
Corleone 11
Mecenasi-
Postów
2 377 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Treść opublikowana przez Corleone 11
-
@Natuskaa Tak, chciałem ładną pogodę - i dostałem. Dziękuję za życzenie. 🙂
-
Jerzy poinformował mnie esemesowo, w którym wagonie podróżuje. Zatem, gdy tylko lokomotywa mnie minęła, zaczęłam przyglądać się numerom na kolejnych drzwiach. - Dwudziesty szósty - odczytałam namalowane czerwoną farbą cyfry na białym kwadraciku. - Zbiegiem okoliczności tyle, ile akurat mam lat. Następny więc będzie dwudziesty piąty. Potem dwudziesty czwarty... trzeci... drugi... - zaczęłam pomijać dwudziestki. - Dziewiętnasty, osiemnasty, siedemnasty... Czy ten pociąg musi być taki długi? - zadałam sama sobie pytanie, na które zaraz odpowiedziałam twierdząco. - Trzynasty, dwunasty... no wreszcie jedenasty! To twój, w tym jedziesz! - uśmiechnęłam się i pobiegłam za jadącym coraz wolniej wraz z resztą składu wagonem. Zatrzymałam się przy końcowych - bliższych przedziałowi, w którym Jerzy wykupił miejsce, a zarazem pierwszych od mojej strony - i czekałam. Krótką zaledwie chwilę, gdyż, jak widziałam, stał już przy drzwiach oczekując, aż pociąg wreszcie zatrzyma się i będzie mógł je otworzyć. - Agnieszka - zwrócił się do mnie pełną formą mojego imienia, przytulając mnie. - A więc jesteś. - Jestem, jestem... - tuliłam się doń czując, że wilgotnieją mi oczy i że łzy zaczynają swoją wędrówkę - swoim zwyczajem tradycyjną drogą. - Przecież wiesz, że nie mogłam być gdzie indziej... - Istotnie, nie mogłaś - przyznał z nutą pewności siebie. Z jednej strony irytowała mnie, nastrajała czy też nastawiała bojowo; z drugiej czyniła mnie spokojniejszą. Zupełnie jakby niosła - w sobie, a może ze sobą? - jakąś energię, która zbliżała się do mnie, otaczała i nie pytając przejmowała we władanie. Powoli ale zdecydowanie, bez pytania o zgodę. Tak chyba jest... bez "chyba" - uznałam po chwili. Puściłam go i sięgnęłam dłońmi do oczu. Otarłam policzki i podniosłam na niego wzrok. Już spokojniejsza. O wiele. I pewniejsza siebie. - Będę na ciebie krzyczeć - zapowiedziałam. - Kłócić się i upierać. Będę próbowała stawiać na swoim, nawet wiedząc że nie mam racji. Odstąpił krok do tyłu. Przez króciutką chwilę, dosłownie mgnienie - bałam się tego, co powie. Ale milczał, za to ująwszy od razu moje dłonie. - Będę zamykać się w sobie i chować w milczenie - kontynuowałam, ośmielona ciszą i uściskiem jego palców. - Dąsać się, gdy nie zasłużysz. Gdy zasłużysz - dłużej i bardziej. Odmawiać ci wspólnych kąpieli i bronić przystępu do siebie. Nie boisz się? Ni stąd, ni zowąd opuściła mnie pewność siebie. Lęk spowodował, że zamilkłam i wbiłam spojrzenie w płytę piaskowca, na krawędziach której staliśmy. Jedną z tych, którymi wyłożony był peron. Za to ściskałam mocno jego dłonie. Odczuwając wzrastający niepokój i usiłując nad nim zapanować. Gdy rozluźnił uścisk, ledwie opanowałam się, aby nie odwrócić się odeń i nie odbiec. Pewnie wyczuł to, bo znów zamknął moje palce w swoich. Mocno. I tak samo zdecydowanie przyciągnął mnie do siebie. Dopiero gdy cała oparłam się o niego, jedną ręką objął mnie w pasie, a palcami wolnej dłoni podniósł moją głowę, położywszy palce pod podbródkiem. Odruchowo znów spróbowałam oprzeć się jego gestowi. Nie ustąpił. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Przestraszyłam się, że w moim zobaczy lęk. Irracjonalnie, bo przecież wiedziałam, że domyślił się wszystkiego. A w każdym razie wiele z dotychczas aopowiedzianego. - Nie boję - odparł zdecydowanym tonem, rozluźniwszy na moment uścisk palców i zaraz potem wzmocniwszy go z powrotem. Voorhout, 10. Marca 2025.
-
1
-
Dzień Mężczyzny też ofiaruje pięknie słoneczny. A wspomnianą atmosferą cieszyłaś się na pewno. 🙂
-
Aha. 😂 Dobry pomysł. Wielce Ci dziękuję za odwiedziny i za uznanie. Miłej Soboty. 🙂
-
Iwonoromo, Somalijo, Leszczym - dzięki Wam wielce za czytanie i za literackie uznanie dla kolejnych rozdziałów "Dzisiaj". Pozdrawiam Was serdecznie. 🙂
-
@Natuskaa Zapewne masz rację. Czytamy także po to, żeby dowiedzieć się, co dany autor miał do napisania. Jaką historię chciał przedstawić. Wszystkiego wspaniałego z okazji Dnia Kobiet. Celebruj radośnie 🙂 . Pozdrowienia.
-
Było ciepłe, marcowe popołudnie. Przyszedłszy na dworzec - w końcu mieszkam odeń na tyle blisko, że droga w tę i z powrotem stanowi czterdziestominutowy spacer - sprawdziłam podaną przez Jerzego informację. Z jednej strony powinnam mu wierzyć, ostatecznie związek to również wzajemne zaufanie - ale... - Ale zgadza się wszystko - pomyślałam z ulgą, przeczytawszy słowa, wydrukowane na rozkładzie jazdy. - Aha, Jerzy: czyli jedziesz z Warszawy. Wyruszyłeś tuż przed jedenastą, czyli z tej twojej Holandii przyleciałeś najpewniej wczoraj. No proszę - pokręciłam głową z pewnym zachwytem, a jednocześnie z pewnym niedowierzaniem. - Takie to moje szczęście, że dopiero teraz, pierwszy raz, spotykam faceta, któremu naprawdę się chce. Który robi nie tylko to, co powinien, ale i wychodzi z własną inicjatywą. Właściwie tak powinno być - zadumałam się, przypomniawszy sobie byłego. Jemu też z początku zależało... do chwili, gdy okazało się, że jestem w ciąży. To prawda, że nie planowaliśmy jej i że nawet mało na ten temat rozmawialiśmy, za to... wiadomo, co - urwałam myśl. - Za to jest Milanek: mój ukochany synek! Już znacznie więcej do kochania, niż trzy kilo i sto siedemdziesiąt gram oraz sporo więcej niż pięćdziesiąt sześć centymetrów. Rośnie mi synek, rośnie. Dobrze, że na razie sprawia mało kłopotów... oby tak dalej. - Czyli jedziesz z Warszawy - powtórzyłam, znów popatrzywszy na rozkład jazdy pociągów. - Przejechałeś przez... - czytałam kolejno nazwy miast i czasy odjazdów - o godzinie... w Gdańsku będziesz o... tak. A u mnie... - tak, zgadza się wszystko: o piętnastej zero siedem. Obyś tylko naprawdę jechał tym pociągiem - cień obawonieufności wrócił do mnie wraz z kolejną myślą. - A niech to! - poczułam zdenerwowanie przy kolejnej myśli. - Jerzy będzie tu przecież już za niecałe pół godziny! A ja jestem nieumalowana! Nieuczesana! W jeans'ach i w zwykłym t-shirt'cie, zamiast w spódnicy i w bluzce! Szlag by... ! - stwierdziłam, że dalsze irytowanie się nie ma sensu, bo i tak nie zdążę wrócić do domu, aby doprowadzić się do ładu. - Co on sobie o mnie pomyśli! - spłoszyłam się. - Miała cztery godziny i nie zdążyła należycie ubrać się na spotkanie! A on pewnie będzie w garniturze i pod krawatem, tak jak lubi! Och, Aga... - Jak dobrze, że wzięłam ze sobą torebkę! Mam chociaż lusterko i szminkę! - sięgnęłam do niej nerwowym ruchem. - I szczotkę! Uff. - wyjęłam pierwsze i trzecie ze wspomnianych. Otworzyłam lusterko ze znakiem zodiaku Bliźniąt na wieczku: drobiazg, który sprawiłam sobie w Gdańsku, w jednym ze sklepów z pamiątkami na Głównym Mieście na poprzednie urodziny i spojrzałam w nie bacznie. - Jest dobrze, skwitowałam samowygląd. - A teraz bez zastrzeżeń - kilka ruchów szczotką dodało mi pewności siebie. Poprawiwszy włosy, wyjęłam pomadkę i odkręciłam ją, ale zawahałam się przed nałożeniem. Lepiej nie, Jerzy będzie wyglądał, jakby to on malował usta - uznałam. Zdążyłam schować prowyglądowe akcesoria do torebki, gdy dyżurna ruchu zapowiedziała wjazd pociągu z Warszawy na peron, na którym właśnie czekałam... Voorhout, 5. Marca 2025
-
W końcu, targana sprzecznymi emocjami - i oczywiście myślami - zdecydowałam się doń zatelefonować. Jak jednak okazało się, potrzebowałam włożyć w urzeczywistnienie tej decyzji wiele wysiłku. W pierwszej chwili zdało mi się nawet, że telefon parzy mi dłoń. Ale gdy utrzymałam go, wrażenie zanikło w jednej chwili. Wybrałam numer Jerzego z listy kontaktów, zapisany pod wizytówką "Mój Jerzy" i nacisnęłam ikonkę "Połącz". Odebrał po pierwszym sygnale. - Cześć, Aga - aparat zabrzmiał jego głosem, pełnym spokoju i ciepła. Gdziekolwiek się znajdował, najwyraźniej nie był sam - słyszałam w tle przytłumiony gwar nakładających się na siebie rozmów innych osób. - U ciebie, mam nadzieję, wszystko w porządku. - Hmm... - myśli zawahały moją odpowiedzią. - Cześć, Jerzy. Możesz rozmawiać swobodnie? - odparłam pytaniem, chociaż pierwszym impulsem było powiedzieć mu, że w porządku, tak - ale niezupełnie. - Nie bardzo - odrzekł. - Wiesz, jestem w tej chwili na dworcu kolejowym. Stąd ten gwar, który na pewno słyszysz. O, i komunikat stacyjny. - Słyszę - potwierdziłam. Po czym zapytałam: - Zaraz, Jerzy. Jakim dworcu? - No kolejowym, przecież powiedziałem - w tonie jego głosu dał się słyszeć uśmiech. - Zaraz - powtórzyłam. - Ale przecież ty mieszkasz w Holandii. - Tak, zgadza się. Ale tutaj też są dworce i jeżdżą pociągi - radość nadal pobrzmiewała w jego słowach. - Czyli jesteś w Holandii i dokądś jedziesz - taką treść uznałam za oczywistą. - A dokąd? - Jedno sprostowanie - wyczułam kolejny uśmiech. - Nie jestem w Holandii. Poczułam, że myśli łączące się w jeden logiczny ciąg sprawiają, że zaczyna robić mi się słabo. Spróbowałam zachować spokój i włożyć go do odpowiedzi jak najwięcej. Okazało się to, wbrew pozorom, nie tak łatwe. - Tylko mi nie mów - zaczęłam wypowiadać domyśliwane - że jesteś w Polsce. Mało tego: że jedziesz do mnie. - Chciałem ci zrobić niespodziankę - uśmiechnął się po raz kolejny. Chociaż zarówno serce, jak i umysł podpowiadały mi, że powinnam się cieszyć i być wdzięczna za starania, płynące przecież z troski o mnie, troski, której istnienie właśnie pojęłam - to dawne lęki znów mocno dały znać o sobie. Z trudem zapanowałam nad nimi. Odetchnęłam z ulgą ciesząc się, że mi się udało. - Ale Jerzy, powinieneś mnie uprzedzić - zaprotestowałam. Chyba wyczuł w moim głosie tak wahanie, jak i radość ze zbliżającego się spotkania. - Wtedy nie byłoby niespodzianki - odparł. Kolejny uśmiech przeważył szalę. Poczułam, jak obawy we mnie ustępują przestrzeń spokojowi i szczęściu. - Ale - postanowiłam, że drocząc się z nim chwilę, ugruntuję w sobie doznawane uczucia. - Czy jednak nie sądzisz, że powinieneś mnie uprzedzić? Że powinnam wiedzieć? Znów się uśmiechnął i znów ten uśmiech dał się wyczuć w wypowiadanych przezeń słowach. - Powinienem - przyznał. - Ale odpowiedz sobie na pytanie: czy wtedy byłabyś mniej zaskoczona? - Och, ty mój Jerzy - pomyślałam. - Jak ty to robisz, że tak często masz rację? - Nie byłabym - przyznałam, uśmiechając się i wyobrażając sobie, że podbiegam doń, obejmuję i przytulam. Po czym zapytałam: - Czujesz, że się uśmiecham? - Czuję - odpowiedział. Moje niepokoje, pomimo odczuwanej radości, znów dały znać o sobie. Milczałam chwilę, rozdrażniona sobą. - To o której się widzimy? - spytałam, opanowawszy je. - I gdzie? - Na dworcu w twoim mieście - odparł. - Według rozkładu pociąg powinien przyjechać tuż po piętnastej. Dokładnie siedem minut po. - Czyli mam trochę ponad cztery godziny - stwierdziłam. - Dobrze, Jerzy. Będę tam i wtedy. Uważaj na siebie... proszę - dodałam alubiane słowo; nie lubię o nic prosić. - Pa i do zobaczenia. - Pa i do zobaczenia - odrzekł i dodał: Zaraz wsiadam, pociąg właśnie wjeżdża na peron. - Ach, ty mój Jerzy! - pomyślałam, nagle znowu zła na niego. - Jednak trochę ci natrę uszu... Voorhout, 2. Marca 2025
-
@Kwiatuszek Masz rację: "I tak to jest (...)". Dzięki Ci wielce za odwiedziny, czytanie oraz uznanie. Miłego wieczoru, pozdrawiam Cię serdecznie. @Natuskaa Być może zdarzyło mi się. Pamiętam jeden sen, w którym domagałem się od kogoś, aby się odsunął - i zapewne było to podniesionym głosem. A gdy tego nie zrobił, kopnąłem go i w tym momencie sen się skończył. Teraz ja zapytam: Jaki to efekt? Odnośnie do pisania - trudno i źle byłoby, aby wszyscy pisali tak samo. Zgodzisz się z tym? Dziękuję za wizytę, "plus" i czytelnicze uznanie. Serdeczne pozdrowienia.
-
@Natuskaa To zasłużony komplement. 🙂 Skąd wątpliwość? Tak: jestem i czytam. Pozdrowienia.
-
- To już kolejny dzień milczenia z mojej strony... - skonstatowałam po raz kolejny bieżącego wieczoru tego dnia. - Mało, że milczenia, to jeszcze nie odczytywania wiadomości od Jerzego. A przecież on to widzi. Widzi! I co zaczyna myśleć? Niespodziewanie negatywne emocje zakotłowały się we mnie i zakłębiły do tego stopnia, że w ostatniej chwili powstrzymałam się od rzucenia przekleństwem w powietrze, a telefonem o ścianę. - Co robić?! - zadałam sobie kolejny raz to samo pytanie. - Co ja mam robić?! Los dał mi go, otworzyłam się i postawiłam ku niemu pierwsze kroki, a milcząc teraz daję mu do zrozumienia, że przestało mi na nim zależeć! Więcej nawet, może uznać, że tylko udawałam! Że tylko zwodziłam dla otrzymania odrobiny ciepła i czułości, które otrzymawszy, znikłam! Jeszcze trochę i on także nie będzie chciał mieć ze mną do czynienia! O Boże... Dobrze, że będąc u siebie w mieszkaniu miałam stół w pobliżu. W zasięgu ręki, bo nagle poczułam, jak nogi uginają się pode mną. Ledwie zdążyłam uchwycić za róg blatu wspomnianego. Blada, drżącą z emocji dłonią odsunęłam najbliższe krzesło i usiadłam. - Do... ! - ucięłam cisnące się na usta przekleństwo. - Co robić?! Znów dzieje się ze mną to samo, odzywa się i zabiera mi spokój ta cholerna przeszłość! Niszczy przyszłość, niszczy życie i szczęście! Zaczynam mieć dość samej siebie! Dość wszystkiego, dość tego życia! Ale... Zrezygnowana i przybita, oparłam głowę na dłoniach, zasłaniając nimi twarz. Czułam, jak zbiera mi się na płacz i jak po chwili łzy zaczynają spływać mi po palcach. - Boże... Przecież nie mogę powiedzieć Jerzemu... przyznać się, jak było z... z tamtym! To ponad moje siły. Nie mogę! Nie potrafię! A nawet gdyby, przecież on nie zrozumie! A jeśliby nawet zrozumiał, to co zrobi? Uzna za... Nie, nie on! Nie mogę się na to zgodzić, nie jestem w stanie... Łzy płynęły już całkiem swobodnie. Zerwałam się z krzesła i pobiegłam do łazienki, zadowolona, że synek śpi i że nie może mnie ani usłyszeć, ani zobaczyć w takim stanie. Zapaliłam światło i szybko zamknęłam za sobą drzwi. Po czym, spojrzawszy do nadumywalkowego lustra, odkręciłam kran z zimną wodą, aby przemyć nią twarz. - Och, Jerzy... Gdybym tylko mogła być pewna, że zrozumiesz... Gdybym mogła zapytać cię, co zrobić, czy powiedzieć ci, czy nie... Raptownie zacisnęłam powieki, bo wydało mi się, że widzę w lustrze jego odbicie. Jego twarz przy mojej, jak gdyby stał tuż za mną. Gdy powoli je otworzyłam, znów zobaczyłam tylko swoje oblicze. Zaczerwienione, ze spuchniętymi powiekami. Obejrzałam się odruchowo. - Jerzy, wybacz mi... Tak bardzo chciałabym, a tak bardzo się boję... - Ale przecież nie możesz tak dłużej! - odniosłam wrażenie dotyku jego dłoni na swoim ramieniu. - Powinniśmy porozmawiać, Aga. I to zdecydowanie. Bo najwyraźniej mamy problem do rozwiązania, a i ja zaczynam mieć dosyć twojego milczenia. Voorhout, 28. Lutego 2025
-
3
-
@Natuskaa Bardzo interesujące jest to Twoje (szczurze... NIE)/szczurzenie. Przeczytałem z Przyjemnością. 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
-
(Nie)pamięć
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Kwiatuszku, dzięki Ci wielce za odwiedziny i za literackie uznanie. Serdeczne pozdrowienia. 🙂 -
@Kwiatuszek W Pisaniu chodzi przede wszystkim właśnie o to: spowodować, aby Czytelnik wyobraził sobie siebie na miejscu bohatera/bohaterów oraz w jego/ich sytuacji; i aby poczuł tam siebie, aby siebie tam widział. Dziękuję Ci za odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie. 🙂 Ech... dziewczyny... I właśnie dzięki temu tak dobrze się czyta. 🙂 Pozdrowienia, Siostrzyczko.
-
- Ach, te moje obawy! - pomyślałam kolejny raz w tym tygodniu. Z myśli na myśl coraz bardziej zła na siebie, że przestałam telefonować i esemesować do Jerzego. Trochę aspodziewanie dla samej siebie, a bardziej spodziewanie właśnie. Czekając, kiedy wspomniane staną się na tyle silne, że powstrzymają mnie od kontaktowania się z nim. Obawy, pozostałe po traumie poprzedniego związku. Myślałam, że z czasem mnie opuszczą. Że z biegiem miesięcy odejdą same. Że po prostu znikną - jak cień. Myliłam się... Przez kilka dni po naszym ostatnim spotkaniu wszystko było dobrze. Bez najmniejszych rozterek sięgałam po telefon o najróżniejszych porach dnia, aby doń napisać albo zadzwonić. A jeśli nie, to chociaż wysłać ikonkę uśmiechu czy serduszko jako znak, że jestem i pamiętam. Lub zasygnalizować je właśnie krótkim połączeniem - przerwanym, zanim zdążył odebrać. Do czasu... Lęki narastały apostrzeżenie. Stawały się coraz bardziej intensywne i mroczne, jak nakładające się na siebie cienie. I kryły się gdzieś wewnątrz mnie, poczatkowo zupełnie niewidoczne ani całkiem wyczuwalne. Do tamtej nocy, kiedy kładąc się spać, wyobraziłam sobie, że jest tuż obok. Że kładę się przy nim spokojna i pełna ufności, a on przygarnia mnie do siebie i przytula. Rozczesuje delikatnie moje włosy... odgarnia je z szyi... całuje kark. Zasypiam uśmiechnięta, czując się absolutnie spokojna i absolutnie bezpieczna. A potem... Potem ten sen. Koszmar. Budzę się i zdaję sobie sprawę, że leżę na ziemi. Mam na sobie coś, co w dotyku jest chłodne i śliskie; dobrze, że chociaż to! Pomimo, że nie chroni przed zimnem, bo czuję, że drżę. Wokół mnie jest ciemno. Nieprzenikniony mrok. Taki, że dosłownie widać... nic. Zrywam się, przerażona. Moją pierwszą myślą jest go zawołać, skoro tuż po przebudzeniu nie poczułam go przy sobie. - Jerzy! - wołam. - Jerzy, gdzie jesteś?! Jego imię pierwszy raz wypowiadam jeszcze spokojnie. Drugi raz brzmi ono już strachem. Przerażeniem. Trzeci raz poczuciem bezsilności. Dojmującymi przed tym, co w moim chwilowym odczuciu jest nieogarnione. Przed tym, czego nie potrafię objąć ani umysłem, ani uczuciami. - Jeerzyy!! - mój krzyk jest krzykiem rozpaczy, pełnym bólu i gniewu. - Gdzie jesteś?!! Dlaczego to zrobiłeś?!! Dlaczego... Tknięta impulsem tak zimnym, jak żaden z dotychczas doświadczonych, odwracam się. Pod stopami czuję chłód wilgotnej ziemi i coś, co dotykiem identyfikuję jako gałązki. Jedna z nich kłuje mnie boleśnie w lewą stopę. - Au! - syczę, krzywiąc się z bólu. Awypowiedziany dźwięk zamiera mi na wargach, gdy mimo otaczającego mroku spostrzegam cień. Tak głęboki i tak ciemny, że przestrzeń wokół robi wrażenie półmrocznej. Mój strach wzrasta błyskawicznie, gdy konstatuję, że ów cień kończy się - albo właśnie zaczyna - przy moich stopach. Ale przecież nie jest mój! Ja tak nie wyglądam!! W panice odwracam się i zaczynam biec na oślep przed siebie. Nic widząc i nic słysząc oprócz strachu, który czuję na całym swoim ciele. Który czuję, jak skręca mnie w środku i jak przepełza tętnicami wraz ze zgęstniałą nagle wskutek paniki krwią. - Jerzyy!! - wykrzykuję w biegu jego imię. - Ratunku!!! W tej chwili wpadam na coś szorstkiego i twardego. Do tego stopnia, że odbijam się od tego czegoś i ląduję na ziemi, potrójnie oszołomiona: zaistniałą sytuacją, zderzeniem i upadkiem. W ostatniej chwili, czując że świadomość zaczyna mnie opuszczać, odnoszę wrażenie, iż ów cień - wciąż jakby wyrastając z moich stóp - unosi się, prostuje i zaczyna powoli rosnąć, wypełniając pole widzenia. Jest już tak wyraźny - a może tak duży lub tak blisko - że dostrzegam rysy twarzy. To... Nie, to nie możesz być ty!! - usta same układają mi się do krzyku, pełnego przerażenia. Zamykam oczy i... W tej chwili budzę się. Rozdygotana i pełna strachu, jak... Jak wtedy. - Nie!!! - postanawiam sobie najbardziej zdecydowanie, jak tylko potrafię. - To się nie może powtórzyć!!! Voorhout, 25. Lutego 2025
-
@Kwiatuszek Wielce Ci dziękuję za wizytę, przeczytanie i pozytywną ocenę. Oraz za pozostawione pod "Dzisiaj"-odcinkami uznania. Pochłonęłaś, powiadasz, to, co "(...) Bardzo lekko i przyjemnie się czyta (...)". Doskonale - właśnie tak miało się czytać. 🙂 Serdeczne pozdrowienia.
-
@Kwiatuszek Tak, powstaje. A skoro o książkach mowa, przesyłam Ci zdjęcia już wydanych. Pozdrawiam serdecznie.
-
Kwiatuszku, dziękuję za wizytę i czytanie. Miło mi spotkać się z Twoim czytelniczym uznaniem. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
-
Kwiatuszku, dzięki wielkie za odwiedziny, czytanie i uznanie. Miło mi Cię gościć. 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
-
@Kwiatuszek Witam Cię i zapraszam - zaglądaj i czytaj 🙂 . Twoja opinia, że "Dzisiaj" to "(...) Bardzo miła lektura (...)" sprawia mi przyjemność jako autorowi. Dziękuję Ci wielce, także za literackie uznanie. Serdeczne pozdrowienia.
-
@Leszczym Tak właśnie czynię 🙂 , jak napisałeś. Masz rację, Michale. Pozdrawiam serdecznie.
-
@iwonaroma Wielce Ci dziękuję za przeczytanie wszystkich odcinków, poczynając od powyższego - i komentarz pod tymże. Czytaj i niech "(...) wciąga (...)", zgodnie z autorskim zamierzeniem. O zakończeniu jeszcze nie myślałem. "(...) 5-latek (...)" niezupełnie "(...) sam w domu, gdy mama w pracy (...)". W rzeczywistości Milanek chodzi do przedszkola, babcię też oczywiście ma. Ale "Dzisiaj" milczy na ich temat. Słusznie zwróciłaś uwagę, dzięki. 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
-
Somalijo, Leszczym - dzięki Wam za odwiedziny, czytanie i uznanie. Iwonoromo - Tobie ponadto dzięki za komentarz. Pozdrawiam serdecznie Was Wszystkich. 🙂
-
@Leszczym Michale, dzięki Ci wielce za przeczytanie i za uznanie dla poprzednich odcinków "Dzisiaj". Pozdrawiam serdecznie.
-
Poczułam się lekko, uniesiona duchowym zwycięstwem. Radośnie. Szczęśliwa. Objęłam Jerzego i pocałowałam w policzek, a oczy śmiały mi się doń. Uśmiechnął się, przytulając mnie do siebie. - Gratuluję. Podziękuj sobie - szepnął mi do ucha. - Mamy numery swoich telefonów - zaczęłam, gdy usiedliśmy z powrotem. - Pora okazać sobie więcej zaufania. Chcę, abyś wiedział, gdzie mieszkam. Proszę. To mój adres - wyjęłam z torebki bloczek samoprzylepnych żółtych karteczek, napisałam na pierwszej z nich własne imię i nazwisko oraz nazwę ulicy wraz z numerem domu i mieszkania. Po czym odkleiłam ją i, obróciwszy jego dłoń wewnętrzną stroną do góry, przykleiłam pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. - O, proszę! - powtórzyłam, dociskając raz przy razie papier wzdłuż krawędzi, aby trzymał się dobrze. Zerknął na nią, nie odklejając. - O proszę - powtórzył po mnie. - A to ci niespodzianka. - Tak. I nazwałabym ją zasłużoną - popatrzyłam mu w oczy. Przekrzywił lekko głowę, przymykając jednocześnie lewe oko. - Ach tak? Zasłużoną, powiadasz? - zapytał. - Ale czym? - No... wiesz sam - w odpowiedzi zmarszczyłam się leciutko jak wtedy, gdy dotknął palcem mojego nosa, wyszukawszy tę minę z repertuaru reakcji. Podeszła mi, jak to nazywa się potocznie, ta właśnie. - A to mój adres - wyjął z portfela wizytówkę i sięgnął po spoczywający na blacie kawiarnianego stolika długopis najwyraźniej nie chcąc, abym czekała ani się zaniepokoiła. - Dzięki ci, Jerzy - uśmiechnęłam się do siebie w myślach. - Obyś zawsze był taki przewidujący... - Napiszę twoim, dobrze? - nie czekając na odpowiedź zaczął zapisywać przestrzeń między swoimi personaliami a numerem telefonu. - Niedobrze - zażartowałam w odpowiedzi, marszcząc się ponownie. - Aha, zmiana kolejności - dotknął palcem mojego nosa, przerywając na chwilę pisanie. Odwrócił wizytówkę i napisał na tylnej stronie kilka słów. - To twój adres w Holandii - popatrzyłam na wyrazy. - Dzięki ci bardzo. - Tak - potwierdził. - To mój adres tam. Powinnaś znać także i ten. Tak jest uczciwie - dodał, podając mi - teraz zapisany już obustronnie - kartonik. Po czym spojrzał na na wciąż trzymającą się jego dłoni karteczkę. - Rumia, tam mieszkasz - odczytał nazwę mojego miasta. - Mm... po raz kolejny los wskazuje mi na morze - zrobił zamyśloną minę. - Ciekawe... - Jerzy, nie przyśpieszaj - upomniałam go żartem. Dla uspokojenia, poczuwszy chłód wokół serca, pacnęłam go palcem po nosie. -Ach, te moje obawy! - pomyślałam. A na głos dodałam: - Teraz ja, teraz ja! - Teraz ja - powtórzył po mnie, krzywiąc się za moim przykładem. Warszawa, 17. Lutego 2025