Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Drax

Użytkownicy
  • Postów

    268
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Drax

  1. Drax

    banalny wieczór

    Generalnie całkiem dobry. Iście banalny wieczór. Tylko tytuł mi się nie podoba. Wyrzuciłbym z niego słowo "banalny", albo zastąpił je czym innym. Jak na mój gust, obraża inteligencję czytelnika... Pozdrawiam, Drax
  2. Czasem faktycznie tak się zdarza, ale nie we wszystkich wytłuszczonych przez Ciebie przypadkach tak było. Nie będę jednak wskazywał, o które mi chodzi zaimki, bo autor jest od pisania wierszy, nie od ich interpretacji ;) Hmm... faktycznie, to potrójne "tak" poprawię (ale już nie dziś, późno trochę ;)) Że zalatuje romantyzmem - cóż trudno się nie zgodzić. To już jednak kwestia gustu, co się komu podoba. Ja jednak preferuję poezję rymowaną; rymy i rytmika (np. równozgłoskowego wersu) jednak dodają uroku tekstowi. Ale to tylko moja subiektywna opinia. Bez rymów napewno byłby krótszy. Szacunkowo gdzieś o połowę. Niestety, nie mam jeszcze takiej wprawy, żeby wpasować rym do każdego słowa w każdej sytuacji. Zdarza się, że dodaje zdanie powtarzające, trochę poprzednie, albo po prostu ozdobnikowe, żeby zachować układ rymów no i ztymi "zapychającymi sylabami - też, jak się rzekło - często prawda. Spróbuję nad tym popracować... Dziękuję serdecznie za uznanie i konstruktywne uwagi. ;) Pozdrawiam, Drax __________________________________________________ 3x "tak" poprawiłem. Teraz chyba faktycznie wygląda lepiej. Dzięki jeszcze raz ;)
  3. Drax

    Granice

    Ha, to ciekawe. Wydaje mi się, że jest dobry. Tylko ma taki... taki... (cholera, znowu nie mogę się wysłowić ;p). Jest jednym z tych wierszy, które czytając, mam wrażenie, że rozumiem z niego mniej niż połowę... Jak dla mnie to on jest o granicy wyobraźni. A tą jest dla podmiotu lirycznego życie drugiego człowieka. Żaden z nas nie potrafi zrozumieć sytuacji drugiego człowieka. Wiersz zwraca uwagę na to, że nawet we śnie nie jesteśmy w stanie spojrzeć z boku, obiektywnie (jak drzewo, czy wiatr). A choćbyśmy sądzieli, że jest inaczej, to jest to tylko sen. Złudzenie. Druga sprawa poruszona to znany fakt, że nie ma życia "na próbę". We śnie nawet nie obudzi się człowiek w innym ciele, już wiedząc, jak żyć. A choćby nawet wydawało mu się, że tak się dzieje (że zaczyna od nowa - "lub może obudził się znów / lecz w jakimś innym życiu), to i tak jest to złudzenie, bo wciąż będzie "płakać czując stare"... Pewnie jest tego więcej; ja wyciągnąłem tyle. Styl bardzo dobry. Trochę tajemniczy, taki surowy. Mówi głosem mentora, ale pouczająco, Chce się go słuchać. Pozdrawiam, Drax
  4. Powiem: całkiem, całkiem. Szkoda tylko, że - jak sam zresztą napisałeś - "to zbyt banalne". Przydałaby się oryginalniejsza myśl. Poza tym niezły koncepcyjnie. Kontrast zachowań niby skrajnie różnych, a w gruncie rzeczy takich samych, co podkreśla podobieństwo drugiej i czwartej części. Nie bardzo rozumiem, o co chodzi z melissą, ale podobają mi się zasłonięte zasłony i spadające chmury. Początek przerobiłbym na chociaż odrobinę bardziej przenośny, tak jak jest w częsci trzeciej. Zakończenie zupełnie mi się nie podoba. Zbyt oczywiste i zbyt banalne. Widać, że słuchasz Comę (rany, straszne jest to "ę" w obcym wyrazie ;p) Pozdrawiam, Drax
  5. To nie jest wybrakowany gust, mości Adolfie, a gust nietypowy. Też mam nietypowy gust - to się odbija w moich wierszach między innymi. Ufam, że znajdzie się więcej dziwaków, którym się spodoba ;p Że zwięźlej, tu masz chyba rację. Wyszedł mi trochę za długi (zresztą a w ogóle mam tendencję do rozpisywania się, nie tylko w poezji). Ale już nie miałem serca go skracać. Wdzięczny byłbym jeszcze za chociaż próbę interpretacji: co z niego wyciągnąłeś (jeśli cokolwiek)? Ale już i tak wielkie dzięki za rzut oka i garść konstruktywnych uwag. Cieszę się, że przypadł Ci do gustu ;) Pozdrawiam, Drax
  6. Mości Adolfie, sądzę, że to się raczej nie nadaje... do kosza ;) Podoba mi się. I to w zasadzie wszystko, co mogę powiedzieć, bo ni w ząb nie rozumiem, o co tu chodzi. Dla mnie trzeba troszkę jaśniej. Ale to nie znaczy, że inni - lepsi (a sądzę, że nietrudno o takich) sobie nie poradzą. Pozdrawiam, Drax
  7. Z barbarzyńcami ciężkim bojem utrudzony Powracam wreszcie w siedmiu wzgórz rodzinne strony. Tam, w głuszy mnogie strasznych Germanów siedziby Obozy nasze trapi ziąb nielitościwy. W podmiejskim domu chętnie służą niewolnice Przytulną, a wygodną grzeją mą łożnicę. Tak szczerze je uwielbiam – moje Wieczne Miasto, Że nie wiem co by było gdyby go zabrakło. Wszelako tu, jak i tam tacy sami ludzie, Niezmiennie za nic mają te żołnierskie trudy, Co je ich przecie dobru szczerze poświęcamy - O nierozumni! Bez nas tej budowli ściany, Tej, którą Pospolitą dumnie zwiecie Rzeczą (Jej nazwie obyczaje wasze całkiem przeczą) Te ściany, wiedzcie o tym, dnia by nie ustały Gdyby ich miecze, tarcze nasze nie wspierały! Nie prawcie, niewdzięcznicy, że mam obowiązek, Bo za nic mam wasz wieniec z laurowych gałązek, Gdy szczerej w was wdzięczności ani odrobiny! Głupotę dowiedzie wam wkrótce już los mściwy! Nawróćcie się dopóki jeszcze macie szansę, I do mnie – swego boga: "Ratuj!" – zawołajcie! Zapalcie ognie ofiar na ołtarzach moich, Zbawienia proście, bo już czas nadchodzi trwogi! A może się zlituję i stanę przed wami, By was ratować, słabych, marnych, przed wrogami! Bo chociaż prosty żołnierz jestem – nie kto inny Obroni was choć żeście zaniedbania winni. Więc dbajcie z wdzięcznością o legionistę swego, Bo może zdarzyć się, że sił nie stanie jego, By marne wasze chronić sprawy i żywoty – Do bohatera żalów mieć nie śmiejcie potem! Od rany umierając w ostępach Germanii, Rozmyślał nad smutnymi niewdzięcznych losami. Ileż trwać bez niego będzie jego Miasto Wieczne? Niedługo już – zapewniał się – będzie bezpieczne! Ten legionista, co je umiłował mocno, Gdy przyjdzie Miasta koniec, tak pomyśli gorzko: "Nie masz już niewolnic ni wygód, ni rozkoszy, O! Miałem czego bronić, choć mię nikt nie prosił..." __________________________________________________________________ Militis fatum (łac.) - los żołnierza Proszę o interpretacje, bo mam wątpliwości, czy da się z niego wyciągnąć, to, co chciałem w nim zawrzeć ;)
  8. Oj, nie przesadzajcież, mości Lasota ;). To wszystko.... No dobra, to nie było oczywiste. Ale nie było też tak trudno na to wpaść. Za to chwała wierszowi i Tobie. Odwaliłeś kawał dobrej roboty. Szczerze gratuluję. Chciałbym pisać takie wiersze ;) Zastanawia mnie tylko jedno - nigdy nie byłem dobry z polskiego, więc jakim cudem teraz utrafiłem w sedno? Wiersz prosty, czy profesor w liceum kiepski? Zawsze miałem go za niezłego nauczyciela. To może jednak co nieco zdołał mnie nauczyć... Tak, czy owak, dzięki. Liczę, że i Ty weźmiesz pod lupę moje wiersze, jak już się tu pojawią... (Pierwszy będzie w piątek ;)
  9. Mości Lasota, ja Wam tu zaraz (zgodnie z obietnicą na innym miejscu daną) zinterpretuję. Ale najpierw kilka zastrzeżeń technicznych: 1. Nie podobają mi się zwroty: "ocykał" - rozumiem, że ma to być niedokonana forma czasownika "ocknąć", tak? Cóż, nie zamierzam uchodzić za autorytet w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że nie jest to poprawna forma (i chyba w ogóle nie ma poprawnej formy tego czasownika w trybie niedokonanym). Ale oczywiście mogę się mylić. 2. Czy św. Piotr [u]siebie[/u] spytał o psa? Jeśli tak, to nie mam zastrzeżeń, ale kontekst wskazuje na to, że jednak zapytał Starca - w takim razie bez "się". Dla utrzymania właściwej długości wersu wpisz: "zapytał" (zresztą też nie jestem pewien, czy "spytał" jest poprawną formą, mam wrażenie, że nie). A teraz - ad meritum. Mówią, że najlepiej zaczynać od początku - no to spróbujmy. W pierwszej strofie mamy kontrastowe zestawienie tytułowych bohaterów: Człowieka i Psa (choć tekst wiersza nie używa wielkich liter, ja to zrobię, bo te postacie w moim przekonaniu na to zasługują). Na marginesie niejako zaznaczę, że "opowiadacz" nazywa go tu zdrobniale "staruszkiem", co będzie istotne w dalszej części. Cechą wspólną obu postaci jest siedzenie przy drodze, znamię, jak mi się zdaje, skrajnej biedy, przynajmniej materialnej. Także upodlenia, upokorzenia. Wszystko to kojarzy mi się po prostu z człowiekiem, który jest nikim; miernotą nie tylko materialną, ale także intelektualną. Teraz kontrast. Pies patrzy mądrze, starzec - tu eufemizm - "ciut mniej". Jeden i drugi symbolizują dla mnie pewien typ człowieka. Nie potrafię tego do końca racjonalnie wytłumaczyć - niby Pies zachowuje się jak pies, ale to "mądre spojrzenie"... Ponadto nazywa się go potem (choć nie wprost) przyjacielem Człowieka. Niby to pasuje do psa, ale.... Wracając do sposobu patrzenia: widzę tu dwa typy człowieka: głupca i mędrca, albo przynajmniej kogoś bystrzejszego niż szary przeciętniak. Obaj są biedni materialnie (nie jestem pewien, czy to znaczące z punktu widzenia interpretacji). Pozornie to człowiek jest najdoskonalszym stworzeniem na ziemi, ale tutaj pozory - zdaje się sugerować podmiot liryczny - mylą. "Ot siedział na pniu i wpatrywał się w cień, swój cień." - zdaje się jeszcze podkreślać tępotę człowieka. Potem następuje dziwaczne zdarzenie. Powiał wiatr, a Człowiek spadł z pnia i się zabił. "Opowiadacz" nie wspomina o jakimś wyjątkowo silnym podmuchu: "Przeleciał przez drogę / Skręcony gdzieś wiatr." - stwierdza. Skutkiem tego podmuchu - Człowiek spada z pnia - i to spada śmiertelnie. O czym to świadczy - przyznam nie jestem pewien. Dla mnie to wyraz nieporadności, jakieś takiej ułomności Człowieka, która podkreśla jeszcze jego tępotę. "Pies poleciał w pole." Można to rozumieć na dwa sposoby. Mozna dosłownie: odleciał odrzucony siłą podmuchu. Ale ja bym się skłaniał ku tezie, że nie poleciał, a pobiegł w pole, dając tym samym dobitny wyraz, co go obchodzą losy Starca. Podkreśla to jeszcze stwierdzenie, że Pies "wrócił do siebie". Człowiek - umarły - odchodzi do nieba. Tam, w bramie, spotyka św. Piotra, który zapytuje go, co z psem. Bo choć wydaje się, że nie zależało im specjalnie na sobie ("Upiorne to życie" i "Samotne dni"), to jednak w jakiś sposób Człowiek i Pies byli sobie towarzyszami niedoli i tak ich postrzegano, nawet jeśli oni sami sobie tego nie uświadamiali. Jeśli mamy ich za typy ludzi, to jest to chyba obraz dosyć częstej sytuacji dwóch osobników żyjących obok siebie, znających się na wylot niemal, a jednak nie przywiązujących zbyt wielkiej wagi do tej znajomości. Teraz dopiero - zdaje się - Człowiek uświadomił sobie, jak ważną rolę grał w jego życiu Pies (to samo i Pies sobie uświadamia, bo po śmierci Człowieka, o czym dowiemy się później, "Lizał mu skroń". Teraz jeden z elementów, które urzekły mnie w tym wierszu - to niepozorne "Łoj!". Okrzyk tepaka - najdobitniej chyba podkreślający ograniczoność Człowieka, którego teraz zwie "opowiadacz" "dziadem". Kontrastuje to wyraźnie z wcześniejszym, sympatię budącym "Staruszkiem". Dlaczego tak się dzieje? Być może podmiot mówiący pkazuje w ten sposób dezaprobatę dla ograniczoności Człowieka, która wcześniej przesłaniała mu prawdę o tym, kim fakrycznie jest dlań Pies? Teraz już w każdym razie ów "dziad" nareszcie to docenił. Św. Piotr wzrusza się samtonym losem Psa - każe Człowiekowi i jego przyprowadzić do niebios. Człowiek więc wraca do życia. Cieszą się i Człowiek i Pies, kiedy nareszcie zrozumieli ile dla siebie znaczą. Człowiek tak bardzo się tym przejmuje i tak wartościową istotę dostrzega w Psie (który - pamiętamy - jest obrazem innego typu człowieka - mądrego człowieka). Nie chce zabierać Psa do nieba, chce dać mu jeszcze pożyć na ziemi. Wyraz temu, jak bardzo mu na Psie zależy, daje Człowiek, gdy o brzasku zjawia się anioł stróż. Oznajmia on, że Człowiek (który znów jest w oczach "opowiadacza" miłym "staruszkiem") nie może zostać na ziemi. Lituje się jednak i pozwala mu zostać z Psem. "Powróci Ci rozum" - mówi mu na odchodnym i prorokuje przeżycie Sporej ilości [u]psich dni[/u]. Ten i inne zwroty ("Przeżyjesz psie życie / Sam schodząc na psy") zdają się sugerować, że i Staruszek zostaje zamieniony w psa. Ufam jednak, że nie dałem się zwieść sprytnej grze imć Lasoty. Sam napisałem na początku, że z tej pary to Pies był tym "lepszym" (mądrzejszym, dojrzalszym, nie wiem, jak to określić). Teraz Człowiek staje się jemu podobny. Nabiera rozumu. I wiodą we dwóch swoje życie. Samotne, ale we dwóch, a więc nie tak już straszne... Koniec ;p A nie, jest jeszcze zagadkowy "Ktoś?". Wspomniałem na początku tego przydługiego elaboratu, że każdy z tych ludzi, których symbolizują Starzec i Pies, są dla mnie "nikim" w tym sensie, że nic nie mają i nic w zasadzie w życiu nie osiągnęli. Owo zakończenie zdaje się zapytywać czytelnika o zdanie, czy teraz ów Człowiek stał się już kimś? Na to pytanie już każdy czytelnik winien sobie sam odpowiedzieć. Ja bez wahania odpowiadam: tak. Wiele nauczyła go ta śmiertelna przygoda. Podsumowując więc mamy tu opowieść o człowieku, który z tępego idioty staje się człowiekiem świadomym swego losu i otoczenia. Docenia żyjącego obok towarzysza i odnajduje prawdziwą przyjaźń, dla której warto żyć. "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" - chciałoby się zakończyć, ale byłaby to zniewaga dla Autora, który naprawdę się wysilił i to z bardzo dobrym skutkiem. Wiersz jest rytmiczny (nie licząc wtrętów międzystrofowych, które zresztą stanowią ciekawy dodatek), choć w kilku miejscach rymy są kiepsko dobrane i rytm się gubi. Mógłbys nad tym popracować... Krótki wers sprawia, że akcja toczy się wartko i przyjemnie się go czyta. Nie jest to ciężki mickiewiczowski trzynastozgłoskowiec, ale cos wprost przeciwnego - lekka i prosta w gruncie rzeczy historyjka, a jednak o głębokim przesłaniu. Czytanie go było prawdziwą przyjemnością. Oby tak dalej, mości Lasota. Uff, ale się rozpisałem. Mam nadzieję, że zadowoliłem Autora interpretacją ;) Pozdrawiam, Drax
  10. Drax

    ptaki

    Zgadzam się, imć Sylwestrem. I dodam jeszcze od siebie, że wprost przeciwnie do niektórych tutaj, ja akurat przepadam za nieco (podkreślam: nieco) szytwniejszym kanonem zwrotów. Taki stosuję, co nie znaczy, że będę tego wymagać od innych, dopóki tylko nie pozwalają sobie na zbyt wiele. Poza tym traktuję to poniekąd jako formę żartu, mości Rajner ;) Ale ad rem. Wiersz mi się podoba. Chociaż faktycznie troche za prosty w odbiorze. Posługuje się obrazami i skojarzeniami - dla mnie - tak oczywistymi, że nie pozostawiającymi w zasadzie pola do samodzielnych rozważań. To minus. Ale ta prostota przekazu ma też pewną zaletę: otóż, tak, jak napisałeś, jasno i klarownie przedstawia pewną prawdę, którą chciałeś się, mości Lasota, z czytelnikiem podzielić. Prawdę mówiąc dziwi mnie trochę, że nie wszyscy tu zdołali ją odczytać. Szerszej interpretacji sobie i Wam oszczędzę, bo musiałbym w 99% powtórzyć to, co napisał imć Rafałek (? ;p). To niestety (o czym wspomniałem już na początku) zasadniczy minus tego wiersza, ale też chyba jedyny poważny zarzut, jaki mogę postawić pod jego adresem. Poza tym jest niezły, chociaż też niczym nie zachwyca. Czytałem już lepsze Twoje wiersze. Pozdrawiam, Drax
  11. Drax

    kaleki pegaz

    Powiem szczerze, że wcale nie jestem pewien, czy obecna wersja jest lepsza od pierwotnej. Jest bardziej lapidarna, zwięzła i taka... lżejsza. Lubię takie wiersze: lekko o rzecach najcięższych, filozoficznych. Z drugiej jednak strony, jako okrojona wersja pozbywa się określeń "tylko" i "aż", których czytelnik musi się teraz niejako domyślić. Osobiście nie jestem pewien, czy bym do tego doszedł, ale może to tylko moja ograniczoność ;) Podoba mi się z jeszcze jednej przyczyny: urzekła mnie koncpecja jednoskrzydłego pegaza. Nie wiem, czy dobrze rozumuję, ale wydaje mi się, że obrazuje on "przeciętniaka", a może tylko człowieka, który się takim czuje. Nie jest pozbawiony skrzydeł, a więc jakoś tam latać potrafi, z drugiej strony brak jednego przeszkadza mu wznieść się naprawdę wysoko. Ale dlaczego "tylko jedno" skrzydło miałoby przybliżać podmiot do jakkolwiek rozumianego stwórcy? (Nie użyłeś słowa "Bóg", co daje szerokie pole do rozważań, kim właściwie jest adresat - to też na plus) A może tu nie chodzi wcale o stwórcę, ale o człowieka, który "uskrzydla"? Może chodzi o ukochaną osobę? Ale to już tylko moje osobiste skojarzenia... Z drugiej strony takiemu podejściu zdaje się przeczyć zakończenie: Owo figlarnie ujęte "błotko" to, jak mniemam brud moralny. Skontrastowanie go z oczekiwaniami adresata znów przywołuje skojarzenia z Bogiem. To skojarzenie tak oczywiste, że może utrudniać właściwy odbiór, jeśli wcale nie o Boga tu chodzi. Poza tym samo "błotko" jest - przyznasz chyba - straszliwie oklepanym obrazem. Trochę ratuje sytuację zdrobnienie, lekkość podejścia niemal żartobliwego. A może to zawaolowana kpina skierowana do adresata wiersza? Jeśli tak, to oklepane "błotko" jest jak najbardziej na miejcu. Ogólnie rzecz biorąc bardzo dobry. Ciekaw jestem na ile moje pomysły interpretacyjne są zgodne z założeniami Autora... Pozdrawiam, Drax
  12. Bardzo Waści dziękuję za dobre słowo. ;) Dziś już nie pora na to, ale jutro spróbuję się czemus przyjrzeć. Ale wystawienia komentarza nie mogę zagwaranatować. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli zupełnie nie rozumiem, o co autorowi mogło chodzić, to znaczy, że albo utwór nie jest wart komentarza, albo (co dużo bardziej prawdopodobne) przerasta mnie, a tym samym próbując go komentować, tylko wystawiłbym się na pośmiewisko.... ;) Kłaniam się i pozdrawiam, Drax
  13. Drax

    "łykend'owo"

    Chyba źle mnie zrozumiałaś. Nie mam nic przeciw "udziwnionym przeczuciom", jako takim ;) Chodziło mi o to, że niespecjalnie pasują akurat w tym kontekście. Może zresztą masz rację, pisząc o "przeczuciach" zamiast o "myślach". Daje to pewien kontrast między bohaterami ("on" myśli, "ona" - przeczuwa). Tym niemniej te "udziwnione" nadal jakoś mi nie grają ;) Pozdrawiam, Drax
  14. Całkiem, całkiem dobry wiersz moim skromnym zdaniem. Podoba mi się w środkowej części kontrast "poezji zamkniętych powiek" i "prozaicznego budzika". W ogóle dobry koncepcyjnie: krótki, a treściwy. Podoba mi się ;) Pozdrawiam, Drax
  15. A ja się zdecydowanie nie zgadzam. Pomijając fakt, że takie wiersz pisywano jeszcze w XIX w., a więc lat temu niecałe 200, to może po prostu nie zdołałaś się dopatrzyć w wierszu tym głebi. Nie do końca go chyba zrozumiałem. Zagadką pozostaje dla mnie metafora "pergaminu palców", która jak się zdaje stanowi klucz do intrpretacji. Ale wrażenia z lektury mam bardzo pozytywne. Zdaje się, że wiersz traktuje o wyśnionej miłości ("W podrózy bez kresu, początku i końca / bez czasu, wymagań, oskarżeń i trosk"), co zresztą sam podmiot mówiący jeszcze podkreśla ("Choć ją wyśniłem nocną godziną, / karmiłem snami tak nierealną, / była marzeniem"). Opisana kobieta jest uosobieniem tej miłości: kruchej, delikatnej jak kwiat, a do tego takiej niewinnej i pełnej radości. Kolejne metafory i porównania wzbogacają ten obraz. Pod względem artystycznym jest on w moim przekonaniu świetny - brawo ;) W ostatnich trzech strofach sen się kończy, a wraz z nim moje zrozumienie dla przekazu wiersza. Może to ja jestem ograniczony (prawdę mówiąc nigdy nie byłem dobry z polskiego ;) ), a może po prostu powinnaś, Autorko, spróbować wyrazić się nieco jaśniej. Podsumowując: dostrzegam tu jakiś ukryty głębszy sens, ale niestety nie jestem w stanie go odczytać ;(. Wrażenia arystyczne - świetne - jestem pod wrażeniem. Gratuluję ;) Pozdrawiam, Drax
  16. Drax

    "łykend'owo"

    Hmmm.... a to ciekawe... Zacznę od strony technicznej, bo to jest łatwiejsza część komentarza. Powiem tak: prawie się rymuje (pomyślałeś, miałam, wzajem, zapomniałeś). Ułożone najpierw na początku, potem na końcu każdej części dodają swoisty rytm. Nie wiem, czy to zamierzone, ale jeśli tak, to ładnie wyszło. A jeśli to wyszło przez przypadek, to gratuluję wyczucia. Ale o czym w zasadzie jest ten wiersz? Wydaje się, że mowa o intymności dwojga ludzi (wyraźnie widać rozróżnienie między kobiecym "ja" i męskim "ty"). Wydaje się, że jest to rodzaj swoistego, zaowalowanego żalu, albo może przestoga dla czytelnika, że to wcale nie jest tak pięknie, jak się mówi. Tylko co by z tego miało wynikać? A może to jeszcze głębiej, niż domniemany żal, zakamuflowany wyrzut wobec adresata, że już nie stara się być taki jak kiedyś, że zapomniał o raju "już z grzeczności", bo nie było mu tak wspaniale, jak się zapowiadało. Ale z drugiej strony "może, jakbyś się bardziej postarał" - zdaje się sugerować podmiot mówiący - "to byłoby nam lepiej. A tak to jest tylko dobrze..." Nie wiem, na ile to co odczytałem, jest tym, co chciałaś, Autorko, napisać. Im bardziej jedno od drugiego odbiega, tym lepszy jest to moim zdaniem wiersz, bo przecież wieloznaczność właśnie decyduje o randze sztuki. Sama więc odpowiedz sobie na pytanie, jak dobry wiersz napisałaś. A ja powiem tylko tyle: mnie się podoba. Pozdrawiam, Drax P.S. Acha, jeszcze dodam, że nie podoba mi się wyrażenie "ja nie miałam takich udziwnionych przeczuć". Pomijając fakt, że jako zwolennik czystości języka polskiego mam zastrzeżenia do słowa "udziwniony" (które to słowo powszechne w języku potocznym, wydaje mi się jednak jakies takie "nieliterackie"), muszę jeszcze dodać, że wyraz "przeczucie" też zdaje mi się nietrafiony. Zmieniłbym to na "myśl", albo coś bardziej związanego z myśleniem, niż z czuciem, bo przecież kontrastuje podmiot liryczny swoje myśli z myślami partnera... I jeszcze nie podoba mi się tytuł, pomijając fakt, że to nie po polsku, to jeszcze nie bardzo rozumiem, co ma przysłowiowy piernik do wiatraka. Ale nie zmienia to ogólnej pozytywnej oceny wiersza ;)
  17. Nie podoba mi się. Ale to wina klimatu. Jest straszliwie... [brak mi właściwego słowa] przygnębiający i taki napełniający rezygnacją (to nie do końca to, o co mi chodzi, ale lepiej się wysłowić w danym momencie nie potrafię). Takie teksty mnie przygnębiają, a tego bardzo nie lubię. Ale spróbujmy to odrzucić i spojrzeć obiektywnie: Jak słusznie zauważył Pan Suicide, dwie pierwsze strofy oparte są na kontraście. Chociaż może akurat "kontrast" to znów nie najlepsze słowo. Te dwie strofy pokazują dwie strony tego samego medalu - życia. Pierwsza mówi o negatywach, o ludziach wykolejonych i tych, którym wydaje się, że jeszcze się wykoleić nie dali. (Ale to już moja osobista opinia, to nie wynika z wiersza ;)) Druga uświadamia nam, że to jednak właśnie w takim świecie powstaje sztuka. Jest niejako produktem ubocznym tej codziennej harówki przemieszanej z piciem wódki. Produktem ubocznym, ale jednocześnie czymś, co ją ubarwia, uprzyjemnia i wzbogaca. Czyni ją znośną. Już pierwsza strofa wspomina o "zniszczeniu obietnicą wszystkiego". W trzeciej podmiot lir. rozwija ten wątek, nie zostawiając suchej nitki na tych, którzy w tym biorą udział. Cały wiersz jest dla mnie jednym wielkim narzekaniem, ale w czwartej zwrotce słychać to szczególnie dobitnie. Podmiot mówiący wylewa swoje żale na to, że jego świat nie jest taki kolorowy, jak niektórzy twierdzą. On swój świat widzi szarym i przygnębiającym (nie znoszę u ludzi takiego podejścia i dlatego również tak mnie razi klimat tego wiersza). Zakończenie jest dziwne. Nie rozumiem go, przyznam szczerze, więc i pozostawiam bez komentarza. Ale cała reszta jest całkiem dobrze wykonana. Chociaż, jak wspomniałem na wstępie, nie lbię takich wierszy, to jednak trzeba Autorowi przyznać, że umiejętnie zbudował ten nastrój. To plus. Wiersz jest czytelny, ale mało dosłowny. Nie jestem specjalistą - nie pokuszę się o wskazywanie i nazywanie środków literackich, ale w moim odczuciu jest całkiem dobrze artystycznie zrobiony. I byłbym się może nawet nim zachwycił, gdyby nie ten kilmat. A więc, reasumując, wiersz bardzo dobrze zrobiony, ale mnie się zupełnie nie podoba ;) Pozdrawiam, Drax
  18. Drax

    Nastolatka

    Przepraszam za tą uwagę, ale jak już pisać po łacinie - to poprawnie. A więc "regina meretrix" to "królowa nierządnica" Natomiast "królowa nierządnic" (o ile się nie mylę) byłoby: "regina meretricium" (tak, tak, polski nie jest jedynym językiem, gdzie rzeczownik odmienia sie przez przypadki ;) ) Poza tym wiersz jest całkiem dobry. Nie pokuszę się o jego dogłebną interpretację, ale myślę, że jest dość czytelny. Mnie się w każdym razie podoba. I musze zgodzić się z przedmówcą co do tego, że końcowy dystych jest świetny ;)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...