Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kasia Koziorowska

Mecenasi
  • Postów

    168
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Kasia Koziorowska

  1. brak kontaktu ze światłem zewnętrznym brak miłości która mogłaby przypominać o szczęściu parę wyrzutów zadanych z premedytacją przez brak poruszeń zderza się z innymi planetami tęskniłam za marzeniami dostatecznie długo aby odszukać brakujący element rodziłam się dość często aby udobruchać słowa oswoić ciężar obumarłej ziemi wysiadam na najbliższej stacji czy smutek jest wszystkim co chcesz mi powiedzieć pragnę wyrzec się krwi płynącej leniwie pod prąd usiłuję zapomnieć o własnym odbiciu w lustrze sprzedać dotyk pozbawić ciało samotności doszukałam się w twoich pragnieniach odrobiny czułości czy Bóg jest wszystkim w co wierzę
  2. Ciszo, zaklęta w bursztyn! Samotności, schowana w ramionach nocy! Przychodzę, aby zrozumieć, skąd tyle łez w tych stronach. Powracam, choć nie wiem, dokąd prowadzi droga powrotna. Nie, nie umiem kochać tak, żeby klękały anioły, kłaniał się Demiurg. Przyszpilona do północnego nieba, rozwarstwiam się na sekundy, rozpadam na godziny, którym tak blisko do mnie. Czy to smutek, czy to utęsknienie próbują wyważyć drzwi do szczęścia? A może melancholia wróciła, aby napić się ze mną kawy, czarnej jak sumienie? Obiecuję, że przyzwyczaisz się do mojego ciała, wysłuchasz duszy. Myśli są zbyt czerstwe, aby mówić o wspomnieniach. Sprzedałam serce po zbyt niskiej cenie. Rozebrałam się z nadziei, żeby odszukać istnienie pośród martwych wysp, napić się wody ze szklanki do połowy pustej.
  3. Chciałabym, aby wróciła mi ochota na sen; jutro ukwiecone łzami niespokojnych gwiazd, zakochane doszczętnie w tęsknocie. Szept tłumu zagłusza moje pragnienie, żeby odnalazł się ostatni człowiek. Zatrzasnęłam za sobą powiekę, porównałam ciszę do tej odbitej w zwierciadle wieczoru. Spaceruję brzegiem serca, szukam pociechy, która uśmierzy zaprzepaszczoną godzinę - byłeś do bólu bliski niebu, tak daleki niepoczętej ziemi. Wciąż bije w środku źródło myśli, wspomnień tak znajomych samotności; odnajduję kryształ, wykradziony księżycowi, gdy ten szukał wyjścia ewakuacyjnego. Usiłuję dostrzec w Twoim oku krztynę rozkoszy, aby spojrzenie przywłaszczyło sobie mój lęk, niemą spowiedź. Łzy unoszą się na powierzchni wszechświata. Ból, choć oswojony, wciąż nuci tę samą balladę, dla jakiej nie sposób wyzbyć się uśmiechu od łzy do łzy, porzucić szczęście przerwane w połowie niby linia życia.
  4. Przestępne lata. Myśli, które nigdy nie nauczą się latać. Przypadek, co obróci się w pychę, jeśli tak postanowi czas. Poznałam Cię po smaku ust - zbyt słodkim, aby były prawdziwe. Wiem: nadejdzie taka pora, gdy oczy zapomną, jak płakać; pozostanie mi po Tobie łza zaklęta w bursztyn, milcząca przyszłość, wyklęta epoka. Nie będzie już ani cienia, ani światła. Nie pozostanie milczący oddech, cierpiące słowo, mgła, która łasi się do moich nagich kolan. Jutro obudzimy się po drugiej stronie samotności - tam, gdzie płoną lasy, gdzie wolność staje się udręką. Usiłowałam przyznać się do życia, którego nie popełniłam. Los jednak, ten nieuleczalny hipochondryk, zapragnął skazać mnie na dożywotnią pamięć. Poza barykadami wspomnień wtóruje mi łaska, zaprzęgnięta do nieba; gdzieś w środku zderzają się wytrawne łzy, jakich nigdy nie zrozumiem. Nie umiem śnić tak, aby klękała przede mną ziemia. Nie śmiem patrzeć tak, żeby niebo odeszło na zawsze w nieznane.
  5. Szczęśliwy jest dzisiejszy wiersz. Radosne jasnozielone łzy, służące za atrament. Dziś już nie próbuję dotrzeć poza niepewne granice wszechświata - wystarczy własny zakątek, w którym moje szczęście znajduje uśmierzenie. Nie usiłuję sprzedać życia po wygórowanej cenie - uśmiech jest lżejszy od gwiazd, kwitnących w moim przydomowym ogrodzie. Tego dnia potrzebuję tylko Twojego spojrzenia, aby przynosiło wolność samotności. Posrebrzane są moje myśli, słowa uczą się cierpliwości i podszeptów przyszłości. Wystarczy, że będę pławić się w cieniu, który mimowolnie rzuca los. Dość, że szczere jest lustro - jeszcze wczoraj odbijało mój strach, pragnienie ciszy. Jawią się wspomnienia, obłaskawiane przez Twoją rozpostartą dłoń. Melancholia nie zmartwychwstaje już o dowolnej porze - smutki czekają na lepszą przyszłość, po cud, który dzieje się pod zatrzaśniętymi powiekami, rozsiewany przez serce.
  6. Pozostanę tutaj, wyzwolona z wolności. Pozostanę i nie nazwę ani jednej myśli, nie zdradzę serca. Nie wiem, jak dokończyć dzisiejszy dzień - stanąć na baczność u furtki raju? A może odnaleźć pustkę, żeby zapełniła moje ciało? Przychodzę, lecz rozumiem: narowiste są ściany, pogrążone w czeluściach dotyku. Jestem, choć oczywiste, że nie tędy prowadzi pobocze do pragnień. Przeglądam się zachłannie w krzywym zwierciadle; czy dostrzegasz podobieństwo? A może to zaniedbana pokuta sprawia, że modlitwa przychodzi z taką prostotą? Jednorodne słowa, wydobyte z ramion tęsknoty, wciąż gonią własne myśli. Porusza się we mnie sekundnik, wskrzeszony Twoim westchnieniem. Słyszę grzmienie przyszłości, co zagwarantuje świeże marzenia, obierze serce ze skóry. Wystarczy już tej wędrówki - kiedy przyjdzie pora, aby zacząć śmierć od początku, rozsiądą się w nas pełnokrwiste gwiazdy, tak w sobie zadurzone, że noc nie przyzna się do winy.
  7. Dlaczego moje najpiękniejsze łzy wymykają się Twoim snom, odzianym w pustkę? Dlaczego strach maleje, gdy słyszę Twoją obecność? Wszystko jest takie smutne, gdy spojrzy się z perspektywy serca... Wszystko jest piękne, gdy umrze się w połowie przedstawienia... Przytulam dziś we śnie kamień poduszki; zbyt zimnej, aby nosiła z dumą Twoje upojne ciepło, bezsenny zapach. Słońce dogorywa dzisiaj w mojej samotni, bez śladów tęsknoty czy zniewolenia. Płynę, płynę wciąż przez odmęty przyszłości; czy porzucę kiedyś zbędny balast, by się wynurzyć? Nie, bezsenny jest dzisiejszy urodzaj - pozwól mi na samotność, nic więcej. Zgódź się, żebym pokochała świat, ujrzała ludzi. Twój ból jest kanwą dla istnienia. Teraźniejszość przypomina niedokończony rozdział. Rozglądam się, szukam skrawka własnego oddechu - wiem, że spoczywa w Tobie. Pragnieniem namaluję dla Ciebie świat, aby ukazał prawdziwe oblicze, bez sensu, bez ceregieli. I choć wiem, że zaśniesz - niemy jest język miłości, zwłaszcza tej zaniechanej...
  8. Podoba mi się taka Poezja. Tak trzymaj. Ślę pozdrowienia!
  9. Przeczytałam od początku do końca z ogromnym zainteresowaniem. Piszesz... po prostu pięknie. Zachwycająco. Wyjątkowo. Fenomenalnie. Nic nie brakuje Twojej Poezji. Pozdrawiam Cię słonecznie i życzę nieskończonej weny twórczej!
  10. Bezcielesne są dni, kiedy czas mija się z ostatnim wstępem do zwycięstwa. Bolesne noce, gdy samotność staje na baczność, by odprawić rozrachunek sumienia. Czuję pierwszy podryg czułości - odosobniony i ubezwłasnowolniony jak serce, co przeplata się z gwiazdami, którym odebrano raj. Moje ciało chadza pustymi ścieżkami - dłonie szukają ucieczki przed miękkością ścian, bagażem sufitu. Twoje posłuszeństwo odkrywa nienapoczęte bramy, słupy graniczne, kamienie węgielne - aby bronić się przed upadkiem, przed zwątpieniem w to, co kocha i odmienia się przez serce. To prześmiewczy sen - rozpleniły się bezsenne kwiaty, skrawki pamięci, ostatnie uderzenie serca. Nie odkryję cię na nowo - prędzej runie moja rzeczywistość, pieszczotę zwieńczy łza.
  11. Noc wlewa się do środka czarnym, mroźnym, krystalicznym snem. Sen przepełnia każdy zakątek umysłu, każdy zakamarek serca, zakręt duszy. Próbuję otworzyć oczy, obudzić się - koszmar odebrał resztkę wolnej woli. Czy rzeczywistość nauczy mnie kochać połowicznie? Czy przyszłość zaśnie, zanim skapnie ostatni płomyk łzy? Smutek jest wszędzie, tyle że go nie doceniamy. Okrutnie bolesne jest pragnienie cudu, który uśmierzy wieczność, zaspokoi niedopałki przeszłości. Pękło na pół serce, spopieliła się dusza. Wszystko, co ludzkie, stało się zwierzęce.
  12. Ciemność tak bliska, a jednocześnie rozlegle niedostępna. Zza węgła wygląda noc, cała czarna jak kubek kawy, którą zwykłam pijać do poduszki. Jesień? Zanim powróci, zdołam uśmierzyć prorocze sny, usidlić wiatr, zagarniający życie lodowatą, niemal martwą dłonią. Pragnę dostrzec w tobie drogowskaz, jaki objawi rozwiązanie tego misterium. Mój czas kocha się w igliwiu wciąż młodych gwiazd, rozkoszuje się deszczem, który pozwala zaspokoić potrzebę na strach. Skąd w twojej przyszłości tak wiele smutku? Skąd tyle skaz, skoro milknie powietrze?
  13. Przychodzisz, choć wiem: cienka i jałowa jest nowa skóra poematu. Powracasz, lecz rozumiem: liche stało się istnienie, które nie doczekało się wczorajszego wieczora. Lgnę do ciebie, tak jak smutek lgnie do łez; rozpościeram senne złudzenia, aby zrozumieć potęgę nienawiści. Złamana w połowie, wystawiona na nadludzką nowomowę, znajduję ukojenie w samotności. Czy odnajdziesz mnie, gdy ciało stanie się wreszcie wymówką dla duszy? Moje jutro, dotkliwie wymuskane, okaże się pretekstem do wiary, do ufności - przepadnie bez myśli, bez nienasyconej pustki. Poczuję w sobie ten wiatr, za jakim bezsensownie się uganiam. Odejdę za granicę zapomnienia, za linię, dzielącą nas od strefy milczenia.
  14. Pięknie napisane. Taką Poezję właśnie lubię i doceniam. Pozdrawiam!
  15. Wiersz fenomenalny. Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiam!
  16. Wiersz bardzo, bardzo w moim typie. Dziękuję Ci. Pozdrawiam serdecznie.
  17. Zaniemówiłam... Wiersz zdecydowanie przypadł do gustu mojej duszy. Pozdrawiam serdecznie.
  18. I takie podejście mi się podoba! ;) Bardzo dobry wiersz.
  19. Ogrom treści w niewielkiej ilości słów. :)
  20. Poezja zdecydowanie z najwyższej półki.
  21. Odebrano mi drogę ewakuacyjną. Odebrano mi niebo, powierzono piekło, abym sprzedała uśmiech. Uśmiech dość aluzyjny, bez ceregieli. Serce błaga o minutę ciszy. Smutek, ten skończony pechowiec, dziś koliduje tylko z sobą. Ręka za ręką, toczy się dotyk. Opatrzność błogosławi nas, obiecuje rychły powrót ludzkości. Czy życie musi zawsze kończyć się u twojego serca? A może sentyment każe spać pomaleńku? Krzykliwy jest twój szept. Milcząca niewinność. Proszę, obudź się znów we mnie, pośród wyprzedanych lęków, pomiędzy krnąbrnymi myślami. Nie chcę iść za tobą na kolejne manowce. Nie podążam za wołaniem wiary, będącej uśmierzeniem dla przyszłości. Cicho, coraz ciszej jest mojej nocy. Gwiazdy ktoś schował do pudełka po zapałkach.
  22. I cóż, że zbyt ciężkostrawne okazały się moje przypuszczenia? Cóż, że ciało współgra z pamiętną ciszą? Życie jest zegarem, któremu ktoś wydrapał wskazówki. Przyszłość kojarzy się z odległością, na jaką nie zasłużyłam. Wszystko, co jasne i przejrzyste, zgadza się z twoimi snami, z przypowieściami, które niestrudzenie snujesz na pożegnanie. Ciepło, gorąco jest moim dłoniom na twoim ciele. Rozkoszuję się przyszłością, jaka pozostała do twojego odejścia. Sekundy... Zliczam sekundy, dzielące mnie od kolejnego uderzenia serca. A dusza? Dusza, ukryta w kącie, jest najwyżej nietrafioną wymówką. Nie tańcz, proszę, gdy niebo jest w żałobie po rozstaniu z ziemią. Zawiesiłam u serca najpiękniejszą z twoich gwiazd - czy zgasnę, zanim powróci świt? Chyba zakochałam się zbytnio w twoim jutrze. Poświęciłam ułamki sekund, aby nauczyć się języka świata. Zanim odnajdę cię pośród snów, zanim poczuję w sobie twój lęk - zasną pozostałości po godzinach, po smutkach; w nich drzemie moje niepoukładane, brudne serce...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...