słońce połyskiwało na ostrzu noża
jak dzika pierwotna emocja
przyprawiona listopadową szarością
danse macabre
gdzieś
między dzień dobry a Szczęść Boże
spływam purpurą jak baranek ofiarny
i licytując powietrze czekam na cud
a nocą na rozstaju dróg
kurwy niczym zaczarowane wiedźmy
w oczekiwaniu na rytuał
symbolicznego oczyszczenia
domagają się światła i głosu
tymczasem ja
podaję algorytm wyszukiwania
i ulegam dychotomii myślenia
po raz pierwszy
mam poczucie własnej małości
o świcie
oprawca odchodzi tęczą
w kierunku fioletu
mgły nad stawem
księżyc na wodzie
osłania swoją nagość
niebiańska muzyka
w terkocie konika polnego
budzi marzenia
na ławce pod bzem
rozpoczął się maj
znów kwitnie stara jabłoń
dwa cienie
wyładniały od przyjemności
dzikiej słodyczy
głos poety
wędruje wśród gwiazd
i pozostawia ślady pióra
rajski ogród
szczodre gody
posypały złotem
@Manek
Gimnastyka dla języka :))
I na dokładkę :
„Bezwzględny Grzegorz Brzęczyszczykiewicz wyruszył ze Szczebrzeszyna przez Szymankowszczyznę do Pszczyny. I choć nieraz zalewała go żółć, niepomny następstw znalazł ostatecznie szczęście w źdźble trawy".
Pozdrawiam.