Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

John_Maria_S.

Użytkownicy
  • Postów

    539
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez John_Maria_S.

  1. .......................no pewnie, że subiektywne ale dzięki za odwiedziny. Gdybym do tych reminiscencji wprowadził dialogi, penie byłoby lepiej. Powiem szczerze, że pisałem to bardzo pobudzony....i pod koniec byłem już zmęczony ale zakończenia nie zmieniłbym. Pozdrawiam
  2. Niestety, każdy musi kiedyś odejść.....Holoubek zagrał wiele wspaniałych ról ale mnie najbardziej utkwiło "Salto" Konwickiego i "Pętla". Kiedy po kilku latach po obejrzeniu "Pętli" zacząłem czytać Hłaskę byłem zły na Gucia, że tak "intelektualnie" pokazał pijaka. Trzeba było czasu, żebym zrozumiał jak wspaniale zagrał tą postać (pijak...to wrażliwy, słaby człowiek nie potrafiący dostosować się do twardej rzeczywistości)...to świetna kreacja. Podobno Gucio został wybrany jako drugi wielki polski aktor....chyba większy od niego mógł być tylko Woszczerowicz.
  3. Po tym twoim "majstersztyku" (perły)...ciężko cię przebić :). "Diamonds and rust" miało na przestrzeni 30 lat mnóstwo wykonań, zastanawiałem się nad "Judas Priest" ale w koncu wygrał oryginał. Z resztą i tak pisałem to kiedyś przy głosie Joan.....to w koncu piosenka o miłosci Pozdrówka. Też Benia lubię jak mnie odwiedzasz :) bo generalnie Benki są ok.;P
  4. //pl.youtube.com/watch?v=2lk-GiNQFTU
  5. Z dedykacją dla "naszej" wspaniałej Marty Sawickiej Utwór wyróżniony na ogólnopolskim konkursie prozatorskim przez Katolicki Uniwersytet Lubelski //www.kul.lublin.pl/art_9826.html Well I'll be damned Here comes your ghost again But that's not unusual It's just that the moon is full.... * * * * * * Właściwie, to do dzisiaj nie wie, dlaczego zatrzymała się wtedy na tym przystanku. Od czasu do czasu, kiedy bywała w weekendy w swojej rodzinnej wsi podwoziła znajomych do Wrocławia. Ale tylko tych na odpowiednim poziomie. Nie wziełaby nigdy do swojego opla jakiegoś zwykłego wieśniaka. Że kiedyś razem biegali po łące….no to co? Też coś, upaćkałby na pewno jej nową tapicerkę………… nie, nie dzisiaj kiedy zaczyna się jeden ze szczęśliwszych tygodni w jej życiu…..a jednak zatrzymała się…. Mężczyzna, który stał na przystanku zaintrygował ją. Patrzył się na nią cały czas kiedy wyjeżdżała na główną drogę. Wcześniej nie spuszczał z niej wzroku, kiedy wychodziła ze sklepiku na przeciwko przystanku. Stał dalej od całej gromady ludzi, którzy zgromadzili się w budce na przystanku. .Zatrzymała samochód naprzeciwko niego. Doszedł do auta i otworzył drzwi, jak gdyby był jej starym znajomym.. - Dzień dobry - miał około trzydziestki, długie włosy do ramion i nie ogoloną twarz. Na sobie prochowiec a w ręku trzymał płaską podróżną torbę. Był cały mokry. „Boże, pobrudzi mi całe siedzenie”- przeleciało jej momentalnie przez myśl. On tymczasem usiadł wygodnie i patrzył przed siebie. Ruszyła ostro jak zawsze aż woda z kałuży rozbryzgała się na boki. Przełączyła wycieraczki na szybsze obroty. Deszcz zaczynał padać coraz intensywniej, mimo to nacisneła mocno pedał gazu. Mijała dosyć szybko okoliczne wioski. - Pan z Wrocławia? – pierwsza zagaiła nieznajomego. Ewa należała do odważnych kobiet. On cały czas patrzył przed siebie. Torbę położył sobie na kolanach i przycisnął rękoma. Jego profil wydał się jej znajomy. - Przebywam w różnych miejscach i czasach. Nazwy nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Jestem cały czas w drodze. - nadal mówił gdzieś przed siebie i nie spojrzał ani razu na nią. „ Pilot wycieczek?....co ja wymyślam, gdzież on wygląda na pilota i co by robił w tej dziurze. Co mi strzeliło do łba brać go do wozu. Prędzej jest jakimś wiejskim lekarzem albo duchownym” zastanawiała się w myślach. Zwolniła przed zakrętem, z prawej strony widać było miejscowy cmentarz. – Ma pan tutaj jakiś znajomych czy przejazdem?- jechała bardzo powoli ze względu na szykany drogowe tuż przed bramą cmentarza..... - Tak. Zaprosił mnie tutaj ktoś kto chciał, żeby pamiętać czasem o nim. Chciał przekazać coś, komuś bliskiemu…- po raz pierwszy odwrócił głowę w jej stronę. Był przystojnym mężczyzną i miał twarz bardzo podobną do kogoś znanego, ale nie mogła sobie przypomnieć do kogo. Tutaj czy w Dolanowicach? – spytała logicznie, ponieważ ujechali już kilkanaście kilometrów od jej wsi. - Tutaj – odpowiedział spokojnie i wskazał głową cmentarz, który właśnie mijali. Zrobiła się cisza. Ewa zmniejszyła szybkość wycieraczek bo deszcz nie padał tak intensywnie. Teraz ona patrzyła cały czas przed siebie i nie odrywała wzroku od przedniej szyby ani na krok. Cmentarz został w tyle. „ Jeśli ten czubek chciał mnie nastraszyć to się pomylił. Głupi żart. Po kiego brałam go ! Może to jakiś świr? " – patrzyła na drogę ale w głowie kołatały jej różne myśli. Nieznajomy tym razem odezwał się pierwszy. -Chyba nie ma pani dzisiaj humoru? – znów patrzył się przed siebie. Torbę nie wypuszczał z kolan. „ A co cię to obchodzi? Psycholog się znalazł.” przycisnęła pedał gazu mocniej. Była jeszcze wkurzona za ten głupi żart z cmentarzem. Wjeżdżali już na główną drogę do Wrocławia. „ A z resztą …dlaczego mam się nie podzielić swoim szczęściem. Jest w końcu czym” po chwili zdecydowała się odpowiedzieć na zadane pytanie. No …dzisiaj to akurat mam. – zrobiła tajemniczą minę a po chwili dodała – ktoś mi się oświadczył w sobotę - powiedziała to po raz kolejny w ciągu ostatnich dwóch dni. W niedzielę z rana mamie, ale mama nie przyjęła tego z radością. Chodziło jej o Karola, tzn. o jego żonę a właściwie już prawie byłą żonę. No i starszy jest dużo od niej….no to pewnie nie będzie dzieci…..itd. Zacofanie duże jeszcze na wsi, oj duże. „ Oj żebyś ty wiedziała ile mnie zabiegów kosztowało, żeby go zdobyć i pozbyć się tej jego żony. A ile randek za miastem przez dwa lata w ukryciu przed nią i ile w końcu musiałam go namawiać na rozwód. Ale opłaciło się….w końcu zostanę kierowniczką całego działu. Wreszcie, po tylu latach pracy w tym kołchozie. No bo…żona dyrektora naczelnego musi być przynajmniej kierowniczką. Nie wypada inaczej. A że starszy jest…no to czy będą dzieci? Oj, mama to teraz najmniejszy problem. Można wziąć do adopcji albo…z resztą Karol już ma, a mnie będzie przeszkadzało w karierze. Ostatecznie można zawsze kupić jakiegoś pieska.” Byłaby zapomniała o najważniejszej rzeczy jaką kobieta może się pochwalić. - No i dostałam taki mały prezencik! – zdjęła prawą rękę z kierownicy i wyciągnęła do nieznajomego. Na palcu miała pierścionek z błyszczącym brylantem w środku. „ No popatrz sobie przez chwilę człowieczku bo czegoś takiego to długo nie zobaczysz w swoim życiu.” pomyślała sobie, śmiejąc się w duchu z tej zabawnej sytuacji. Mężczyzna nachylił się do jej ręki i spojrzał z bliska. „ O, znawca kamieni” śmiać jej się chciało z niego. - Diament, oszlifowany diament – powiedział spokojnie i znów patrzył przed siebie. Ewę zatkało całkowicie. Nie wiedziała przez chwilę co ma powiedzieć. „ Jaka ja jestem durna ! Chwalić się obcemu człowiekowi prawdziwym brylantem, przecież może mi dać w łeb i zabrać nogi za pas.” Znów nacisnęła mocniej pedał gazu. Wrocław był już coraz bliżej. Chwilę zastanawiała się co powiedzieć, żeby zabrzmiało to prawdziwie. Ale ciekawość zwyciężyła ostrożność. - Pan się zna na kamieniach? – starała się mieć głos pewny, żeby samej sobie dodać otuchy. - Rdza – odpowiedział jej krótko. - Proszę? Nie rozumiem…o co panu chodzi? – spytała zdziwiona. „ To jednak jakiś czubek, bo gada coś od rzeczy” przeleciało jej szybko przez głowę. - Na diamencie jest rdza. Bardzo mała ale jednak jest. Przeciętne oko jej nie zauważy – wyjaśnił spokojnie ale tym razem zwrócił już twarz w jej stronę. - Rdza? Pierwsze słyszę, żeby rdza na ….rdza to może być na, na jakimś metalu ale na di.. – ugryzła się w język - …na kamyku ? – bała się wymówić słowo diament, żeby nie wywołać jakiegoś nieszczęścia. - Zajmuję się kamieniami wiele lat i wiele ich widziałem. Widziałem je w górach i nad morzem, w jaskiniach i na dnie rzek i oceanów. Jedne leżą ukryte głęboko i trzeba długo kopać, żeby je odnaleźć. A inne leżą na wierzchu, jakby się prosiły, żeby je podnieść. Jedne są piękne i szlachetne a ich światło potrafi nieraz aż oślepić. Ale i wśród nich trafiają się też takie, które mają jakieś skazy jak my mówimy…rdzę. - Mówimy…my? – słuchała już raczej zaciekawiona jego łagodnym głosem, niż przestraszona. - Tak, my zbieracze. Ale są też kamienie zwykłe, szare pozbawione naturalnego blasku ale posiadające w sobie pełną czystość i głębie. Można je znaleźć wszędzie, przy każdej drodze, drzewie czy na polanie. Najczęściej omija się je i biegnie się szukać tych świecących , drogich. A to właśnie wśród nich więcej jest tych bez rdzy… Trochę ją zatkało. Nie przypuszczała, że ten „człowieczek” ma taką wiedzę albo, że ma takie gadane. - Dużo pan uzbierał ostatnio? Gdzieś pan był w szczególnych miejscach? – czuła, że Wrocław jest już za rogatkami. Jej pewność siebie wobec tego człowieka zwiększała się z każdą chwilą. W dużym mieście, pełnym ludzi czuła się znacznie bezpieczniej niż w trasie. - Byłem na …..Grandes Jorasses. To taka góra we Francji w masywie Mont Blanc. Jest tam pięknie i jest mnóstwo ….minerałów. Trochę przywiozłem do kraju.- ściągnął teczkę z kolan. „ Aaaa, alpinista. Teraz wszystko jasne. Te jego dziwne odzywki…no tak z dala od ludzi przez wiele tygodni, człowiek po prostu dziczeje….tylko ta nazwa…taka znajoma”. - Jak pan powiedział?…Grandes J…- spytała zaciekawiona. - Jorasses. Mówi to pani coś?- rozglądał się wokoło bo wjeżdżali właśnie do Wrocławia. - Nie..nie…sama nie wiem. Coś mi chyba przypomina…- przetarła czoło na którym pokazał się pot. Uchyliła okno od swojej strony. Deszcz przestał padać jak ręką odjął. Pokazało się nawet słońce i na zewnątrz zrobiło się przyjemniej. Byli już na ulicach Wrocławia. - Może mnie pani tutaj wysadzić? – wskazał na pustą ulicę przy cmentarzu Osobowickim. - Tutaj?- rozglądnęła się dookoła – no dobrze nie ma sprawy…jak panu pasuje. – zjechała dwoma kołami na chodnik. Otworzył drzwi i wysiadł na zewnątrz. Nachylił się jeszcze na moment do wnętrza samochodu. Widziała teraz wyraźnie jego zarośniętą twarz. - Dziękuję za to, że mnie pani wzięła do samochodu i podwiozła. Życzę dużo szczęścia i …wielu czystych kamieni. - zamknął drzwi i odszedł chodnikiem, ściskając swoją torbę. „ Dziwak jakiś” pomyślała i spojrzała na siedzenie dla pasażera. Odruchowo przejechała ręką po tapicerce. „Dziwne…bardzo dziwne. Całe siedzenie jest zupełnie suche, jakby nie siedział na nim nikt mokry.” Nachyliła się nad nim i wtedy zauważyła to zawiniątko, które leżało na podłodze obok fotela. „ No nie. Coś mu wypadło. Jeszcze tego tylko brakowało… gdziesz on jest?” Rozglądała się wokół ale jej były pasażer zniknął. Ruszyła szybko do przodu . Przejechała kilkadziesiąt metrów, ale jego nie było widać. „Trudno jego strata a z resztą co to może być za wartościowa rzecz zawinięta w kawałek szmatki? Pewnie cos dziwacznego jak on sam” Przejechała już prawie całą drogę do domu. Stanęła na światłach, dwie przecznice przed swoim domem. Na desce rozdzielczej leżało zawiniątko nieznajomego. Wzięła je do ręki i zaczęła rozwijać. Tylko dlatego, że w tym miejscu są strasznie długie światła i czeka się w nieskończoność. „ Co on tam pozawijał?.” mówiła sama do siebie pod nosem. - O Boże!!! - wyrwało się jej na cały głos – o Boże – powtórzyła drugi raz już trochę ciszej. Patrzyła cały czas na drobiazg w ręku. Czuła, że krew mocno podchodzi jej do głowy. Nagle znalazła się w jakiejś szklanej klatce i wszelkie odgłosy z zewnątrz były przytłumione…… * * * * ...............dźwięk narastał coraz mocniej i coraz bardziej odczuwała go w głowie. Zaczęły też dochodzić do niej jakieś okrzyki i wrzaski. Dźwięk klaksonu wbijał się coraz mocniej w mózg. - Posadzili babę za kierownicą i nie wie co robić ! Ruszaj do cholery jasnej bo ile ja tu będę stał!!! – teraz już rozumiała znaczenie słów wykrzykiwanych przez kierowcę w otwartym oknie ciężarówki stojącej za nią. Ścisnęła rękę i wrzuciła bieg. Ruszyła przez zielone światła i przejechała skrzyżowanie. Dojechała na parking koło swojego mieszkania ale nie wysiadła. Jeszcze raz wszystko analizowała. Nie, na pewno to się jej nie przyśniło, z resztą trzymała w ręku….jeszcze raz otworzyła dłoń. Tak, nie mogło być pomyłki!!!. W jej dłoni leżał pierścionek z drutu z małym kamyczkiem w środku. Najzwyklejszym kamyczkiem jaki można spotkać na każdej wiejskiej dróżce. Czuła jak oddala się w czasie……......... ...................... To było latem, chyba z 15 lat temu. Tak, na pewno lato bo Krzysiek przyjeżdżał tylko wtedy, na wakacje do swojej wsi. No i wpadał również do niej. Szli razem do GS-u na zakupy. Śmiali się i wygłupiali po drodze i nagle Ewka krzyknęła i zaczeła skakać na jednej nodze. Szybko usiadła i wyjeła z buta mały kamyczek, który się dostał do wnętrza. Podarowała go Krzyśkowi na pamiątkę ich spotkania. A on oprawił go po powrocie w drut i zrobił z niego pierścień. A potem to już zakochali się w sobie i Krzysiu zawsze nosił ten pierścień na palcu. Śmiali się z niego, że nosi taki fajans ale on nie ściągał go całe wakacje. A potem to ona pojechała do niego i tam mieszkali w akademiku przez pół roku....a potem pojechał na tą wyprawę w Alpy. Na dworcu włożył sobie ten pierścień na palec i powiedział „Ściągnę go jak przyjadę a tobie przywiozę prawdziwy diament” tak, przypomina sobie teraz te słowa doskonale. Powtarzała je sobie wtedy wiele razy, płacząc w nocy do poduszki........... .....dotkneła jego ręki w trumnie, wtedy jak ich przywieżli z tej Francji. Lawina zaskoczyła wszystkich jak spali w namiocie. Szukali ich przez tydzien.Tylko dwie osoby uratowały się. Szukała dotykiem tego pierścienia na jego palcu ale nie było go tam. Zapomniała o tym szczególe, to przecież tyle lat.... „Zaraz, zaraz gdzie jest pochowany Krzysiek....no na tym cmentarzu w ...tam gdzie pokazywał ten facet z samochodu..Boże, tyle lat....z a p o m n i a ł a m " * * * * Szczupła kobieta stała z kwiatkami w ręku już dłuższą chwilę przy tym grobie. Na płycie cmentarnej w malutkim wazonie stały zwiędnięte kwiaty. Obok nich wypalone dwa znicze. W pewnym momencie kobieta nachyliła się i włożyła do wazonika bukiet pięknych chryzantem. Spojrzała się jeszcze tylko na twarz figurki przymocowanej do krzyża. Ta twarz wydała się jej bardzo znajoma....potem przeżegnała się i odeszła od grobu. W pewnej chwili gdy przechodziła obok śmietnika cmentarnego zadzwonił telefon. Szybko wyjeła go z torebki i spojrzała na wyświetlacz. Pokazał się napis KAROL.. Kobieta chwilę patrzyła na telefon a potem wyłączyła go i wsadziła do kieszeni. Zrobiła dwa kroki w stronę bramy a potem znów zawróciła do śmietnika. Staneła przy nim i ściągneła błyszczący pierścionek z palca, potem zdjęła z lewej ręki jakiś pleciony pierścień i założyła go w miejsce tamtego. Chwilę tak stała i ważyła świecidełko w ręku a potem mocnym ruchem rzuciła nim w stronę śmietnika. Pierścionek odbił się od kontenera i upadł koło murku okalającego śmietnik, tuż obok zardzewiałej łopatki. W-w 12.10.07 John Maria S.
  6. Ale Benia piękny wiersz strzeliłaś...dawno nie czytałem takiego "życiowego" wiersza. Super to wszystko ci się ułożyło...może lepiej, że sie rozsypało...najgorsze jest to wycenianie. Pozdrówka. Naprawdę....wiersz jest świetny. Taki "strzał" zdarza się raz na jakiś czas...
  7. Są takie drinki, że mogą.......mocno wstrząsnąć! :)) Dawno cię nie ...czytałem. Pozdrawiam
  8. Na film o Katyniu czekałem całe życie....nie doczekał go mój Tato. Kiedyś wezwali go do szkoły podstawowej za to, że powypisywałem Katyń....dzieci słuchają co się mówi w kuchni. I powiem szczerze, że nie wiem czy pójdę. Nie słucham opini innych ludzi, jeżeli jednak sam reżyser mówi, że zrobił film...o kobietach....które to wszystko przeżywały....to ja się pytam. Czy tak powinien wyglądać film o największej zbrodni dokonanej na narodzie z którego ten reżyser pochodzi??? Czy może tak jak Mel Gibson zrobił "Braweheart"...nie będąc Szkotem? Może i Amerykanie liczą się z opinią ruskich ale na Boga....ruskich nie ma w naszym kraju od nastu lat. C..j im w dupę! czy mamy się sprzedawać za kawałek kiełbasy, który oni kupią od nas? Dlaczego Amerykanie zrobili mnóstwo filmów o inwazji na plaże Normandii, w której zgineło 5 tysiecy ich żołnierzy(dzięki głupocie ich dowódców)a my nie potrafimy pokazać światu jak naprawdę wymordowno naszych oficerów. Szanuję Pana Wajdę, za jego dorobek....myślę jednak, że ten film powinien zrobić ktoś inny...Pozdrawiam. p.s. "Piast" ma rację....Żydzi opanowali kinematografię amerykańską...tak jak Hindusi autobusy i kasy biletowe w Londynie. Są wszędzie.
  9. Wreszcie sie zalogowałem.. to dobrze, że w końcu znowu zaczełaś pisać...Masz rację po rosyjsku wraca bardzo długo...czasem 50 lat :))) Pozdrówka.
  10. No i poprawiłem na Islandię....piękny kraj...te szutry heh!heh! Pozdrawiam.
  11. Krzysiu, jak pisałem o tej kobiecie z tym dzieckiem, to wyobraziłem sobie ciebie.....sorry, nie jesteś już dzieckiem. Dorastasz, dorastasz a tu nie widać żadnych zmian, więc się wkurzyłeś i wyjechałeś, chociaż twoja "opcja" doszła do władzy. Może troche za wulgarne te słowa....ale określają stosunek przeciętnego obywatela do władzy. Pozdrawiam....całą Islandię, ciebie i twoją ukochaną. :) p.s. Mam prośbę....jak przyjedziesz na urlop do Polski....nie musisz przychodzic do mnie z wódką ...w takiej ogromnej butelce. Może być o 7/8 mniejsza :)
  12. Ok. Nie ma sprawy, ja też mam gorsze dni....mimo, ze jestem facetem. Pozdrawiam. p.s. Con Amore to bardzo piękny film.....moja siostra kochała się w tym facecie ( zapomniałem jak miał na nazwisko) przez wiele lat, jak większość kobitek. Wzór faceta. dzisiaj takich nie ma już, chyba.......
  13. Nie dziwię się, że wygrałaś ten konkurs....a jakbyś zaprezentowała ten mój ulubiony, to i w Paryżu byś wygrała. :) Pozdrawiam Górny Ślask !
  14. Widzę, że lubisz używać wyrazu "żenujący.." (Con Amore). Gdybym był złośliwy to na twoim Con Amore wpisałbym, że lepiej spaść z kucyka niż....z byka. So long...p.s. Ja się nie wstydzę swojego ulubionego premiera......zawsze był nim Waldek Pawlak (Kazik też go lubi :)). Oczywiście jak był premierem. Uwielbiałem jego konferencje prasowe (aaaaa.....eeeee...) no i jego niesamowitą minę. Nie do powtórzenia. Szkoda, że się wyrobił :(.....jeżeli chodzi o gadkę i minę. Bo w innej dziedzinie to nie za bardzo widać.
  15. Nie ma problemu...jednemu się podoba, drugiemu nie. To wolny kraj...:). Pozdrawiam p.s. Czyżbym uraził twojego ulubionego premiera? Domyślam się, który to jest. Dobranoc.
  16. Dzięki za odwiedziny. Cieszę się, że się podoba...po to piszę. To akurat pisałem strasznie krótko (jak na mnie), chyba z 20 min., bo już dawno latało mi to po głowie. :) Pozdrawiam.
  17. Opowiastka polityczna Z dedykacją dla Uli Kozłowskiej-Kubickiej z Wrocławia (E.D.V) Grupa mężczyzn siedzi dookoła dużego stołu. W pokoju panuje półmrok dzięki lampie stojącej na stole. Lampa świeci prosto w oczy mężczyźnie po drugiej stronie stołu. Mężczyzna ma rozpiętą koszulę i dyndający krawat wokół szyi. Na pierwszy rzut widać, że jest ogromnie zmęczony. Dookoła walają się niedopałki papierosów. - Czyli twierdzi Pan, że nie dawał żadnego polecenia do wyprowadzenia trzech koni ze stajni? - Nie, nie dawałem. Konie zawsze są wyprowadzane....chcą trochę pobiegać! - A więc twierdzi pan, że ktoś z pańskiego resortu kazał wyprowadzić konie bez pańskiego pozwolenia...czy było to nagrywane? Dlaczego gówna końskie zostały w bezczelny sposób zdewastowane? Czy chodziło o to, żeby zatrzeć ślady, które konie pierwsze srały? Nagle otworzyły się drzwi i stanęła w nich grupa ludzi. - Co się stało? Proszę nie przeszkadzać, nie widzicie, że komisja śledcza pracuje.. - Panie premierze....są już wyniki wyborów... - No i? - Wygrali...oni - CO? Boże co za głupi naród. Grupa mężczyzn podchodzi do przesłuchiwanego meżczyzny. Pomagają mu podnieść się z krzesła. Mężczyzna poprawia sobie krawat i przechodzi na drugą stronę stołu. - Czyli to my wygraliśmy wybory? No to wspaniale!!!- wykrzyknął na cały pokój. - Czy jest prasa na zewnątrz? - Oczywiście, panie premierze! - Przestańcie z tym premierem...jestem swój chłop...z czerniakowa.....no ale czas do pracy. Tego pana ...proszę przesadzić na drugą strone stołu.. Mężczyźni ujęli pod pachę przesłuchującego i przenieśli go z drugiej strony. Posadzili go na stołku i skierowali lampę w jego oczy. Świeżo mianowany premier spojrzał się w stronę mężczyzn, którzy zajęli już stołki po poprzednikach. - Oczywiście panowie zaczynajcie. Komisja nie może czekać....- i wyszedł ze swoją świtą na korytarz. Na korytarzu kłębił się tłum dziennikarzy. Co chwilę strzelały flesze. - Co będzie głównym tematem expose.. - Jakie są najważniejsze cele... - Jakie priorytety? Z ust dziennikarzy padało mnóstwo pytań. - Szanowni panstwo, mogę zapewnić, że głównym celem naszego rządu jest....gospodarka i tylko gospodarka. To podstawa naszej koncepcji. Nie interesuje nas nic innego niż gospodarka - A co z rozliczeniem poprzedniego rządu? - Nie bądźmy małostkowi...nas interesuje tylko podniesienie stopy mieszkańcom naszego kraju...to wszystko. Dziękuję państwu! Po dłuższej chwili dziennikarze zaczeli się rozchodzić.... Na krześle przy ścianie siedziała młoda kobieta, obok siedziało dziecko.. - A pani do kogo?- zapytał się rzecznik premiera. - Ja....ja..ja chciałam się zapytać.. - No śmiało, co pani chciała się zapytać? Ja nie gryzę- premier wyprzedził rzecznika. - No chciałam się zapytać o...lektury szkolne? - Lektury? No to jest oczywiste! Tamte lektury ...to kompletne nieporozumienie. Niedługo wprowadzimy listę...zupełnie nowych lektur...to jest nasz obowiązek wobec narodu...Mickiewicz...no nie , paranoja. - Szkoda, bo już kupiłam. - Niepotrzebnie...nie trzeba było się śpieszyć!- zakończył rzecznik i odszedł z premierem. * * * * * * * * * * * * * Po pewnym czasie.... Grupa mężczyzn siedzi dookoła dużego stołu. W pokoju panuje półmrok dzięki lampie stojącej na stole. Lampa świeci prosto w oczy mężczyźnie po drugiej stronie stołu. Mężczyzna ma rozpiętą koszulę i dyndający krawat wokół szyi. Na pierwszy rzut widać, że jest ogromnie zmęczony. Dookoła walają się niedopałki papierosów. - Czyli twierdzi pan, że nie dawał polecenia pasania owiec w tej strefie? - Oczywiście, owce zawsze się tam ... - A dlaczego nie ma nagrania z pierwszego srania owiec i kto wydał polecenie srania owiec w tym miejscu? Czy były naciski na pasterza wyprowadzającego owce? Proszę nie zaprzeczać!!! Nagle otwierają się drzwi i staje w nich grupa mężczyzn w garniturach - Panowie nie przeszkadzajcie!!! Tutaj pracuje komisja!!! - Już nie pracuje!- z tyłu przesunął się do przodu mężczyzna w garniturze. - Jak to? - Są już znane wyniki wyborów! - I co? - I to, że panowie wasz czas się skończył. Naród wybrał nas!!! - CO? Boże co za głupi naród. Część mężczyzn podchodzi do przesłuchiwanego mężczyzny i pomaga mu wstać ze stołka. - Spokojnie...dam radę sam...a tego pana proszę posadzić w tym miejscu..i obiecuję, że długo pan stąd nie wyjdzie!!! Przesłuchujący w asyście mężczyzn przechodzi na drugą stronę stołu. Nowo przybyli mężczyźni w garniturach właśnie usadawiali się na stołkach. - Panowie, główne cele komisji to ....kto był prowodyrem poprzedniej komisji i czy poprzednia komisja miała prawo...utworzyć ową komisję. Do pracy panowie! Naród czeka! Mężczyzna siedzący na samym środku skierował lampkę w stronę byłego premiera. Na korytarzu kłębił się już tłum fotoreporterów z całego kraju. - Jakie będą główne cele nowego rządu... - Jakie założenia... - Jakieś zmiany w polityce... - No cóż panowie...w przeciwienstwie do poprzedniego rządu naszym głównym celem jest oczywiście...gospodarka. To jest to, co nas najbardziej interesuje, bo to jest najważniejsze dla naszych wyborców. Podniesienie jak najwyżej stopy życiowej przeciętnego mieszkańca... - A czy będą rozliczenia poprzedniej ekipy? - Powiedziałem gospodarka i tylko gospodarka...i koniec..dziękuję panom.. Na korytarzy zrobiło się po chwili pustawo, tylko pod ścianą siedziała kobiecina w średnim wieku z nastolatkiem. - a pani...- zapytał się rzecznik - Ja..ja chciałam się zapytać o lektury.. - Lektury? No, to trochę potrwa nim ogłosimy ...nowe lektury. - Nowe? To będą nowe? - No oczywiście! A jak pani sobie wyobraża, żeby dzieci czytały te, te...bzdury - No bo ja kupiłam już wszystkie książki. - A nie trzeba było się śpieszyć! Jaki to naród w gorącej wodzie kąpany. Mądry Polak po szkodzie! A pomyśleć, poczekać...Słowacki...no nie paranoja. Premier odszedł szybkim krokiem z rzecznikiem. - No bo...pożyczkę wzięłam ...na te lektury...z zakładu * * * * * * * * * * * * * Po pewnym czasie Grupa mężczyzn siedzi dookoła dużego stołu. W pokoju panuje półmrok dzięki lampie stojącej na stole. Lampa świeci prosto w oczy mężczyźnie po drugiej stronie stołu. Mężczyzna ma rozpiętą koszulę i dyndający krawat wokół szyi. Na pierwszy rzut widać, że jest ogromnie zmęczony. Dookoła walają się niedopałki papierosów. - Czyli twierdzi pan, że koguty same wlazły na kury? - Koguty zawsze wchodzą na kury... - Żarty pan sobie robi z komisji? A dlaczego wlazły na kury z kurnika kontrwywiadu i kto te informacje podał prasie? Może pańscy ludzie a pan nie wiedział o tym? Nagle otwierają się drzwi i staje w nich grupa mężczyzn w garniturach. - No i?- pytanie pada równocześnie z ust przesłuchującego i przesłuchiwanego. - Wygraliśmy!!! Zapraszam..panie premierze! - Wiedziałem, wiedziałem...naród umie ocenić..- na głos komentował przesłuchiwany i poprawił sobie krawat. - CO? Boże co za głupi naród.- skomentował były premier i przeszedł na drugą stronę stołu- Jezu, znowu tutaj. - Zapraszamy z tej strony stołu, panie premierze- kadzili nowo przybyli - Jeszcze się nasiedzę...z resztą, znam to miejsce z poprzedniej kadencji. - Na razie dziennikarze, telewizja i tak dalej...no a wy panowie musicie otrzymać odpowiedź na pytanie...- zrobił małą przerwę - Czy poprzednia komisja miała prawo przesłuchiwać komisję do zbadania komisji, którą myśmy powołali...no i kto za tym stał? A więc do pracy! Skończył i wyszedł na korytarz ze swoim rzecznikiem Na korytarzu mnóstwo prasy i telewizji. -Panie premierze od czego zacznie nowy rząd? - No oczywiście od...gospodarki! Coraz wyższy poziom życia i dostosowanie się do standardów światowych to nasze najważniejsze cele !! - A co z wieloma aferami z poprzedniej kadencji, czy winni poniosą winę? - Tak jak powiedziałem naszym celem jest gospodarka....msciwośc jest cechą ludzi o niskich instynktach. Dziękuję skończyłem! Dziennikarze zaczeli się rozchodzić po tym zdecydowanym zakończeniu. Na korytarzu został tylko premier z rzecznikiem. - Tutaj przesiadywała taka kobieta z małym dzieckiem... - A,ta...o to już nie takie dziecko. Pan premier pamięta ją pewnie jeszcze z poprzedniej kadencji.. - No tak, ale co się z nią stało? Pamiętam, że oczekiwała na listę lektur...mamy już przygotowaną nową. Rzecznik spojrzał na woźnego, który stał obok drzwi. - Panie Bolku!- zawołał na ciecia. Ten podszedł bardzo szybko. - Gdzie jest ta pani...no wie pan, co to przesiadywała z ty chłopakiem...no co to czekała na te lektury? - A ta..ta blondynka taka....a no to wyjechała do Islandii z tym synem...kawał chłopa. - No jak to? Tak bez słowa ...a ja właśnie chcę wprowadzić Norwida do lektur obowiązkowych.....szkoda..a coś mówiła? - Hmmmno jak by to powiedzieć.. no coś mówiła - No co powiedziała? - No jak by to powiedzieć.. - No śmiało...muszę wiedzieć, jestem w końcu premierem! - No to..powiedziała...”Chodź Krzysiu, jedziemy z tego kraju...chuj im w dupę wszystkim”.za przeproszeniem pana premiera..no i się znaczy poszła..z temi książkami i z tem Krzysiem - Dziwne, dziwne...może nie wprowadzę Norwida. Premier z rzecznikiem oddalili się do swoich gabinetów. Na korytarzu został tylko woźny - NIe, Norwid...paranoja. Pewnie był w tamtej komisji.
  18. Ciekawy temat. Dla mnie nie nowy.....od dawna w moich opowiastkach przewija się.."destiny". W dobie komputerów i cyber sexu ludzie zapomnieli o czymś takim jak przeznaczenie. Pozdrawiam.p.s. Nawiasem mówiąc, naukowe badania nad tym tematem są niebezpieczne. Lepiej się przyzwyczaić, że nie wszystko zależy od nas samych.
  19. Oj! przydało się, przydało....aż za dużo. W "początkowym" okresie potrafiłem siedzieć na orgu do 6.00......i na 8.oo do pracy. Dzien w dzień...masakra... i w perspektywie rozwód. Musiałem wybierać. Ślubna miała pierwszeństwo...sorry (heh!heh!). Żartowałem. Ale tak na serio, to wymyśliłeś taką zabawkę, którą bawiły się i dzieci, i dorośli. Tej zabawki się nie wyrzuca....trzyma się ją schowaną w szafie na górnej półce.....w ciężkich chwilach głaszcze się ją a ona wprowadza nas ...w magiczny świat...Pozdrowienia z Wrocławia.
  20. Dziękuję, za tą krótką recenzję. Fakt.... opisy powinny być bardziej rozbudowane. Samo sedno sprawy, czyli samosąd pod balkonem jest najważniejszym wydarzeniem tej opowiastki. Powinien być bardziej krwisty....a ja się skupiłem na przeciętnej małomiasteczkowej rodzinie. Coś mnie pociągneło....Pozdrawiam. :)
  21. Ciekawy wierszyk....ja go odczułem jako coś, co mnie czeka w przyszłości. Starość jest trochę podobna do dzieciństwa. Małe dzieci też są często bezbronne wobec otaczającego go świata jak starzy ludzie. Z tą różnicą, że ....małe dzieci są jednak więcej kochane. Pozdrawiam.
  22. Dziękuję za odwiedziny i konstruktywny komentarz. Pozdrawiam. p.s. Nie mam zbyt wiele czasu na wszelkie dyskusje bo generalnie stwierdziłem, że prowadzą one albo do wzajemnego "lizania" lub słownych utarczek.:)
  23. Fajnie, że wróciłaś......po "po trąceniu" piszesz jeszcze lepiej niż przed potrąceniem. Pozdrawiam. :)
  24. "Marsz milczenia" Utwór wyróżniony w almanachu pokonkursowym w konkursie "STOLEMA" Tosia wnosiła właśnie do pokoju najbardziej ulubioną potrawę wszystkich Polaków, kiedy rozległ się głos Mariana, stojącego w drzwiach balkonu. -Ale jaja ! – zagłuszyło na chwilę głośną atmosferę imienin. Kilkoro gości przerwało na chwilę swoje głośne gadki i skierowało podpite oczy w stronę balkonu. Tam stał dzisiejszy solenizant, a właściwie wyglądał zaciekawiony przez barierkę na balkonie. Bigos w ogromnej wazie, którą postawiła na stole Tośka zaczął roznosić aromat po pokoju. Resztki wędlin z całego tygodnia elegancko wymieszanych z młodą kapustką wwiercał się już w nozdrza biesiadników. Kamil przyśpieszył polewanie kolejki wyraźnie spoglądając w stronę ciepłego bigosiku. Już miał wypowiedzieć nieśmiertelne zaklęcie „na zdrowie”, kiedy znów rozległo się na cały pokój. -Ale jaja!- tym razem było to skierowane wyraźnie do biesiadników i zabrzmiało jak zaproszenie na balkon. Rysiek z Kamilem spojrzeli na siebie i po ułamku sekundy już wiedzieli co robić. Przechylili kieliszki jednym haustem i bez zagryzania wstali od stołu. – Bez toastu, cholera jasna – ze zgrozą mamrotał pod nosem Kamil tocząc się w stronę balkonu. Za nimi ruszyła zaciekawiona gospodyni imprezy a po chwili jej brat z przyszłą żoną. Przy stole została tylko Gienia ale w telewizji leciała właśnie„Familiada” a Gienka opuściła ten program tylko raz w życiu ….na pogrzeb swojego męża. - Dajcie spokój, ale jaja - Marian wychylił się teraz dosyć głęboko przez barierkę i spoglądał na coś z góry z ogromnym zaciekawieniem. Oczywiście reszta grupy również poszła w jego ślad. Pod balkonem tuż obok niewielkiego murku okalającego trawnik zgromadziła się grupka młodocianych wyrostków. Większość miała ogolone głowy i ciemne stroje. Niektórzy mieli na szyjach wiszące długie srebrne łańcuchy. Ich wygląd wyraźnie różnił się od większości mieszkańców miasteczka. Jeden z nich, wielkie chłopisko, najpewniej szef całej grupki oparł nogę o murek i nachylił się nad klęczącym chłopakiem. Dwóch jego kolegów trzymało klęczacego za ręce i ściskało za kark. Mówił chwilę coś do niego a potem odsunął się trochę do tyłu i wziął potężny zamach prawą ręką. Odgłos ciosu, który spadł na chłopaka powtórzyło echo między blokami. Za chwilę spadły następne. Teraz już wszyscy lali go jak popadło. - O, no właśnie, przedtem też go lali tylko nie widzieliście – wyjaśniał na gorąco przebieg zdarzeń solenizant. Wszyscy wychylili się przez barierkę, żeby lepiej widzieć widowisko. - Ale ładują ! Ten jeden to nasuwa jak Kliczko – z uznaniem dla atakujących wyraził się Rysiek. Tylko Edyta, dziewczyna Ryśka odwróciła się z niesmakiem od balustrady. - Jak można na to patrzeć – oburzona spojrzała na Tosię, czekając, że cokolwiek zareaguje. - No właśnie, kto to widział, żeby się tak bić….i to w sobotę….wolną – Tośka dołączyła się do Edyty. To w końcu przyszła bratowa, więc trzeba trzymać się razem. - I to pod naszym balkonem- zakończyła ważnym akcentem. Reszta zajęta była komentowaniem akcji na trawniku. A tam właściwie cała sprawa dobiegała końca. Chłopaki kończyli flekować rozłożonego już całkowicie na trawie chłopaka. Leżał jak kawał drewna w lesie. Nagle do pokoju wbiegła Kasia, najmłodsza latorośl Tosi i Mariana. Razem z nią jej koleżanka, córka sąsiadki z przeciwka. - Mamusia widziała co się dzieje pod naszym balkonem ? - obie dziewczynki były bardzo pobudzone. Chciały mówić jednocześnie, jedna przez drugą. Gestykulowały przy tym dużo rękoma. A miały o czym. Wiadomo było, że Kasia jest poinformowana o wielu „ważnych” sprawach w miasteczku. - A ty po co mi tam łazisz gdzie się biją ? – Tosia zgasiła ją szybko. Ale tylko na sekundę. - A wie mama kogo pobili ? – powiedziała to takim tonem, jakim koleżanki mamy przekazują sobie największe tajemnice. Kasia miała wrodzony spryt i wiedziała co mamę „kręci”. - No niby co mnie to obchodzi ? – jej obojętność była wyraźnie sztuczna. Kasia wsunęła się na balkon tak, żeby wszyscy wiedzieli, że to ona pierwsza przyniosła tą wiadomość. - To syn tej Janickiej, spod szesnastki !!! – wyrzuciła z siebie z ogromną dumą. - A jego siostra to chodzi z jednym murzynem….no tam gdzie studiuje, chyba we Wrocławiu- nadawała nie przestając na chwilę. - Zaraz, zaraz…z murzynem..o matko..a tej – teraz zaskoczyła o kogo chodzi. No tak, teraz wszystko jasne, wszystko się zgadza. - Aaa…tej blondyny tlenionej. No wiesz Maniek, której – zwróciła się w stronę męża. - Tej co tak się złotem poobwieszała, jakby była córką złotnika. Wielką damę grała, a zarejestrować mnie nie chciała do gastrologa. Ale swoje koleżanki to wszystkie bez kolejki powprowadzała. Dama wielka a tu proszę, ot jaka rodzinka. A synek, widać jakich ma koleżków.- spojrzała w stronę podwórka. - A on to jest, no wie mama..- Kasia zamilkła i spojrzała się na koleżankę. Tamta zrobiła tajemniczą minę i zaczerwieniła się. - No co jest ?. No widzę, że łobuz jakiś i się zadaje z…- nie dokończyła bo córka weszła jej w słowo. - No ale on jest…no wie mama…ten homo..- zamilkła w połowie zdania. - Co?…o ..matko..tfu !!! – zrobiła ruch ustami jakby splunęła i przeżegnała się. - A jak ty się w ogóle wyrażasz ? Skąd ty przynosisz takie słownictwo do domu – gospodyni zagniewała się na dobre. – nie będziesz latać po podwórku, tylko się zajmiesz szkołą. Przynajmniej się czegoś pożytecznego nauczysz – widać było, że córka zepsuła jej humor. - To w szkole właśnie…pani nas uczyła o tych ..homo – nie dawała za wygraną dziewczynka. - Marian, ty słyszałeś czego oni się uczą w szkole ? Marian ! przestańcie się tam gapić i wejdźcie w końcu do pokoju. A ty się rozbieraj i do …i siedź mi w domu. Bigos zupełnie zimny !!! – skończyła swoje wywody i weszła do środka. Za nią wtłoczyli się pozostali biesiadnicy. - Mówię ci Kamil, że on się podniesie za chwilę. Widziałeś ile wytrzymał Kliczko ? Człowieku dostał dwa razy tyle co on i dalej walczył.- Marian tłumaczył swojemu kuzynowi zasady wytrzymałości organizmu ludzkiemu.- No ale nie dostał tyle kopów co tamten na dole – nie dawał za wygraną młodzieniec. - E tam, da radę….no ale napijmy się w końcu bo nam procenty uciekną – Maniek zakończył dyskusję. Rysiu wziął się za butelkę i rozpoczął następną kolejkę. - Jak to ? Czy nikt z was nie zadzwoni na POLICJĘ ? – słowa Edyty zabrzmiały tak głośno, że aż Tosia przybiegła z kuchni i stanęła w progu pokoju. - A niby po co ? A co to nasz rodzina ma z Policją ? Żeby mnie potem wszyscy na językach nosili ? Jak se wychowała synusia to niech go teraz pilnuje !!!- ton gospodyni momentalnie zamknął usta Edycie, która zrezygnowana usiadła do stołu. - W naszym domu nigdy nie było Policji !- to zdanie skierowane było do przyszłej bratowej, żeby wiedziała do jakiej rodziny wchodzi. - Tylko wtedy jak wujek Stasiu mieszkał z nami i się kłócił z ta…tu..siem - Kasia zrozumiała, że znowu strzeliła gafę. - A co ty dziecko opowiadasz za bzdury. Nigdy się nie kłócili.- Tosia dostała czerwonych rumieńców na policzkach. – Jazda mi do mycia i do swojego pokoju . Żeby takie cóś opowiadać ! Co te dzieciaki nie wymyślą ! – skończyła dyskusję na ten temat. - Nie mówi się cóś ale coś – zamruczała pod nosem Kasia i wyszła do swojego pokoju. Przez dłuższą chwilę zrobiła się cisza, którą przerwała Gienia. - Ale był piękny odcinek "Familiady" . Szkoda, że nie oglądaliście ! – głos Gieni znów wprowadził wszystkich w imieninowy nastrój. A potem było już tradycyjnie, czyli flaki, barszczyk, galaretka i …”Sokoły”. Skończyło się nad ranem. Wychodzili właśnie na korytarz, kiedy otworzyły się drzwi obok i pojawiła się w nich kobieca postać. Marian przekręcał zamek w drzwiach, a Tosia poprawiała czarny kostium. - Dzień dobry Pani Trawińska. A gdzie to państwo tak całą rodziną się wybieracie ? - Jak to gdzie ? Tam gdzie całe miasto dzisiaj idzie. Co to pani nie wie ? - A… tam idziecie. No popatrz pani co za świat, żeby zabijać chłopaka, bo im zwrócił uwagę, że po trawniku chodzą. W biały dzień…i to pod pani balkonem.- stwierdziła ze smutkiem. - No wie pani co ? Jak to pod moim? Przecież pod pani też !!! – podniosła głos Tosia. - Ja nie mam z tej strony balkonu – odparła sąsiadka - Ale okna ma pani od podwórka- nie dała za wygraną Tośka. - No niby tak…ale ten przemarsz to mu i tak nie przywróci już życia. - Ale nie można przechodzić koło tego obojętnie, sąsiadko! Po to właśnie jest zorganizowany MARSZ MILCZENIA pani Jolu, żeby….żeby – uciekła jej myśl z głowy. - Żeby nie milczeć – dokończyła za mamę Kasia i przeszła dumna obok sąsiadki, trzymając w ręku wielki transparent na którym widniał czarny napis STOP PRZEMOCY.
  25. Brawo! Brawo ! Co to znaczy dobra sugestia ( Leo Beenhakker), po prostu uwierzyli, że są...dobrzy. Spróbuję zasugerować sobie, że jestem...n.p bogaty. :) p.s. trochę boli gardło i głowa, ale ok.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...