Duszobójco poczekaj, stój!
Ty, coś mnie z nóg powalił,
jak meteorów rój,
roszcząc się wnętrze ograbił.
Szczycąc się potęgą swoją,
spychając mnie w gotowy już dół,
ciesząc się bezradnością moją,
syty nakrywasz już stół.
Z chęcią zasiadasz do niego,
ręce z radości zacierasz,
karmiąc się czastką cudzego
wielkiej ochoty nabierasz.
Zastanów się zanim zaczniesz,
ucztę swą, z tych nieswoich,
poczytaj przedtem jak przełkniesz,
między liniami słów moich.
Czy wolisz, by w gardle ci stała,
ma dusza, krucha jak ość?,
wydarta z mojego ciała,
twojemu niestety na złość!
Lub dać gwiazdom świecić,
tam, gdzie jest miejsce ich,
a życia istotę wzniecić
w bezprawnie opustoszałych...?
Choć wiem, nie ja, to ty
wybór należy do ciebie,
by nocą tliły się sny,
a gwiazdy świeciły na niebie...
(daj szansę)