kobieta o niebagatelnej urodzie
i mężczyzna o nieskazitelnych manierach
spotkali się wczoraj w autobusie
jednym z tych nowych przegubowych
poranny senny to był kurs
nie trwało to długo raptem trzy przystanki
ale to mogło być to coś
czytała książkę w twardej okładce
on coś tam zagadał
bo też lubi czytać
pasażerowie ukradkiem spoglądali
ona tylko się uśmiechnęła
nie mówiąc nic
wysiedli na tym samym przystanku
a że kropiło rzęsiście zaproponował parasol
odmówiła żeby nie było że tak łatwo ją kupić byle parasolem
ale gest zapamiętała
by po latach opowiadać wspólnym znajomym
o tym spotkaniu
wracam do szarej rzeczywistości
będę próbował ją kolorować
dostrzegać barwy w czerni i bieli
nie stawiać kropki tylko przecinek
uśmiechem karmić każdą myśl
będę próbował
z wypłowiałego rozkładu jazdy
na przystanku moich marzeń
próbuję rozszyfrować godzinę przyjazdu
czy doczekam chwili
gdy nadjedzie autobus
na który czekam tyle lat
i wywiezie mnie
hen daleko
z krainy o nazwie
Samotność
bez pocałunków twych uczę się żyć
i nie chcę pamiętać dawnych krzywd
lepiej mi bez ciebie
kiedyś zapomnę jak smakuje twój głos
i na nowo poukładam życia wzór
bo lepiej mi bez ciebie
nienawidzę cię
i nie wiem czego chcę
ale wiem że już nie ciebie
smarujesz usta miodem
a gorzkie słowa spadają na stół
czy wiesz ile kosztują moje sny
obleczone bolesnym wspomnieniem
każdej nocy budzę się
lecz bez ciebie mi lepiej
bez ciebie lżej
na stolikach błyskają świece
głośnego bluesa kapela gra
patrzysz na mnie niezdrowym wzrokiem
pytając co tu znowu robię
spokojnie odpowiadam
że trudno przy tobie artystą być
ciężko razem żyć