa dzierżąc, władzy swej nie nadużywali. Daliśmy życie miłości naszej, gdy powoli zachód się zbliżał. W snach Twoich niepokój Cię trawił, gdy jeszcze w czarnych włosach spowita byłaś. Dziw jednak nastąpił - ona złote miała loki; czysta była od dnia narodzin, imieniem czystość jej uczciłaś. Mijały dni w murach miasta spokojnego, przemierzając czas, córka nasza trudów się podjęła, wpierw sprzątać zapragnęła braciom naszym domostwa ich szlachetne pielęgnując, by kolejno, jako goniec między domami na wierzchowcu wędrować, miłości słowa roznosząc. Tak zaoszczędziła groszy kilka by przekonać nas, żeby za miastem młyn postawić i żyć wśród drzew, pól, łąk, kwiatów, wszelkiego stworzenia kroczącego jak mrówki i pająki, jak wilki i owce, jak woły i warchlaki, jak kaczęta i łabędzie, jak pszczoły i skorpiony, jak biedronki i komary Wśród pól żyjąc, w zgodzie i miłości z nami, przechadzała się z osiołkiem swoim do miasta by zmielone ziarno na bazarku sprzedawać, nie potrafiąc znaleźć swego oblubieńca. Był tam jeden jednak taki, który nieprzekonany, ciągle sumienie jej dręczył, by miłość mu podarować, by miłością gniew jego bezpodstawny uśnieżyć, nie uniżając osoby jego. Ciemne szaty on nosił wciąż, z postury był - niczym wąż Jego posępne oblicze - wyglądało jak uderzające bicze Z ust jego płynęła piana, lecz mowa jego była śliska i, poniekąd lubiana Z oczu uderzał mrok nieprzenikniony - każdy wiedział, że to nie zasłony. Przybył z ziemi odległej, gdzie budowano domy bogom, wysokie, wyłupiste, strach budzące mówił rzeczy dziwne, niezrozumiałe; ona, apagogicznie go ująć chciała. Lecz wymykał się jej, niczym wąż w rękach osoby upośledzonej. Lecz ona rozum miała, wywód zawsze kończyła.. aż do wyczerpania puli. Więc rzekła "a kisz, etu!" i odeszła. On porzucony oddalił się i nie wrócił nigdy. Po tym, ona smutna, pozostała przy nas, spodziewając się lepszego dnia, spotkania dusz. Tu historię jej powiedział ojciec nasz, o tym, który ziemię obiecaną, przez najeźdźców określił mianem krzyża. Posmutniała wnet, lecz odetchnęła z ulgą, siadając przy lustrze, usmiechnęła się, w dłoń wzięła szklankę z wodą cytrynową, cukrem słodzoną i śpiewać poczęła: Aketa akita akata, akate astera... (Kocham jasną matkę, czystą gwiazdę.) Od tej pory, w jej sercu nie było ni smutku ni żalu, Ni dnia ni nocy, ni złości, nie było ciemności, a wszystko trwało jak .. w balu. Jej święte usta nie wyrzekły już żadnego przekleństwa poza tym, które padło do istoty ciemnej, by wyrzucić ją poza mury, wyczyścić miasto z niegodziwości. Katarzyna wiele poświęciła ucząc się tkać, Anno; ja, Łukasz pracowałem, życie nasze usprawniając by dni nasze nie były zaledwie młóceniem, bowiem monotonne okazuje się, że okropne jest. Tyś mi była inspiracją, fundamentem, o przeszłości przypominając, sekrety dni minionych dzierżąc, zamysły moje posiadałaś. Ciepłe dni lat 50. XV wieku mijały nam beztrosko i w radości, chociaż na murach naszego miasta wciąż wartowali nieposkromieni bracia, tam tętniło życie. Mateusz wraz z Agnieszką odwiedzali nas, swoje dzieci, w murach swoje życie tocząc w mądrości. Oni bowiem królowali nad Konstantynopolem. I przyszedł lipiec roku 1453, dzień 11. Nic nie zapowiadało tego, co nadeszło. Ot poranek rosą naznaczony, okapujące nocnym deszczem deski obicia dachu naszego. Potem lekkie chmurki powoli na północ wędrujące. Żar dnia i śniade cery ciał naszych. Lecz obowiązki wzywały i trzeba było się udać ku miastu z towarem, bowiem praca nasza częścią szczęścia była. Pożegnaliśmy Kasie na godzin kilka. Ona w domu pozostawszy pewien lęk odczuła, rozumiejąc, że oczekiwaniom jej pewien kres nastąpić musi. By zrozumieć ciemność, która w oczach jej ni to przyjaźni, ni nienawiści ciemniała bez przerwy, ciemniejszą stając się z godziny na godzinę, z sekundy na sekundę. Z dala tupot jeźdźców na koniu dał się słyszeć. Ot dwóch zwiadowców szukało zwady, masło maślane z ohydy w ustach tocząc. Na plac przybyli i zobaczywszy młyn do domu weszli niespodziewanie. Z przerażeniem Katarzyna spojrzała parszywym twarzom, pełnym pożądania, chęci zabawy dzikiej i skorzystać z niewinności spragnionych. Ich oczy jakby usmiechnięte, ciszą podstępu jawnego opętane, ich usta lekko po obu stronach uniesione. Ona w pierwszym momencie duże oczy zrobiła lecz ciszę zachowała, bowiem... szybko zrozumiała, co będzie dalej. Twarz odwróciła na drucikach dalej spokojnie pracując. Oni podeszli za ramie ją łapiąc, na stół rzucili, szaty zdarli, co było dalej, każdy wie. Długo trwały jej wzloty i upadki, umysłem niekontrolowane. Cierpienie w przyjemności, głupi to oksymoron. Machali sobie swoimi mieczami z pochwy powyciąganymi, historię swoich podbojów opowiadając w języku z moczu końskiego. Nastał wieczór, pracę ukończyć zapragnęli. Ze stołu ją zdjęli, czarny barwnik do tkanin zauważywszy w wiadrze, jej głowę weń pchnęli. Twarz obmyli i na stół znów ją połozyli. Czerń im nudna się zrobiła po chwili. Więc noże wzieli i gardło - podciął jeden, drugi w serce uderzył. Ciało wzięli, lokal opuścili. Wzięli pochodnie w dłoń i ogień rozłożyli. Jej ciało 30 króków dalej w polu porzucili... W Konstantynopolu trwała bitwa, lecz wróg liczebnie przemógł, jeden stu dał rady lecz więcej już sił nie było. My zbiegliśmy, a rodzice nasi w podróży wtedy byli. Biegnęliśmy ku naszemu mieszkaniu. Z dala płonące, białe skrzydła wiatraka dostrzegając w ogniu - przeklętej żółci, która przecież ciepło nam dawać miała. "Gdzie jest Kasia?1?" - znajdź w ciemności tych, którzy przecież jaśnieć mieli.. próżno szukać... Kwadrans, pół godziny, godzina.. jest.. leży. Bez namysłu pobiegłaś ku domu, ja nie zdążyłem zrozumieć po co, odwróciłem się tylko, lecz szybko się zorientowałem, głupi, i w bieg za Tobą ruszyłem. Za nóż chwyciłaś i do ciała pobiegłaś; w drzwiach powstrzymać cię nie zdołałem, lecz wolę Twoją próbując uszanować, uszanować jej nie mogłem. Całowałaś jeszcze jej włosy czarne, a ja stojąc już słowa rzucić nie mogłem; bez łez płakałem, bez głosu kwiliłem. Połozyłaś się na ciele córki naszej, spojrzałaś mi w oczy i powiedziałaś: "Łukasz, muszę odejść.". Wtedy wzięłaś nóż, lecz ja tego zaakceptować nie potrafiłem. Padłem próbując odsunąć od Twojej piersi ostrze.. "Ania, nie rób tego!" - krzyczałem, próbując rękę Twoją powstrzymać Cię przed ostatecznym, lecz sił, pomimo, że miałem ich dość.. Zabrakło. Na wszystko spojrzałem; na Ciebie leżącą na córce naszej ukochanej na wspak, z nożem w piersi. Co stwierdziłem, to stwierdziłem i życie oddałem. Tam płonęły dusze nasze - dom nasz, nasz dorobek, dorobek miłości. Lecz historii jest ciąg dalszy, bowiem Kasia wstała, włosy jej w złoto znów się przemieniły... Ciała nasze pochowała.. z zemstą w sercu, żyjąc po dziś dzień, pod opieką naszych rodziców i naszych dusz żywych. Bowiem dusza żyje i jest obok Ciebie, jak zło i żmija poniżej mojej szyi, by sięgnąć umysłu mojego. Krzyś jest znami.. I jeszcze ktoś.
  19. Czas tyka, czas umyka W tej pozornej ciszy coś, jakiś dźwięk, pewna jasność rośnie w siłę Siła? Moc? Prawda? Czy mogą zginąć? Czy, skoro nie doszło do wyładowania?... Czy dojdzie do niego ponownie? Czy wśród zgliszczy porozrzucanych myśli, ziemia się zatrzęsie, by znów skupić je i poskładać? Czy zawieje wiatr, który nada im kierunek, tak, by spotkały się w środku oka cyklonu? I czy znów zapanuje wielkie ciepło, gdy uderzą one w ziemie? Czy grzybobranie w końcu się rozpocznie? Czy z nieba nadejdą miriady aniołów, by wspomóc ten dzień, objawić potęgę swoją.. Czy serca znów rozszarpie wicher, w gorącym, topiącym stal zarze siarki, ognia i oślepiającym blasku? Czas tyka.. Czas umyka.. W końcu przyszedł czas by oddać należności.. Zaległości w bankach naszych serc, które przez banki cudzych wyzyskane zostały wyssane tak, by zmusić nas do katorżniczej pracy. Wśród oszustw, czarów, lęków, niewierności, odnaleźliśmy siebie, stawiając ostateczny warunek, by to, co widoczne stało się tym, co niewidoczne.. Napięcie rośnie, a dzień ma się ku końcowi Czas tyka... Czas umyka... Nasłuchuję..
  20. Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewierał.
  21. Dehumanizacja to śmierć, takie twoje przeznaczenie. Przynieś jej owoce.
  22. @aniat. Według średniej arytmetycznej powinno być siedem, jeżeli przyjąć pewne założenia. Natomiast siano nie za bardzo kłuje, sugerowałbym słomę. Inną rzeczą jest to, że siano może rzeczywiście ukłuć, jeżeli materia której dotyka jest skrajnie miękka i.. unerwiona.
  23. @aniat. Ale, że z sianem? Co z tego będzie? Patyczak?
  24. # Skrypt w Pythonie (scrapper) pozwalający zrzucić swoją twórczośc do plików tekstowych. # Licencja CC-BY (duch7millenium) # INSTRUKCJE: # 1. Częśc przygotowawcza: # Poniższy skrypt należy zapisać w pliku o dowolnej nazwie i rozszerzeniu .py w dowolnym folderze (pliki - wiersze - zostaną zrzucone do podfolderu "wiersze" w tym folderze). # Instalujemy Pythona z http://python.org (przy instalacji opcja "add Python to PATH" musi być ZAZNACZONA) # Otwieramy menu uruchamiana klawiszami WINDOWS + R # Wpisujemy "cmd" -> wciskamy ENTER lub klikamy OK. # W wyświetlonym oknie wpisujemy "pip install requests beautifulsoup4" - ta komenda instaluje bibilioteki będące zależnościami poniższego skryptu, niezbędne do jego prawidłowego działania. # 2. Częśc konfiguracyjna: # Klikamy w profil -> zakładka twórczość -> kopiujemy adres z pasku adresu -> # -> wklejamy pomiędzy cudzysłów poniżej url_tworczosc = "https://poezja.org/forum/profile/106112-duch7millenium/?tab=node_dp44filtercontent_filterContentTopics" # -> Tutaj wpisujemy zamiast "7" liczbe stron w twórczości liczba_stron = 7 # -> Tutaj wpisujemy czy pliki mają być numerowane (zaczynać się od liczby zwiększanej przy każdym utworze - przydatne, jeżeli chcemy zliczyć swoje prace) # Dwie opcje : "TAK" lub "NIE" numeruj = "NIE" # 3. Uruchamianie: # Zakładając, że wszystkie powyższe kroki przebiegły pomyślnie: # W Eksploratorze Windows dwukrotnie klikamy w plik, w którym zapisaliśmy ten skrypt, lub - jak kto woli i potrafi - uruchamiamy w konsoli komendą "python <nazwa_pliku>.py" # Jeżeli z jakiegoś powodu system nie będzie potrafił powiązać aplikacji z plikiem i wyskoczy okienko z pytaniem w jakiej aplikacji ów plik otworzyć - szukamy "Python" ########## Tego, co poniżej nie tykać, chyba, że ktoś wie, co robi. ############# import requests from bs4 import BeautifulSoup titles_class = "ipsDataItem_title" current_poetry_num = 1 for i in range(liczba_stron): url_topics = url_tworczosc + "&page=" + str(i + 1) url = url_topics response = requests.get(url) soup = BeautifulSoup(response.text, 'html.parser') for title_h4 in soup.find_all(attrs = {"class": titles_class}): title = title_h4.find("a").text.strip() numer_str = str(current_poetry_num) + " " if numeruj == "TAK" else "" fh = open("./wiersze/" + numer_str + title, "w", encoding="utf-8") poetry_url = title_h4.find("a")["href"] response2 = requests.get(poetry_url) response2.encoding = "utf-8" poetry_page = response2.text # print(poetry_url) poetry_soup = BeautifulSoup(poetry_page, 'html.parser') poetry_content = poetry_soup.find("div", attrs= {"data-role" : "commentContent", "class": "ipsType_normal ipsType_richText ipsPadding_bottom ipsContained"}) if (poetry_content): fh.write(poetry_content.get_text()) fh.close() current_poetry_num += 1
  25. Duch7millenium

    Zwątpienie

    @Wiesław J.K. Jeśli będziesz postracjonalizować pewne elementy (negatywne), nie będziesz zwracał uwagi na szczegóły (a diabeł tkwi w szczegółach), to nie będzie problemu. No ale właśnie - diabeł tkwi w szczegółach. Tak się dziwnie składa, że ja całe życie przykładam wagę do szczegółów. Robili to najwięksi w historii - od matematyków, przez fizyków, do malarzy i filozofów (proszę zauważyć, że tutaj odnoszę się "filozofów", a nie "filozofii"). Prawda niestety jest taka, że wielcy oni nigdy nie byli, bo zmarli, a teraz, w urojeniach tych, którzy dumnie podtrzymują cywilizację i świat na barkach swojego gówna w głowach stali się niby nieśmiertelni. Metaforyczne sformułowanie, że są oni nieśmiertelni, jest nieco pozbawione sensu, ponieważ słowo to oznacza tyle, że nie ponieśli śmierci; tylko szkoda, że w momencie, gdy żebrząc o kromkę chleba i umierając na kiłę, głód czy po prostu ze starości - nikt o nich nie pomyślał. Reszta wniosków nasuwa się sama. Poza tym - kto tu o kim pamięta? Lecą tylko nazwiska, ew. jakieś zapisy, szkice i portrety. Nikogo nie interesuje jacy ci ludzie byli. To, że jakiś polityk się użali dla poklasku nad nazwiskiem Curie-Skłodowskiej - nic nie znaczy. A kto pamięta Alchwarizmiego, Abla Neils Henrika, Archimedesa? Kto pamięta te wszystkie mrówki, które niczym ziarnka cukru - znosiły wiedzę do mrowiska, zwącego się "dniem dzisiejszym". Każdy, podobnie jak dzban, odbija tylko zasłyszane dźwięki o tych ludziach albo gra świętego, pełnego podziwu, nie rozumiejąc nic z ich pracy. Patrząc w świat nauki powiem tak - obecnie formułowane hipotezy i ich weryfikacje to "bawulkanie się". Na dodatek, ten głupi świat nie posługuje się logiką, a statystyką - tak przeważnie jest wszędzie, że na podstawie korelacji wnioskuje się o przyczynowości - i to właściwie od dawna. Jedyne, co "pamiętam", to wyniki prac Banacha, jeśli ująć temat, poruszając to, co rzeczywiście jest elementarnym odkryciem. Ach no i obecnie Stroustrop, który stworzył C++ to gość o nieprzeciętnym łbie (szkoda, że fanboye tak zaśmieciły ten język). W rzeczywistości to wszystko zmierza donikąd; głupota, o której mówię to właśnie taki wynik tej podróży - świat, w którym każdy szuka zaczepki, każdy chce drugiego kontrolować, każdy chce ci przelecieć twoją, piękną kobietę, tudzież świat w którym każdy znalazł swój kurwidołek, w którym brandzluje się swoją fragmentaryczną wiedzą bądź pojedynczym talentem, który i tak zakopie - to istotnie świat w którym głupota się dosłownie mnoży, bo ludzie, jakby nie było wciąż sie rozmnażają (jest ich 8mld, a niedawno było 7), a swoje "geny" przekazują dalej. Przeklęty jest ten świat. Omnes res.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...