Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marcin Katulski

Użytkownicy
  • Postów

    600
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marcin Katulski

  1. Początek na prawdę niezły.
  2. Nie ma takiego czegoś jak 'prawdziwa wrażliwość'. Jest tylko wrażliwość, która jest naginana. Może jej brak skłania Ciebie do myślenia w ten sposób. Nie wiem. Pozdrawiam.
  3. Znudził mnie ten 'wiersz'.
  4. Wyciskam złość zawsze Gdy stanę na wrogim przystanku Próbowałem żyć w klatce Lecz zdechłe formy rzucały w nią śmieciami Świat to zabawny cmentarz Który odstrasza wrażliwość I przyciąga cyników Przyciąga fryzjerów, którzy Tną nożyczkami wszystkie umysły.
  5. O, wreszcie ktoś wymyślił coś swojego. Brawo, jest to tutaj niespotykane.
  6. Była środa, wieczór. Znużony siedzeniem, i ślęczeniem przed podstawowymi zadaniami dnia poszedłem spotkać się ze znajomymi w małej, gościnnej i przytulnej galerii obrazów. Jako początkujący artysta lubiłem to miejsce, można tam było spotkać dużo nieźle pokręconych ludzi. Zawsze dodawało mi to dużej energii i wstrzykiwało niebotyczną dawkę inspiracji. Zwłaszcza, że nie musiałem przemierzać pół kuli ziemskiej, aby się tam dostać. Galeria ‘Skazanych mózgów’ znajdowała się niedaleko mojego miejsca zamieszkania, więc znałem tam prawie wszystkich. Nieliczni obcy zachwycali się tamtejszą sztuką. Ja i grupka znajomych chodziliśmy tam popić i pogadać na wolno cłowe tematy. Czasem podrywając jakoś kobietę. Tego wieczoru miałem duży fart, udało mi się zainteresować swoją paplaniną jedną z najlepszych szprot. Nie wiedząc czemu, cały czas chodziła sama. Paląc swoje długie, jak mur chiński papierosy i zachwycając się obrazami miejscowych artystów- malarzy. Magda, bo tak miała na imię, wyróżniała się z tłumu. Sprawiała wrażenie dystyngowanej, wpływowej kobiety z klasą. Miała na sobie biały kapelusz i długą, czarną suknie. Bardzo obciskającą jej jędrny tyłek, który wyglądał, jakby siedział pod nią z przymusu i za wszelką cenę chciałby się wydostać spod tej góry materiału. Ona i jej tyłek żyli chyba odmiennym życiem. Widać było, że ma styl, że często przebywa w miejscach podobnych do tych. Gdy podszedłem i zapytałem się co sądzi o abstrakcyjnym dziele wykonanym przez mojego znajomego, zauważyła, że wzorował się na Wassily’m Kandinsky’m. Wspomniała także o twórczości Pieta Mondrian’a i Kazimierza Malewicza. Od razu poczułem jakieś ukucie w dupę, ale to chyba nie był amor. Rozmawiało się całkiem wygodnie, jakbym ją znał z poprzedniego wcielenia. Szybko poszedłem po dwa drinki, i rozmowa szła dalej swoją alejką. Około godziny w pół do 2 zamykano galerię, ludzie rozchodzili się do swoich nor, rozmawiając o najważniejszych momentach z wieczoru. Ja licząc na dalszy ciąg wieczoru i z nadzieją na szczęśliwe zakończenie potężnym orgazmem, odprowadziłem Magdę do jej nowiuteńkiego auta. Grafitowego, świeżego i szybkiego. Marki porsche. Wyglądał, jak gdyby jeszcze przed chwilą zerwała z niego metkę. Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Super laska, z wozem, gdzie nawet przy dobrych wiatrach na lusterko by nie było mnie stać. Jednak tej nocy musiałem pogryść zęby, bo wymiana numerów i przyjacielski uścisk musiał mi wystarczyć, jak chciałem liczyć na jakieś profity w przyszłości. Odjechała. Parę dni później zadzwoniła do mnie z propozycją, czy nie chciałbym spędzić z nią weekend’u sam na sam w jej letniskowym domku, niedaleko zakopanego. Poczułem się wtedy, jak najlepszy skurwiel, jakbym w jajach miał płyn samca alfa. - Jutro koło ‘skazanych mózgów’ o 20. - Będę na pewno. - Wiem to. Jechaliśmy chyba 7 godziny, praktycznie bez przerwy, poza małymi na stacji. Dobrze, że mogłem palić, bo chyba bym wykitował i weekendowe ruchańsko szlag by trafił. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zauważyłem, że domek jest w lesie i osadzony bardzo wysoko w górach. Było jeszcze ciemno, więc nie mogłem zbytnio cieszyć się urokami życzliwej pani natury, ale to nic, miałem przed sobą najlepsze cycki i dupę, jakie kiedykolwiek widziałem, więc pieprzyć naturę. Wszedłem do środka, od razu rzuciła się w oczy wielka ściana z setkami zdjęć przystojniaków. - To twoi byli? –Zapytałem z niedowierzaniem - Nie, nie. Gdzie tam, nie jestem nimfomanką. Po prostu kolekcjonuję piękne twarze mężczyzn. Jest w nich coś w rodzaju sztuki, silne, jak greccy bogowie. - Już myślałem, że masz przebieg, jak pojazd taksówkarza - Nie no skąd głuptasku, zrobić ci coś do picia? - Masz whysky? - Nie często goszczę tu facetów, ale tak, mam. - Dobrze. Nalała nam po jednym głębokim i rozmawialiśmy dalej. Jak zwykle bardzo miło się nam gawędziło. Wypiliśmy jeszcze parę szklanek i poszedłem wziąć prysznic. Nie poznałem jeszcze całego domku, bo był naprawdę ogromny, ale łazienkę miał odjebaną, jak w hotelu z pięcioma gwiazdkami. Wszystko pokryte marmurem, złote krany i wykończenia. Mój raj na ziemi- pomyślałem. Wychodząc czysty i powiewny jak dziewica, zauważyłem, że podpita już dużą ilością whysky, Magda zgubiła wszystkie ciuchy i leżała na kanapie czekając, aż się do niej dobiorę. Miała piękne, okrągłe i symetryczne piersi. Piękny łuk, i nie za duże biodra. Tak ją sobie wyobrażałem już w galerii. Tym razem materiał nie kłamał. - Będziesz tak się patrzył? Mam aureolę nad głową, czy co? - Nie, po prostu myślę nad tym jakim jestem szczęściarzem. - Jutro o tym pomyślisz, kotku. Nogi miała tak długie, że język sam pchał się wprost na waginę. Była smaczna. Nie mogłem doczekać się, kiedy uwolnię wreście swojego hiczkoka i zrobię mały burdel w jej ciasnym pomieszczeniu. Gdy w nią wszedłem czułem, że dawno nikt tam nie robił przemeblowania. Mógłbym ją trzaskać całą noc. Wióry leciały jak drwalu spod piły mechanicznej, czułem, że zaraz przewinę ją na drugą stronę. Byłem bezlitosny i instynktowny jak zwierzak. Eksplodowałem bankiem spermy. Wprost na brzuch. Poszedłem spać. Obudziłem się późno popołudniu, Magdy w wyrku już nie zostałem. Gotowała coś w kuchni, pachniało obiecująco. Jak wstałem wszystko zaczeło mnie boleć, jakby ktoś mnie w nocy nawalał pałami, albo przejechał samochodem. - Coś ty mi wczoraj zrobiła? Czuję się jak ofiara trzęsienia ziemi! - Nic kotku, może cię przewiało, ale nie martw się moja babcia dała mi super recepturę, aby wyprowadzić mojego buziaka z tarapatów. - Co gotujesz? - Pyszny obiad! - Dobrze, zaraz padnę z głodu. Gdy wypiłem ziółka, które przygotowała od razu poczułem się jak wyjęty z łona matki. Miała baba łeb- pomyślałem. Postawiło mnie to na nogi lepiej niż parę kaw na raz. Mogłem zacząć zwiedzanie tego cholernego domku. Lecz niedługo cieszyłem się czystością swojej przestrzeni, bo nagle zaatakowała mnie Madzia z obiadem w rękach. Był soczysty, smakowity i dobrze ubrany na talerzu. Przy obiedzie miałem okazje na poważnie z nią porozmawiać. Opowiadała o swoim dzieciństwie, o swoich szkołach i o tym jak rozwijała się jej kariera. Ja tylko wcinałem i słuchałem. Zapytała, czy nie będzie mi przeszkadzać, jak spędzi trochę czasu w swoim biurze, ponieważ jest grafikiem komputerowym w wielkiej firmie i ma pełno spraw na swojej głowie. Naturalnie zgodziłem się. Wolałem samemu pozwiedzać i zachwycać się urokami gór. Gdy odchodziłem, zatrzymała mnie i powiedziała, żebym w czasie gdy będzie u siebie w pracowni za wszelką cenę jej nie przeszkadzał, ani pod żadnym pozorem tam nie wchodził. Wydawało mi się to z lekka dziwne, ale przecież są swiruski na tym świecie i ktoś je kochać musi. Nawet jak są skończonymi perfekcjonistkami i nie mają wiele czasu dla siebie. Pozwiedzałem całą chatę, od góry do dołu od dołu do góry, oprócz tego jednego pokoju z wielkimi, białymi wrotami. Była piękna, naprawdę cudo tego, kto ją zaprojektował, zbudował i umeblował. Kobita miała gust. Nie z pierwszego widelca jeść makaron chciała. Magda wciąż nie wychodziła ze swojej skrytki, ja znudzony już przeglądaniem się w połyskującym kiblu, wyszedłem przed dom. Czyste powietrze, zero żywej duszy. Przeżyłem wtedy fajny stan. Na pewno nie lepszy niż w nocy, ale zawsze jakiś. Lubiłem przebywać samemu, ale jak pomyślałem, ze taki super tyłek marnuje się w fotelu i jest wlepiony w monitor od razu zacząłem czuć dyskomfort. Po dłuższej przechadzce w głąb lasu zgłodniałem, chciałem jak najszybciej coś przekąsić. Górskie powietrze wyssało całe żarcie z mojego brzucha. Praktycznie pędziłem co sił w nogach, aby dotrzeć do domku przed zmrokiem. Wskaźnik na żołądku pokazywał już rezerwę. Wylądowałem w domku. Kochana jakby czytała w moich myślach. Na stole przygotowana była wspaniała kolacja, dwa kieliszki i wytrawne wino. Magda przed kolacją zrobiła mi foto, ponieważ bardzo jej podobała się moja twarz. Nie wiem czemu, bo ja bym ją oddał za paczkę fajek. Kolacja była dobra, nawet za dobra jak dla mnie. Niezbyt opychająca, więc miałem jeszcze miejsce na seks. Podczas kolacji rozmawialiśmy o literaturze, muzyce, malarstwie. Z rozmowy wynikało, że ma bardzo feministyczne spojrzenie na świat. Co mnie bardzo zdziwiło, ponieważ przyjeła mnie jak króla Szwecji. Ale bardziej zdziwiło mnie pytanie, czy nie chciałbym tu zostać dłużej, skupić się na sztuce i wypełniać jej nocną pustkę. Kurwa, ale mam fart –pomyślałem- takie coś się zdarza się tylko w hollywood’cki filmach. Bogata damulka, przyjmuje początkującego pisarza pod swój dach. Karmi, poi, kupuje fajki i daje się nachlać każdego wieczoru. W dodatku jest super cizią z nieskończonym apetytem na ruchanie. Po cało nocnym maratonie erotycznym, znów obudziłem się z bólem dosłownie wszystkiego. Czułem się jak siedem nieszczęść. Kosmiczny ból. - Co jest z tym pieprzonym domkiem? Znowu mnie przewiało! - Nie martw się kochanie, zaraz zrobię ci ziółka. - Szybko, zaraz umrę Naprawdę szybko przygotowała mi tą tajemniczą recepturę jej babki. Pomogło, czułem się wspaniale. Poszedłem wszamać coś. Madzi już nie było. Z pewność była zapracowana. Miała obowiązki nawet, gdy była na wakacjach. Nie wyobrażam sobie siebie w takim życiu. Dobrze, że chociaż o mnie potrafiła zadbać. Papieroski zawsze były na stole, whysky zawsze polana. Wtedy pomyślałem, że może ma tak dobre serce, że woli nim dzielić się z innymi, albo Dobrze, że chociaż ze mną. Nastał wieczór, ja nie mogłem doczekać się, aż jedyna kobieta w okolicy wyjdzie ze swojego pokoju. Czaiłem się na nią jak lew na swoją ofiarę. Byłem tak znudzony, że spokojnie mógłbym zgwałcić poduszkę, ale wolałem nie ryzykować. Walczyłem ze sobą i z własną nudą. Ciągle to popijając, to popalając. Wyszła. Cieszyłem się jakbym widział przepływający statek, będąc na bezludnej wyspie. Była ubrana w powiewną halkę. Najjaśniejsza z gwiazd, gwiazda główna. Erekcja wprost obijała mi szczękę. Triumfalne dymańsko na zakończenie nudnego dnia. Obudziłem się z wrażeniem, że w nocy byłem prany w pralce. Cały poobijany, ale bez siniaków. Jeszcze ich brakowało. Madzia podała mi ziółka, śniadanie i znowu wracała do swoich obowiązków. Ja mogłem zacząć skupiać się nad twórczością. Spokój i harmonia górskiej flory pomagały mi coś napisać. Nie wiem czy dobre, ale zawsze coś. Wieczór oczywiście był upojny. Dni leciały, ciągle z rana odczuwałem ten sam ból, zawsze złote zioła pomagały. Ona wciąż przesiadywała w swoim biurze, ja w plenerze nad zeszytem. Dobrze jadłem, dobrze piłem. Seks zawsze był wynagrodzeniem za całodzienną samotność. Był świetny. Po miesiącu, przeglądając się w szklanym lustrze toalety zauważyłem, że proces starzenia chyba włączył ostatni bieg. W ciągu miesiąca postarzałem się o pięć lat. Przy wieczornej kolacji z ukochaną Madzią wspomniałem jej o moim problemie. Wyśmiała mnie i powiedziała, że to tylko moje paranoje i nigdy nie usłyszała większej głupoty. Po kolejnych trzech miesiącach czułem i wyglądałem jakbym miał 80 lat. Ciągle wstawałem z rana z bólem i piłem te kurewskie ziółka. - Co się do cholery ze mną dzieje, Magda? - Przestań tak chlać, to może ci pomoże - Gówno prawda, to ty coś robisz! - Oszalałeś już do końca.. - Nie, ty zrobiłaś to szybciej. - Ja chcę twojego dobra, żebyś nie męczył się na tym brudnym świecie i nie męczył innych kobiet. - Ty suko! - Uważaj na słowa, bo skończysz jak inni.. Miałem wrażenie, że jestem totalnie udupiony. Wiedźma urwana rodem z bajki w dodatku feministka do szpiku kości, która chce mnie wykończyć. Chciałem uciec z domku, ale dźwi były zamknięte, a nie miałem wystarczająco sił, aby je wywarzyć. Byłem sam na sam z potworem w jego gnieździe i na jego układzie graliśmy. Gówno już obchodziła mnie przysięga o tym, że nigdy nie wejdę za te tajemnicze białe wrota. Otworzyłem. Zobaczyłem wielkie laboratorium chemiczne, na pewno nie była to pracownia grafika komputerowego. Na ścianach wisiały zdjęcia nieznanych mi twarzy. Samych staruchów. Cuchły śmiercią i orszakiem. Po chwili zrozumiałem, że jednak kojarzę tych ludzi ze zdjęć w głównym pokoju. Tam gdzie zawsze spałem, gdzie zawsze pieprzyłem się z tą wiedźmą. Nagle weszła ona. Na twarzy była czerwona jak płachta na byka. Była wpieniona, miała w oczach żądzę mordu. - Nie pozostawiłeś mi wyboru. Kochałam cię, ale będę musiała zabić! - Mylisz się suko wredna! Zaczęła biec w moją stronę. Wziąłem pierwsze co miałem pod ręką i rzuciłem w nią. Była to szklana butelka z jakimś płynem. Chyba niebieskim. Nic sobie z tego nie zrobiła. Chyba była nieśmiertelna, a ja miałem siły co 80 letni dziadek. Była już coraz bliżej. Zauważyłem na podłodze leżącą butelkę z jakimś kwasem. Miałem nadzieje, że żrącym. Z wielkim cierpieniem schyliłem się po nią. Przeżyłem ogromny ból, ponieważ tego poranku nie wypiłem ziółek. Odkręciłem z całych sił butle i chlapnąłem w jej stronę z całej siły, jaka jeszcze mi została. Kwas był żrący. Oblana nim Magda tażała się w bólu. Jej ciało pokrywało się wielkimi oparzeniami. Przemieniło się w zgliszcza, została tylko czarna pustka. Udało mi się wyjść z opresji, ale miałem jednego trupa, 80 lat i zero perspektyw na wyjście z domku. Szaleńczym okiem zacząłem szukać kluczy. Po trzech godzinach znalazłem, były nad wanną w łazieńce. Wyszedłem z domku i zacząłem iść w dół do najbliższego miasteczka, osady, albo chociaż grupki ludzi, którzy mogli by mi pomóc. W końcu znalazłem, byłem na skraju wyczerpania, po 2 dniowym błądzeniu po lesie, z okropnym bólem i żywiąc się jedynie surowymi grzybami. W miarę czasu od kiedy odstawiłem te cholerne ziółka, zaczęła powracać mi młodość. Po dwóch pierwszych tygodniach pomimo okropnego bólu, wyglądałem jakbym miał 60 lat. Z czasem progres był coraz agresywniejszy. Po około 3 miesiącach znowu mogłem żyć jako 20 latek. Czasem jeszcze dokuczał mi ból, ale potrafiłem sobie z nim poradzić. I niech ta wiedźma wsadzi sobie te ziółka w dupę!
  7. Marcin Katulski

    ****

    Proszę, dodaj coś bardziej kreatywnego. Pozdrawiam.
  8. Gwieździsta Matka Osłania błyszczącą narzutą Korony swoich uniosłych dzieci Odgarnia samotność Lecz jak przez dziurawy ser Przecieka nierówność A dotknięci cieniem bracia Trują korzenie pierworodnych.
  9. Była środa, wieczór. Znużony siedzeniem, i ślęczeniem przed podstawowymi zadaniami dnia poszedłem spotkać się ze znajomymi w małej, gościnnej i przytulnej galerii obrazów. Jako początkujący artysta lubiłem to miejsce, można tam było spotkać dużo nieźle pokręconych ludzi. Zawsze dodawało mi to dużej energii i wstrzykiwało niebotyczną dawkę inspiracji. Zwłaszcza, że nie musiałem przemierzać pół kuli ziemskiej, aby się tam dostać. Galeria ‘Skazanych mózgów’ znajdowała się niedaleko mojego miejsca zamieszkania, więc znałem tam prawie wszystkich. Nieliczni obcy zachwycali się tamtejszą sztuką. Ja i grupka znajomych chodziliśmy tam popić i pogadać na wolno cłowe tematy. Czasem podrywając jakoś kobietę. Tego wieczoru miałem duży fart, udało mi się zainteresować swoją paplaniną jedną z najlepszych szprot. Nie wiedząc czemu, cały czas chodziła sama. Paląc swoje długie, jak mur chiński papierosy i zachwycając się obrazami miejscowych artystów- malarzy. Magda, bo tak miała na imię, wyróżniała się z tłumu. Sprawiała wrażenie dystyngowanej, wpływowej kobiety z klasą. Miała na sobie biały kapelusz i długą, czarną suknie. Bardzo obciskającą jej jędrny tyłek, który wyglądał, jakby siedział pod nią z przymusu i za wszelką cenę chciałby się wydostać spod tej góry materiału. Ona i jej tyłek żyli chyba odmiennym życiem. Widać było, że ma styl, że często przebywa w miejscach podobnych do tych. Gdy podszedłem i zapytałem się co sądzi o abstrakcyjnym dziele wykonanym przez mojego znajomego, zauważyła, że wzorował się na Wassily’m Kandinsky’m. Wspomniała także o twórczości Pieta Mondrian’a i Kazimierza Malewicza. Od razu poczułem jakieś ukucie w dupę, ale to chyba nie był amor. Rozmawiało się całkiem wygodnie, jakbym ją znał z poprzedniego wcielenia. Szybko poszedłem po dwa drinki, i rozmowa szła dalej swoją alejką. Około godziny w pół do 2 zamykano galerię, ludzie rozchodzili się do swoich nor, rozmawiając o najważniejszych momentach z wieczoru. Ja licząc na dalszy ciąg wieczoru i z nadzieją na szczęśliwe zakończenie potężnym orgazmem, odprowadziłem Magdę do jej nowiuteńkiego auta. Grafitowego, świeżego i szybkiego. Marki porsche. Wyglądał, jak gdyby jeszcze przed chwilą zerwała z niego metkę. Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Super laska, z wozem, gdzie nawet przy dobrych wiatrach na lusterko by nie było mnie stać. Jednak tej nocy musiałem pogryść zęby, bo wymiana numerów i przyjacielski uścisk musiał mi wystarczyć, jak chciałem liczyć na jakieś profity w przyszłości. Odjechała. Parę dni później zadzwoniła do mnie z propozycją, czy nie chciałbym spędzić z nią weekend’u sam na sam w jej letniskowym domku, niedaleko zakopanego. Poczułem się wtedy, jak najlepszy skurwiel, jakbym w jajach miał płyn samca alfa. - Jutro koło ‘skazanych mózgów’ o 20. - Będę na pewno. - Wiem to. Jechaliśmy chyba 7 godziny, praktycznie bez przerwy, poza małymi na stacji. Dobrze, że mogłem palić, bo chyba bym wykitował i weekendowe ruchańsko szlag by trafił. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zauważyłem, że domek jest w lesie i osadzony bardzo wysoko w górach. Było jeszcze ciemno, więc nie mogłem zbytnio cieszyć się urokami życzliwej pani natury, ale to nic, miałem przed sobą najlepsze cycki i dupę, jakie kiedykolwiek widziałem, więc pieprzyć naturę. Wszedłem do środka, od razu rzuciła się w oczy wielka ściana z setkami zdjęć przystojniaków. - To twoi byli? –Zapytałem z niedowierzaniem - Nie, nie. Gdzie tam, nie jestem nimfomanką. Po prostu kolekcjonuję piękne twarze mężczyzn. Jest w nich coś w rodzaju sztuki, silne, jak greccy bogowie. - Już myślałem, że masz przebieg, jak pojazd taksówkarza - Nie no skąd głuptasku, zrobić ci coś do picia? - Masz whysky? - Nie często goszczę tu facetów, ale tak, mam. - Dobrze. Nalała nam po jednym głębokim i rozmawialiśmy dalej. Jak zwykle bardzo miło się nam gawędziło. Wypiliśmy jeszcze parę szklanek i poszedłem wziąć prysznic. Nie poznałem jeszcze całego domku, bo był naprawdę ogromny, ale łazienkę miał odjebaną, jak w hotelu z pięcioma gwiazdkami. Wszystko pokryte marmurem, złote krany i wykończenia. Mój raj na ziemi- pomyślałem. Wychodząc czysty i powiewny jak dziewica, zauważyłem, że podpita już dużą ilością whysky, Magda zgubiła wszystkie ciuchy i leżała na kanapie czekając, aż się do niej dobiorę. Miała piękne, okrągłe i symetryczne piersi. Piękny łuk, i nie za duże biodra. Tak ją sobie wyobrażałem już w galerii. Tym razem materiał nie kłamał. - Będziesz tak się patrzył? Mam aureolę nad głową, czy co? - Nie, po prostu myślę nad tym jakim jestem szczęściarzem. - Jutro o tym pomyślisz, kotku. Nogi miała tak długie, że język sam pchał się wprost na waginę. Była smaczna. Nie mogłem doczekać się, kiedy uwolnię wreście swojego hiczkoka i zrobię mały burdel w jej ciasnym pomieszczeniu. Gdy w nią wszedłem czułem, że dawno nikt tam nie robił przemeblowania. Mógłbym ją trzaskać całą noc. Wióry leciały jak drwalu spod piły mechanicznej, czułem, że zaraz przewinę ją na drugą stronę. Byłem bezlitosny i instynktowny jak zwierzak. Eksplodowałem bankiem spermy. Wprost na brzuch. Poszedłem spać. Obudziłem się późno popołudniu, Magdy w wyrku już nie zostałem. Gotowała coś w kuchni, pachniało obiecująco. Jak wstałem wszystko zaczeło mnie boleć, jakby ktoś mnie w nocy nawalał pałami, albo przejechał samochodem. - Coś ty mi wczoraj zrobiła? Czuję się jak ofiara trzęsienia ziemi! - Nic kotku, może cię przewiało, ale nie martw się moja babcia dała mi super recepturę, aby wyprowadzić mojego buziaka z tarapatów. - Co gotujesz? - Pyszny obiad! - Dobrze, zaraz padnę z głodu. Gdy wypiłem ziółka, które przygotowała od razu poczułem się jak wyjęty z łona matki. Miała baba łeb- pomyślałem. Postawiło mnie to na nogi lepiej niż parę kaw na raz. Mogłem zacząć zwiedzanie tego cholernego domku. Lecz niedługo cieszyłem się czystością swojej przestrzeni, bo nagle zaatakowała mnie Madzia z obiadem w rękach. Był soczysty, smakowity i dobrze ubrany na talerzu. Przy obiedzie miałem okazje na poważnie z nią porozmawiać. Opowiadała o swoim dzieciństwie, o swoich szkołach i o tym jak rozwijała się jej kariera. Ja tylko wcinałem i słuchałem. Zapytała, czy nie będzie mi przeszkadzać, jak spędzi trochę czasu w swoim biurze, ponieważ jest grafikiem komputerowym w wielkiej firmie i ma pełno spraw na swojej głowie. Naturalnie zgodziłem się. Wolałem samemu pozwiedzać i zachwycać się urokami gór. Gdy odchodziłem, zatrzymała mnie i powiedziała, żebym w czasie gdy będzie u siebie w pracowni za wszelką cenę jej nie przeszkadzał, ani pod żadnym pozorem tam nie wchodził. Wydawało mi się to z lekka dziwne, ale przecież są swiruski na tym świecie i ktoś je kochać musi. Nawet jak są skończonymi perfekcjonistkami i nie mają wiele czasu dla siebie. Pozwiedzałem całą chatę, od góry do dołu od dołu do góry, oprócz tego jednego pokoju z wielkimi, białymi wrotami. Była piękna, naprawdę cudo tego, kto ją zaprojektował, zbudował i umeblował. Kobita miała gust. Nie z pierwszego widelca jeść makaron chciała. Magda wciąż nie wychodziła ze swojej skrytki, ja znudzony już przeglądaniem się w połyskującym kiblu, wyszedłem przed dom. Czyste powietrze, zero żywej duszy. Przeżyłem wtedy fajny stan. Na pewno nie lepszy niż w nocy, ale zawsze jakiś. Lubiłem przebywać samemu, ale jak pomyślałem, ze taki super tyłek marnuje się w fotelu i jest wlepiony w monitor od razu zacząłem czuć dyskomfort. Po dłuższej przechadzce w głąb lasu zgłodniałem, chciałem jak najszybciej coś przekąsić. Górskie powietrze wyssało całe żarcie z mojego brzucha. Praktycznie pędziłem co sił w nogach, aby dotrzeć do domku przed zmrokiem. Wskaźnik na żołądku pokazywał już rezerwę. Wylądowałem w domku. Kochana jakby czytała w moich myślach. Na stole przygotowana była wspaniała kolacja, dwa kieliszki i wytrawne wino. Magda przed kolacją zrobiła mi foto, ponieważ bardzo jej podobała się moja twarz. Nie wiem czemu, bo ja bym ją oddał za paczkę fajek. Kolacja była dobra, nawet za dobra jak dla mnie. Niezbyt opychająca, więc miałem jeszcze miejsce na seks. Podczas kolacji rozmawialiśmy o literaturze, muzyce, malarstwie. Z rozmowy wynikało, że ma bardzo feministyczne spojrzenie na świat. Co mnie bardzo zdziwiło, ponieważ przyjeła mnie jak króla Szwecji. Ale bardziej zdziwiło mnie pytanie, czy nie chciałbym tu zostać dłużej, skupić się na sztuce i wypełniać jej nocną pustkę. Kurwa, ale mam fart –pomyślałem- takie coś się zdarza się tylko w hollywood’cki filmach. Bogata damulka, przyjmuje początkującego pisarza pod swój dach. Karmi, poi, kupuje fajki i daje się nachlać każdego wieczoru. W dodatku jest super cizią z nieskończonym apetytem na ruchanie. Po cało nocnym maratonie erotycznym, znów obudziłem się z bólem dosłownie wszystkiego. Czułem się jak siedem nieszczęść. Kosmiczny ból. - Co jest z tym pieprzonym domkiem? Znowu mnie przewiało! - Nie martw się kochanie, zaraz zrobię ci ziółka. - Szybko, zaraz umrę Naprawdę szybko przygotowała mi tą tajemniczą recepturę jej babki. Pomogło, czułem się wspaniale. Poszedłem wszamać coś. Madzi już nie było. Z pewność była zapracowana. Miała obowiązki nawet, gdy była na wakacjach. Nie wyobrażam sobie siebie w takim życiu. Dobrze, że chociaż o mnie potrafiła zadbać. Papieroski zawsze były na stole, whysky zawsze polana. Wtedy pomyślałem, że może ma tak dobre serce, że woli nim dzielić się z innymi, albo Dobrze, że chociaż ze mną. Nastał wieczór, ja nie mogłem doczekać się, aż jedyna kobieta w okolicy wyjdzie ze swojego pokoju. Czaiłem się na nią jak lew na swoją ofiarę. Byłem tak znudzony, że spokojnie mógłbym zgwałcić poduszkę, ale wolałem nie ryzykować. Walczyłem ze sobą i z własną nudą. Ciągle to popijając, to popalając. Wyszła. Cieszyłem się jakbym widział przepływający statek, będąc na bezludnej wyspie. Była ubrana w powiewną halkę. Najjaśniejsza z gwiazd, gwiazda główna. Erekcja wprost obijała mi szczękę. Triumfalne dymańsko na zakończenie nudnego dnia. Obudziłem się z wrażeniem, że w nocy byłem prany w pralce. Cały poobijany, ale bez siniaków. Jeszcze ich brakowało. Madzia podała mi ziółka, śniadanie i znowu wracała do swoich obowiązków. Ja mogłem zacząć skupiać się nad twórczością. Spokój i harmonia górskiej flory pomagały mi coś napisać. Nie wiem czy dobre, ale zawsze coś. Wieczór oczywiście był upojny. Dni leciały, ciągle z rana odczuwałem ten sam ból, zawsze złote zioła pomagały. Ona wciąż przesiadywała w swoim biurze, ja w plenerze nad zeszytem. Dobrze jadłem, dobrze piłem. Seks zawsze był wynagrodzeniem za całodzienną samotność. Był świetny. Po miesiącu, przeglądając się w szklanym lustrze toalety zauważyłem, że proces starzenia chyba włączył ostatni bieg. W ciągu miesiąca postarzałem się o pięć lat. Przy wieczornej kolacji z ukochaną Madzią wspomniałem jej o moim problemie. Wyśmiała mnie i powiedziała, że to tylko moje paranoje i nigdy nie usłyszała większej głupoty. Po kolejnych trzech miesiącach czułem i wyglądałem jakbym miał 80 lat. Ciągle wstawałem z rana z bólem i piłem te kurewskie ziółka. - Co się do cholery ze mną dzieje, Magda? - Przestań tak chlać, to może ci pomoże - Gówno prawda, to ty coś robisz! - Oszalałeś już do końca.. - Nie, ty zrobiłaś to szybciej. - Ja chcę twojego dobra, żebyś nie męczył się na tym brudnym świecie i nie męczył innych kobiet. - Ty suko! - Uważaj na słowa, bo skończysz jak inni.. Miałem wrażenie, że jestem totalnie udupiony. Wiedźma urwana rodem z bajki w dodatku feministka do szpiku kości, która chce mnie wykończyć. Chciałem uciec z domku, ale dźwi były zamknięte, a nie miałem wystarczająco sił, aby je wywarzyć. Byłem sam na sam z potworem w jego gnieździe i na jego układzie graliśmy. Gówno już obchodziła mnie przysięga o tym, że nigdy nie wejdę za te tajemnicze białe wrota. Otworzyłem. Zobaczyłem wielkie laboratorium chemiczne, na pewno nie była to pracownia grafika komputerowego. Na ścianach wisiały zdjęcia nieznanych mi twarzy. Samych staruchów. Cuchły śmiercią i orszakiem. Po chwili zrozumiałem, że jednak kojarzę tych ludzi ze zdjęć w głównym pokoju. Tam gdzie zawsze spałem, gdzie zawsze pieprzyłem się z tą wiedźmą. Nagle weszła ona. Na twarzy była czerwona jak płachta na byka. Była wpieniona, miała w oczach żądzę mordu. - Nie pozostawiłeś mi wyboru. Kochałam cię, ale będę musiała zabić! - Mylisz się suko wredna! Zaczęła biec w moją stronę. Wziąłem pierwsze co miałem pod ręką i rzuciłem w nią. Była to szklana butelka z jakimś płynem. Chyba niebieskim. Nic sobie z tego nie zrobiła. Chyba była nieśmiertelna, a ja miałem siły co 80 letni dziadek. Była już coraz bliżej. Zauważyłem na podłodze leżącą butelkę z jakimś kwasem. Miałem nadzieje, że żrącym. Z wielkim cierpieniem schyliłem się po nią. Przeżyłem ogromny ból, ponieważ tego poranku nie wypiłem ziółek. Odkręciłem z całych sił butle i chlapnąłem w jej stronę z całej siły, jaka jeszcze mi została. Kwas był żrący. Oblana nim Magda tażała się w bólu. Jej ciało pokrywało się wielkimi oparzeniami. Przemieniło się w zgliszcza, została tylko czarna pustka. Udało mi się wyjść z opresji, ale miałem jednego trupa, 80 lat i zero perspektyw na wyjście z domku. Szaleńczym okiem zacząłem szukać kluczy. Po trzech godzinach znalazłem, były nad wanną w łazieńce. Wyszedłem z domku i zacząłem iść w dół do najbliższego miasteczka, osady, albo chociaż grupki ludzi, którzy mogli by mi pomóc. W końcu znalazłem, byłem na skraju wyczerpania, po 2 dniowym błądzeniu po lesie, z okropnym bólem i żywiąc się jedynie surowymi grzybami. W miarę czasu od kiedy odstawiłem te cholerne ziółka, zaczęła powracać mi młodość. Po dwóch pierwszych tygodniach pomimo okropnego bólu, wyglądałem jakbym miał 60 lat. Z czasem progres był coraz agresywniejszy. Po około 3 miesiącach znowu mogłem żyć jako 20 latek. Czasem jeszcze dokuczał mi ból, ale potrafiłem sobie z nim poradzić. I niech ta wiedźma wsadzi sobie te ziółka w dupę!
  10. Gdzie się podziały metafory, świeży powiew. Coś nowego. Piszesz. Jesteś prawie więc poetą, tak? Czy wymyśliłeś kiedyś zdanie, bądź chociaż orzeczenie, które było do końca Twoje?
  11. Szedłem na kolanach Zdartych przez namiętność Zastąpiłem wtedy innych Uciekłem przed falą Spienioną, jak szampan Skryłem się w cieniu Własnego zdania Podałem szczęście dalej Głuchy hałas Kiedyś mi je odda.
  12. Tępym czasem rzeźbie słowa Zwracam oddech Czerpię nowy Biję ziemię wzrokiem Ona odda mi po śmierci Odlewam smutek w formę Buduję już fundament W takich momentach Swędzi mnie dusza.
  13. Krople życia Gaszą moją rozgrzaną żalem Duszę. Biały kot Przenika mnie wzrokiem W pośpiechu zbieram Depczony przez normalność Uśmiech. Jak podeszwa W starym bucie Odklejam się od rzeczywistości Skazany na wyrok Wątroby- pijaka.
  14. Ostateczna wyrocznia Kuła mnie trójzębem Wyrwała z progu Pokuty nudą, mieszałem ręką W smolistym dzbanie Wyciągnąłem głowę Potem drugą Sędzia oskarżył mnie o plagiat I tak wbiłem drugą czarną bilę.
  15. Głód życia Które ulatnia się jak gaz Z zapalniczki Pasek zawinięty na biodrach Naszej moralności To ciśnie To luzuje Kobiece chmury płyną bezwładnie Odprowadzam je wzrokiem Wprost do tajfunów Gdy walka z cieniem Ma sens
  16. Życie to dwie daty Dwa punkty Wyryte na marmurowym końcu Idąc z dziurawą siatką pełną uczuć I rumieńcami rozpalającymi zmarzła twarz Rozwijam skrzydła Sklejone przez ludzki tłum Wtedy światło przeplata moje tętniące żyłami Dłonie.
  17. W pół do 9. Wyszedł z ukrycia- deszcz W ciasnym półmroku Staliśmy się jednością Ludzką gąbką o niejakiej strukturze Stałem, i mieszałem wzrokiem W gołej naturze.
  18. Niewidzialna armia kreuje obraz Z miliona stopionych ze sobą pikseli Tworzy parujące gęstością uczucie Leżące, gniecione i duszone W swoim ciasnym pudle Siedzi cicho Obrażone jak drzewo podczas suszy Którego nie przywita wiatr Nie podenerwuje jego liści Ani nie przytuli się do jego pnia Świat to ślepy drań Ominie i nie pozna Na tym wielkim wysypisku czułości Moje pudło jest zbyt małe.
  19. Wyciskam złość zawsze Gdy stanę na wrogim przystanku Próbowałem żyć w klatce Lecz zdechłe formy rzucały w nią śmieciami Świat to zabawny cmentarz Który odstrasza wrażliwość I przyciąga cyników Przyciąga fryzjerów, którzy Tną nożyczkami wszystkie umysły.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...