Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tomasz Pietrzak

Użytkownicy
  • Postów

    298
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Tomasz Pietrzak

  1. żuk niesie źdźbło w trawie mokrej deszczem już wschodzi słońce
  2. zatrzymało, a że własnie liczę barany bezsenności rozbawiło, na plus. pozdrawiam
  3. Hej!! coś poderwało, na plus:)
  4. czyżby Sylvia Plath, była inspiracją? za inspiracje plus, ale mozna było orginalniej
  5. ja też proponuje twe: twe i twego wyrzucić, co do reszty na plus - ładny obrazek. pozdrawiam
  6. wpisać się w słowa i spisać się prozą albo lepiej wierszem hiperboliczniejąc ku uciesze dziwek rozłożonych yoginalnie wmyślić się w spokój i stać się szaleństwem czystego rozumu zadającym sobie jasne obrazy (czyli być normalnym) wdychać powietrze i wydychać powietrze czując orgazm obustronnego samozadowolenia wsłuchać się w ciszę i stać się głosem wewnętrznym przerażającym nadmiarowością wyrzucanych quasi – prawd tyle rzeczy mam do zrobienia nim rozkroję brzoskwinię nim wypiję siebie pobożniejąc demonicznie odbity od baru do baru
  7. jak wyżej, podoba się, nawet bardzo, na plus. Pozdrawiam:)
  8. no panie Fabricjo, jestem pod wrażeniem i na zdecydowane TAK!!
  9. dziękuję za dotychczasowe komentarze:)
  10. Znudzony ale trendy z powodów czysto materialnych podziwiam kokosy księgowego Zachwalam queer - barmana podającego drinki Sex and the City - choć parasolki krzywo wsadzone Z lewej syreny z serkiem topionym suną z tacą pleśniowych skunksów a może to tylko zjawy z supermarketu - nieważne - chwalę grzyba W głębi sali już wzwody i ody – na cześć prezesa z prawej w - ody – krzyczy czkająca sekretarka - podaję jej całą zgrzewkę Sprite Zasiadam do ostatniej wieczerzy miedzy Kasią z Lublina a Jasiem z Gór - cholera wie kim oni są Firmowa Bridget a la Grace Jones - misterium męki działu reklamy śpiewa tomorrow belongs to you po 11 stacji wódki Gorbachov - belong to me - odśpiewuję zabierając do siebie (patrz. drink) Po odsłużonej godzinie – fuck U all sunę beznożnie w stronę drzwi - zaliczony kolejny bankiet w imię awansu i szefa - amen
  11. Masz dość obcego miasta, dniejesz w nim siedząc przy oknie. W domu sprawy toczą się normalnie, jak zwykle w sierpniu, szarotówki zjadły kasztanowiec, Ewa wciąż w szpitalu. Późno: noc, a w zasadzie świt. Budzę się - u mnie czwarta u ciebie dwudziesta, cały kontynent wskazówek odmierza odległość do Road Island. W dzbanku wystygła herbata, wiatr nawiewa kurz z gruszy przez lekko rozchyloną zasłonę. Właśnie przeszła burza, a ty wracasz do domu, z podróży trzech lat, setek rozmów i ryz papieru wysłanego tam i gdzie indziej. W jednej chwili, czas i obrazy przestały mieć znaczenie - na dole zazgrzytały drzwi i cokolwiek podpowiada mi słuch - to chyba nieprawda. Nie? Mija dzień i obracamy się razem - nie dowierzam nocy, ty przez sen mówisz - jestem. Ale walizki, są wciąż spakowane i w butach zalega piasek.
  12. nie sposób zatrzymać w sobie słów z każdym oddechem spojrzeniem ulatują w przestrzeń niecierpliwie bazgrane na przypadkowej kartce słowa to jednak przekleństwo za dużo widzieć za mocno Coś nie wyszło, zbyt banalne, nie podoba mi się dobór słów i wersyfikacja - wiersz jedynie poprawny. na nie. Pozdrawiam.
  13. Ciekawe i treściwe. Pozdrawiam.
  14. oj coś się po częstochowsku tu zrymowało, gdyby nie to to może, ale póki co na nie, ale z takim małym plusikiem:)
  15. Ależ widzę dokładnie, 5.11 na dziesiątej alei: pożółkłe drzewo wiązu, niebo ubrane w piżamę parzy kawę wschodu. Pani Wychylona z okna rozmawia z Panem Mąż Milly. Nie słyszę ich, ale widzę, jak usta składają słowa. Kroję chleb na równe plastry z wdzięcznością smarując masłem - zagryzam. Zza okna wychyla się świt bardzo stary – czteromiliardowy, przeszywając firanę wiatrem - jeszcze czuć chłód i wilgoć nazywa się rosą? Na górze zaskrzypiała orzechowa podłoga, ktoś zbudził się i przysiadł obok - podałem mu kubek kawy, czując, że coś się właśnie skończyło. Coś się jeszcze nie zaczęło - poczuliśmy to razem, spytałem po raz kolejny; - na pewno? - tak – odpowiedział. 5.26.
  16. wiersz zabwany, lekki i przyjemny - podoba się. a, czyżby chryzantem=żonkil=sweetdreams, skoro fabryka łazi za nim
  17. Ja nie mam nic przeciwko tego typu poezji, choc jeszcze za wcześnie, z drugiej strony ja bym go nie usuwał, temat jak każdy inny.
  18. mój problem to wyliczankowośc tego wiersza...help
  19. umierając robimy sobie zdjęcie wstawiając się w ramę wspomnień wszyscy jeszcze prawie nietrumienni patrzymy jak obłok zza okna bezwstydnie historyczni dawnowczorajsi z dzisiejszej pamięci przesypując czas łyżeczkami lat czasami chcemy wejść w teraz spod zgaszonych powiek fotografii na moment młodzi – wstecznie starzy bez kolażu życia i śmierci - wypalonego fleszem wieczności skosztować jeszcze raz przemijania poza ramą „na zawsze” w którą nas zatopiono ku pamięci wracając na chwilę
  20. nieznana nikomu krzyczy raną owiniętą w ślimaczobrudną krezę nagie więzy rozłożone na ziemi zwinięte w jeden supeł szepczą krwią nadgarstków - okładających się resztką życia w kolorze sińca blizny - błyszczące niczym biżuteria – skrzepy nie - miłości przyozdabiają żebro kameą krwiaka i choć usta wciąż wymawiają litery modlitwy nie ruszają się zmrożone gwałtem ubranym w ciało Ledy – ona - nie zakwitnie już dzieckiem wydanym w potoku kobiecości teraz tylko brud
  21. widzę drobne zmiany kosmetyczne, teraz lepiej.... jest na plus:) Pozdrawiam.
  22. widzę drobne zmiany kosmetyczne, teraz lepiej.... jest na plus:) Pozdrawiam.
  23. pod powiekami czasu zgromadzone blizny blisko bliżej - ciemność zapadła! spójrz! kwiat umiera rana krew sączy się potokiem bólu, opływając umysł wieczność? i ona przemija za każdym razem gdy rodzi się nowe życie mimo wszystko, podoba się, a może tak potraktować twora....pozdrawiam nocnie:)
  24. Takie niezwykłe w swej prostocie, podoba się. Pozdrwawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...