Słowotok? A może słowo-tłok? Tłok jak ulał pasuje bo dzisiaj wszystko pasuje (nie że pas, tylko że do siebie pasuje) no bo tłok w autobusie dzisiaj był.No bo całe szystko o autobus się rozchodzi. I o to ile razy trzeba nie być,żeby móc być? No bo wcale nie jest mnie za dużo za dużo było dziś ludzi w autobusie, w sensie: tłok,był tłok, zaprzeczyć nie da się. I oto z tłoku właśnie, z za dużej ilości (mnie w pewnym może sensie) powstał nowo powstały poemat tudzież bzdura,banialuka zupełna- jak ja sama ANIOluka. (luka w Aniach? Eee, nie to miało wyjść, coś raczej pomiędzy banialuką a Anią ,raczej ania-bania jak to w dzieciństwie sama mówiłam (rymy me pierwsze ,i ostatnie zresztą))(długi strasznie ten nawias to otworzyłam drugi- prawie jakby sklep nowy jak w starym miejsca brak) Teraz powinnam przejść do rzeczy ,o co właściwie się rozchodzi cały ten mail, ale teraz będzie przerwa. Ma się rozumieć przerwa na tabakę, więc siup, tudzież czirs! Poleciał mi pod stolik (biurko) podnosze i nanosze.czirs. No i już. Po szybkim zabiegu polegającym na wciągnięciu tabaki do nosa, piszę:
A więc (nie rozpoczyna się od „a więc” (jak to nie?))o co się rozchodzi ?. O te słów kilka:
A masz!(nie o te,o te niżej):
” Autobus zapchany po uszy, raczej uszy pod dach autobusu, a może autobus ma uszy? Minął mnie ze sześć razy dopóki nie pszeszłam, kiedy on jechał, dystansu pewnego, mierzącego dwa przystanki. I się nie zmieściłam! Byłam szybciej niż on i nie zmieściłam się bo on był po uszy wypchany. Wystawały zeń ręce i nogi. Uszy też. A ja tylko patrzyłam jak znów ktoś próbuje wsiąść. Nie podeszłam no bo po co? Skoro nawet uszy wystają (mu? Im?) I stoję tu a odwilż myje mi stopy a raczej uszy, chciałam powiedzieć (napisać ) buty (rzecz jasna), no bo przecież styczeń, to jak to tak bez butów? Dużo ludzi (wiele osób) wyczekuje następnego autobusu. Znów przyjedzie zapchany po uszy. I wepcha się tam kolejna partia par uszu. Jedzie. Na razie pusty.
A jednak udało się wsiąść, a nawet usiąść( Mi się udało) A autobus pełen po szyję. Unosi się tylko zapach ludzkich ciał. Żywych ma się rozumieć. Bo jak wiadomo, martwych autobus nie wozi...a może wozi?
W każdym razie wszyscy wyglądają na żywych. Bynajmniej Ci w moim polu widzenia (rażenia- przecież mogę się zdenerwować i rzucić ołówkiem)
Masz Ci los! Przystanek. Na następnym wysiadam. Ile zdołam napisać i co to da? Nie ma różnicy –zmieściłam się i piszę, ale na siedząco, ale i tak krzywo, bo trzęsie ,a jak stałam to przystanek nie trząsł, i tak krzywo, i tak. Druga strona już poszła ( a przecież strony nie chodzą(?)) I oto zbliża się autobus po szyję wypchany do mojego przystanku. Wysiadam.”
I wysiadłam. Tyle napisałam.Ale o wiele więcej myślałam jak te dwa przystanki pokonywałam, tylko iść i pisać się nie da. Stać i pisać, siedzieć i pisać- to tak. Iść i pisać?-nie.
Czyżbym wyczerpała swój słowotłok? Ależ nie ale już chce nie mi się. Albo raczej dalsze myśli jeszcze bardziej nieskładne i nieczytate co te.
Za dużo?
No i ile razy można nie być żeby móc być? I dla kogo?
I tak będę kochać.