Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ewa Rajska

Użytkownicy
  • Postów

    588
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ewa Rajska

  1. oki- zgadzam się-nie wyszło mi to akurat. nie chciałam pisać o metamorfozie jakiegoś faceta-to raczej był drugi plan. pierwszego widocznie nie udało mi się pokazać-dzięki, że mi to uświadomiliście. trochę o wierze i nadziei? ale spróbuję innym razem. w końcu człowiek uczy się na błędach. a w moim wieku zawsze jest więcej błędów niż całej reszty:) wielkie dzięki za komentarze pozdrawiam ciepło!!! ER
  2. ajajaj, biedne plecki!!! na plecki spalone którym brakło masła kto teraz spojrzy?
  3. bo chcę trafić do określonej grupy ludzi. najwidoczniej tu ich nie ma. szkoda. thx za komentarz- do lektury postaram się dotrzeć. pozdrawiem ciepło ER
  4. Ładne, aczkolwiek-trochę banalne. Brakuje mi na końcu jakiegoś zaskoczenia, takie wszystko oczywiste. Ale bardzo ładnie to wszystko opisałaś. pozdrawiam ciepło ER
  5. no jasne, że poczęstuję!!! dziękuję za wszystkie komentarze i uwagi-będę na przyszłość pamiętać. pozdrawiam cieplutko ER
  6. Ewa Rajska

    rady Jana

    Może miast "myśleć w drodze na cmentarz" trzeba wciąż Janka pytać "pamiętasz? -o zdrowie zadbaj" gdy świat wariuje, młody niech zdrowie swe poszanuje... pozdrawiam ciepło ER
  7. Ewa Rajska

    Ciut

    Lepsza jest łezka niż ciut, bo prawdziwie łkasz zamiast w złud wierzyć spełnienie-jak w cud. Po płaczu masz szczęścia ciut ciut. pozdrawiam ciepło ER
  8. Nie widziałam słonka z miejsca, w którym byłam. Ale wiedziałam, że ono gdzieś tam jest. Czułam jego obecność i widziałam jej skutki. Cały krajobraz był złoty. A może żółty? Tylko po tylu dniach słoty ciężko jest powiedzieć tak bez żadnego punktu odniesienia. Bardzo możliwe, że wszystko pożółkło, a złotem jedynie się wydawało. W każdym razie było bardzo podobne. Chmury kłębiły się niczym na dziecięcym obrazku. Taka okrągła wata cukrowa. A nad nimi już pierwsze pomarańcze zachodu. Ale obłoczki jeszcze nie były senne. Bardziej niebieskie. Tak bardzo potrzeba było słonka. A ono gdzieś tam na chmurkach wypoczywało sobie spokojnie. I Bóg wyciągnął Dłoń. Promienie przebiły się przez niebo i kilka stróżek jaśniutkiego światła spadło na ziemię. Przez te kilka dni pluchy marzeniem było, aby zobaczyć odrobinę słonka, nawet nie zachód, jakikolwiek znak, że ono się jeszcze pojawi. A tu, po tylu modlitwach taki cudowny obrazek... Dłoń Boga wyciągnięta do ludzi-skierowana wprost na świat. Tak wyraźna dla tych, którzy na nią czekali. I stał się taki malutki cud- Bóg wyciągnął swą Dłoń. Taka maleńka iskierka nadziei, że jednak słonko nie znikło na zawsze, że gdzieś tam ono jest...i nie umarło. *** Tak bardzo czekała na ten dzień. Żyła nadzieją, że przyniesie coś nowego. Siedziała w kuchni, jak co dzień, kiedy niespodziewanie dostała wiadomość, że się udało. Po tylu różnych próbach, bezskutecznych staraniach, z którymi i tak nie wiązała głębszych nadziei teraz nagle się udało! Tak bardzo bała się tych wyników. Tak bardzo chciała, żeby tym razem było dobrze. Właściwie sama nie wiedziała, co było tego powodem, ale czuła, że tym razem musi się udać. Modliła się o to, o swoim strachu opowiadała innym. Nareszcie, kiedy nawet bała się sama otworzyć kopertę, bo spodziewała się, że będzie tam to samo, co poprzednio... „...bardzo mi przykro, Kochanie...muszę tu jeszcze trochę zostać...wciąż nie potrafię żyć bez dragów...jeszcze jedna terapia...” Teraz okazało się, że jest dobrze, że jest świetnie! Okazało się, że terapia nareszcie poskutkowała! Czytając list miała łzy w oczach. Chciała krzyczeć i skakać z radości. Za kilka dni miała się spotkać z Wojtkiem. Już tylko parę dni i wróci z tej dalekiej podróży. Już nie będzie musiał przebywać z takimi jak On! Z narkomanami, którzy wciąż chcą brać, którzy nie zrywają z tym. To ci ludzie tak bardzo zmienili jej ukochanego Wojtusia. To oni jej Go odebrali na ten piekielnie długi czas. To oni wystawili ją na tak ciężką próbę. To przez nich właśnie wiele razy chciała już Go zostawić, kiedy wybierał branie a nie ją. A jednak nie zostawiła Go. A jednak...chociaż już chyba straciła nadzieję, to gdzieś tam w środku wierzyła, że jeszcze wszystko da się naprawić, że jeszcze jej się uda. I Bóg wyciągnął Dłoń. Przeczytała list i z trudem wykonała jakikolwiek ruch. Ta mała koperta po wielkich ulewach łez stała się promykiem słonka, które nie zmarło, które rozświetliło jej życie. Teraz wiedziała, że wszystko będzie dobrze, że będzie lepiej. Bo Bóg wyciągnął dłoń. Wydobyła się z nieba, a może z nicości, ale była na tyle rozpostarta, że Justyna ją dostrzegła. Nie mogła nie dostrzec-przecież to był wymodlony malutki cud. Dotknęła wyciągniętej dłoni i wiedziała, że nie chce jej puścić. Teraz już nie zostawi Wojtka-wspomoże go, aby już nigdy nie trafił w tak daleką otchłań.
  9. a jak dla mnie to aż zbyt jasno wyrażasz, że żona upodabnia się do własnej matki-czy to jest aż taki straszny proces? pozdrawiam ciepło ER
  10. a może nieco więcej niż sama czekolada? pozdrawiam ciepło ER
  11. "CZEKOLADY SIĘ NIE WYRZUCA!" Podziel się ze mną. Proszę. Wszystko,co dzielimy jest dobre. Spraw mi trochę radości. Nie tylko uśmiechem Nie tylko dobrym słowem Nie tylko samochodem Nie tylko pieniędzmi Prawdziwa czekolada jest gorzka. Daj mi jej trochę! Nie mieszaniny cukru i kakao Lecz mieszaniny szczerości i smutku. Przecież jak zjesz całą sam, To będziesz się czuł jeszcze gorzej Pod koniec wyda Ci się mdła A potem-wstręt do czekolady Daj mi połowę- Zjedzmy ją razem Będzie Ci lżej. A jak ją zostawisz i przejdziesz obojetnie To się zepsuje- będzie Ci źle gdy ją w końcu dostrzeżesz. A tak- oboje będziemy mieć trochę szczęścia. Nie obarczysz mnie-nie musisz się tego bać. Będę tu czekac aż przyjdziesz I mmnie poczęstujesz.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...