Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'sonet' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. Z dala od ciebie wiosna minęła, Gdy strojnego kwietnia barwna szata, Ducha młodości we wszystko tchnęła, Aż Saturn tęgi śmiejąc się wzlatał. Lecz ni ptaków śpiew, ni zapach miły Kwiatów różnych woni i odcieni, Ku letnim mowom mnie nie skłoniły, Nie nęciły by je zebrać z ziemi: Nie podziwiałem lilii białości, I nie wychwalałem róż purpury; Ich słodycz tylko szkicem radości Z tobą, wzorem dla całej natury. Przez rozłąkę, zimą ciągle żyłem, Jak twym cieniem się nimi bawiłem. I William: From you have I been absent in the spring, When proud pied April, dressed in all his trim, Hath put a spirit of youth in every thing, That heavy Saturn laughed and leapt with him. Yet nor the lays of birds, nor the sweet smell Of different flowers in odour and in hue, Could make me any summer's story tell, Or from their proud lap pluck them where they grew: Nor did I wonder at the lily's white, Nor praise the deep vermilion in the rose; They were but sweet, but figures of delight, Drawn after you, you pattern of all those. Yet seemed it winter still, and you away, As with your shadow I with these did play. Violetto, pamiętałem - tylko długo szlifowałem.
  2. Jakże mi w prawdziwej dusz wspólnocie Wskazywać wad. Miłość nie miłością Gdy się nowej poddaje ochocie, lub zraża odstępcy niestałością. O nie! Miłość jest jak znak niezmienny Burzom przygląda się niestrwożona; Jest jak statkom blask gwiazdy promienny, Tajemny, choć wysokość zmierzona. Miłość nie jest błaznem czasu, godnie Znosząc niknące młodości ślady; Nie zmienia się przez krótkie tygodnie, Lecz trwa w stałości po skraj zagłady. Jeśli w tym błąd ktoś by zilustrował, Jam nie pisał, ani nikt nie miłował. 116 ze względu na swój temat jest dziś najbardziej znanym sonetem i bywa wygłaszany przy okazjach matrymonialnych. Tajemny, choć wysokość zmierzona - na statku nawigator mierzył wysokość kątową gwiazdy polarnej, żeby ustalić szerokość geograficzną. Poezja poezją, ale ta strofa ma sens praktyczny. Pozostałe też mają sens. I William: Let me not to the marriage of true minds Admit impediments. Love is not love Which alters when it alteration finds, Or bends with the remover to remove. O no! it is an ever-fixed mark That looks on tempests and is never shaken; It is the star to every wand'ring bark, Whose worth's unknown, although his height be taken. Love's not Time's fool, though rosy lips and cheeks Within his bending sickle's compass come; Love alters not with his brief hours and weeks, But bears it out even to the edge of doom. If this be error and upon me prov'd, I never writ, nor no man ever lov'd.
  3. Gdy liczę jak czas zegar wybija, Patrzę jak w ciemnej nocy dzień tonie; Widzę jak fiołków rozkwit przemija, I czarne dotąd srebrzą się skronie; Gdy z drzew spadają liście zerwane, Które stadom cień dawały latem I zboża z pól już w snopy związane, Fury wiozą od kłosów kosmate, O twą urodę stawiam pytanie, Bo otchłań czasu twym przeznaczeniem, Krótkie słodyczy i piękna trwanie, A ginąc, widzą innych kwitnienie; Przed kosą czasu nic nie ochroni Prócz potomków, których nie dogoni. I William: When I do count the clock that tells the time, And see the brave day sunk in hideous night; When I behold the violet past prime, And sable curls, all silvered o’er with white; When lofty trees I see barren of leaves, Which erst from heat did canopy the herd, And summer’s green all girded up in sheaves, Borne on the bier with white and bristly beard, Then of thy beauty do I question make, That thou among the wastes of time must go, Since sweets and beauties do themselves forsake And die as fast as they see others grow; And nothing ‘gainst Time’s scythe can make defence Save breed, to brave him when he takes thee hence.
  4. Pani mej oczy jak słońce nie świecą; Korale od ust bardziej czerwone. Gdzie śnieg biały, jej biust śniady nieco; Włosy jak druty; czarne, skłębione. Róż w różnych barwach wiele widziałem, Lecz na policzkach coś nie ma żadnych; Wiele w perfumach woni wąchałem, Bardziej niż oddech mej Pani ładnych. Lubię gdy mówi, choć w mej opinii Muzyka milsze dźwięki przywodzi: Nie widziałem jak stąpa bogini, Ma Pani raczej po ziemi chodzi; A przecież, dla mnie jej piękno tak żywe, Krzywdą dam porównania fałszywe. Od tłumacza: Łamię kolejność, mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie, ale "wątek prokreacyjny" może być nużący (a tak naprawdę wciąż mam lukę między 11 a 18). Dla pocieszenia Sonet 130, w którym Szekspir opisuje swą Panią (Mistress, znaną też jako Dark Lady), zgniatając przy tym listę konwenansów epoki w kulkę i dając ją kotu do zabawy. I William: My mistress’ eyes are nothing like the sun; Coral is far more red, than her lips red: If snow be white, why then her breasts are dun; If hairs be wires, black wires grow on her head. I have seen roses damasked, red and white, But no such roses see I in her cheeks; And in some perfumes is there more delight Than in the breath that from my mistress reeks. I love to hear her speak, yet well I know That music hath a far more pleasing sound: I grant I never saw a goddess go, My mistress, when she walks, treads on the ground: And yet by heaven, I think my love as rare, As any she belied with false compare.
  5. Jak szybko gaśniesz, tak szybko wzrośniesz W tych, co ich zostawisz gdy odejdziesz; Krew świeżą, darowaną w życia wiośnie, Swoją nazwiesz, gdy w starość wejdziesz. W tym żyje piękno, rozkwit i mądrość; Bez - szaleństwo, rozkład i zatrata: Gdyby jak ty, cała była ludzkość W trzy lat tuziny nie będzie świata. Kogo natura zachować nie chce, Brzydcy, głupi niech mrą bezpotomnie. Im większy dar, tym więcej dać zechce; W wianie, którym cieszysz się ogromnie: Wszak swą pieczęcią cię uczyniła, By cię kopiując, nie utraciła. - "im większy dar..." Uczeni wskazują, że to odniesienie biblijne (Mt 25:29). A powyżej coś jakby lekki przedsmak eugeniki... I William: As fast as thou shalt wane, so fast thou grow'st In one of thine, from that which thou departest; And that fresh blood which youngly thou bestow'st, Thou mayst call thine when thou from youth convertest. Herein lives wisdom, beauty, and increase; Without this folly, age, and cold decay: If all were minded so, the times should cease And threescore year would make the world away. Let those whom nature hath not made for store, Harsh, featureless, and rude, barrenly perish: Look whom she best endowed, she gave the more; Which bounteous gift thou shouldst in bounty cherish: She carved thee for her seal, and meant thereby, Thou shouldst print more, not let that copy die.
  6. Wstydź się zaprzeczyć, że kochasz kogoś, Ty, tak niedbały o sprawy własne. Mów, skoro chcesz, że kocha cię mnogość, Lecz ty nikogo, to całkiem jasne: Bo przeciw sobie powziąłeś knować, Jak pasją morderczą opętany, Pragnąc wspaniały swój dom zrujnować Miast starać się, by był zachowany. Myśli zmień, by moje się zmieniły: Miałby wstręt mieszkać lepiej niż tkliwość? Bądź, jak twój wygląd, wdzięczny i miły, Lub, choć sam sobie okaż życzliwość: Przez wzgląd na mnie spłodź siebie drugiego, By żyło piękno twoje lub jego. Tak, Szekspir jest niezmordowany w namawianiu Młodzieńca (Fair Youth) by wreszcie zechciał mieć dzieci (dom - dosłownie roof to dach, ale chodzi o rodzinę). Ale wyraźnie stracił cierpliwość i zaczął od wymówki. A i kuplet taki trochę cierpki. i William: For shame deny that thou bear'st love to any, Who for thy self art so unprovident. Grant, if thou wilt, thou art beloved of many, But that thou none lov'st is most evident: For thou art so possessed with murderous hate, That 'gainst thy self thou stick'st not to conspire, Seeking that beauteous roof to ruinate Which to repair should be thy chief desire. O! change thy thought, that I may change my mind: Shall hate be fairer lodged than gentle love? Be, as thy presence is, gracious and kind, Or to thyself at least kind-hearted prove: Make thee another self for love of me, That beauty still may live in thine or thee.
  7. Czy tak bardzo się lękasz wdowich łez, Żeś samotnemu życiu oddany? Ach! Jeśli bezdzietny czeka cię kres, Dla świata będziesz nieodżałowany; Świat będzie twoją wdową w rozpaczy Bo ślad po tobie całkiem uleci, Gdy zwykła wdowa łatwo zobaczy męża wspomnienie w oczach swych dzieci: Spójrz, co roztrwoni utracjusz zmienia tylko miejsce, na świecie zostając; Lecz piękno nie zostawi nawet cienia, wzgardzone zniszczeniu ulegając. Nie ma w sercu miłości do innych kto na sobie takiej zbrodni winny. I William: Is it for fear to wet a widow’s eye, That thou consum’st thy self in single life? Ah! if thou issueless shalt hap to die, The world will wail thee like a makeless wife; The world will be thy widow and still weep That thou no form of thee hast left behind, When every private widow well may keep By children’s eyes, her husband’s shape in mind: Look what an unthrift in the world doth spend Shifts but his place, for still the world enjoys it; But beauty’s waste hath in the world an end, And kept unused the user so destroys it. No love toward others in that bosom sits That on himself such murd’rous shame commits.
  8. Tyś muzyką, lecz słuchasz z przykrością? Słodycz nie wojuje ze słodyczą, A radość zachwyca się radością; Czemu dobre przyjmujesz z goryczą? Kiedy dźwięków zgodne zestrojenie, w więzach melodii twe uszy dręczy, Karcą cię one, za pomylenie z solową, partii co wspólnie dźwięczy. Spójrz! Struna, dla drugiej jak mąż tkliwa, gdy we wzajemnym porządku drgają; Jak ojciec, dziecko, matka szczęśliwa, Co wspólnie jedną nutę śpiewają: Ich pieśń bez słów, jednako brzmi nam, śpiewają ci - Jesteś nikim, gdyś sam. Dziś słowno-muzycznie. Podwójne struny ma mandolina, zapewne stąd ta inspiracja. I William: Music to hear, why hear'st thou music sadly? Sweets with sweets war not, joy delights in joy: Why lov'st thou that which thou receiv'st not gladly, Or else receiv'st with pleasure thine annoy? If the true concord of well-tuned sounds, By unions married, do offend thine ear, They do but sweetly chide thee, who confounds In singleness the parts that thou shouldst bear. Mark how one string, sweet husband to another, Strikes each in each by mutual ordering; Resembling sire and child and happy mother, Who, all in one, one pleasing note do sing: Whose speechless song being many, seeming one, Sings this to thee: 'Thou single wilt prove none.' Ten sonet był trudny, a szczególnie dwa wersy wytarły mną podłogę: Sweets with sweets war not, joy delights in joy: i Whose speechless song being many, seeming one,
  9. Spójrz! Na wschodzie gdy światło dostojne Ognistą głowę wznosi, cały lud Hołdy przed nim składa bogobojne, Z lubością patrząc na ten święty cud; Gdy wespnie się na niebieskie wzgórze, Jak młodzian krzepki w szczycie ochoty, Śmiertelnych wzrok wciąż patrzy ku górze, Bacznie śledząc jego pochód złoty: Lecz gdy w dół wóz zmarniały się toczy, Z dnia uwożąc gasnącą personę, Wierne wpierw, odwracają się oczy Od zejścia i patrzą w inną stronę: Oto mija południa twa godzina W ciszy zemrzesz, gdy nie spłodzisz syna. I William: Lo! in the orient when the gracious light Lifts up his burning head, each under eye Doth homage to his new-appearing sight, Serving with looks his sacred majesty; And having climbed the steep-up heavenly hill, Resembling strong youth in his middle age, Yet mortal looks adore his beauty still, Attending on his golden pilgrimage: But when from highmost pitch, with weary car, Like feeble age, he reeleth from the day, The eyes, 'fore duteous, now converted are From his low tract, and look another way: So thou, thyself outgoing in thy noon Unlooked on diest unless thou get a son.
  10. Więc nie daj zimy ręce obdartej, Tknąć w tobie lata nim ekstrakt spłynie: Skarb ten powierz fiolce ciebie wartej, Zachowaj piękno w skarbcu, nim zginie. Nie może to być lichwą niegodną, Gdy dłużnik spłatę z radością wniesie; Spłodzisz istotę sobie podobną, Szczęścia więcej, gdy będzie ich dziesięć; Ciebie dziesięciu, to lepiej niż sam, Z jednego dziesięcioma się staniesz: Cóż może śmierć, gdy zabierze cię nam, A w swych potomkach żywym zostaniesz? Upór skończ, żal dać urodę taką Na śmierci łup i schedę robakom. Bezpośrednia kontynuacja sonetu 5. Ujawniają się dwa elżbietańskie archaizmy (wizje świata): pierwszy to, że zima jest brzydka i wstrętna (podobnie noc); a drugi, że cechy dziecka pochodzą od ojca, zaś kobieta jest tylko "naczyniem". No cóż, nie uważali na biologii. No i wyjaśniło się, o co właściwie chodzi z "destylatem". U Williama, to nie tylko kwiatki i motylki... Czasem jest - życiowo. I William: Then let not winter's ragged hand deface, In thee thy summer, ere thou be distilled: Make sweet some vial; treasure thou some place With beauty's treasure ere it be self-killed. That use is not forbidden usury, Which happies those that pay the willing loan; That's for thy self to breed another thee, Or ten times happier, be it ten for one; Ten times thy self were happier than thou art, If ten of thine ten times refigured thee: Then what could death do if thou shouldst depart, Leaving thee living in posterity? Be not self-willed, for thou art much too fair To be death's conquest and make worms thine heir.
  11. Czas, co misternie stworzył te oczy tak śliczne, że w nich spojrzenia toną, W tyrana się dla nich przeistoczy Urodę zostawi oszpeconą; Bo czas lato w zimę paskudną Przemienia swym bezustannym biegiem; Zmraża przyrodę latem tak cudną, Nagie są drzewa, piękno pod śniegiem; Gdyby nie został destylat lata, Płynny więzień kręgu murów szklanych, Piękna pełną byłaby zatrata, A z nią i wspomnień zachowanych. Lecz choć kwiatów kształt zima zdruzgota, W eliksirze trwa wonna istota. Skąd się Williamowi wzięła ta destylacja? To takie słowiańskie przecież. Czyżby nasi byli? Już wtedy? I William: Those hours, that with gentle work did frame The lovely gaze where every eye doth dwell, Will play the tyrants to the very same And that unfair which fairly doth excel; For never-resting time leads summer on To hideous winter, and confounds him there; Sap checked with frost, and lusty leaves quite gone, Beauty o’er-snowed and bareness every where: Then were not summer’s distillation left, A liquid prisoner pent in walls of glass, Beauty’s effect with beauty were bereft, Nor it, nor no remembrance what it was: But flowers distill’d, though they with winter meet, Leese but their show; their substance still lives sweet.
  12. Piękności rozrzutna, twa sukcesja Czemuż na siebie cała wydana? Natury spadek to nie dar, a cesja W jej szczodrości tylko hojnym dana. Więc czemu piękny skąpcze marnujesz Fortunę daną ci na rozdanie? Lichwiarzu lichy, jakże lokujesz Majątek, nie mając na przetrwanie? Bo te transakcje z sobą jedynie, Oszustwem są na własnej osobie. Dan przez naturę twój czas upłynie, Jakiż bilans zostanie po tobie? W grobie twoje piękno będzie skryte Zaś dziedzica zostawi użyte. Tym razem William argumentuje słownictwem handlowo-ekonomicznym. Ale wciąż idzie o to samo. I William: Unthrifty loveliness, why dost thou spend Upon thyself thy beauty’s legacy? Nature’s bequest gives nothing but doth lend, And being frank she lends to those are free. Then, beauteous niggard, why dost thou abuse The bounteous largess given thee to give? Profitless usurer, why dost thou use So great a sum of sums, yet canst not live? For having traffic with thyself alone, Thou of thyself thy sweet self dost deceive. Then how, when nature calls thee to be gone, What acceptable audit canst thou leave? Thy unused beauty must be tomb’d with thee, Which, used, lives th’ executor to be.
  13. W lustro patrząc rzeknij do tej twarzy Że już czas by twarz stworzyła nową; Jeśli świeżością jej nie obdarzysz, świat uboższym, kobietę jałową Czynisz, gdy jej nieobsiane pola Nie wzgardziły by pługiem małżonka! W kim tak silna zatracenia wola że samolubnie nie chce potomka? Tyś lustrem matki, a ona w tobie Znów widzi Kwiecień swojej młodości: W twych dzieciach i ty przypomnisz sobie Na przekór zmarszczkom, dawne radości. Lecz gdy zasłużysz na zapomnienie, Umrzesz ty sam i twoje wspomnienie. I William: Look in thy glass, and tell the face thou viewest Now is the time that face should form another; Whose fresh repair if now thou not renewest, Thou dost beguile the world, unbless some mother. For where is she so fair whose unear’d womb Disdains the tillage of thy husbandry? Or who is he so fond will be the tomb Of his self-love, to stop posterity? Thou art thy mother’s glass, and she in thee Calls back the lovely April of her prime: So thou through windows of thine age shall see Despite of wrinkles this thy golden time. But if thou live, remember’d not to be, Die single, and thine image dies with thee.
  14. Gdy zim czterdzieści oblegnie czoło, Rowy głębokie w pięknym tnąc ciele, Strój twej młodości, podziwiany wkoło, Łachmanem będzie, wartym niewiele. Spytanym, gdzie twa postać urocza, Gdzie skarby z dni młodych się podziały, Rzec, - we własnych zapadniętych oczach -, Dowiedzie wstydu i próżnej chwały. Więcej piękna użytek by znaczył, Gdybyś mógł rzec - To śliczne me dziecię Bilans mój zda i czas mój tłumaczy -. Po tobie piękno dziedzicząc przecie! To jak nowym być u starości wrót I krew widzieć ciepłą, czując jej chłód. Angielski ma dużo krótkich, jedno-, dwusylabowych słów i nie ma odmiany z końcówkami. W dziesięciu zgłoskach William mieści więcej słów niż ja, co zmusza do trudnych wyborów. I William: When forty winters shall besiege thy brow, And dig deep trenches in thy beauty’s field, Thy youth’s proud livery, so gazed on now, Will be a tatter’d weed, of small worth held: Then being ask’d where all thy beauty lies, Where all the treasure of thy lusty days, To say, within thine own deep-sunken eyes, Were an all-eating shame and thriftless praise. How much more praise deserved thy beauty’s use, If thou couldst answer ‘This fair child of mine Shall sum my count and make my old excuse,’ Proving his beauty by succession thine! This were to be new made when thou art old, And see thy blood warm when thou feel’st it cold.
  15. Pięknych istot chcemy pomnożenia, By nie przepadła róża urody, Dojrzałych czas odsyła do cienia, Lecz ich pamięć trwa w dziedzicach młodych: Zaś ty, w blask swych oczu zapatrzony Karmisz swój płomień własnym paliwem Głód czynisz gdzie spichlerz napełniony Sam sobieś wrogiem, nazbyt złośliwym Choć teraz jesteś ozdobą świata, Posłem co wiosnę barwną zwiastuje, Własny twój pąk twe wnętrze oplata I - młody głupcze - skąpiąc marnuje. Zlituj się, toć obżarstwem bezbrzeżnym, Z grobem jest zjeść co światu należnym. Większość tłumaczeń sonetów ma polskie metrum: 11 lub 13 zgłosek. Spróbowałem z 10. Dla porównania William: From fairest creatures we desire increase, That thereby beauty’s rose might never die, But as the riper should by time decease, His tender heir mught bear his memory: But thou, contracted to thine own bright eyes, Feed’st thy light’st flame with self-substantial fuel, Making a famine where abundance lies, Thyself thy foe, to thy sweet self too cruel. Thou that art now the world’s fresh ornament And only herald to the gaudy spring, Within thine own bud buriest thy content And, tender churl, makest waste in niggarding. Pity the world, or else this glutton be, To eat the world’s due, by the grave and thee.
  16. Marek.zak1

    1.02.2003.

    Siedmioro jest w przestrzeni, kilka dni przed nimi, a potem lądowanie, Canaveral* czeka. Czy możemy coś zrobić, czas szybko ucieka, ale się nie da wygrać z prawami boskimi. Poszycie jest pęknięte, skrzydło nie wytrzyma, kiedy tarcie powietrza stopi aluminium niechronione osłoną, wszyscy muszą zginąć, taka jest kolej losu, człowieka to wina, że chce wyżej polecieć, pragnie, czego nie ma, chce Ziemię z nieba widzieć, bo Olimp za niski, Czy to bardzo jest głupie mieć takie marzenia, które tym razem wszystkich, co na promie, prysną? Nie powiem im, że zginą, spłoną w jednej chwili, nie wiedzą o awarii, chcę, żeby wierzyli. *Przylądek Canaveral na Florydzie, miejsce startu i lądowania promów kosmicznych. https://nauka.tvp.pl/58264848/wahadlowiec-w-ogniu-mija-19-lat-od-katastrofy-promu-columbia
  17. Gość

    Kolizja spojrzeń

    W połowie drogi między mną a tobą, na skrzyżowaniu Nieśmiałej z Przelotną, lekko zderzyły się nasze spojrzenia i się rozeszły - każde swoją drogą. Nie było świadków wzrokowej kolizji, z miejsca zdarzenia oczy szybko zbiegły, jeszcze przez chwilę niedobitki myśli tłukły się w głowach - co by było, gdyby... Nie przekonamy się o tym już nigdy, szansa nam dana prysła bezpowrotnie, czegoś zabrakło, by uwiecznić chwilę, lecz nie nam jednym się to przydarzyło. Ach, gdyby można z muskających spojrzeń ulepić jedną długotrwałą miłość.
  18. Lubiliśmy ten teatr, morza niedaleko, carskie czasy pamiętał, piękny to budynek podczas wojny ucierpiał, lecz gdy ten czas minął, znowu po odbudowie wszystkich tu urzekał. Do Rosji blisko, wielu rodziny tam miało, bo przecież po rosyjsku mówią niemal wszyscy, a Rosjanie od wieków byli ludziom bliscy, tak było, chociaż widać tylko się zdawało. Jesteśmy teraz w schronie, wybuch był potworny, piekielna ciemność wszędzie, dym, pył gryzą w oczy krzyki, bo nic nie widać, nikt nie jest odporny na jęki rannych, których podmuch tutaj stłoczył. Umrzemy tu, w teatrze, zniszczonym bombami, przez Rosjan, niegdyś bliskich, co są już wrogami.
  19. Gdzieś z dala słychać strzały, tutaj głucha cisza, grota, jakich jest wiele, On tu kiedyś leżał. Niejeden się nawrócił, lecz inni nie wierzą, bo nie ma tu niczego, prosta, gruba płyta. Na zewnątrz w uniformach pilnują dziewczyny, celują do przybyszów, na wszystko gotowe. Każdy może być wrogiem, stąd ruchy nerwowe, gdy teraz na mnie patrzą, bo jestem jedyny, który idzie przez miasto i wprost ku nim zmierza. Pilnują grobu tego, co dla nas nadzieją, tego komu sam Ojciec nasz zły świat powierzył, a jego przyjścia ludzie pojąć nie umieją. Jestem tu sam, przy grobie, on dla nas umierał, a ja pewny nie jestem, czy ze mną jest teraz. Refleksje osobiste z odwiedzenia grobu Chrystusa.
  20. J. A. C.

    Na katar

    W czas zimy i plagi wołam zasmarkany, Leżąc pod pierzyną: o, szlachetne tchnienie, O twojej wysokiej wartości i cenie Dowie się jedynie, kto nos ma zatkany. Pod kołdrą pół doby, a wciąż niewyspany, Co oko przymruży, budzi go rzężenie. Nos cierpi wirusa i mści się na tlenie - Na wstęp nie pozwala, choć po to jest dany. W ciele otoczonym chusteczek cetnarem Ma dusza bezsilną frustracją wstrząsana Bulgocze głęboko pod śluzu nadmiarem. Choć życie nam dane bezsprzecznie jest darem I choć nie wypada, to żal mam do Pana, Że w planie swym skrzywdził człowieka katarem.
  21. Marek.zak1

    Warto było

    W życiu łatwo nie bywa, wszyscy o tym wiemy, a kiedy już przychodzą bywa jeszcze trudniej, gdy także między nami było przecież różnie, jednakże paszport w przyszłość ma wysoką cenę. Jest praca i problemy z czasem coraz większe, i wydatki, na które trzeba zapracować, zbyt krótka na to wszystko wydaje się doba i wyznania o szczęściu nie zawsze najszczersze. Teraz, gdy są już duże, i gdy nie są z nami, czujemy dumę, gdy w nich cząstkę nas widzimy a wtedy nie ma sensu banalne pytanie, czy jest coś ważniejszego od naszej rodziny i to co zrobiliśmy, czy czemuś służyło? Kiedy na nie patrzymy, wiemy, warto było.
  22. Marek.zak1

    Ot, życie

    Kiedy wstecz patrzę, mam ich przed oczami. wszyscy są tacy młodzi i nadziei pełni. Jeszcze nie są świadomi, jak chcą życie spędzić, czy im się w nim powiedzie, czy będą orłami, czy na żmudnym krzątaniu swe życie zmitrężą. Każdy wierzy w wygraną, lecz przecież nie mogą wszyscy być zwycięzcami, bo z naturą wrogą, z własnymi słabościami nieliczni zwyciężą. Teraz, po latach wszystko się już wyjaśniło, Niewielu jest spełnionych, inni gorycz czują, ci, co miłości, szczęścia w życiu nie przeżyli, a ich oczy bezbłędnie smutek okazują. Czy od pracy, czy szczęścia to wszystko zależy, może jeszcze od czegoś, bardzo chciałbym wiedzieć. Takie refleksje na koniec roku. Najlepszego Wam życzę. Marek.
  23. Marek.zak1

    Niezauważenie

    Niby się spodziewali, jednakże myśleli, że ich oszczędzi, może przyjdzie, ale później, bo, jak wszędzie, bywało u nich bardzo różnie, ale dawniej łączyła wspólnota pościeli. Dni szarych coraz więcej i ciągle pytania, co razem tu robimy, bo dzieci, bo kredyt, choć było średnio, jednak daleko od biedy, w kłótnie się zamieniały wszelkie różne zdania. Dogasała powoli, niezauważenie, nie wiedzieli od kiedy, żeby ją ratować. Jak biegacz, który zwalnia z każdym okrążeniem ale biegnie do mety i wciąż chce próbować. Patrząc na nasze życie, wierzcie mi, tak było, była z nami, lecz zgasła, zgasła nasza miłość.
  24. Marek.zak1

    31.12.406

    Tysiące się zebrały, na chwilę czekają, kiedy rzeka zamarznie i tu się przeprawią, zgliszcza z naszej warowni jedynie zostawią, a życie nam darują, jeśli tak uznają. Legion stoi daleko, a nas tutaj garstka, póki rzeka wzburzona przejść się przez nią nie da, posyła ich do Rzymu głód i straszna bieda i nadzieja na lepsze w granicach cesarstwa. Pierwsi widać próbują badać grubość lodu, jeżeli się powiedzie, przyjdą tu tysiące, a wtedy los imperium zawierzyć czas Bogu kiedy już go nie chroni rzeka zawsze rwąca. Lód wytrzymał, już idą germańskie plemiona, których nie powstrzymamy. Kiedy padnie Roma? Po przejściu 31.12.406 przez zamarznięty Ren germańskie (Swebowie, Alanowie) plemiona splądrowały Galię i osiedliły się na Półwyspie Iberyjskim. Rzym został zdobyty już w Roku 410 przez Wizygotów.
  25. Marek.zak1

    Nalot

    Dwie godziny lecimy, ląd widzę przed nami, cel już blisko, to miasto do innych podobne, jeszcze nikt nie zaczyna grać marszów żałobnych, chociaż wielu wnet spłonie, tak się zaraz stanie. Czy jestem już mordercą, czy tylko żołnierzem, który rozkaz otrzymał miasto całe spalić, piekło na ziemi będzie wciąż sumienie ranić, a Bóg mi nie przebaczy, chociaż w niego wierzę. Miasto pod samolotem na śmierć jest gotowe, z wysoka dobrze widać ulice i domy. Już są odbezpieczone guziki spustowe, wkrótce bomb detonacji słyszę dźwięk znajomy. Ostry zakręt, silniki z całą mocą wyją, ci, którzy tam na dole już pewnie nie żyją. https://superhistoria.pl/druga-wojna-swiatowa/43939/I-bombed-Hiroshima.html
×
×
  • Dodaj nową pozycję...