Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ania_G.

Użytkownicy
  • Postów

    135
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ania_G.

  1. słodka krew co toczy smutki w chciwe usta tego pana żywot wiodła nader krótki pani rychle zapomniana przez wiodące bohomazy miast co własne przędą dzieje księżyc świadkiem bez urazy tym co się ostatni śmieje z żalu sine miał oblicze gdy ją pierwszy w sidła wpędził rozkochany w tym zachwycie nocy blasku był oszczędził jak spod stropu atramentem szła wiedziona tła urodą pan tej pani zdradził puentę gdy szukała jej nad wodą "noc co martwym ściele łoża z pani włosów złotej wełny niecierpliwi się gdy zorza w rejs wysyła swe okręty puls ma pani zbyt frywolny by dokupić łask straconych biada tym co młode orły zaprzęgają zamiast sowy" naraz usta swe zatopił w smukłą szyję młodej pani krwią wciąż żywą pieczęć skropił wrót co wiodą do otchłani gdzie zazdrosnej nocy świta róże sadzi i obrywa pani wschodzi i rozkwita bardziej niż za życia żywa
  2. lekkim obyczajem szympańskiej czeredy w partnerach przebieram jak w kiściach bananów z błotem mieszam tupet klnę na ich maniery oczkiem w głowie bywam całkiem łasych panów na ich nonszalancji uprawiam kapitał pachną zyskiem żniwa jak on młodym winem u ich boku wschodzę pączkuję, zakwitam niech mnie doglądają nim kiecę podwinę nie omieszkam dolać oliwy do ognia bo płomień najlepiej oddaje mój zamiar komplementów stale spragniona i głodna testosteron rządzi gdy miewam go nadmiar
  3. za sen o jawie przemijam sprintem rzeki arterie koryta nadgryzł ząb czasu płyną potoki prędzej i śmielej jakby nie chcąc wracać do mostów których zgliszcza ocalić nie mógł czas pchnął nas w sidła zdarzeń kpiąc z ich niepewnych zwrotów czasem odliczam doby
  4. w kąciku ust mam taki żal za okiem mgła i siąpi znośnie w sepii smakujesz jak kawa z mlekiem i cynamonem niepokojące tło co bez treści udaje ciebie a nawet nie jest częścią pragnienia za uśmiech serce na dłoni stygło jak oszalałe w kąciku usnął zachwyt i próżno czeka poranka odszedł niechybnie z gromkim niesmakiem smutne miał oczy i płakał wierszem
  5. przez palce jak kropel piruet uchodzi zapach słońca stąd mu bliżej do dna gdzie kamień wołać będzie dekadentów żagle zdumienie przekwita z przytupem gdy znaczy już tyle co zachód o wschodzie ta chwila umarła na jednym z zakrętów by mogła żyć inna dla mnie i dla ciebie gwiazdy zechcą spadać
  6. bez duszy pod kloszem bez kolców obojętna róża blada herbaciana smętny los dzieliła z halo półksiężyca tak ćma świadkiem jak wdzięk kochankiem cnoty jej łza siostrą rosy róża co nie boli usłała im łoża śnij o słodkiej zgubie w płatkach pokuszenia pięknie pakowana kłuje całe życie
  7. nie zna wschodu a pamięta jak karmazyn czka na fali i jak muska sine cirrus pastelami chcesz się wsłuchać w śmiały zachwyt jak szalony bywa tajfun na tej twarzy zmalowany w strugach bólu szczery taki nie zna wzlotów a pamięta jak trzepocą albatrosy i jak tną odmęty nieba na woale chcesz wyczytać z chromych źrenic jak szczęśliwym być jest łatwiej mimo wszystko bije światło zawadiacko w głuszy takiej
  8. winny krzew za krzywd niuanse klną na zgliszcza smutne oczy bez kurwików szasta żalem bez pardonu aprobaty chleb ma smak gniadej zgryzoty z łez tężeje ewaporat pomóż sprostać
  9. po kwiat paproci posyła myśli afekt zrzuć wianek dziewczę
  10. policzone nasze dreszcze jak impregnowane róże na suficie ugrzązł plagiat aktu cienia nasza bliskość policzona jak mdły mahoń karoserii na parkiecie dynda cisza jak natchniona nieprzytomne nasze szepty jak ospałe są kokony w ścian wirażach mrok poplątał pajęczyny i świadomość nieprzytomna jak poczwarka snem skalana na framudze sieć zarzuca monotonna święta jest zachłanność nasza jak rozety szkłem pędzone u witraży ruszył konwój polichromu i intymność nasza święta jak pokornych melancholia na posadzce los nas dwoje w jedno spętał
  11. świergot niesie modły na polach nadziei za ciekłą nikłość wiosny świat nie słucha kosa bo ma dwa skrzydła za dużo zbyt utopijnie zwrotne za mało znasz zachwytu co lśni czasem w kącie oka potem spuszcza się strugą z widokiem na żonkile rozstań się gdy ból jest już tylko brzegiem mija się z artefaktem cnota wiesz po co kos ma skrzydła?
  12. co ty wiesz o strunach skrzypku na zawietrznej stronie dachu rykoszetem się tłumaczą styksu deszcze wschodzi blaskiem wyuzdania by zatracić się na zachód gaśniesz bracie jak zwykł niegdyś wieszcz za wieszczem i choć zacny masz ten zwyczaj trzymać fason interwałów nie zatańczą jak im zagrasz mantry treści grzebiąc niewygodne prawdy pod przykrywką ideałów ustąp mgle pierwszeństwo przedniej pieśni
  13. Rabbie! zawracam za długo każesz mi solić płone dybać i sapać jak Cyrenejczyk co to z bojaźni parał się krzyżem oni się brzydzą moim zapłonem po oczach daje luminiscencja Twarzy spod płótna a ja nie umiem być Weroniką pod ich ostrzałem wybacz że bliżej mi do pospólstwa kobiet płaczących na zamówienie tam kąt mój własny i spokój świetny... spójrz na mnie Rabbie z wyżyny drzewa nim ciszę skażą sejsmiczne treści zawracam Panie... by pójść na nowo
  14. gdy noc miała skronie szakala byłam pulsem mrocznej treści co przerywa tamy karłów jak ogier wśród klaczy piął się jej korpus ponad kontur stepów jestem tylko spazmem może aż lamentem w żałobnym orszaku ciężkostrawnych plugastw ta noc była mi mamką co to karmi jadem swoje własne zorze on miał skronie w cieniu byłam tętnem mrocznej lawy co porywa pierwsze napotkane iskry jak tajfun wśród bryz wrzał jej temperament ponad krwawe kresy jestem tylko szeptem może aż półtonem w korowodzie żalu nierentownych proroctw on był mi motywem co karmi swą treścią porzucone zorze
  15. Ania_G.

    noc i on

    gdy noc miała skronie szakala byłam pulsem mrocznej treści co przerywa tamy karłów jak ogier wśród klaczy piął się jej korpus ponad kontur stepów jestem tylko spazmem może aż lamentem w żałobnym orszaku ciężkostrawnych plugactw ta noc była mi mamką co to karmi jadem swoje własne zorze on miał skronie w cieniu byłam tętnem mrocznej lawy co porywa pierwsze napotkane iskry jak tajfun wśród bryz wrzał jej temperament ponad krwawe kresy jestem tylko szeptem może aż półtonem w korowodzie żalu nierentownych proroctw on był mi motywem co karmi swą treścią porzucone zorze
  16. podają na tacy jak fikuśne tofu jest w tym coś z rozmachu taki prestiż z szykiem pakowane nadto w kubrak przedni co to krzyczy kup mnię bo się ładnie noszę patrz go sprzedał duszę bo recesją straszą i nawet twarzowy ten nowy futerał na fetysz jak znalazł ono się zasklepia w krochmalu baraków spuszcza bluszcze traumy po smukłych framugach wszechobecne w stadnym trwaniu z tym swoim polotem jak mącić i mamić w mdłych tęczach iluzji pakt ma moc traktatu a traktat wyroku nie jesteś już jutrznią padołu z betonu jeśliś jest w ogóle...
  17. idź z toporem kruszca gdzie lawiny znają opór z mitu o syzyfie kąsa potok trupę zwietrzałych ostańców zeszłych poligonów nie pytaj o werdykt halnej ekstraklasy hazard miał się począć w łożu krępych grani wyjdź nad szańce z twarzą relikta i czekaj aż wrócą z Szeolu jej skrzydła i stopy
  18. zwołaj Szawle sanhedryn fig i sykomory usiądź ze mną opowiedz jak wypada Chrystus na tle słońca Damaszku zaciągam się mgłą ona pachnie jeszcze łkaniem ukamienowanych powiedz jak zbłąkany brzask uchyla powieki z ołowiu i co z tym światem gdy patrzysz nań oczyma Pawła
  19. zachciało się Wam nadinterpretacji ;)
  20. już pasujesz cień twój oswoiłam z tynkiem współbrzmisz z barytonem sprężyn grzechoczących gdzieś w potrzasku znam na pamięć kartografię twoich linii papilarnych mrok przestaje być natrętnym gdy znajome wschodzą gwiazdy już się stajesz częścią świata bez globalnych epitetów z patentem na współobecność wiesz? pasujesz
  21. olśniewał zmierzch a ona była kamforą ciszy z uchylnym wieczkiem on woń tę wykradł pod mroku strażą tym szeptem była respirującym milczących stepów w zenicie własnym mógł w akord ubrać wokal jej westchnień cierpkich jaśminów i prząść z okrzyków dezaprobaty kurtynę sacrum ona bezkształtnym zewem natchnionych on dłutem nieuchwytnych pragnień mowa jest srebrem on w złote runo wpędził talenty olśniony zmierzchem
  22. szukaj mnie Panie w Twoim Betlejem w krnąbrnym cieniu skrzydeł anielskich batalii pokój temu światu nim rzeź obwieszczą poczętych nie w porę za gwiazdy warkoczem pójdę oddać pokłon maluczkim prostaczkom szukaj mnie wśród trzody zlęknionych o zmroku nie mam nic dla Ciebie prócz miejsca w Betlejem moich sprzecznych jaźni tu się rodzisz sobą
  23. na trywialnym niebie nie hołdował żaglom jaśnie porywisty bo nie byłeś wtedy morzem w jednej kropli tęsknot rzeczywisty gdzieś wstawiali tęcze na rafie pod chmurką pył pozostał po niej bo istniałeś wtedy poza moją wyspą tam po drugiej stronie dziś płyną okręty z uśmiechem na maszcie na śmiałe podboje na mapie nie znajdziesz już samotnej wyspy odkąd jest nas dwoje
  24. bez celu bym go tam nie umieszczała;)żeby paradoks lepiej się w oczy rzucał
×
×
  • Dodaj nową pozycję...