Na niebie maszerują szare wojska chmurne.
Mrozy w odwrocie są już hen, za Petersburgiem.
Przyszła odwilż i deszczu miarowym nokturnem
Gra na rynnie. Lecz cóż to? Zefir bierze surmę
I dmie znad Atlantyku swym oddechem ciepłym.
Z drzew zrzuca śnieżne płaszcze okiści zakrzepłej,
Z sukni z lodu obdziera, niczym zbój nędzarza,
Którego zima paltem puchowym obdarza
Miłosiernie, lecz odwilż palto rekwiruje –
Okrutnie? Niekoniecznie, bo mrozem nie kłuje
Jak zima, lecz takową da rekompensatę,
Iż za pasem już Wiosna idzie z bratem – Latem.
Czeka, aby przyświecić słońcem promienistym,
Niebo pochmurne w lazur pomalować czysty.
W kwietniu błękity jasne rządzić będą niebem,
Noc dniu, a księżyc słońcu musi oddać schedę.
Jeszcze tylko dni kilka słoty, niepogody,
A potem: Pani Wiosny uroczyste gody.
* * *
W blasku słońca kwietniowym ptasi śpiew radosny –
Udane zefirowe umizgi do Wiosny