
Corleone 11
Mecenasi-
Postów
2 586 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Treść opublikowana przez Corleone 11
-
@Leszczym Z pewnymi zastrzeżeniami co prawda, ale postrzegam "Beztroską rację" jako nawet-nawet 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
-
@Somalija Dodaj literkę "n" do określenia w tagu. Odnośnie do wiersza nie mam zastrzeżeń 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
-
- dla Belli i dla A. - Tak, umarłeś - potwierdziła Bella. - Jak sam wiesz, po raz kolejny. Jak zresztą wiemy oboje. I po raz nieostatni, co wiemy także. Co zawiera w sobie prawdę, że będziesz chciał wrócić. - Ale skoro umarłem, to jak?... - zapytał wciąż oszołomiony Mil. Odruchowo, bo przecież już zrozumiał, mając wszakże - jako Jezusopadawan - stosownie szeroki zasób duchowej wiedzy. - No tak, przecież czuję, że mam ciało. Widzę, słyszę i mówię. Ale nie jest ono czysto ziemskim, prawda? - spytał. Znów retorycznie. - Oczywiście - odparła mu żona. - Moje też nie, jak widzisz i jak się domyśliłeś. Ale to ciągle materia, chociaż na wyższym poziomie energetycznym. Dużo, dużo wyższym, oferującym - a więc i zapewniającym - o wiele więcej możliwości. W oczywisty sposób nie podlegające wpływowi czasu. Którego jednak wpływ, jak wiesz, da się ograniczyć. Pominąwszy już to, że wpływa on tylko na dane ciało w określonym wcieleniu. Nic natomiast znaczy w dłuższej perspektywie całego ciągu inkarnacji. No, ale - przerwała sobie, kończąc. Po czym poruszyła znacząco skrzydłami, uśmiechając się wdzięcznie. A zarazem skromnie i zachęcająco. - Ależ, mój drogi mężu! Długo mam czekać? Przemiana zwiększyła mój apetyt, a twoje ciało... - ponownie urwała, ponownie znacząco. Nie czekał na kolejny uśmiech... * * * - Skrzydła bynajmniej ci nie przeszkadzały - mruknęła, uśmiechnąwszy się filuternie, gdy skończyli sycić się odmienionymi sobą. Oboje rozemocjonowani i rozgorączkowani na poziomie o wiele wyższym, niż za każdym dotychczas wspólnie doznanym i wspólnie przeżytym Czasem Czułości. - Tobie także nie - przymrużył lewe oko, mając na myśli inny niż ona - co widział w jej umyśle - etap dopiero co przeżytego Czasu. Mimo, iż przecież oboje byli poza czasem. - Jak sam widziałeś i czułeś - teraz Bella przymknęła oko. Dla odmiany prawe. - Zdecydowanie nie. Po czym, po kolejnej dłuższej chwili zapytała: - Chcesz ją zobaczyć? Gdy przytaknął - czego zresztą spodziewała się, znając go od tylu wieków, a teraz widząc na wskroś - podniosła się. Usiadłszy, przyłożyła do brzucha złączone dłonie - krawędzią do siebie, kciukami na zewnątrz. Po następnej chwili przesunęła ku niemu dłonie ze spoczywającą w nich malutką aniołką. Że nie aniołkiem, widać było po długiej czuprynce. Po matce - czarnej. Bella uniosła ręce i odczekawszy, aż mąż dotknie jej ostrożnie, dmuchnęła delikatnie. Aniołeczka, uniesiona, rozpostarła skrzydełka - jak matczyne, ale znacznie mniejsze, proporcjonalne do obecnego wzrostu - i zaczęła swobodnie unosić się w przestrzeni tuż przed nimi, rosnąc zauważalnie. - Same anioły - uśmiechnął się Mil. - Nasza pierwsza Kruszynka, potem ty i teraz nasza druga anieliczka. No, prawie - poprawił się, pomyślawszy o sobie. - Ty też masz w sobie cząstkę anioła - Bella uśmiechnęła się w odpowiedzi. Cdn. Voorhout, 11. Marca 2024
-
1
-
Nie wszyscy
Corleone 11 odpowiedział(a) na Lidia Maria Concertina utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Lidia Maria Concertina Świetne 🙂 . Serdeczne pozdrowienia. -
@Bożena De-Tre Osobistość i emocjonalność są powiązanymi przestrzeniami. Prawdaż? Serdeczne pozdrowienia 🙂 .
-
- dla Belli i dla A. Nim ją zobaczył, poczuł obecność. Poczuł, że zbliża się. Że nadchodzi. Poprzedzona znaną mu przecież aurą osobistej energii. Chociaż teraz znaną mu tylko częściowo, czego jednak jeszcze nie wiedział. Pojawiła się kilkanaście metrów od miejsca, w którym stał. Tak dobrze znana mu postać. Tak dobrze, a obecnie trochę jakby inna, przyobleczona w delikatne światło. Jakby miękkie, prawie awidoczne w świetle... właśnie: czego? W świetle dnia? Nie był tego pewien; i nie mógł być, nie widząc - jak przedtem wspomniano - Słońca. Prawie awidoczne, jak pomyślał w pierwszej chwili, a jednak dające się zobaczyć, jako kontrastujące z wokołoblaskiem. A może z wszechblaskiem, jak w pewnej chwili - właśnie tej - pomyślał, pytając sam siebie. Bardziej poczuł niż zobaczył, co dokładnie zmieniło się w jej kształtach. Zawsze - odkąd ją znał - miała doskonałą figurę, jakby zwieńczoną prześliczną buzią z pełnymi łagodności oczami i idealnymi wargami. Teraz - dokładnie takie odniósł wrażenie - przenikająca z jej wnętrza jasność uczyniła jej ciało jeszcze doskonalszym. Uczyniła figurę jeszcze bardziej idealną, spojrzenie jeszcze bardziej łagodnym uśmiech zaś - jeszcze bardziej ujmujący. Gdy podeszła bliżej, zobaczył tę inność bardzo wyraźnie. Nie tylko dlatego, że była całkiem naga. Nie tylko dlatego, że przedostający się z niej i promieniujący na zewnątrz blask był tym, co metafizycznie odrożniało ją obecną od niej dawnej. Ale także z powodu skrzydeł, widocznych ponad linią ramion. Ten widok zaskoczył go całkiem. Do tego stopnia, że ledwie zdążyła go przytrzymać, z kolejnym krokiem podszedłszy dokładnie o trzy. - Milu... - wyszeptała na poły zawstydzenie, na poły dumnie. - Jak podobam ci się po zakończeniu przemiany? Nadal mnie chcesz? - Ale... - pomimo zadziwienia pamiętał, o co chciał zapytać. Chociaż teraz mógł być prawie pewien - tak odpowiedzi, jak i miejsca. A właściwie - przestrzeni. - Nadal cię kocham i nadal cię chcę - odpowiedzial. - Ale skoro jesteśmy w bezpośredniej obecności Absolutu, to znaczy, że umarłem. Jak więc?... - zawiesił odpowiedź, wiedząc dokładnie, o co Bella pyta. - To przecież stan i przestrzeń - zaczęła, a słowa pojawiały się w jego umyśle tuż przed tym, nim je wypowiedziała - gdzie możliwe jest wszystko. A jesteśmy tu, chcąc przecież począć aniołkę... Cdn. Gdańsk, 9. Marca 2024
-
- dla Belli i dla A. - Była tak słodka... - wspominał później Mil, chwilę przed zaśnięciem przeglądając oczami serca myśli duszy. - Tak bardzo słodka, wręcz niesamowicie... I tak delikatna... tak czuła. Wcielona słodycz.... delikatność... czułość... ach, to mało powiedziane! A raczej mało pomyślane - poprawił siebie, sam przed sobą, ale dla niej. Najdelikatniej, jak potrafił i najczulej, jak tylko mógł, przesunął czubkami palców po jej szyi, od ucha ku obojczykowi. A zaraz potem po krzywiznie biodra. Tak wolno i tak ostrożnie, jak tylko byl w stanie. - Jest tak bosko piękna... - pomyślał kolejną myśl. - Jednak to z duszy przecież, nie skądinąd, biorą się jej czułość i delikatność. Poruszyła się przez sen, a jej wargi drgnęły, jak gdyby chciała coś powiedzieć w odpowiedzi na jego myśli. - Ale nie mogła przecież ich usłyszeć - zaświtała mu kolejna. - A może jednak? Nic byłoby w tym dziwnego, skonstatował. - Staje się przecież anielicą, duchowo zostałem za nią tak bardzo z tyłu... - zasmucił się. - Ach... * * * Wydało mu się, że się obudził. A raczej, jakby to ona go zbudziła, szepcząc jego imię i po każdym wyszeptaniu muskając jego wargi swoimi. W pierwszym momencie odniósł wrażenie, że co prawda nadal leży na łożu, ale otaczająca przestrzeń zdecydowanie rożniła się od ich apartamentu w zamku. Było jasno, to prawda - i przyjemnie ciepło. Ale gdzie podziały się ściany?? I okna?? Gdzie w ogóle jesteśmy?... gdzie jestem, zaniepokoił się jeszcze bardziej, nie widząc jej przy sobie. Co to za przestrzeń?? Jak to się dzieje, że jest jasno, chociaż nigdzie widać Słońce?? - Bellu, kochanie! - zawołał, podniósłszy się, usiadłszy i rozejrzawszy. - Gdzie... - nie dokończył pytania zauważywszy, że otacza go łąka. I że trawy wokoło są jakieś... dziwnie inne. Niby takie same: zielone i róznorodne. Ale bardziej intensywne w swoich barwach i odcieniach. I to o wiele. - Bellu?! - zawołał żonę ponownie, wstając i znów rozglądając się wokoło, z coraz bardziej wzrastającym niepokojem. - Gdzie jesteś?! Gdzie my oboje jesteśmy? Co to za dziwne miejsce... przestrzeń? Bellu, kochanie! Cdn. Voorhout, 7. Marca 2024
-
@Bożena De-Tre Bardzo osobiste... Serdecznie pozdrawiam 🙂 .
-
- dla Belli i dla A. Trwającą odpowiednio długo poślubną ucztą i towarzyszącą jej zabawą cieszyli się wszyscy. Gdy zarówno one, jak i jej kontynuacje przekształciły się już w miłe wspomnienia, na amazoński zamek i do jego ogrodów powróciła cisza. - To była uroczystość... - powtarzała rzewnie Angoulême, spacerując pod rękę z Regisem ogrodowymi alejkami. - Byłam taka wzruszona... Och! Długo będę pamiętać ten czas. Nie myślałam... - Że i ja będę wzruszony? - podjął nadwampir, kulturalnie odczekawszy właściwie długą chwilę. - To mój pierwszy ślub z ludzką kobietą i pierwsze tak huczne wesele. Nasze wampirze uroczystości są zwyczajowo mniejsze... I pierwsze dziecko w tym świecie. Żyłem tyle lat pomiędzy ludźmi - wszak od Koniunkcji Sfer minęło kilka wieków - nie zamarzyła mi się żadna ludzka kobieta. A tu proszę - ty, moja ukochana! Nie spodziewałem się, że... - Ale pewnie zauroczyłeś niejedną - Angoulême uśmiechnęła się z wdziękiem, a zarazem lekko żartobliwie-podchwytliwie. - Zarówno swoją wampirzą przystojnością, jak i rzucając czar. Przyznaj: tak pewnie nieraz bywało - uśmiechnęła się znów, kładąc wolną dłoń na lekko zaokrąglonym brzuchu. - Bywało, przyznam szczerze - przyznał szczerze Regis. - Nie raz, ba - nie dwa. Ale to dawne dzieje. Świat, którego już nie ma, kobiety, które....- zadumał się. - Chciałeś powiedzieć, że umarły - domyśliła się Angoulême. - Cóż, taka kolej rzeczy. Ja też kiedyś umrę. Chyba, że mnie przeinaczysz...- zawahała się, nie mając pewności, czy użyła odpowiedniego słowa. - Prze... przeistoczysz, o! - poprawiła się z uśmiechem zadowolenia i lekkiej dumy równocześnie. - To jest to słowo. Ale nie wiem, czy tego chcę. I czy ty. Jednak na razie cieszmy się sobą - zatrzymała się, aby czule pocałować męża. - Chodź - ujęła jego dłoń, aby zboczyć ze ścieżki ku rosnącym nieopodal drzewom. - Mam ochotę na... - Ach, ty moja słodka... - pomyślał nadwampir, ulegając woli żony. - Moja słodka i nienasycona... - uśmiechnął się. Do siebie i swoich wampirzych pragnień. - Kiedy tylko chcesz. * * * Tego ranka, po pełnym uniesień wieczorze i po spokojnie przespanej nocy także mąż Milwy miał ochotę na więcej. Uznał, iż nie będzie czekać na żonine przebudzenie. Pochylił się nad nią i zaczął delikatnie całować jej usta. Po trzecim - a może czwartym? - pocałunku lekko uśmiechnęła się, wciąż jeszcze przez sen. Tak w każdym razie mu się zdało. Odsunął się i odczekał chwilę. Gdy uśmiech zwolna znikł, złożył na jej wargach kolejne pocałunki. Gdy Milwa poruszyła się, przerwał. Wtedy, jeszcze senna, otworzyła powoli oczy. I uśmiechnęła ponownie, obejmując go za szyję. - Długo każesz mi czekać? - mruknęła. - Po prostu mnie weź... * * * Noc Soy i Olega, w przeciwieństwie do snów Milwy i Amadisa, była zdecydowanie emocjonalna. Dopiero gdy przedporanna godzina zaczęła rozjaśniać świat za oknami, potrzeba odpoczynku dała znać o sobie. Soa po raz następny przytuliła się do męża, kładąc głowę na jego torsie i lewą nogą obejmując jego nogi. - Znów mnie kusisz... - zamruczał na wpół sennie Oleg. - Kobieto... - Znów - jej uśmiech też był bardzo senny. - Zawsze... Cdn. Voorhout, 3. Marca 2024.
-
1
-
@Bożena De-Tre A dlaczego zamieściłaś powyższy utwór trzy razy???
-
@Somalija Część utworu po wyrazie "nieskończoność" jest najzwyczajniej zbędna. Jako zbyt dosłowna "obciąża" go, pasując bardziej do tekstu prozatorskiego. Przeczytałem, ale i tym razem nie pozostawię serduszka. Cóż... Pozdrowienia Autorce.
-
@Somalija Pozostawię słów kilka wyłącznie o stylistycznej stronie powyższego. Nie należy do dobrego tonu wskazywać dane osoby (osób) przy pomocy jej (ich) nazwiska/nazwisk (chyba, że przy swobodnej rozmowie lub podczas negocjacji, kogo usunąć podczas przejmowania stołków - ale te z reguły nie są prowadzone w dobrym tonie) w ogóle, a w poezji szczególnie. Nadsłowie (np."w kółko") i powtórzenia ("kręcony" - "nakręcił", "autokracja" - "autodestrukcja") również nie służą utworowi. Pozdrawiam Autorkę.
-
(składanka - rzadko z bestsellerów... )
Corleone 11 odpowiedział(a) na Natuskaa utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Natuskaa 🙂 Mój Corleone'owski odbiór Powyższego to "Owszem, owszem Ci sie po-Składanko-wało" 🙂 . Z małą uwagą: "afisz" i "plakat" to synonimy. Zatem wskazane jest poprawić równoważnik zdania "obdarte z plakatów afisze". Serdeczne pozdrowienia. -
O Pannie, Koziorożcu i Królewiczu
Corleone 11 odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Dekaos Dondi Bardzo proszę 🙂 . Powiadasz, że tak lubisz pisać? Uwierz, że polubisz pisanie - może nawet bardziej - gdy będzie ono bardziej logiczne, składne i bez dążenia do absurdu. Dodam, że zaproponowałem "obraz trochę inaczej namalować", nie zaś po wycięciu "(...) zostawić samą ramę (...)". Serdeczne pozdrowienia i dobranoc. -
O Pannie, Koziorożcu i Królewiczu
Corleone 11 odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Dekaos Dondi Twoje opowiadanie, zabawne co prawda i fajne w czytaniu 🙂 , iż tak to potocznie ujmę, jest chwilami astylistyczne. Do tego czasem "ucieka" Ci logika. Zobacz dla przykładu: "(...) przypadkowo znalazła w kuchni tajemniczą księgę (...)". Przypadek nie istnieje w ogóle, także w bajkach. A jeśli nawet w tych ostatnich tak, to czy rzeczona Panna nie wiedziała, co ma w kuchni?? I co to znaczy - tu przemieścimy się ku końcowi opowieści - że "(...) Panna (...) figlarnie gibką była (...)"? Co oznacza "(...) jeszcze coś tam (...)"? Precyzja jest istotna zarówno w słowach pisanych, jak i mówionych. Gdybyś do kogokolwiek, uważnie Cię słuchającego, wypowiedział owo "(...) jeszcze coś tam (...)", od razu zapytałby Cię, co dokładnie masz na myśli. Zaś wyraz "rypał", woniejący wulgaryzmem, ma znaczenie takie, jakie ma. Z tych powodów i dlatego też, iż jest on do przyjęcia w zbliżonej do niskokulturalnej mowie potocznej, wręcz nie wypada go stosować w tekstach pisanych. Serdeczne pozdrowienia 🙂 . -
- dla Belli i dla A. - Wiem Milu, o co chcesz zapytać - powiedział Jezus, gdy Jego padawan podszedł Doń razem z Bellą. - I co chcesz powiedzieć. Trudno, żebym Ja, będąc twoim mistrzem, a zarazem Mistrzem Nad Mistrzami, nie wiedział tego. - Nie, Soa - wtrącił myśl pomiędzy słowa, kontynuując wypowiedź. - W moim wypadku - moja droga padawanko - to obiektywizm, że jestem Mistrzem Mistrzów. To prawda, a ona jest zawsze obiektywną, bez względu na czyjąkolwiek opinię. Chociażbyś oponowała jej nawet eon lat, w kolejnym roku będzie ona wciąż taką samą - niezmienioną i równie prawdziwą. - Tak, to doskonały przykład - uśmiechnął się, widząc myśl padawana. - Ten o grawitacji. Podobnej do powietrza o tyle, że trudno zobaczyć ją samą, ale skutki jej istnienia, a więc działania - jako że w tym przypadku są one jednym i tym samym - o wiele łatwiej. Wystarczy po prostu rozejrzeć się wokoło. Kto twierdzi, że ona nie istnieje, ponieważ nie widzi jej samej, niech skoczy z najwyższej gałęzi tego drzewa - obrócił się i wskazał imponujący wzrostem cedr, rosnący w bliskiej odległości. - Sam go tu zasadziłem - przerwał Sobie, uśmiechając się do padawanki, wielbicielki roślin - trochę ponad jakieś sto dwadzieścia lat temu. Wiedząc, iż w przyszłości, która właśnie się dzieje, stając teraźniejszoscią, spotkamy się dokładnie w tym miejscu. - To byłby jakże krótkotrwały test - uśmiechnąl się lekko Mil - i krótko trwająca świadomość, że jednak grawitacja istnieje. - Takim byłby - MiloMistrz przytaknął oczywistość twierdzenia. - Wracając do azadanego pytania - Jezus zwrócił się do Mila i jednocześnie do stojącej przy nim Belli - osobista wielkość jest - jak słusznie pomyślałeś - czymś, co powstaje krok po kroku. Z decyzji na decyzję poczynając od tej, aby stać się wielkim. Zazwyczaj to długi proces, wykraczający - tak, to kolejna słuszna myśl, uśmiechnął się znowu - poza jedno, a najczęściej poza nawet kilka wcieleń. Tak w każdym razie dzieje się najczęściej. Tak, jak mi wiadomo, staje się w twoim wypadku. Jak też twoim, Bellu i twoim, Soo. Tak również było ze Mną. Bowiem "ludzie wielcy nie rodzą się wielkimi, tylko się nimi stają" * , jak napisał jeden z dążących do Oświecenia kreatorów literatury. Och, Ja, jak Ja kocham to słowo - roześmiał się. - Chociaż to zdanie jest tylko częściowo przwdziwe. Bowiem, jeśli zaczątek wielkości to wielkość jeszcze nie rozwinięta, a będąca w stanie jakby ziarna lub kiełka - to jednak już jest to wielkość. Zatem, jeśli ktokolwiek przyjdzie na świat, ten lub inny, z pragnieniem osiągnięcia wielkości, ten urodził się wielkim -zakończył myślowątek. - Wielkość to codzienne podtrzymywanie decyzji, aby mieć wszystko na uwadze, albo być osobą - jak napisał inny, wyższej wibracji pisarz - która "nie ma niczego gdzieś". ** Lub, aby kwestię tę ująć jeszcze innymi słowami - być kimś, kto cały świat ma w oku. *** Wstawać i wypełniać dzień - ale tylko świadomie - wybranymi treściami. Zgodnie z zasadą "Carpe diem". Pracować głową przy czynnościach na pozór tylko fizycznych. Patrzeć i widzieć. Słuchać i słyszeć. Oglądać filmy z uwagą. Czytać. Pisać. I myśleć. Nade wszystko myśleć, w tym przewidująco. I uważać na własne myśli **** , którą to regułę bardzo słusznie uczyniłeś swoją nadrzędną. - Wielkość ma jeszcze jedno do siebie - MiloMistrz i SooMistrz w jednej osobie uśmiechnął się po raz kolejny. - Należy nie obawiać się jej osiągnięcia. A gdy już ją się osiągnie, nie wstydzić się jej i fałszywie nie udawać kogoś małego. - Także dlatego - podjął po krótkiej chwili celowej w oczywisty sposób przerwy - że twoją wielkość widzą i wyczuwają inni. - Bardzo się cieszę - Jezus znów uśmiechnął się, tym razem wyłącznie do Mila - że, jak to podkreśliłem pewien czas temu - prawda, iż przy pomocy innych słów - jako mój padawan podążasz moją ścieżką. Miło bowiem jest stawać się wielkim... * Stwierdzenie to pochodzi z powieści "Ojciec Chrzestny" autorstwa Mario Puzo. ** Niniejszy fragment zdania zaczerpnąłem ze "Zlecenia Jansona", napisanego przez Roberta Ludluma. *** Por. "Wojna postu z karnawałem", piosenka Jacka Kaczmarskiego. **** To jedna z zasad rycerzy Zakonu Jedi. Cdn. Voorhout, 26. Lutego 2024
-
Inne spojrzenie, część 261
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Aga, dzięki Ci bardzo 🙂 . Miło było ugościć Cię powieściowo. Jak zawsze. Serdeczne pozdrowienia 🙂 . -
Solidne podstawy
Corleone 11 odpowiedział(a) na Natuskaa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Natuskaa Wtedy tak - >> (...) może (...) "krzywic" się wyłonić << . Nawet na pewno. Dzięki Ci za "gramatyczną" odpowiedź. Pozdrawiam wieczornie 🙂 . -
- dla Belli i dla A. - Śluby, śluby! - pomyślała Angoulême, spojrzawszy najpierw na swoje własne myśli, a potem wokoło, po twarzach przyjaciół. Rozradowanych i przejętych usłyszanymi od Jezusa nowinozapowiedziami. - Piękne to uroczystości, pełne pozytywnych emocji i takie wzruszające. Ale czy tak naprawdę potrzebne? Przecież można i bez nich! Żyć razem można bez nich i bez nich można... - Angoulême - usłyszała w głowie lekko upominający Jezusogłos. - Można. Ale ślub to uroczystość wzajemnego zaufania. Co nie przeczy prawdzie, że owo zaufanie okazuje się też w codzienności. Byciem, słowami, czynami. Całym zwykłym i zarazem niezwykłym postępowaniem. Zresztą, aby daleko nie szukać - ty sama chcesz z Regisem ślubu. Tak samo, jak on z tobą. Co prawda - które to wyrazy pozwalam sobie niniejszym powtórzyć - potwierdziliście już seksem wasze wzajemne uczucia. Ale to dlatego, że było, jest i jeszcze długo będzie co potwierdzać. Bardzo długo. - Jak bardzo długo? - dziewczyna odruchowo podjęła telepatyczną rozmowę. - Bardzo - uśmiech w potwierdzeniu był wyraźnie wyczuwalny. - Dlatego, że - jak wiesz - twój narzeczony jest osobą prawą. I stałą w uczuciach, o czym ci właśnie po raz następny powiedziałem. - Dobrze, Jezusie - Angoulême zdecydowała się zakończyć rozmowę lekkim, pełnym spokoju uśmiechem. - Regisie, mój ukochany - w kolejny uśmiech włożyła całą emocję dziewczęcego serca. Zakochanego, czystego i szczerze oddanego narzeczonemu. - To kiedy weźmiemy ów ślub? * * * - Kiedy więc weźmiemy ów ślub? - zbiegiem okoliczności, a może było to oczywiste? - Milwa zadała podobnie brzmiące pytanie Amadisowi. - Ukochany, skoro mają przyjść na świat nasze dzieci... - zawahała się, nie chcąc wyjść na natarczywą. - Kochanie - baron przyklęknął przed nią na jedno kolano. - Do wspólnego planowania możemy zasiąść choćby za chwilę. W naszych komnatach lub tutaj w ogrodzie, w przyjacielskim gronie. Tym bardziej, że oprócz naszego święta będzie jeszcze jedno... - Co tu wiele mówić: przed nami bardzo uroczyste dni - uśmiechnęła się Yennefer. - Przyda się magia... - Magia przydaje się zawsze - uśmiechnąwszy się szeroko odrzekł jej Jezus. Pierwszy Czarodziej albo Pierwszy Mag, było nie było. - Albo, ujmując to innymi słowy: umiejętności energetyczne przydają się zawsze. Także do organizowania ślubów... Cdn. Voorhout, 23. Lutego 2024
-
@iwonaroma A proszę 🙂 . Pozdrowienia, serdeczne i week-end'owe.
-
Solidne podstawy
Corleone 11 odpowiedział(a) na Natuskaa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Natuskaa Dzięki za poprawienie i odpowiedź 🙂 . Co prawda, w słowniku języka polskiego nie znalazłem wyrazu "krzywic", ale odgaduję, że jest to synonim terminu "krzywy" - por. Szczerbiec czy pijanica. Serdeczne pozdrowienia. -
- dla Belli i dla A. - Stał się więc cud, a dokładniej wielocud, czyli tenże w liczbie mnogiej - potwierdził Jezus, uśmiechając się. - Stało się tak, jak określila wam Zuzanna, moja żona, mój prywatny ludzki Wszechświat: dokladnie to, czego chcieliście. To, czego zechciały wasze myśli, serca i dusze, zestrojone z osobową wibracją Wszechświata. Z istotą, którą w przyszłości nieistniejąca jeszcze instytucja, która sama nazwie się Kościołem Powszechnym - nazwie mianem Ducha Świętego. Tym samym zestrojone z wibracją całego Wszechświata. Czyli ze mną. Wtedy słucham i wtedy spełniam. Tylko wtedy, gdyż tylko wtedy jest to obiektywnie możliwe. Chociaż słyszę wszystkie ludzkie prośby: każdą, teraz, zawsze. - Zatem - uśmiechał się nadal, patrząc kolejno po twarzach - was, Milwo i Amadisie, czeka ślub. Dokładnie tak, jak sobie ustaliliście. A potem narodziny trzech synów. Zgodnie z tym, co ty, Milwo, pomyślałaś, obiecując baronowi potomka. Na te słowa, jak łatwo się domyślić, zaczerwienili się oboje. Przy czym Milwa trochę bardziej - tak przynajmniej wydało się Angoulême. - Wam - Zuzannomąż spojrzał teraz na nią i na Regisa - również czeka ślub i narodziny dzieci: dwóch par wampirzątek w odstępie półtora roku. Czyli tak, jak chcieliście i wciąż chcecie oboje. Tyle tylko, że ślubu razem. Potomstwa zaś azależnie od siebie, jako że o nim jeszcze w gruncie rzeczy nie rozmawialiście. Teraz także Angoulême zarumieniła się lekko, nadwampir natomiast zareagował Jezusowi lekkim ukłonem, uśmiechnąwszy się uprzednio do dziewczyny i uścisnąwszy jej dłonie. - Soa i Oleg - Jezus przeniósł wzrok na swojego padawana i na jej męża. - Jesteście już małżeństwem, które zawarliście nie inaczej, jak za waszą wzajemną wolą i za waszą wzajemną zgodą. Mam tu na myśli także dzieci, z których pierwsze za dziewięć miesięcy powitacie na tym świecie. Czy w tym zamku i w tej przestrzeni? - zapytał retorycznie, wiedząc wszakże wszystko. - Ano, jest to kwestia waszych rozmów i waszych osobistych ustaleń. - Wreszcie wy, Bello i Milu - popatrzył na osobę, będącą przyszłym wcieleniem duszy, zamieszkującej aktualnie ciało Jego obecnej żony, i na swojego padawana. - Dla was, jak powiedziała Bella, jest powtórnie czas. Dokładnie tak, jak chcieliście... Cdn. Voorhout, 21. Lutego 2024
-
2
-
Inne spojrzenie, część 259
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Wiesław J.K. Wiesławie, dzięki za wizytę, czytanie i komentarz 🙂 . Cóż: stworzyłem kolejne nowe słowo według dawnego sposobu. Myśliciel, nauczyciel, krzewiciel... Serdeczne pozdrowienia 🙂 . -
Solidne podstawy
Corleone 11 odpowiedział(a) na Natuskaa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Natuskaa Pomysłowy wiersz stołowy 🙂 . "Wmyśliłaś się" weń bardzo udanie. Dwie uwagi. Popraw "krzywic" ("krzywić") i "rożno" na "rożen" - ponieważ, wbrew pozorom, poprawną jest wyłącznie ta druga forma. Serdeczne pozdrowienia. -
@Somalija Ładne słowo, "tęsknik". I ładna miniaturka 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.