Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Don_Cornellos

Użytkownicy
  • Postów

    513
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Don_Cornellos

  1. Kefas, daj spokój. - Proszę. No bo co teraz? Co mam teraz po latach zrobić? Może pójść do majora, i powiedzieć mu, że dwadzieścia lat temu wyraził się niezgodnie z duchem czasu? Pozdrawiam :))
  2. 1) Smugi światła odbiły się od półokrągłych, pokrytych grubą warstwą śluzu, gdy grupa gliniarzy z latarkami przeszła nad kanałem. - Co było pokryte grubą warstwą śluzu? Co w rzeczywistości odbiło światło? - Przyznaję, że nie rozumiem. Aha, chodzi o pokrywy, ale to trzeba napisać, mimo wszystko - użyć jakiegoś synonimu "pokrywa" 2) "zawieszając go na zjedzonym przez korniki wieszaku" - Gdzie był ten wieszak? - w żołądkach korników? - lepiej: nadgryzionym przez korniki wieszaku 3)obitą skóra kanapę - skórą 4) Jego wzrok powędrował do starego zegara na ścianie - na stary zegar, ponieważ wzrok może spocząć na czymś, zatrzymać się na czymś - ale nie wchodzi do... 5) zardzewiałym wskazówką - wskazówkom 6) Jego małe oczy płonęły chciwo - chyba "chciwie", ale głowy nie daję, sprawdz w słowniku 7) obserwował go uważnie z pod - spod 8) Z zdumieniem spostrzegł - ze zdumieniem 9) w który wbiegł pis - a za nim PO z Tuskiem na czele :)) Resztę błędów zostawiam do znalezienia innym. Podsumowując: Świetnie piszesz! Jesteś materiałem na pisarkę! Lekkość twojej narracji sprawia wrażenia, że czyta się utwór profesjonalisty, starego wyjadacza. Tylko te błędy. W ogóle nie mogę zrozumieć, skąd takie błędy u Ciebie. Czyżbyś zbyt mało czasu poswięciła na korektę? Pozdrawiam
  3. 1) "Nie wierze w reinkarnacje, ale do tej pory mam tam gdzieś głęboko w sobie schowany i ledwie iskrzący się bunt." - zdanie bardzo zagadkowe, i chyba jest zbyt dużym niedomówieniem. Ja bym poprawił, bo robi wrażenie jakiegoś bełkotu. Wyobraź sobie , że wypowiadasz je w rozmowie. 2) "jedną stroną mama przyswajała informacje, drugą stroną wydalała informacje innego rodzaju: przeznaczenie nawleczone na koraliki DNA." - to z kolei zdanie mówi, że masz talent do pisania. Piękne zdanie, z tych to, których się zazdrości. :)) 3) "To podobno tak samo proste" - co miałeś na myśli, znowu wyraziłeś się nieprecyzyjnie. 4) "pradziadek ze strony ojca był powstańcem zesłanym z rodzinnego dworku niedaleko Kamieńca aż pod chińską granicę za antycarską działalność." - lepiej chyba: pradziadek ze strony ojca, który był powstańcem, za antycarską działalność został zesłany z rodzinnego dworku niedaleko Kamieńca aż pod chińską granicę . 5) "Zderzenie tych dwóch zupełnie różnych kultur" - musisz odróżnić rasę, cechy właściwe jej przedstawicielom, od kultury którą nabywamy w drodze wychowania i życia w danym społeczeństwie. 6) Pomimo skromnego ekonomicznego wykształcenia nie potrafię tak jak oni kondensować w cyferkach, statystykach i wskaźnikach wszystkich chwil, emocji i uczuć: rokrocznie wykonywany bilans najczęściej daje zamiast przyjemnego zrównoważenia aktywów z pasywami i optymistycznego zera jakąś liczbę urojoną, niekoniecznie rzeczywistą. Piasek przelewający się coraz szybciej z jednego oka klepsydry do drugiego przybija coraz głębsze pieczątki widoczne na moim czole - coraz bardziej widoczne oznaki tego, że wkrótce znowu ktoś będzie mógł się urodzić. - przekombinowane, ledwo zrozumiałem końcówkę, o ile rzeczywiście coś zrozumiałem, bo równie dobrze mogło mi się uroić. Masz talent poetycki, tworzysz ciekawe zdania. ale moim zdaniem, nie tworzysz spójnej całości. Brak ci dyscypliny w porządkowaniu myśli, znajdywania właściwych proporcji - tego co tak istotne jest w prozie. Podejrzewam, że znajdziesz jednak takich na forum, którzy będą stawiać Ciebie na piedestał. Je ze swej strony Pozdrawiam
  4. Z opowieści wynika, że major był człowiekiem bardzo wylewnym. Już przy pierwszym spotkaniu, nie krępował się rzucać mięsem. Młody człowiek posłuchał go i napisał podanie jeszcze raz. A Wracając do majora, całkiem możliwe, że był dla tegoż, czymś w rodzaju marnotrawnego syna. Cieszę się, że tekst Ci się podobał/ Pozdrawiam
  5. Dzięki za zajrzenie i komentarz. Również pozdrawiam
  6. Poetyckie wstawki...? - Szczerze mówiąc, nawet nie czytałem ich, wybacz. :)) Pozdrawiam
  7. 1) I zresztą przez niego zrobione. - lepiej bez "I" 2) W powietrzu latał kurz - lepiej brzmi: unosił się kurz 3) Z czegoś w końcu musiały żyć - zdanie niepotrzebne, wyrzuć, a uzyskasz jeszcze krótszą miniaturę :)) 4) Jego krawędzie z wolna pokrywała już czerwona jak krew rdza - jakie znaczenie nadaje temu zdaniu słowo "już"? 5) Kran zabulgotał niebezpiecznie - co znaczy "niebezpiecznie"? może "dziwnie", "zaskakująco" 6) Kran zabulgotał niebezpiecznie i zatrząsł się. Przestał kapać. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Milczał. Po czym zatrząsł się znowu. I nagle rzygnął mnóstwem brązoworudej, gęstej mazi. Jakieś zielone kawałki upadły mi na stopy. - Strumień myśli. - skomentowałam i poszłam sobie. - Ten fragment jest cudowny :)) Podsumowując: Początek słaby, jakbyś nie wiedziała o czym chcesz pisać. Zmień, wywal co niepotrzebne. Końcówka wyśmienita. Sama poezja! :)) Pozdrawiam i zapraszam do mnie, do początkujących
  8. 1) w prawdzie nie lubił swojej roboty - wprawdzie 2) stało codziennością jak - stało się Pozdrawiam
  9. 1) Na wyciągnięcie dłonie - dłoni 2) Potem ukradnie komuś parę jabłek - głupio brzmi, albo dwa jabłka (para) albo ukradnie kilka jabłek 3) na kolacje - "ę" Resztę pozostawiam bardziej cierpliwym Pozdrawiam
  10. Tekst strasznie długi, chyba nie dam rady przejrzeć go do końca. Co zauważyłem?: 1)"W mieszkaniu obok głośno słychać telewizor" - tam głośno gra - bo słychać jest aż tutaj 2)"Okrążenie po osiedlu" - krążenie 3) Głębokie oddechy, aż do zachłyśnięcia się świeżym powietrze. - powietrzem 4) Gdybym tak było, całość nie miałaby sensu. - gdyby No, dzisiaj przeczytałem opowieść pod pierwszym zbiorem gwiazdek. Początek jest zniechęcający. Już miałem przestać czytać, ale dotrwałem na szczęście do dialogu. Dialog jest wyśmienity. Miałem tych dwoje przed oczami. Może jeszcze wpadnę, na pewno powinienem przeczytać do końca. Pozdrawiam :))
  11. Z początku miałem wrażenie, że czytam jakiś list z kolorowego czasopisma, ale później było już lepiej z moim odbiorem. Tekst wydaje się, dużo bardziej dopracowany aniżeli ten wcześniejszy o górach. Wydaje mi się również, że pisany jest w innym stylu. Stąd mam pytanie, czy szukasz stylu? Pamiętam twoje wypowiedzi na ten temat. Pozdrawiam
  12. Jakoś te zdania mi się nie kleją. Niby na pierwszy rzut oka wyglądają poprawnie, ale mam wrażenie jakiegoś myślowego galimatiasu. Może to kwestia inności twojego stylu, nie wiem. Ocenę pozostawiam tym, którzy nadają na podobnej co Ty fali. Pozdrawiam
  13. 1) "W całej Europie jest to pas to jazdy wolniejszej, " - do jazdy 2) " zajeżdża na parking przed obudowanym rusztowaniem domkiem" - ... przed domkiem obudowanym rusztowaniem 3) potem Aneta maca ręką po szybie. - Jezu, nie umiem zmieniać biegów lewą ręką! - Powoli. Spróbuj – szeptam, głaszcząc jej rękę. Wrzuca w końcu wsteczny i bardzo wolno wyjeżdża na ulicę. Ruszamy niezgrabnie, jak podczas pierwszej jazdy na kursie. - Popieprzone są te lusterka – panikuje Aneta – I nie umiem wrzucać tych cholernych biegów!!! Zatrzymuje się na środku drogi. - Nie pojadę! – mówi płaczliwie. Cały drżę. Na samą myśl, że mam jechać, staje mi serce. - fragment chyba nazbyt erotyczny :)) Asher dla mnie jest to dokument. Lubię to czytać. Nie mam nic przeciwko twojemu pisaniu, w którym rzekomo nic się nie dzieje. Pozdrawiam
  14. Odnoszę wrażenie, że byłaś u lekarza, po czym zmęczona pobytem tam - usiadłaś by odpocząć. Następnie napisałaś coś, co pozwoliło Tobie jeszcze bardziej się odprężyć, i nawet nie przeczytawszy własnego antidotum na złe samopoczucie, wcisnęłaś je nam jako balsam na wszelkie bolączki. Pozdrawiam
  15. Jimmy, czyżby coś się stało? Czy zaczynasz się jąkać? Na miłość wszystkich kochanek moich, po cóż to, cztery razy ten sam wpis wklejałeś? Raz by nie wystarczyło? Błagam wykasuj, ilość według ciebie zbędną. Zaciemniasz ciągłość komentarzy. Pozdrawiam :))
  16. 1) Do wydania rozkazy - rozkazu 2) samolotów lżejszych o kilkaset ton bomb - zdanie to, przypomina mi zagadkę: co jest lżejsze, czy kilogram pierza, czy stali? - wyrzuć "bomby" niech zdanie twoje o nie będzie lżejsze :)) 3)Jakiś czas potem Zenio spadł na pobliskie pastwisko - Jakie pobliskie pastwisko? - Pobliskie czego? - On spadł na jakieś pastwisko, konkretne pastwisko. Nie wiem czy mnie rozumiesz? Generalnie, bardzo fajnie :)) Pozdrawiam
  17. Miałeś skomentować mój tekst, a nie pisać o swoich literackich pomysłach. Zero taktu! Oczywiście, już porządnie za to się nie zabierzesz, odbębniłeś swoje, abym się odczepił, prawda? :)) Pozdrawiam
  18. Pytasz Jimmy, w jakim stopniu Dziennik Nieco Rubaszny jest autobiografią? Myślę, że w bardzo dużym stopniu, nie da się tego oczywiście wyrazić w procentach - ale można się wygłupić i odpowiedzieć, iż jest to mniej więcej 86%. Oczywiście wszystkie fragmenty, które mnie w jakiś sposób dyskredytują, to właśnie te 14% absolutnej fikcji :)) Pozdrawiam
  19. 1) Piotrze, jak zwykle znajdujesz mi tego typu błędy. Jesteś w tym niezastąpiony. Oby ci się nigdy nie odechciało. Dzięki Tobie może mój dziennik będzie bardziej wartki. Po uprzednich twoich uwagach starałem się nie wciskać w zdania nic nie wnoszące wyrazy. Jak widać jeszcze nie całkiem mi to wychodzi. Dzięki za uwagi, no i miłe słowo, że Dziennik Nieco Rubaszny jest jedyną cykliczną rzeczą, na którą masz ochotę. Pozdrawiam Ps. Historię w autobusie dedykuję Tobie, bo to Ty postulowaleś abym napisał coś o podróży. Cóż, nie jest to długa podróż, ale zawsze... :)) 2) Marcepanie, zapisuję Ciebie w poczet potencjalnych czytelników dziennika w wersji papierowej. Za dwadzieścia lat zapytaj mnie, czy już go wydałem. Jeśli moja odpowiedź będzie twierdząca, to spodziewaj się wówczas darmowego egzemplarza z autografem. :)) Dzięki również za dobre słowo. Zdanie, które mi wytkąłeś, szczerze mówiąc, napisane w tej formie było świadomie. Miał być to eksperyment gramatyczny. Dziś widzę, że byłem głupcem. Niebawem zdanie poprawię. Mówiłeś jeszcze o innych błędach. Proszę wytknij mi je. Pozdrawiam
  20. 12 maja 1989 roku Dzisiaj złożyłem wniosek o skierowanie mnie do służby zastępczej. Od jakiegoś czasu próbowałem rozmawiać ze znajomymi o problemach związanych z jej przyznaniem. Niestety, ze wszystkich rozmów prócz kilku historii o tym, jak to ludzie w Wojskowej Komendzie Uzupełnień robią z siebie wariatów, nie wyniosłem nic, ponad to, co już wiedziałem. Dopiero przedwczoraj Artur K. rozwiał moje obawy. Artur zapewnił, że w WKU pracują ludzie specjalnie wyszkoleni, tj. zapoznani zarówno z egzystencjalnymi problemami jedynych żywicieli rodzin, jak i z moralnymi bolączkami punków, pacyfistów, czy choćby Świadków Jehowy. Na widok chyba głupawego wyrazu mojej twarzy, poklepał mnie po ramieniu i z uśmiechem dodał, abym nie przejmował się, bo prawdopodobnie mój światopogląd nie będzie dla takiej komisji żadnym novum. Wczoraj, zaraz po obiedzie, zasiadłem do pisania podania. Przy poprawkach mijała godzina za godziną, ale już przed północą powiernik z papieru był jak żywy: Forma tak doskonała, że z pewnością każdy wrażliwy czytelnik, oczami wyobraźni zobaczyłby w błagalnym geście złożone w kanapkę dłonie, a i wyczułby przyśpieszone bicie mojego serca. Jeszcze tylko strzepnąłem z kartki łupież i wsadziłem do koperty. A jako, że już nic nie spędzało snu z powiek, mogłem z czystym sumieniem zadość uczynić zmęczeniu i położyć się do łóżka. Dzisiaj wstałem godzinę później niż zwykle. Nie sądziłem, że w ogóle mi się to uda, bo podczas snu jakiś facet w żółto-niebieskim mundurze przekonywał, że sny są piękniejsze od jawy, i że życie przespane też ma swoją wartość. Przez całą noc odczuwałem duszność i nieprzyjemną atmosferę czającego się gdzieś koszmaru. Kiedy się przebudziłem miałem bardzo kiepskie samopoczucie i gdyby pominąć fakt, że swoją gębę zmusiłem do napoczęcia jednej kanapki, można by powiedzieć, że nie tknąłem śniadania. Potem, gdy pokręciłem się trochę po dużym pokoju na chwilę włączając telewizor a później radio – wróciłem do swojego pokoju i usiadłem przy biurku. Wyciągnąłem z saszetki kopertę, by jeszcze raz przeczytać podanie. Miałem nadzieję polepszyć sobie humor. Jakież było moje zdziwienie, gdy już na początku stwierdziłem, że nic nie trzyma się kupy. A im dalej czytałem, tym coraz bardziej dawały znać o sobie nerwy. Poczułem nie tylko ścisk w gardle, który świadczył o panice wśród neuronów, ale i narastający ból brzucha, dający z kolei do zrozumienia, że układ trawienny zainicjował podwładne mu narządy do wzmożonej aktywności. Po chwili nie miałem już złudzeń. Resztki wczorajszych posiłków zajęły przyczółek odbytu, by zgoła od razu przejść do ofensywnej defekacji. Skurcz za skurczem przeszywał mnie niby ostrzem miecza. Musiałem błyskawicznie znaleźć się w ubikacji. Tam podczas drugiego bądź trzeciego podcierania tyłka, z niejaką dumą pomyślałem, że tylko dzięki swojej wrodzonej umiejętności rozeznania sytuacji, uniknąłem zesrania się w gacie, no i że w sumie może warto jeszcze raz zastanowić się, czy aby na pewno nie nadaję się na żołnierza. Ale był to, tak naprawdę żart stojącego nad grobem. Beznadziejność podania odebrała mi wszelkie siły, by spróbować napisać jeszcze raz. Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę i udałem się na przystanek autobusowy, w duchu mówiąc sobie, niech stanie się to, co ma się stać. Po co, w takim razie zmówiłem „Ojcze Nasz”? - nie mam zielonego pojęcia. Czekając na autobus wysłuchałem jeszcze elegancko ubranego emeryta. Jego recytację oklepanych frazesów ubliżających komunistom przerwał przyjazd mojego autobusu. Po wejściu do niego, od razu zacząłem strzepywać z siebie igiełki stresu – kłujące najpierw w kark, a później w pozostałe części ciała. - Czy w końcu zostałem całkiem zakłuty?... – Czy osunąłem się zmierzywszy poręcz, której się trzymałem?... – Czy ktoś mnie złapał, abym nie upadł?... – Czyżby z mojego powodu, pewna kobieta zerwała się ze swojego siedzenia?... - A ręce, które zdaje się mnie podchwyciły, czy to one odpowiedziały na gest kobiety, i usadowiły na jej miejscu?... - Pytania bez odpowiedzi. Ale coś się w autobusie stało! Kompletnie nie wiedziałem co. A to, gdzie się znajdowałem dopiero zaczynało do mnie docierać. Spłoszony niczym zwierzę, gorączkowo szukałem w pamięci czegokolwiek co byłoby zapisem z ostatnich chwil. Bezskutecznie. W dodatku poczucie bezradności przy próbie zrozumienia tego, co spotkało moją osobę, spotęgowane zostało tym, co zobaczyłem na końcu autobusu. Pośród stojących tam ludzi, z całą pewnością dojrzałem samego siebie. Chyba w razie, gdyby ten widok nie miał robić na mnie wrażenia – stałem tam oparty o kasownik i rozmawiałem z moim własnym ojcem. Obaj mocno ożywieni i roześmiani, najwyraźniej opowiadali sobie coś śmiesznego. - Źle pan wygląda. – oświadczyła kobieta, której z racji ustąpienia mi miejsca, wydało się, że ma prawo mnie zagadywać. - Co się stało? – zapytałem. - Zemdlał pan. Runął na ziemię jak długi. - Naprawdę? - Może zatruł się pan czymś? W tym momencie pojazd zahamował. Drzwi otworzyły się, a w autobusie zrobił się niejaki ruch. Wśród wysiadających tylnymi drzwiami były dwie zjawy, rozbawione, gestykulujące. Gdy wzrokiem odprowadzałem ich sylwetki, kobieta znów zaczęła swoje: - Słyszy pan? Może zatruł się pan czymś? - Chyba nie. - A gdzie pan chciał dojechać? – zapytała, po czym powiedziała coś jeszcze, ale już nie dosłyszałem. Drzwi z wielkim hukiem odcięły dopływ świeżego powietrza. Koła nabierały rozpędu, a mi z powrotem zaczęło robić się cholernie duszno. - Chyba na tym przystanku miałem wysiąść. – wybąkałem. - Wysiądzie pan na następnym. Tylko, czy wie pan, dokąd iść? - Przypomnę sobie. Proszę się nie martwić. Wysiadłem na kolejnym przystanku. Tam siedząc na ławce nabierałem sił. W jakimś odruchu otworzyłem saszetkę. Pośród dokumentów wystawała biała kartka. Wyciągnąłem ją. Lektura podania momentalnie przywróciła pamięć, a wzmagający się wiatr, który był bardziej nieprzyjemny aniżeli dobroczynny przyśpieszył moje powstanie z ławki i udanie się we właściwym kierunku. W budynku WKU na ulicy Czarnieckiego szybko trafiłem w odpowiednie drzwi. Za biurkiem siedział jakiś major z żabimi oczyma. Słabym głosem wypowiedziałem jakieś dwa zdania, po czym podałem mu nieszczęsny papier. Facet przeczytał raz, drugi raz, i brał się już za trzecie czytanie, ale w pewnym momencie zrezygnował. Najwyraźniej pękło jego pozytywne nastawienie. Jeszcze bardziej wybałuszył swoje oczyska i zaczął strzelać we mnie krótkimi pytaniami: - Co to za pierdoły? O czym chłopcze, ty tu mi?... Ty tu mi, kurwa, piszesz? Co to, za jakiś, kurwa, surrealizm? Nic z tego, nie rozumiem! Weź to! Weź to kurwa, i napisz jeszcze raz! Gadał coś jeszcze. Nawalał tak we mnie, chyba ze dwie minuty. Może i ten fachowiec z WKU był wyszkolony, może przygotowany, ale na pewno, kurwa, nie do surrealizmu! Facet w ogóle nie dał dojść do słowa, a ciężkie chmury zaglądające do jego okna mógłbym wziąć na świadków, że gotów byłem ideę surrealizmu tłumaczyć mu choćby do kolacji. Niestety major kazał wrócić do domu i napisać jeszcze raz. Oczywiście, do domu nie pojechałem. Nie chciało mi się. Poszedłem tylko do znajdującej się w budynku poczekalni dla rekrutów, i tam w strasznej złości napisałem raptem w dwadzieścia minut nowe podanie. Mój długopis pisał jak szalony, iż nie mam zamiaru w wojsku składać jakiejkolwiek przysięgi, na jaki bądź lub jaki nie bądź ustrój. Poza tym, nie mam także zamiaru ślubować, że w razie zagrożenia suwerenności ojczyzny, ja stanę w zwartych szeregach by jej bronić. A nie przysięgnę dlatego, ponieważ podobnie jak moi przyjaciele nie chcę i nie mogę za siebie ręczyć. Zwyczajnie nie znam na tyle swojego charakteru, by być pewnym, że mnie w którymś momencie zbyt wielki strach nie obleci. Długopis już miał pisać, że jeśli chodzi o strzelanie, to ze swej strony może on zapewnić, iż w dzieciństwie Kornel nastrzelał się dosyć w lasach Wolińskiego Parku Narodowego, jednak w porę go powstrzymałem. Przekonałem piszący przyrząd, że dla bardziej lirycznych zwierzeń prowadzę literacki dziennik, no i że lwa nie drażni się nawet w cyrku. Powtórnie wstąpiłem do gabinetu majora i jako pierwszemu wręczyłem mu do przeczytania najświeższy kawałek mojej prozy. Ten po przeczytaniu, znów wybałuszył oczy, uśmiechnął się i rzekł: - Teraz synu, bardzo dobrze! Bardzo dobrze! Zdumienie moje było ogromne! Nie mogłem zrozumieć, jakim cudem on, będąc oficerem i zapewne członkiem partii mógł pozytywnie odpowiedzieć na moje podanie. Jedno co przyszło mi do głowy, to to, że jest to znak czasu. Że w naszym kraju chyba rzeczywiście zaczynają się jakieś zmiany. Na mieście mówią, że już niedługo, za rok, dwa, nastanie w Polsce prawdziwa demokracja. Nie wiem. Ale coś niechybnie się zbliża! W tym stanie pomieszania radości, zadziwienia i zadumy wsiadłem do autobusu zmierzającego w kierunku domu. Po przejechaniu jakichś kilkuset metrów przypomniała mi się historia mająca miejsce w poprzednim autobusie. W ułamku sekundy poczułem niepokój. W razie czego usiadłem i zacząłem wypatrywać, czy aby przypadkiem, w którymś momencie nie wsiądą dwie tajemnicze zjawy. Nie wsiadły. Za to, na przedostatnim przystanku weszły prawdziwe zjawiska. Dwie niesamowite blondynki, o takich kształtach, że od razu zamarzyłem by moje ręce mogły wspomóc utrwalanie ich w pamięci!
  21. Z konduktorką fajne, tamte pozostałe sprawiają wrażenie jakby niedorobionych, i pisanych na chybcika. Pozdrawiam
  22. Hardcore? 1) piszemy "zresztą Fajnie się czyta, aczkolwiek nie jest to literatura, która mnie najbardziej zajmuje. Wolę rzeczy bardziej refleksyjne. No ale cóż - nie po to sie urodziłeś by spełniac moje zachcianki :)) Pozdrawiam
  23. Hehehe - jak to nieopatrznie można kogoś zmylić. Pisząc "ostatnia" miałem na myśli, że ostatnia jaką zamieściłem na forum. Części napisanych jest dużo więcej. Właśnie dopracowuję część ósmą, aby tu przedstawić. To będzie tekst, w którym starałem się spełnić twój postulat, aby było trochę o podróży. No więc wymyśliłem, do tego co już miałem napisane wcześniej, że wsiadam do podmiejskiego autobusu i przeżywam pewną dosyć niecodzienną przygodę.
  24. Piotrze, to część poprawiona i ostatnia. Zamieściłem ze wględów porządkowych, tj. aby nie było dwóch różnych tekstów o tytule "część szósta..." Pozdrawiam PS. dawno ciebie tu nie było, miło, że znów jesteś.
  25. W końcu! W końcu jakiś rozsądny głos kobiety na temat mężczyzn. Różnica między mężczyzną a kobietą też jest taka, że mężczyzna szybciej akceptuje tzw. wady kobiety, wynikające po prostu z jej płci, tj. struktury kobiecej psychiki. Wydaje mi się, że kobietom gorzej wychodzi podobna akceptacja. Ty poniekąd przejawiłaś w tekście pewne pierwiaski takiej akceptacji. Powiem nawet, że wyszłaś jak mało która kobieta poza swoją płeć. A to już jest człowieczeństwo! człowieczeństwo = głębsza refleksja Pozdrawiam i całuję rączki :))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...