Goya Abramowicz
Użytkownicy-
Postów
293 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Goya Abramowicz
-
Dodałam sobie do ulubionych...
-
a może to był lipiec kiedy byłam tobą krwią głodnego mózgu patrzę na siebie moimi oczami spójrz raz jeszcze dopóki jestem Tak chyba jest prościej, przynajmniej dla mnie, pozdrawiam ;)
-
Spójrz tylko, jeśli możesz, z tamtej strony czasu i zapytaj co słychać, i jak sobie radzę... Urzekła mnie forma tej myśli więc wybacz,że przerobiłam ją sobie dla własnych potrzeb i mimo tego , jesteś dla mnie autorem tych słów, dzięki...
-
"zdenuncjuje" ? Hmmm... Modlitwa o miłość prawdziwą ? A może JEDYNIE o miłość ? Do kogokolwiek...? Do czegokolwiek...? Prosić o coś to znaczy walczyć jeszcze, mieć nadzieję...Ładne...
-
Ciekawie narysowany temat, taki kańciasty, wzbudzający niechęć tak samo jak rzeczywistość, którą opisujesz. Podoba mi się.
-
słońce i ja nie możemy spokojnie spojrzeć sobie w oczy chyba że przez szkła zakopcone obłudą To co pomiędzy dopowiem sobie sama. Smutne...
-
słucham mówię nie rozmawiając obserowana maluję nie widząc idę nie ocierając łzy mijam obrazy bez strachu bez zachwytu przenikam z niczego w nic...
-
Nooo, he,he,he...ZabUjczy piszemy przez "Ó" :) Pozdrawiam ;)
-
Heh, aż musialam spojrzeć co ten defibrylator oznacza ;) Utrudnił mi odbiór, na moment. No ale za to , już chyba na zawsze, rozstanie będę kojarzyła z reanimacją, udaną albo nieudaną. Uśmiecham się ;)
-
A ja jeszcze nie wiem czy lubię, za malo ich przeczytałam ;) Ten też mi sie spodobał i zaczyna mnie denerwować zgodność z Niemym Krzykiem :) Pozdro dla obu pań ;)
-
Fakt, fajne ;) Aż mnie ta lekkość uśmiechnęła ;) Pozdrawiam ;)
-
To jest fajne. Tylko dlaczego "jakiegokolwiek" Anioła ? Anioł to Anioł i nie może być w swym określeniu "jakikolwiek". Pozdro ;)
-
Trochę ciężko się czyta, ale poczułam jej bicz na swoim ciele, brrr...paskudna ci ona jest, oj paskudna, bleee... No to chyba nieźle Ci wyszło skoro coś mną wzdrygnęło z obrzydzenia. Szkoda ,że warsztat jeszcze nizbyt gładki. Pozdrawiam ;)
-
otulona glaszczę podbródkiem miękkość chwili wdycham zapach ulotnotności utkanej ze wspomnień przymkniętymi powiekami przesiewam opary łez samotności odtwarzam sen zza horyzontu a grzyb wilgoci zżera mą dłoń spragnioną słońca zimno