-
Postów
2 492 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
5
Treść opublikowana przez staszeko
-
Porównywanie ludzi do psich to zniewaga tego szlachetnego zwierzęcia. ? Zrywający boki wiersz. ? ?
-
@Marek.zak1 Jestem beznadziejny w wyborze prezentów, nie mam smaku, ani wyczucia upodobań drugiej osoby, dlatego daję gotówkę, ale to może być czasem źle odebrane, zwłaszcza w wypadku kobiety… Puenta zerżnięta ze starego kawału, a pierwsza część na podstawie obserwacji kilku pań, z którymi miałem (nie) przyjemność. Dziękuję za przeczytanie oraz pokrzepiający komentarz. ??
- 18 odpowiedzi
-
- opowiadanie
- fikcja
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
@ais @Rolek @Klip Dyskwalifikacja?? Ja się nie zgadzam, ja protestuję, ja was do sądu… ? Przecież Międzynarodowy Dzień Awiatora jeszcze się nie skończył, jeszcze samolot nie wylądował, miłość w przestworzach trwa…? Proszę łaskawie w imieniu kolegi Rolka o jeszcze jedno podejście: Leciała raz harcerka szybowcem z Dęblina Dziewka urocza, usta jak malina Chochlika miała w kabinie Nie odmówił słodkiej dziewczynie Do cna wyczerpała tego goblina
-
Kobiecie tak trudno dogodzić! Na nadchodzące Walentynki planowałem kupić jej coś wyjątkowego, czego jeszcze nigdy nie miała. Nawet gdyby zerwała ze mną następnego dnia, ten upominek miał ocalić mnie od zapomnienia. Chciałem, żeby patrząc na to po latach pomyślała: „Jednak miał klasę i charakter”. Może nawet byłoby jej żal, że nie jesteśmy już razem. Postanowiłem kupić jej coś, co związałoby nas na zawsze. Zacząłem od sporządzenia listy upominków: ode mnie, a również tych, które podarowali jej znajomi, choć oczywiście nie mogłem wiedzieć o wszystkich. Pierwsza lista nie była zbyt długa, gdyż nie dostawała ode mnie wielu podarków. Zazwyczaj były to okazyjne bukiety, ułożone z wyszukanych roślin. Ilekroć kwiaciarka pytała: — Do ilu? Szybko ją poprawiałem: — Nie do ilu, ale od ilu. Jednego razu wręczyłem jej wiązankę z egzotycznym kwiatem o trudnej do wymówienia nazwie, sprowadzanym z drugiego końca świata przez największego importera w Amsterdamie. Jej reakcją był uśmiech, lecz nie taki powodowany autentycznym uczuciem wdzięczności, tylko szablonowy, który za darmo można ściągnąć z witryny Google. Kilka dni później zwierzyła się koleżance, jak bardzo była rozczarowana: — Wiesz, przyniósł mi takiego badyla, co rosną w rowie jak osty. Czy on myśli, że ja jestem jakaś krowa? Innego razu, kiedy przechodziliśmy koło Cepelii, zauważyła na wystawie nieduży obrazek wyszywany kolorowymi nićmi z muliny. Przedstawiał szczupłą kobietę siedzącą z kwiatem w dłoni na ławce w parku. — Ależ to piękne, jak ja bym chciała mieć coś takiego… — westchnęła. Popatrzyłem na cenę — była rujnująca, lecz zaraz pomyślałem: nie ma takiego wydatku, którego bym dla niej nie poniósł. Pracowałem po godzinach, również w wolne soboty, oszczędzałem na jedzeniu, a myśl, że robię to wyłącznie dla niej, stawała się największą motywacją. Niedługo były jej imieniny i podarowałem jej ten niezwykły upominek, nie bez cienia nadziei, że przypadnie jej do gustu. — Kochany, to najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Skąd wiedziałeś, że uwielbiam takie rzeczy? Zarzuciła mi ręce na szyję, lecz nie było w nich odrobiny ciepła. Po kilku tygodniach, szukając parasolki, odnalazłem nieszczęsne rękodzieło: leżało za szafą w przedpokoju, całe pokryte kurzem i pajęczyną. — Ach jak dobrze, że to znalazłeś. Sama nie wiem, jak to mogło przepaść bez śladu — skłamała bez zająknięcia. Miałbym łatwe zadanie gdyby lubiła bibeloty. Kupiłbym jej wtedy jakiegoś fikuśnego pajacyka, albo misia, do którego mogłaby się przytulić, ale ona była osobą gustowną, o wyszukanym smaku i gardziła taką taniochą. Myślałem o czymś z ubrania, lecz tu wybór był jeszcze trudniejszy: jeden rękaw może być przykrótki, szew nierówny, albo guzik przyszyty pod złym kątem. Poza tym, nie wiedziałem jaki nosi rozmiar, a gdy proponowałem wyjście na basen lub plażę, żebym mógł ją dokładnie ze wszystkich stron obejrzeć, wymawiała się rozstrojem żołądka bądź migreną. Jeszcze gorzej sprawa się miała z obuwiem. Jednego razu asystowałem jej przy zakupie luksusowych botków z zameczkiem. — Jak ci się podobają? — Super. — A te? — Fantastyczne. — No, to które lepsze? — Sam nie wiem… — Jesteś typowy facet, nawet doradzić nie potrafisz! — Cisnęła we mnie butem i rozzłoszczona wybiegła ze sklepu. Myślałam też o biżuterii jako najbardziej oryginalnym sposobie wyrażania uczuć, tylko nie miałem pojęcia co wybrać. Na szczęście w katalogu w internecie natrafiłem na reklamę pierścionka z ośmiokaratowym opalem, oprawionym w srebro szterlinga i rod, doskonale imitujący o wiele droższą platynę. Bursztyny, perły, korale podobne są do siebie, ale dwóch identycznych opali nigdy się nie znajdzie. Kamień w zależności od pory dnia i roku mienił się tuzinem różnych barw, a ja widziałem w nim jej odbicie — rankiem przy śniadaniu uśmiechała się do mnie niczym blady płatek róży, wieczorem jej usta nabierały koloru dojrzałej brzoskwini. Niestety, również i tym razem mój trud poszedł na marne: zrobiła minę jakbym kupił to w sklepie z drobiazgami za dwa złote. Nigdy nie włożyła tego pierścionka na palec, a później się dowiedziałem, że sprzedała go na e-bay za całkiem niezłą sumę. Może najprościej byłoby zaprosić ją do restauracji na kolację przy świecach, albo na kawę i ciastko do coffeeheaven. Siedzielibyśmy w wygodnych fotelach, raczyli się delicjami, podziwiając widok na Zamek Królewski i rynek Starego Miasta, byłoby cudownie… Czy aby na pewno? Skądże, taka możliwość nie wchodziła w grę — była obsesyjnie przewrażliwiona na punkcie swojej figury i odżywiała się wyłącznie według ścisłej diety, której jadłospis żadnej restauracji by nie sprostał. Osobiście wolę kobiety o nieco bardziej zaokrąglonych kształtach, lecz nigdy nie miałem odwagi powiedzieć jej o tym. W końcu wpadłem na fantastyczny pomysł, prawdziwa bomba: podróż cruiserem po Adriatyku! Trasa z Dubrownika na wybrzeże dalmatyńskie, po drodze egzotyczne wysepki, gdzie niebo jest błękitne, a deszczu ani kropli. Czyż można ten ponury, lutowy dzień, spędzić w lepszym miejscu? Dzielilibyśmy przez osiem dni jedną kabinę, wspólnie jedli, pływali w basenie i grali w kręgle, tańczyli na dyskotece, a wieczorami spacerowali po pokładzie, obserwując delfiny, skaczące na tle zachodzącego słońca. Ten statek to byłby nasz Titanic. Poprosiłbym, żeby zamknęła oczy, poprowadził ją do poręczy na dziobie, schwycił za ręce, rozpostarł je ku górze i zawołał: — Teraz. A ona na to: — Frunę! Nie, takich momentów się nie zapomina, choćby musiała z powrotem polecieć na Wenus. Natychmiast się zalogowałem, żeby zrobić rezerwację… Co? Wszystkie miejsca zabukowane? Niemożliwe! Zadzwoniłem do agenta — to samo. W takim razie, może karnet narciarski do Jasnej w Słowacji? Warunki do zjazdu przyzwoite i taniej niż w Krynicy… Już widziałem nas zjeżdżających ze zbocza slalomem między świerkami, gdy naraz przypomniałem sobie, jak ostatniego dnia lata, wybraliśmy się na piknik do parku rozrywki w Powsinie. Tylko usiadła na kocu, od razu zaczęła podrygiwać i drapać się po całym ciele. — Jakieś robaki mnie oblazły, nie cierpię tego paskudztwa. Nie przywoź mnie tu więcej! W miarę upływających dni kończyły mi się pomysły. Niepocieszony krążyłem ulicami i obserwowałem przed-walentynkową gorączkę: Udekorowane sklepy na Nowym Świecie, przy wejściu tłum przechodniów. Chłopak w moim wieku kupuje drobiazgi, nie jakieś wyszukane nie wiadomo coś, tylko zwykłe karteczki z napisami, wierszykami, czerwone serduszka z błyszczącego papieru, pluszowe misiaczki, maskotki. Patrząc na niego próbowałem odgadnąć: czy miał aż tyle narzeczonych, czy może tę jedyną kochał tak bardzo? Zrezygnowany, zamierzałem wrócić do domu, kiedy na rogu ulicy zauważyłem sklep, którego przedtem tam nie było. Przeczytałem kolorowy szyld na ścianie i nie namyślając się wiele, wszedłem do środka. Choć front sklepu był dość wąski, wewnątrz wystarczało miejsca na obszerną sień, szeroką ladę, a za nią stos metalowych klatek, ułożonych jedna na drugiej, na kształt gigantycznej piramidy. — Czym mogę łaskawemu panu służyć? Za ladą stał niski, grubawy człowiek, ubrany wyjątkowo wykwintnie: czarną marynarkę, tego samego koloru spodnie i białą koszulę z włoskim kołnierzykiem, bez kieszeni, co nadawało jej elegancki ton. Szyję sprzedawcy ozdabiał niezbyt szeroki krawat z jedwabiu w wiśniowym kolorze, wiązany asymetrycznym węzłem z niedużą łezką. Krój mankietów wskazywał, że całość musiała pochodzić z najmodniejszej pracowni. Na rękach miał białe, bawełniane rękawiczki, a na jednej z nich, wyszyty purpurową nitką monogram „HP”. Mężczyzna wyglądał na około sześćdziesiąt lat; na jego głowie nie było prawie wcale włosów, za to nad górną wargą wyrastała kępka czarnych, gęstych jak szczoteczka i przystrzyżonych równiutko wąsów. Poza tym, nie było w jego twarzy nic szczególnego, może za wyjątkiem pary czarnych, przenikliwych oczu, które utkwił we mnie, gdy tylko zabrzmiał dzwonek u drzwi. Odniosłem wrażenie, że jest magiem i potrafi czytać głęboko w moich myślach. — Czym mogę łaskawemu panu służyć? — doszedł zza jego pleców zachrypnięty głos, choć w sklepie oprócz nas nie było nikogo. — Ja tak tylko… — zacząłem lekko zmieszany. — Przechodziłem ulicą… nigdy przedtem nie widziałem tego sklepu… Sprzedawca pozwolił mi skończyć, po czym pochylił głowę, oczekując konkretnych pytań, ale milczałem, więc się wyprostował, uśmiechnął i odezwał niespodziewanie energicznym, jak na osobę w jego wieku, głosem: — Nie mógł szanowny pan wybrać lepszego dnia, lecz proszę wpierw spocząć. Domyślam się, że sporo się pan dziś nachodził… To mówiąc wskazał fotel pod ścianą, który pomimo wiekowego wyglądu dawał wygodne oparcie, nie zapadł się, ale był idealnie miękki i sprężysty. Sprzedawca poczekał, aż przyjmę komfortową pozycję, za co byłem mu wdzięczny, gdyż nóg faktycznie już nie czułem. — Właśnie prowadzimy promocję wielu cennych okazów, których normalnie nie sprzedajemy w sklepie, tylko na prywatnej aukcji. Po tym wyjaśnieniu wskazał na niedużą alkowę z boku sali, gdzie na wysokich taboretach stało kilka stylowych klatek z bajecznie kolorowymi ptakami. Jeden z nich przekrzywił łebek i wpatrywał się we mnie parą malutkich, czarnych oczu. — Tylko na prywatnej aukcji! — powtórzył skrzeczącym głosem. Widząc moje zakłopotanie, sprzedawca kontynuował: — Podobnie jak ludzie, każda papuga jest inna, każda ma unikalne zalety… — A te… — Wskazałem na klatki w najniższym rzędzie. — Jaką mają zaletę? — Nie kosztują wiele, ale potrzebują dużo czasu, żeby się nauczyć prostych zwrotów, takich jak: „na zdrowie” lub „jak się masz?”. — A przeklinać potrafią? Sprzedawca uśmiechnął się spod wąsa. — Jeszcze jak! — i poważniejszym tonem dodał — ale po co marnować wybitny talent na tak przyziemne rzeczy. — A te wyżej? — Są w stanie się nauczyć do tysiąca słów w ciągu roku. Popatrzyłem na rzędy klatek piętrzące się pod ścianą. Z ich wnętrza przyglądały mi się z zaciekawieniem egzotyczne ptaki, różnej wielkości i koloru. — A ta liniejąca, pewnie po obniżonej cenie? — Pokazałem na papugę, która wyglądała jakby wyszła jej przynajmniej połowa piór. — Niech szanowny pan nie da się zwodzić pozorom. Upierzenie nie jest oznaką talentu, często wprost przeciwnie: taka co traci pióra, rozwija inne umiejętności. Wczoraj sprzedałem białą kakadu, która choć już nie najpiękniejsza, potrafiła zaśpiewać po niemiecku całą arię Królowej Nocy z Czarodziejskiego Fletu, bez jednej złej nuty. „Ta odpada, ona nienawidzi opery” — pomyślałem, a głośno dodałem: — A te w wyższych rzędach? — Potrafią naśladować języki podobne do polskiego: czeski, rosyjski… — To te nad nimi znają pewnie francuski i hiszpański? — Tak właśnie! Jak szanowny pan na to wpadł? — Sprzedawca nie posiadał się z zachwytu. Uniósł wysoko brwi i opowiadał z przejęciem: — Mój brat prowadzi podobny sklep na Rue Parrot w Paryżu. To taka mała uliczka, zaraz przy dworcu Gare de Lyon, kilka kroków od brzegu Sekwany… — Pan wybaczy — wszedłem mu w słowo — ale nigdy nie byłem w Paryżu. Asystent umilkł i spojrzał na mnie z wyrozumiałością. — Ach tak, nie szkodzi. Chciałem tylko powiedzieć, że raz na jakiś czas wymieniam się ptakami z bratem. Wtedy się uczą obcych języków jeszcze szybciej. — Ale czy zdążą? — Papuga żyje przeciętnie dwadzieścia lat, czasem sto, a nawet dłużej. To wspaniały kompanion na całe życie. Pan z myślą o sobie, czy o kimś innym? — Ja tak tylko… Zastanawiam się, po co komuś papuga, jaki z niej pożytek? Sprzedawca zaśmiał się z fałszywym tonem w głosie, jakby chciał ukryć wadę produktu, który zachwala. — Łaskawy pan to wytrawny klient, a ja takich cenię najbardziej. To prawda, że zwykłemu człowiekowi papugi mogą się wydawać czymś zupełnie zbytecznym: to straszne bałaganiary, zawsze się czegoś domagają, są hałaśliwe i samolubne, wiecznie zajęte sobą i narzekają na wszystko… „Znam dobrze taką jedną” — zaśmiałem się w duchu, lecz sprzedawca nic nie zauważył i ciągnął dalej: — Ale są piękne, a ile piękno jest warte, sam pan wie. — Tutaj wbił we mnie świdrujący wzrok. — Gdybyśmy nie mieli tej odrobiny piękna, tego powabu przyciągającego oczy, to otaczałaby nas zewsząd przeciętność i szpetota, czyż nie tak? „Och tak, czym byłby świat bez niej?” — Myśleliśmy całkiem podobnie. — No niech łaskawy pan raczy tylko spojrzeć na tę szkarłatną makawę z Meksyku. Czyż nie jest prześliczna? Czerwona główka, żółta kryza, a kuperek cały niebieściutki! — Owszem, jest niczego sobie, ale taki okaz musi kosztować. — Akceptujemy większość kart kredytowych i pobieramy tylko pół procenta od transakcji, a od łaskawego pana — w tym miejscu zmienił ton na poufny, jakbym był jego kluczowym klientem — na transakcji potrącamy zero, nulla. A więc? Szczyt piramidy był uwieńczony największą ze wszystkich klatek, we wnętrzu której drzemał ptak olbrzymich rozmiarów. Miał on jednakże nieproporcjonalnie krótki dziób, długi, przywąski ogon, jakby brakowało w nim kilku piór i ubarwiony był zgoła niepięknie, raczej na pstrokato. — A ten tam, na samej górze. Ile on kosztuje? Sprzedawca w odpowiedzi wyjął z pudełeczka wizytówkę, skreślił na jej odwrocie kilka cyfr i podał mi do ręki. — Specjalna oferta, tylko do następnej soboty. Popatrzyłem i pomyślałem, że za taką cenę można by równie dobrze kupić sobie kota w butach, który przyniósłby właścicielowi olbrzymią i dozgonną fortunę, bez potrzeby inwestycji i amortyzacji. Skoro tak, to ten ptak musi znać tysiące słów w rozmaitych językach i dialektach całego świata. — A co on potrafi, ile zna języków? Sprzedawca zamrugał oczami, jakby nie do końca zrozumiał moje pytanie. — On, języków? Żadnego. On jest tutaj dyrektorem.
- 18 odpowiedzi
-
10
-
- opowiadanie
- fikcja
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zatrzymujący bicie serca wiersz. ?
-
Lotnicy mieli lepiej niż marynarze i piechota, bo stacjonowali blisko miejsc o nadwyżce młodych, spragnionych przygód kobiet. Fajny limeryk. ? @Rolek W życiu nie wsiadłbym do samolotu, w którym piloci uprawiają seks zamiast koncentrować się na pilotażu. ?
-
Leciała raz harcerka szybowcem lotnym „Mucha” Nad lotniskiem szalała wtedy zawierucha Pasażera miała w kabinie Nie odmówił słodkiej dziewczynie Do cna całkiem wyczerpała tego druha Druh chyba siedział jej na kolanach, bo „Mucha” jest szybowcem jednomiejscowym. ??️
-
Typowa nostalgia końca wakacji: po letniej przygodzie zostało wspomnienie. Czas zabrać się do roboty, czas dorosnąć. Pozdrawiam serdecznie. ?
-
Po cichu przeklinamy
staszeko odpowiedział(a) na Waldemar_Talar_Talar utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Trzeba się znieczulić udawaniem i przeklinaniem, bo inaczej nie dałoby się żyć. Fajny wiersz. ? -
Uwielbiam botwinkę i dziękuję za przepis. ?
-
po nas choćby i potop*
staszeko odpowiedział(a) na OloBolo utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Za około siedem i pół miliarda lat Ziemia spłonie w słonecznym ogniu, lecz zanim to nastąpi wyschną oceany, obumrze atmosfera, a skały będą tak gorące, że się rozpuszczą w lawę. Agonia naszej planety będzie ostatnim poematem człowieka. Wszystko marność. ? -
@Marek.zak1 Słuszna uwaga: radość w Rosji jest oznaką głupoty. Mądry człowiek utyskuje nad swym losem i zapija się na śmierć. Nie jestem tylko pewien czy Polska była kiedykolwiek częścią Rosji... pod zaborem, owszem, ale zawsze jednak Polska... ???
-
@Wędrowiec.1984 Coś w tym jest... Dodałbym jeszcze klimat i specyficzną pogodę: jesień i przedwiośnie, niespotykane nigdzie indziej na świecie. Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa w społeczeństwa wyrosłych w dobrobycie, gdzie radość jest częścią etykiety i nawet umierający człowiek, zapytany jak się czuje odpowiada: „Dziękuję, całkiem nieźle”. Jednak chyba łatwiej żyć z taką sztuczną przymilnością. Zatem miło mi. ?
-
@Cor-et-anima Tak, ze wszystkiego chyba najgorsza jest obojętność i apatia. Złość to silny bodziec przynajmniej do odrzucenia istniejącego stanu rzeczy, czyli nieświadoma potrzeba zmian, podobnie co zawiść, zazdrość i pazerność. Sama życzliwość nie wystarczy — miałem kolegę, który przychylał swojej dziewczynie nieba, a mimo to zerwała z nim. Gdy zapytałem o powód, odpowiedziała: Był dla mnie za dobry. I bądź tu mądry. ?
-
Inne spojrzenie, część 57
staszeko odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ile Najlepszy Mąż We Wszechświecie ma żon? -
Szukam Ciebie Panie
staszeko odpowiedział(a) na andrew utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ten wiersz przypomniał mi dylemat pewnego człowieka. Człowiek ten widział często we śnie ślady swoich stóp na piasku, a obok stóp Pana Jezusa, który pomagał mu iść przez życie. Jednak w wyjątkowo trudnych momentach, kiedy człowiek był u kresu sił, widniał na piasku tylko pojedynczy ślad. — Jezu, czemuś mnie opuścił gdy potrzebowałem Ciebie najbardziej? — Wtedy ciebie niosłem — odpowiedział Jezus. Pozdrawiam serdecznie. ? -
Czemu polska poezja jest zawsze taka smutna? Czy w życiu Polaka nie może być odrobiny radości? Pozdrawiam. ?
-
Nie sądziłem, że tak można, ale czemu nie? ? Lubię szczere wyznania. ?
-
gdy kończy się sierpień
staszeko odpowiedział(a) na sisy89 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wiersz odnosi się jedynie do półkuli północnej, bo Down Under jest coraz cieplej, zwłaszcza nocą; słońce grzeje mocno; kwitną pomarańcza i cytryny; jaśmin, bazylia, lawenda roztaczają odurzającą woń; przywabiają pszczoły, jest ich coraz więcej, będzie miód, palce lizać! ? ?? Niestety, nie możemy mieć wszyscy lata o tej samej porze, dlatego cieszmy się tym co mamy. ????? -
Nasze dzieci!
staszeko odpowiedział(a) na [email protected] utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziś nie ma niezależnego szkolnictwa. Nauczyciel spędza więcej czasu na komputerze wypełniając statystyczne tabelki, zamiast pisać coś mądrego kredą na tablicy. Szkoła to firma, w firmie trzeba słuchać szefa, a kto płaci ten ustala program nauczania. Ważny temat, ale wątpię, żeby ten wiersz zmienił cokolwiek, poza tym, że piszącemu może nieco lżej na sercu. Pozdrawiam serdecznie. ? -
Docenić chwilę
staszeko odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Myślę, że te wszystkie modlitwy męczą Pana Boga, a na pewno nudzą, bo jak można słuchać w kółko to samo? W dodatku ludzie pragną przeciwstawnych rzeczy: plantatorzy trzciny cukrowej modlą się o deszcz, właściciele winnic modlą się o słońce, kibice piłkarscy o to, żeby wygrała ich drużyna, a przecież każda drużyna nie może wygrać i jak tutaj wszystkim dogodzić? Zamiast się modlić, kontemplujmy: siedźmy przez godzinę nie myśląc o niczym, a wówczas wszystko stanie się jasne.✨? Pozdrawiam. ? -
Kiedyś kolega z liceum udzielił mi następującej rady: „Pij, pal i pisz, a co z tego wyniknie, nie ma znaczenia”. Myślę, że ta rada jest wciąż aktualna, może za wyjątkiem dwóch pierwszych czynności. Pozdrawiam i życzę powodzenia w dorzucaniu drwa do ognia, gaszenia ogniska paliwem. ??
-
Za ostatni grosz
staszeko odpowiedział(a) na Waldemar_Talar_Talar utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
za ostatni grosz kupię sen o prawdziwej miłości z której się nie obudzę W sumie cztery grosze, czyli niemały wydatek. ?? -
Coś w tym musi być… ? Był taki urodzony matematyk Ramanujan, stawiany na równi z Eulerem, który choć nie miał formalnego wykształcenia w wyższej matematyce, potrafił rozwiązywać zadania uważane za nierozwiązalne. Ramanujan powiedział kiedyś: „Równanie dla mnie nie ma znaczenia, jeśli nie wyraża myśli o Bogu”. Pozdrawiam. ?
-
A poetów się zamyka Ot i cała logika ?