Każdej nocy, świtem bladym,
Wpadam w taki dziwny stan.
Klęczę smutny u bram raju,
Trzymam w dłoniach żółty kran.
Z kranu płynie bardzo wolno,
Blady strumyk mlecznej mgły.
Mgła okrywa kołdrą z wiatru,
Dywan z duchów, które szły…
Niosą zmory dziwny sztandar,
W dłoniach dzierżą ludzki los.
Kto żebrakiem uczuć będzie,
Kto dostanie szczęścia trzos.
W pierwszej parze idą głupcy,
Żaden nie wie gdzie ma iść.
Czy ma serce oddać damie,
Czy też wyschnąć tak jak liść.
W drugiej parze idą mędrcy,
Wszyscy wiedzą gdzie iść chcą.
Serc nie dadzą żadnej pannie,
Gdyż o forsie tylko śnią…
W końcu idzie trzecia para,
Chcąca miłość, dawać, brać,
Dla nich liczy się w nią wiara,
Toteż pragną przy niej trwać.
W sercach noszą drugie serca,
Ja na przedzie wiodę prym.
Biegnę, tańczę, radość niosę,
Szczęściem żem pijany w dym.
W oczach mają drugie oczy,
Które dla nich blask chcą nieść.
To nie ważne skąd się patrzą,
Ważna jest w nich piękna treść.
W ustach czują drugie usta,
Które chcą im śpiewać song,
Ten cudowny, bez podłości,
O pieszczocie ludzkich rąk.
A gdy miłość się wypali,
Na pustyni chciałbym być.
Tam odnalazłbym skorpiona,
Z nim o szczęściu dalej śnić.
Niosą zmory ciemność nocy,
Miłość, skrzydła, złote słońce.
Dotąd szczęście będzie trwać,
Dokąd serca są gorące.
B.A.C. Stork