Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Robert Wochna

Mecenasi
  • Postów

    719
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Robert Wochna

  1. Tą samą zazdrość ubieramy w miliony kreacji. Wizualizujemy. Czy jeszcze przeżywamy według swoich szeptów? Codziennie w pracy na chodniku w galerii krzyżuje się lojalność. Na stosie kłamstw. W lustrze, w komputerze, w zanadrzu. W garderobie zalega stary płaszcz. Idealny. Jeszcze wczoraj. Wystawię na aukcję znoszone buty żyrandol wiarę nadzieję miłość. Jutro. Za bezcen.
  2. Przez zamknięte myśli powieki spoglądają zachłannie. Zazdrośnie. Widzą tylko aksamit. Otulone ciało ubiera się w złote kajdanki. Znajomy głos w lustrze kłamie w żywe oczy. Nie przegląda się, smakuje każde słowo w obcym towarzystwie. Łatwiej rysować pejzaż. Zwierciadło nakryć purpurą. To nic że lustrzane odbicie kłamie we własnej sprawie, Wysoki Sądzie, ma milion polubień, i płaszcz z wilczej skóry.
  3. Nie obawiam się nocy Bezsennych Gwiazd pochowanych Po przestworzach Jak po szufladach starych fotografii Bardziej słów mrocznych Rozsypanych nad brzegiem morza Do widzenia wówczas Przybiera kolor szkarłatny Smakuje ciszą Pajęczyną utkaną W oczekiwaniu na ofiarę
  4. Zawsze pod wiatr kamienie toczą się na szczyt, bez dotyku człowieka uciekają przed własnym ciężarem. Jak najwyżej. Zawsze z wiatrem puszczają wodze fantazje, dzikie mustangi w pełnym galopie wybiegają myślami poza wyobraźnię. Kiedy wiatr porozrzuca sploty zdarzeń jak ziarna, nie zbieraj. Z nich zrodzi się nadzieja, która wyciągnie mocne ramiona po nie swoje więzy.
  5. jeszcze patrzę na cień samotny na złotym piasku wydeptane ślady już dawno zabrały morskie bałwany ostatnie spojrzenie chowa się za przymrużonymi powiekami jak słońce które ucieka przed dniem, jak woda która chowa się w szczelinach zanim wybije ze źródła noc jeszcze wyraźniej rysuje pejzaże miejsca do których droga ciernista teraz wydaje się ponad siły wznosić za horyzont marzeń dobranoc nie brzmi tak samo kiedy echo żegnaj odpowiada niosą na grzywach fale białe wierzchowce już nie słyszą Stopy zimne od wieczornego piasku i dłonie zmęczone sięganiem do gwiazd już czas
  6. Nie zdążyłem złapaćTwoich słówZbyt szybkoZbyt dużoOpadły jak liście Teraz pod stopami SzeleszcząMoje myśli samotneŻółknąNiedokończone rozmowy
  7. Wypijmy do dna. Za szczęście i jeszcze brak łez. Uschnie tęsknota z nadmiaru deszczu. Z ciężkich chmur. Zatańczmy na obręczy na trzy cztery. Walc. Potem tango. Przechylmy czarę goryczy do ostatniego słowa uwięzionego za szkłem. Ostatnia kolejka smakuje nad wyraz. Każdy moment przenika do głębi. Szkicuje węglem . Ogrzać zimne spojrzenie nikt nie ma siły. Ten czas przepływamy wpław. Do cna. Do dna.
  8. Szare i zwykłe przekładam kartki z kalendarza. Coraz ciężej zbiera się na nich przekonanie, mogłem inaczej, przed odlotem rozwinąć skrzydła. Minęło już lato. Żółkną marzenia malowane kredką z dziecinną łatwością.Pastele mieszają się na olejnych obrazach z cieniem. Łabędzi śpiew odlatuje z kluczem. Jeszcze w piecu bawią się iskierki, śmiech zagłusza ciche kroki zegara. Za okno nie patrzę. Wzrok już nie ma siły wybiegać za horyzont. Zostaje tu, zamknięty wewnątrz, wśród swoich zza ściany.
  9. Róża trzymana w dłoniach Wbija swoją delikatność W opuszki palców Onieśmielenie miesza się Z czerwienią Kolce przecinają Subtelne oczekiwanie Na wskroś. Zostać Na jeden łyk ciepłej Jeszcze kawy Najlepiej w filiżance Smakują ziarenka goryczy Odejść. Po gładko Wydeptanych kamieniach wyznaczyć drogę. Nie wiem Mam jeszcze te róże I myśli niesplecione Poproszę o kawę. Najlepiej W filiżance smakuje Nadzieja. Nawet gorzka
  10. Nie pragnę złotych spojrzeń Na diamenty uwięzłe w dłoniach Nieotwarte prezenty Słowa bez znaczenia Nie czekam Kiedy usta przytulimy do ust Nie zaciskaj warg Tak trudno narysować Eden od nowa
  11. Odlatujesz Jaskółko moja Do innych ramion Nasze drzewo nie przetrwało Chłodnych spojrzeń Wspominaj Tylko wolności Rozpostarte skrzydła Krople rosy Otulające Spragnione słowa Nie pamiętaj Drogi powrotnej Ponad swoje siły Do innych ramion Odleć proszę Jaskółko moja Klucze ptaków Układają się Ponad dachami gniazd Trzepotu skrzydeł Nie słyszą. Nie słyszą Jak serce uderza o skałę
  12. Na słowa Twoje Czekam Ziemia zmęczona spiekotą Woła z głębi piersi Jak ze źródła Czysta woda Krzyknij Zawołaj Słucham w głuszy Zmęczony żarem Słońca Odpowiem Echo powtórzy Głos namiętności
×
×
  • Dodaj nową pozycję...