Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'kobieta' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. Wiesz co ja lubię robić w życiu? Tańczyć i śpiewać, czasem pisać, gapić się w niebo, słuchać ciszy, czasem się w smutku ukołysać. Nie szukaj na mnie definicji, bo czasem lubię rąbać drewno i na kolanach sadzić kwiatki by potem piękną być królewną. Lubię jak żołnierz maszerować i taranować coś po drodze lecz częściej tańczę jak rusałka i robaczkowi z drogi schodzę. Nie szukaj na mnie określenia, bo sama siebie nie odgadłam, czasem wychodzę niczym z piekła a czasem jakbym z nieba spadła. I ciągle coś o sobie gadam chociaż nie lubię siebie słuchać, przeważnie spokój mnie cechuje lecz zdarza mi się też wybuchać. Jestem motylem, jestem larwą jestem kosmosem i kamieniem słonecznym rankiem, nocą czarną i wiem, że pewnie się nie zmienię.
  2. Czy pan na mnie rzucił okiem proszę pana? Czy ta chwila mogła by być zatrzymana? Westchnął pan i uśmiech szczery podarował. Czy pan westchnął do mnie czy żartował ? Chodzi mi po głowie pan od rana. I rozprasza, czuję wielce się zmieszana. I tak nagle pan się obok znów pojawia. Gęsią skórkę mam na plecach pan to sprawia. I niechcący pan dotyka mojej dłoni. By za chwilę zgarnąć włosy z mojej skroni... Chcę uciekać lecz nie mogę proszę pana. Czuję się przez pana aurę zatrzymana. Pan pewnością swoją mnie czaruje. Ja wątpliwe z motylkami dziś się czuję. Pan mi mówi, że beze mnie na nic wszystko. Ja rzucenia się w ramiona jestem blisko. Drżą mi dłonie, czuję rozpalenie ciała. A pan stoi niewzruszony niczym skała. Mam wrażenie, że pan tylko mnie podrywa. Proszę pana, przez to jestem nieszczęśliwa! Pójdę sobie, strzelam focha proszę pana. A już byłam w panu prawie zakochana...
  3. Nie powtarzaj mnie w pamieci, jak obrzydły wierszyk, nudny. Już się z tobą nie rymuję, jestem szczera, ty obłudny. Nie patrz na mnie jak w gazetę, której treści są ci męką. Już od dawna nic nie mówię, a tyś moją jest udręką. Nie myśl o mnie jak o kurtce, co przed wieki się znudziła. Tyle ciepła dać bym chciała ale jestem ci niemiła. Nie mów o mnie jak o meczu, co przegrany, nic nie warty. Przecież jestem wyższa liga chociaż ty rozdajesz karty. I nie wracaj mi do serca, nie ma doń już drogi, przejścia. Wszystkie ścieżki zaorałeś tym, że kochać mnie przesłaleś.
  4. Otwieram oczy, widzę jak siada na krawędzi łóżka, ściąga piżamę. W lustrze na drzwiach szafy odbija się to, czego nie widziałbym leżąc za nią. Pochylona, szuka na podłodze biustonosza, który musiała upuścić tam wieczorem. Podniosła, rozprostowała go sobie na kolanach. Zapięła z przodu, przekręciła zręcznie dookoła, aż wskoczył na miejsce. Uniosła się, żeby założyć resztę. — Masz cudowną pupcię — wyszeptałem. — Naprawdę? — odszepnęła, celowo opieszałym ruchem wkładając majtki. — Jeszcze takiej nie widziałem. — Pewnie nie widziałeś wiele. — Owszem. Dopóki nie poznałem ciebie. Jeszcze raz rzucę okiem, żebym mógł o niej myśleć, tęsknić będąc daleko stąd, czekać kiedy znowu ją zobaczę. Życie jest piękne.
  5. Królowa sowa za dnia się chowa, spuszcza swe wielkie oczęta. Unika ludzi, bo świat ją budzi, a ona ze snem w objęciach. Królowa sowa co noc gotowa, prostuje skrzydła i żyje. Próbuje zdążyć, samotnie krąży, łapie minuty niczyje. Królowa sowa poluje nocą, na słowa, myśli i zdania. Piórka wyrywa, cała szczęśliwa, wiele ma do pisania. Królowa sowa boli ją głowa, gdy za dnia ludzie jazgoczą. O nocy marzy, gwieździstej ciszy, by stać się znowu uroczą. Królowa sowa nie ma korony, bo zwykłą jest, szarą dziewczyną. Za dnia tęsknotą, jak szczere złoto, wieczorem miłosną przyczyną. Królowa sowa ubrana w słowa, wypełnia wszystko milczeniem. Im bliżej nocy , tym większej mocy, dostaje niczym spełnienie. Królowa sowa co noc jest nowa, choć duchem zawsze stara. Noc kocha sowę, niczym połowę, lecz dla dziewczyny to kara...
  6. Z snu na sen przechodzę Aż śnisz mi się ty Po naszym mieście błądzę Lecz taki tyś bezduszny Biegnę truchtem za tobą Jak po londyńskiej ulicy Chyba jestem twą przygodą I pada wnet deszcz łzawiący Czy pamiętasz jeszcze mnie? Gdy jasność otulała cię Nadal podążasz gdzieś biednie Krwiście na jawie ćmię Proszę, popatrz w niebo i odnajdź w nim mnie
  7. obok rozsypanego kręgosłupa szerokie kości miednicy metalowa opaska rydwan w innych pokładach wiosła i miecz nie płeć to duch pozwala zacisnąć dłoń wejść w las na otwartych plecach nim ubóstwiono faraonów nagi bezbronny człowiek wszystkie elementy podejrzał u zwierząt najstarsze sprawy świata rozstrzygnęli mężczyźni mający w zwyczaju młodych kochanków pod starożytnym okiem słońca główny aktor religii ostatecznie zostawił nam nieoprawioną klingę i zawieszany przy pasku spódnicy klucz do spiżarni walka bez końca
  8. Funkcjonariusz urzędu celnego kazał wytrząsnąć zawartość torby na stół. Jego uwagę przyciągnęło pięć par majtek. — Na co pani tyle? — Po jednej na każdy dzień. A te co zakładam w piątek, noszę również w sobotę i niedzielę. Kazał jej pakować rzeczy. Stojąca za nią również wiozła majtki, nawet o dwie pary więcej. — Poniedziałek, wtorek, środa… — wyliczała — później piorę. Celnikowi przypadła do gustu taka odpowiedź. Podziękował kobiecie, po czym przeszedł do następnej w kolejce: — Dwanaście par? To chyba nie na handel… Uśmiechnęła się słodko. — Lubi pan czyste kobiety? Celnik w odpowiedzi podkręcił wąsa i pokiwał przytakująco głową. — No to: styczeń, luty, marzec…
  9. Zupełnie zwyczajna była, ani brzydka ani ładna. Taka przeciętna - niecałkiem zgrabna, raczej zaokrąglona tu i ówdzie, rzec można, że po kobiecemu i w swojej szczerości bezkresnej, nie zaprzeczała temu. Chadzała w sukniach długich, dopasowanych, do kostek samych. I bez obaw najmniejszych z dekoltem szerokim. Świeciła obojczykami u ramion. Przy szyi szczupła aż do biustu. Od pępka już więcej ciała, powiedzieć wprost: po prostu grubsza była niźli by chciała. Ale cóż, za to zawsze wyczesana starannie i modnie ubrana... Ot taka zadbana. Nie zaprzeczała swojej naturze i nigdy się nie odchudzała.
  10. Fale oceanu biły w piaskowiec, odrywały z niego głazy, kruszyły na kamyki, mieliły w piach: żółty pod wodą, złocisty w słońcu. Ziarenka przyklejały się do jej stóp, brzucha, pośladków… Zanosiła piasek na klapkach do domu. Strzepywany na dywan, wysysany odkurzaczem, wracał do morza, opadał na dno, czekał aż przypływ podniesie go z głębin, wyrzuci na brzeg, aby szlifować jej pięty. Spłukiwała piach wodą ze źródełka, lecz trzymał się mocno, dopóki nie starła go gąbką, a wtedy jedno ziarenko wpadło jej do oka. Nie bolało, nie wytoczyło łez, ale zamieniło ją w skałę, patrzącą na ludzi obojętnym wzrokiem, niezdolną do uczuć.
  11. Dochodzę do wniosku, że Potrzebuję miłości, to kiełkuje We mnie od lat i czuję, że Pierwszy listek wypełza już, Przez gardło, na światło dzienne. Dochodzę do wniosku, że Zakochałem się i jest ona moim pierwszym listkiem. Nietuzinkowa, czarująca; kobieta, Z dziecięcą twarzą, blond włosami opadającymi na jej suche ciało. Jej dotyk sprawia, że zmysłami odchodzę. Dochodzę do wniosku, że Uzależniłem się od jej dotyku Pewnego, zaspokajającego moje potrzeby, Kojącego moją zbolałą duszę. Dochodzę do wniosku, Pragnienia Na tyle wyjątkowego, abym nigdy już tego nie powtórzył. Urokliwa, niewinna, jasnowłosa Zaczyna tańczyć Gdy ja wpatrzony, leżę, Przywiązany na madejowym łożu. Dobiera się do mnie, Majestatycznie zaczyna pieścić językiem Moje całe ciało, Począwszy od lewego ucha. Robi to z niezwykłą przyjemnością, Pieszcząc stopami moje przyrodzenie, Dochodzę. Językiem schodzi coraz niżej, Kończywszy na moich stopach, Dokładnie muska moje palce. Łożę zaczyna się rozciągać, Powoli, stopniowo. Ona z całych sił próbuję wyrwać zębami moje paznokcie, Schodzą Bez problemu, oporu. Moja erekcja jest nie do opisania. Dochodzę dwa razy, Płaczę. Piękny ból. Nie do opisania. Łóżko zakrwawione do kolan. Moja anielska sprawczyni się uśmiecha, Widzę na jej policzkach łzy. Mam nadzieję, że szczęścia. Błagam o podcięcie sutków, Dzięki temu czuję, Osiągnę błogi szczyt. Ona bierze w swe delikatne jak jedwab dłonie Skalpel, Tępy. Powoli przykłada do mojego nabrzmiałego sutka, Z największą precyzją nacina milimetr po milimetrze Delektując się przy tym krzykiem, bólem. Dochodzę kolejny raz. Ból nie miał już skali. Odczuwam tylko przyjemność. W jej oczach widzę spokój. Rozcina mi z precyzją chirurga w pół moje przyrodzenie. Cała jest we krwi, Nie mogę patrzeć jak się biedna pobrudziła. Wbija mi zakrzywione gwoździe w oczy I zaciąga w swoją stronę By ostry zakrzywiony początek wbił mi się w oczodół. Moja dama schodzi ze mnie. Łóżko rozrywa moją każdą kończynę. Uśmiecham się. Kładzie mi list przy sercu, Zawartości jego się już nigdy nie dowiem. Dochodzę do wniosku, że To już koniec, A to wszystko w jedną noc. Odchodzę.
  12. Umrę młodo to więcej niż pewne Nastrój wisielczy otchłanie bezdenne Męczą, wciągają więc dzisiaj beze mnie Spędzisz wieczór chociaż może i razem Bo twoja obecność leczy mą skazę Wpatrzony w ciebie jak w święty obrazek Jestem ciągle bo inaczej nie umiem Chodzę przy tobie i czuję się dumnie Wszystkie koszmary uciekają w próżnię Tylko ona ma klucz do mego serca Tylko ona wie co boli mnie i nęka Tylko ona i niech zostanie bez zmian Tylko ona wciąż trzyma mnie przy życiu Tylko ona nie usłyszy tych złych słów Tylko dla niej chce nieustannie być tu Nawet gdybym czuł się mały małoważny i stracony To odprawi rytuały by wypędzić złe demony Bliżej słońca dzisiaj bywam tak jak Ikar w pełnym świetle Od jej ciepła się rozpływam od jej blasku ciągle ślepnę
  13. Paweł Rapciak Prawdziwe szczęście Jak szczęśliwe jest serce nieznające kochania smaku, Jakże szczęśliwe, gdy nie zna miłości zapachu, Jest jak słońce na błękitnym niebie, Nic nie zna, nie czuje, nietęskni do Ciebie. W nocy sen spokojny, bez serca wyjącego, Które dzień i noc tęskni do Twojego, W ciemności się zanurza i o tym nie myśli, By chodzić i zrywać twej miłości kiści. Rano budzi słońce pięknym swym promieniem, Radości dodaje prostym tym westchnieniem, Słodko czas upływa, wszystko zmysły cieszy, I wszystko powoli, nigdzie się nie śpieszy. Ten stan porównać mogę z wygraną tysięcy, Nikt wtedy nie myśli ,,Biedny ja, nieszczęsny" Lecz radość tak wielka we wnętrzu się zradza, Że każdą myśl ponurą szybko wypogadza. A Ty kobieto -pusty manekinie, Wiem, że niejeden za Ciebie zaginie Wiedz, że w sobie masz tylko dobroć małą, I potrafisz kochać tylko siebie samą. Te słowa okrutne, lecz prawdą być musi, Że to wielu mężczyzn porywa i kusi, By zdobyć Cię jak twierdzę, której grube mury, Powodują u nas ten humor ponury. Jak odkryć tę prawdę o waszej naturze? Gdzie ta tajemnica o najgrubszym murze? Który zdobyć mogą, których wy kochacie, I, którym do zamku drogę otwieracie. Bóg stworzył ten zamek, niech Bóg go zdobędzie, Lub da reszcie ludzkości do tego narzędzie, By twierdzę te zdobyć i mury obalić, Lub tym, że się nie kocha radować się i chwalić.
  14. Jutro mam spacer, może bez doga, pragniesz... zapraszam, w odmęty prowadź. Przyjdzie? Ze wszystkim co Bozia dała, - mój szmaragd! Goliznę schrupię, czułość odkarmię, dopełnię rozkosz... polecę dalej. W środę brunetka, frywolna z kotkiem, - też trzpiotkiem! A przy sobocie - ruda... za okna, ona już dawno z zimna przemokła. Piękna, złotawa, młoda z pudelkiem, - z frędzelkiem! Wszystkie odcienie wnet wyczerpałem, podsumuj proszę jakimś morałem. Po co bogini - pytam, masz ciało? - by wrzało! Koło się kręci, miłosnych treli... przypadkiem plemnik z procy wystrzeli. I będą liczyć - ile przybyło? - jej imion! "Blondynki są głupie rude są wredne brunetki są nikczemne. O całej reszcie nie warto nawet mówić. /bez obrazy/ - Human.
  15. Si Deus nobiscum quis contra nos tak myśli dobry książę Ekkehard mój mąż lecz ja płaszczem delikatnie otulam piękną twarz by nie sądził, że może patrzeć na mnie dłonią na której palcach długich i szczupłych świeci wilczy diament przytrzymuję płaszcz by wiedział że dotyk nie jest dobry jeśli jest jego albo gdy go nie chcę nie kocham go ani jego korony ani wysokiej krwi kamienna już za życia które nigdy się nie skończyło gotycka z kroplami nieba błękitnymi w oczach z łukiem ust karminowych wygiętych w architektonicznej doskonałości ukrywam się za szatą złotą i purpurową, tak drogą że poddani Ekkeharda mogliby za jej skrawek uratować te dzieci które właśnie umarły im z głodu spinam ją i kurczowo zamykam w pięknych dłoniach a perły krzyża pamiętają światło wschodu nie żyłam nigdy i nigdy nie umarłam pozwalam ci na mnie patrzeć i o mnie pisać gdybyś żył wtedy wszystko byłoby inaczej ...
  16. chcesz ją stracić to ożeń się...
  17. Woda spływająca po biodrach. Wodospad Swarovskiego. Łzy morza głaszczą w biegu do brzegu. Chwila falująco modra. Ośmiornice dłoni wnikają w cienie Zamazanej światłem skóry. Chwila, dla której Szept rumieńcem się mieni. Kobieta staje się falą, Łuki jej ciała Pluszowej rafy smugi wygłaskały Morza piaszczystego brzegu szalem. Płynę. Oddechem opływam pożary Świateł słońca na grzywie jej fali. Oboje, we dwoje, razem, powojem cali. Obraz młody, jak świat stary. Wtedy czerń sztormem rozdziera. Pływaka już nie ma. Morze pulsuje i śpiewa. Jak na innych pogrzebach. Pamięci wędrujące zera. Brzeg się piaszczyście chwilę gniewa Szczuty przez skrzydła na drzewach. W źrenicy gaśnie snów era. Dlatego czasem zaśpiewaj. Zaśpiewaj. Dla tego. Teraz.
  18. Modlitwa kobiety Boże dobry, Boże nieograniczony, ogranicz go nieco Nie zrozum mnie źle, bardzo go kocham Za dnia, nocami też się zdarza Muszę go tylko uszczęśliwiać Nie wolno mi się stawiać Matko Boska, mężatko, zmiłuj się nad nim On wie, co robi i nie przestanie Ale nie ukrywam, że to moja wina To ja zapomniałam o tych zakupach Aniele Stróżu, pilnuj go, by zawsze Do domu wracał i do dobrej klatki trafił Żeby nie zapomniał, że tu ja, jego żona Tu jego dom, nie w mieszkaniu obok Pod numerem trzecim przecież pani X mieszka Wiersz pochodzi ze zbioru dwóch wierszy, za które otrzymałam tytuł Laureatki w I Międzynarodowym Konkursie Literackiej Twórczości Młodzieży "Witkacy. Napisane dzisiaj" Inspirowany poniższym obrazem Witkiewicza.
  19. W dzwonach śpimy i czekamy, Nasze skrzydła rozkładamy, Krótka chwila, wielki moment Nasze Miasto całe wchłonę Piękne ciała, boskie zbroje Tutaj nie ma cudzych wojen Oczy szklane- nie w tym świecie Moc potężną składam w wierzę Gdzie ja byłam dziś tej nocy?? Czy zdradziłam?? Puls był mocny On mnie kusi a ja płonę Serca bicie, nie przy dzwonie...
  20. Chciałbym móc spróbować otworzyć znowu swoje serce Od tylu kłutych ran boję się że i ono w końcu pęknie Zamiast cieszyć się tym co mam, ciągle szukam tylko więcej Najgorszy z tych demonów to ten który siedzi we mnie Próbując złapać płomień poparzyłem sobie ręce Co by się nie działo przy tobie czuje że jest pięknie Ciężko mi się myśli o tym że po prostu tęsknię
  21. Przyszłam odcisnąć ślad w którym mogłoby się przejrzeć niebo Dziwiłam się niewyraźnym nocom i wyraźnym dniom Przyszłam kiedy ląd jak stary żółw wynurzył się ze słonej wody i odżył Przyszłam po trawie i mchu depcząc drobnymi stopami nasiona drzew i gwiazdy zatopione w kałamarzu nieba I zobaczyłam rybę wyrzuconą na niewinny piach a nad nią mewę z cieniem jak brzytwa Zobaczyłam stado baranków i owiec a nad nimi pasterza gotowego na wszystko co się wydarzyło w miejscu w którym się zatrzymałam ułożył się początek wzoru
  22. Wstałem i przy ustach swoich, twoje usta zobaczyłem, w popękane usta twoje swoje usta zanurzyłem Grała przy tym mi ballada jakiej nigdy... nie słyszałem Lecz ballada... ahh ballada jak ją bardzo słyszeć chciałem... Ta ballada od twej skroni aż po stopy pięknie grała i wiedziałem choć wyjedziesz ona zawsze będzie trwała Nie otwarłaś jeszcze oczu zielonością tak wionsennych ... ciągle grała ta ballada rytmem stuków niepojętych... Popatrzyłem w całe ciało jakże piękne, jędrne, młode, Jakbym stał na górze wielkiej wypatrując wciąż za wschodem Gdy wzrok wrócił w usta twoje i wschód, nagle stał się faktem. Ja, odkryłem to co moje... Ja, odkryłem w końcu prawdę... Ta ballada, w której piękno zanurzyłem myśli swoje Ta ballada, która dała tyle sił mi i ukojeń To twe serce, ta ballada. Lecz twe serce jak nie twoje? I dotarłem odpowiedzi... że twe serce już jest moje...
  23. 1. Nie wiem kiedy pierwszy raz dotknąłem Cię bezczelnie wzrokiem, gdy mnie minęłaś Kiedy pierwszy raz zajrzałem w oczy aby spojrzeć niżej Chłonąłem Cię bardzo powoli jak pająk, ukryty zabójca 2. Siedzimy obok siebie teraz to Ty mnie oplatasz Twoje piersi przelatują nad moją twarzą jeszcze nieosiągalne dla ust Lód moich dłoni roztopiony udami 3. Złodzieje pocałunków Manipulatorzy czasu Trucizna języka roztarta po dłoni - A teraz mnie rozbierz...
  24. Matko Boska wywieszasz pranie, powinnaś być na ołtarzu a jesteś między kuchnią a łazienką
  25. Zbyt duża poezja z Ciebie Więc się boję wysłuchujesz słów Kolumbów by nie bać się nocy Zbyt duża poezja z Ciebie świat zakopie dyrygentów dreszczy Zbyt dużo poezji w Tobie aż tak dziwnie nieswojo Boję się o Ciebie bo chcesz pomarańczy a większość tu mechaniczna większość już zapomniała większość normalnie Ty wciąż nieswojo Boję się o Ciebie poezja to definicja a Ty chodzisz po drzewach
×
×
  • Dodaj nową pozycję...