Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

pijaczyna_ok

Użytkownicy
  • Postów

    407
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez pijaczyna_ok

  1. No właśnie: zawsze trzeba zachować umiar i kulturę :)
  2. Nadeszło lato, a wraz z nim pora grillowania i innych uciech plenerowych. Każdego dnia nad Zawodziem, jak długie i szerokie, snuły się dymy przydomowych ognisk, roznosząc swąd przypalanych kiełbas. Tylko gwałtowne burze były w stanie przerwać te gry i zabawy ludu zawodziańskiego. No i ewentualnie interwencja policji, jeśli zabawa przeradzała się w dziką awanturę, co niekiedy się zdarzało, szczególnie gdy ktoś nadużył zaufania gospodarza, na przykład uszczuplając po kryjomu nienależną sobie część napojów wyskokowych. W pewien upalny weekend, my, chłopaki z Zawodzia Dolnego, skutkiem przyjaźni z Mateuszem, dostaliśmy zaproszenie na działkę Szymona Maciąga, z którym chodziliśmy do podstawówki, ale raczej rzadko mieliśmy kontakty towarzyskie, chociaż się zdarzały, bo to jeden z tych bardziej normalnych Zawodzian Górnych. Szymek nie bez powodu dumnie nosi swój przydomek "Mag". Równie dobrze mogliby na niego mówić Midas, bo, w przeciwieństwie do Czarka, czego się tknie, przemienia w złoto. Wysoki, szczupły, ciemnowłosy facet, mimo przekroczonej pięćdziesiątki wyglądający na dużo młodszego, zawsze elegancki i z poczuciem humoru na poziomie świadczącym o ponadprzeciętnej inteligencji, jest kawalerem. Ci, którzy nie znają go bliżej, podejrzewają, że jest gejem. Pogłoski te są na rękę jego zamężnym kochankom. Wśród dam krąży fama, że Szymon, oprócz wysokiego IQ, ma libido dające możliwość trzech orgazmów bez przerywania. I że sama gra wstępna przynosi jego partnerkom więcej satysfakcji, niż dwugodzinna orka z kimkolwiek innym. Poszliśmy więc na tę działkę z odpowiednim zapasem trunków i wody mineralnej, jako wkładem własnym. Działka jak działka; ważniejsze jest dobre towarzystwo. Szymek mówi, że to działka rustykalna. Altankę obrośniętą bluszczem nazywa Ola Gierymska, a na drewniany wychodek z serduszkiem mówi po prostu - sławojka. W każdym razie grilla ma całkiem nowego. Rozsiedliśmy się, spożywamy, gadamy o starych i o nowych czasach. Z Szymkiem dawno się nie widzieliśmy, więc wypytuje każdego po kolei: a co tam u ciebie, co porabiasz. Czarek oczywiście coś tam nawija o interesie z papieżami, a Karol, że proponują mu pracę w agencji ochrony w jakimś supermarkecie. Wszystkich nas zamurowało, bo kto jak kto, ale Karol? Co prawda niekarany jest, ale jakoś nikt go sobie nie wyobraża w mundurku między regałami. Dopytujemy, kto go tam wrabia, a on mówi, że nie kto inny, jak Rysiek, kolega Szymka. - Ja pier... , niemożliwe - mówi Mateusz. - A czymże się różni agencja ochrony albo detektywistyczna od agencji towarzyskiej? Chyba jedynie rodzajem i zakresem oferowanych usług. Chociaż nie: tu i tu trzeba robić klientowi laskę. A Rysiek Wróbel właśnie otwiera furtkę, i widać, że już jest lekko na cyku. W plastikowej reklamówce taszczy uniesione w tryumfalnym geście dary dla gospodarza: zero siedem ela i pęto kiełbasy. Skończył służbę i musi odreagować. Usiadł w naszym kręgu i przystąpiliśmy do przesłuchania: o co chodzi z tą pracą dla Karola? Ano Karol szuka roboty, więc mu podsunął ten pomysł z zatrudnieniem, bo się akurat zwolniło miejsce. Karol siedzi cicho, ale wreszcie mówi, że jeszcze się nie zdecydował. Poprzestaliśmy na tym. Gdzieś przed północą zabrakło alkoholu. Rysiek, już nieźle nasączony, zaryczał: - konia za kurestwo! Lekko chwiejąc się na nogach, stał obok kibla z serduszkiem i dzióbał palcem w klawiaturę telefonu. - A - gen - cja - Dam - ci - roz kosz ? - duka. - Ha - lo, ha - lo ! Potrze - bna pani, a naj - lepiej dwie! Tak, tak... a jakieś trzy, cztery godziny... Do towarzystwa, ma się rozumieć... I dziesięć butelek piwa "Czar". I butelka wódki "Mimo za" zero siedem! Podaję adres... Zabawa trwałaby do białego rana, ale po północy sąsiedzi wezwali policję.
  3. Powiedziała, ze jestem nikim ani wieszczem ani atletą, że się mocno rozczarowała bo - to - ze mną, to było nie to. Wyrzuciła jak starą szmatę i prowadza się dziś z mięśniakiem; pewnie razem ćwiczą karate, płuczą gardło dobrym koniakiem. Ale nie mam żalu do Loli i w ogóle już lotto mi to, już nie będę Loli przytulał i tak czułem, że jest transwestytą. Rf. Och Lola, ty chyba jesteś chora, mniej w tobie Loli a więcej Karola, żegnaj Lola, już widać taka ma dola, że każda laska, nawet gdy klaszcze, ma mnie za mola.
  4. Gdzieś słyszałem, że życie to sen idioty.
  5. Prawda? Różni mieli i mają swoje prawdy, dla których zabijali i są gotowi to robić. I mają od tego prawników, biegłych w piśmie, którzy usprawiedliwią każde świństwo w imię prawdy. Ślepa wiara jest niebezpieczna.
  6. Dzięki za pochwałę :)
  7. Taaa.. oczywiście, sofistyka, kazuistyka... Wszystko da się uzasadnić, che che
  8. W każdym człowieku drzemie bydlę. Pytanie tylko, czy i kiedy się budzi - ten pogląd przejąłem do Philipa Zimbardo, którego koledzy po fachu, inni socjolodzy, odsądzili od czci i wiary, po jego słynnym eksperymencie z więźniami i klawiszami. Nie mogli znieść myśli, że istota stworzona na obraz i podobieństwo, w głębi duszy jest potworem. Tak, jakby nie znali historii rodzaju ludzkiego, nie słyszeli o wojnach, rzeziach, inkwizycji, torturach, gułagach, holokauście i terrorystach wszelkiej maści. Jakby nie wiedzieli, że jeszcze na początku XX wieku w Chinach stosowano lingczi - karę śmierci przez ćwiartowanie skazanego żywcem. No dobra, o tym akurat mogą nie wiedzieć, ale godzą się na barbarzyństwo kary śmierci, a w krajach, gdzie została zniesiona, ich barbarzyńscy kolesie drą mordy o jej przywrócenie. Każdy gatunek usiłuje kształtować potomstwo na swój strój. Na szczęście zwykle się to nie udaje. Gdyby się udawało, człowiek do dzisiaj siedziałby na drzewie. Nie wierzę w Boga barbarzyńców. Trudno Go sobie wyobrazić jako jaskiniowca, którego podobno stworzył. A przecież przykazanie Boskie mówi krótko: Nie zabijaj. Nie przewiduje wyjątków. Zawsze o tym myślę, gdy przychodzi mi zajmować się sprawą jakiegoś paskudnego zabójstwa, jak to mówią - z niskich motywów, jakby można było założyć mord z motywów wysokich. Chociaż... Byli i są tacy, dla których ludzkie życie nie ma znaczenia wobec ich wiary w lepsze jutro na tym, lub na tamtym świecie. Prowadzę teraz czynności operacyjne w sprawie zabójstwa kolekcjonera dzieł sztuki, numizmatyka i filatelisty, Michała Krajewskiego vel Kopytko. Zdążyłem już poznać życiorys, tryb życia i upodobania tego starego drania. Zapoznałem się ze zgromadzoną kolekcją obrazów, monet, znaczków pocztowych i starodruków. Prześledziłem kontakty osobowe i ostatnie transakcje. Ustaliłem, gdzie i w jakim towarzystwie w ostatnim czasie przebywał. Dotarłem do jego znajomych i innych kolekcjonerów. Sprawa nie wygląda najlepiej. Na razie żadnych tropów, żadnych podejrzanych. Czyli, że wszyscy są podejrzani. No ale brak wyraźnego motywu zabójstwa. Nikt nie wie, co zginęło z mieszkania Kopytki. Nikt, poza sprawcą. Chyba, że motywem była zwykła zemsta, i morderca niczego nie zrabował. A to byłoby twardy orzech do rozłupania, bo Kopytko właściwie nie miał przyjaciół. Nie to, że miał samych wrogów, ale kochany nie był. Jednak jutro wszystko może ulec zmianie: dostałem tajemniczy telefon i ktoś, mężczyzna, powiedział, że chce się spotkać w sprawie zabójstwa. Nie przedstawił się, powiedział tylko, że zadzwoni jutro i poda czas i miejsce. Na razie nikomu o tym nie mówiłem, bo mój pierdzielnięty szef, Tadek Kaziba, gotów postawić na nogi cały wydział. Zrobi wszystko, byle się dochrapać awansu, skunks. No to byle do jutra. Mam nadzieję, bo mogę umrzeć w każdej chwili. Mój niehigieniczny tryb życia przyśpiesza te chwilę, wiem to. Ostatnio zepsuł mi się zegar ścienny. Zostawiłem go, bo wskazuje za pięć dwunastą. Patrzę na niego codziennie. Byle do jutra.
  9. Nawet jeśli wszystko jest snem operatorze, proszę cię, wciśnij enter, niech jeszcze trwa ta beznadziejna, piękna gra. Nawet jeśli paliwa brak znów napełnij nadzieją bak, garść jedynek dorzuć do zer nawet jeśli to gra nie fer.
  10. Mnie zawsze przede wszystkim interesowało życie, ale nie powiem, że nic poza tym. Śmierć, i owszem, ale przez większą część życia raczej to, w jaki sposób skutecznie jej unikać. I pytanie: czy naprawdę niesie ona ze sobą jakąś tajemnicę? Czy może jest tylko ostatecznym końcem, sfinksem bez zagadki? Mówią, że nie istnieją inne problemy prócz śmierci. Che, che - dla nich śmierć jest problemem? Śmierć to żaden problem. To pewnik. Jedyny pewnik. Prawdziwym problemem jest życie. Śmierć, tak czy owak, mamy zagwarantowaną. Gadka, że tylko podatki i śmierć są pewne, jest bzdurą. Nikt nie wie, jakie podatki będzie płacił jutro, co też nowego wymyślą rządzący tym światem. Śmierć - jedyna pewna rzecz - jest rodzaju żeńskiego. Feministki na pewno się z tym nie zgadzają, i pewnie mają rację. Śmierć jest bezpłciowa. To życie wymyśliło płcie. Dla śmierci ten podział nie ma żadnego znaczenia, i nie istnieją dla niej także żadne inne różnice. Jest w pełni demokratyczna. Niektórzy pieprzą coś o oswajaniu śmierci. Tak jakby śmierć była psem, albo jakimś dzikim zwierzęciem. Czymś, co można sobie podporządkować. Raczej sami pragną oswoić się z myślą o niej. Bo śmierć rządzi życiem. Strach przed nią napędza wiernych różnym religiom. Jest siłą sprawczą wielu ludzkich czynów. Jej świadomość jest przyczyną nałogów (gdy się napiję, śmierć nie jest straszna). A poza tym w dzisiejszym świecie śmierć jest doskonałą reklamą. Ileż to razy zrobiła idolem tłumów jakiegoś marnego polityka, skrybę czy szarpidruta. Nagle, gdy zmarł w tragicznych okolicznościach, śmierć stała się jego wielkim, darmowym billboardem. To lipa, że miłość zwycięża śmierć. Śmierć jest niezwyciężona. Przynajmniej na razie. Śmierci nie da się oszukać, ani uniknąć. A już na pewno nikt jej nie pokona. Chociaż... ostatnio czytałem o transhumanizmie. Czas biegnie, ludzkość się doskonali.
  11. pijaczyna_ok

    Talib

    I łubudu, tata mama, kurna taliba w te i we w te! Houwq, kurna!
  12. pijaczyna_ok

    Talib

    talib - z małej litery Bolku :)
  13. Jeśli to był śledź po japońsku, to miał szczęście, że nie przyszedł :)
  14. pijaczyna_ok

    Talib

    Rzekł raz talib do taliba coś mnie w pasie swędzi chyba, coś mnie strzyka, coś mnie kłuje, zaraz chyba eksploduję. Talib do taliba na to: a co na to powie NATO? Jeśli wyśle swoje drony będziesz gościu wykończony. To w zasadzie mnie nie wzrusza, co tam ciało - ważna dusza, i dziewice piękne w raju, gdzie się stale jest na haju. Talib w raju: chociaż łysy otoczyły go hurysy, już mu rośnie niezły statyw, lecz zapomniał prezerwatyw! No i, kurna, co wy na to? Nie zmogło taliba NATO, I choć z hurysami grucha, to se chyba nie .......
  15. no, bez przesady Jacku, przecie mówię, że Ci się rymy udały :))
  16. Z Aniołami, Mietku, nigdy nie wiadomo... Chciałbym wierzyć, że istnieją, a jeszcze bardziej, że chcą pomagać. :)
  17. No całkiem nieźle Jacku, tyle że ja mówię we własnym imieniu, a Ty ? Czyżbyś był aniołem? :))
  18. Dobrze, że sie podoba :) Pozdrawiam
  19. No tak - ten mój Anioł nie ma lekkeigo życia :) Pozdrawiam
  20. Nie mów mi nic o wolnej woli, ty, bezcielesny mój Aniele; bo ciebie przecież nic nie boli i też obchodzi cię niewiele. Rodzina, praca, chuć, nałogi - to wszystko nie jest z twojej bajki, ciebie nie boli głowa, nogi, że brak ci ćwiartki, nie masz fajki. W ogóle nie wiesz nic o życiu a chcesz mnie chronić przed upadkiem; z księżowskim tonem picu - picu Amorkiem ledwoś, z gołym zadkiem.
  21. Melania, moja miłość. Takiej laski już nie spotkam. Miała wszystko, co powinna mieć kobieta z prawdziwego zdarzenia. Była smukła, opalona, namiętna, inteligentna, delikatna, słowem - ideał. Miała tylko jedną wadę: za dużo mówiła. Pewnego lipcowego, upalnego dnia, zniknęła. Okazało się, że wyjechała do ciepłych krajów z jakimś mięśniakiem. Nie powiem, że mnie to nie zabolało: kochałem ją, a przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy wróciła, była już inną istotą. Stała się opryskliwa, wymagająca, i nie sposób było ją zadowolić. Po miesiącu katorgi stwierdziłem, że to nie może trwać. Zerwałem z bólem serca. Spotkałem ją kilka miesięcy później na jakiejś imprezie u znajomych. Była sama. Wyglądała nieszczególnie: widoczne były jakieś sińce pod oczami, siwe nitki we włosach, w oczach smutek; ogólny widok, można powiedzieć, nie przedstawiał się wesoło. Nie sprawiło mi to satysfakcji, pomimo tego, że miałem już nową narzeczoną, młodszą o jakieś dziesięć lat, i zapatrzoną we mnie, jak w obraz Boscha. Z luźno rzucanych uwag wywnioskowałem, że mięśniak ją porzucił i teraz cierpi. Kilka miesięcy później dowiedziałem się, że w sanatorium w Ciechocinku poznała jakiegoś przystojniaka. Idylla trwała przez kilka tygodni, dopóki żona przystojniaka nie nasłała na nich dwóch detektywów, i nie zażądała rozwodu. Miała twarde dowody zdrady, i przystojniak się wycofał. Melania znowu została sama. Melania, moja miłość, której już nie kocham.
  22. pijaczyna_ok

    Góra

    Znaleziono wyżymaczkę starej pralki Frani zamiast szczątków domniemanych arki, pustą flaszkę, ucho śledzia, szkielet rybi, pozostałe po libacji ani chybi na górze Ararat. Więc oburzył się lud boży, bo dlaczego nie stwierdzono żadnych śladów tam Noego: trzeba arkę wybudować zgodnie z planem, znów na mostku Noe będzie kapitanem na górze Ararat. Zgromadzono więc materiał budowlany, majster zgodnie z księgą zrobił plany: tu kopytne, tam drapieżne, w górze ptaki, dla Noego barek piękny z chińskiej laki na górze Ararat. Ktoś półgębkiem bąknął coś o dinozaurach, do porządku przywołano zaraz parcha: przez tysięcy sześć lat (coś z okładem) nikt się przecie nie przejmował jakimś gadem na górze Ararat. Piękną arkę w Ameryce zbudowano lecz załogi jeszcze nie zawerbowano, nikt z wytrawnych majtków się nie garnie: przez ocean spływ wygląda nader marnie na górę Ararat. Gdzieś w muzeum więc zostanie sobie arka; kto chce zwiedzić, że daleko, niech nie sarka. Będzie można selfie zrobić i nie sapać, że się ciężko jakimś szlakiem trzeba wdrapać na górę Ararat.
  23. W hołdzie HALowi 9000 Hej Przyjacielu wcisnąłem on już ci się oko zaświeciło już krótki genetyczny kod enter by znowu było miło. Lecimy my w królestwie gwiazd ze świata zwierząt i protistów wokół się toczy jakaś gra a nas tak jakby tu nie było.
  24. Czasami... Zaczynam się czuć jak samotny astronauta, gdzieś... Mówię sam do siebie. Wieczorami, gdy zapada zmrok, siedzę i patrzę w niebo. Cień i mrok. Czarna materia. Spadające gwiazdy już nie niosą życzeń. Żadnych życzeń i nadziei. Czas wszystko obejmuje, nie ucieka. Czas jest płynnym narzędziem śmierci. Kim jestem? Jestem czym jestem. Przedmiotem, igraszką, istotą nieistotną. Lecę.
  25. pijaczyna_ok

    Rada

    Tak mi się jakoś napisało :) Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...