Na niebie były baranki. Pojawił się wicher i nagnał chmurzyska.
Aura przymroziła i zostawiła sople. Położyła „morski, biały dywan”. Tonę…
Założyłem jednak gronostajową kurtkę i trzymam parasol – przeciwwietrzny.
Topnieję, wrzę, zamarzam…,
zmienię się w plazmę ?
Nie !
Przybiorę magiczną postać.
Nie znam siebie.
Ale wiem, że rośnie entropia.
Składam się z kryształów czasowych ?
Chwytam złoto
i podziwiam barwę złotą.
Oglądam wschodzące słońce,
trzymam pomarańczę;
podziwiam pomarańcz.
Niech kolor złoty i pomarańczowy
czczę co chwilę.
Duch nie będzie rzeczowy!