Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ania_Ostrowska

Użytkownicy
  • Postów

    1 554
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ania_Ostrowska

  1. Bardzo mi się podoba. Krótkie i treściwe. Poza kilkoma literówkami i brakiem kropki nie ma się do czego przyczepić. Gratulacje - Ania
  2. Asher - dziękuję za przeczytanie i za ocenę . Szczególnie sformułowanie "młodzieńczego" - jest dla mnie miłe - Ania
  3. Przeczytałam z zainteresowaniem. Lubię takie stylizowane opowieści "prosto z życia", które dzięki pomysłowej (i raczej mało amatorskiej) formie nabierają, wydawać by się mogło, nieprzystającej do tematu szlachetności. P.S. Ciekawa sprawa z tym dworem w Liwie - przypadkiem dobrze znam te strony, choć pobliskiego miasta z hutą szkła nie kojarzę. pozdrawiam - Ania
  4. Dziękuję za uwagę - "przedmuchania" będę się bardziej pilnować - Ania
  5. Poza tym, że to niewłaściwy dział forum, odbiór wiersza bardzo mocno zakłóca mi brak polskich liter (ę, ś, ż, ó) - wydaje mi się, że sprawdzenie tego słownikiem przed kliknięciem "prześlij" nie tak wiele czasu kosztuje, a miło jest poczuć się szanowanym pod tym względem. Odnośnie meritum; nie znam się na poezji, ale na pewno zmieniłabym wersy: "zawrocila mi w glowie - jak puchar wina wypity wspolnie wieczorem nad Polskim morzem" Życzę powodzenia w twórczych wysiłkach - Ania
  6. Bardzo dziękuję za komentarz. Tak, oczywiście w zamierzeniu miało być "nadchodzi" ; to literówka a słownik w Wordzie jej nie złapał bo taki wyraz istnieje (swoja drogą, w tym połączeniu też ma swój`sens). Co do "buńczucznie"; może istotnie nie bardzo pasuje, ale każde inne słowo, które przymierzałam w tym miejscu (a próbowałam wiele razy) powodowało, że cała myśl ocierała się o banał. Mam zresztą świadomość, że cale "Marzenie" jest niebezpiecznie tego bliskie. Ale właśnie takie "poruszanie się na pograniczu kiczu" najbardziej mnie pociąga. Pozdrawiam - Ania
  7. Generalnie opowiadanie podobało mi się, nawet bardzo; może za wyjątkiem ostatniej części, w której - nadmierne moim zdaniem - nagromadzenie nowatorskich określeń spowodowało, że część ta zbyt odstaje od reszty swoim udziwnieniem. We wcześniejszych częściach określenia typu "niecierpliwe plecy", "wodniste oczy","dniem oszarzała okolica", itp. nie raziły mnie bo pozostawały we właściwej proporcji i były zabawną prowokacją wobec utartych skojarzeń. Ale lekkość pióra i wyobraźnia - do pozazdroszczenia! pozdrawiam - Ania
  8. Chciałabym być jak listek brzozowy. Tak mały i lekki, ze prawie go nie ma. Ufnie wyciągać mordkę do słońca a potem brzemiennie nabrzmiewać sokami. W kojącym poszumie nakarmić zbolałych myśli strachy. Zapuszczać się buńczucznie w najskrytsze zakamarki. Beztrosko figlować z cieniem na trawie, nie bacząc na autorytety. Stroić się w złoto by błyszczeć jak klejnot i bezwstydnie przeglądać się w kałużach. Poddać się pieszczocie wiatru i muśnięciu nocy. Zaplątać się miłośnie w gęstwinie niepojęcia. Dostojnie ponad wodami szybować i frywolnie wirować w piruetach. Umykać figlarnie przed losem, który nachodzi. Przy odrobinie szczęścia, zatrzymać czyjeś wspomnienie między stronami sztambucha.
  9. Taki temat to naprawdę ciężki kaliber - w takim wypadku bardzo trudno uniknąć pułapek sentymentalności (samo ważkie przesłanie niestety nie wystarczy). W moim odczuciu trzeba tu jeszcze sporo poprawić od strony technicznej (np. pierwszy dialog brzmi sztucznie, szereg zdań wymaga skrócenia i przeformułowania). Z`drugiej strony, pewne, mniejsze fragmenty już po delikatnym retuszu będą całkiem OK, a niektóre określenia bez żadnych zmian są bardzo ładne. Nie podaję konkretnych przykładów bo opowiadanie jest dość długie, ale na wyraźne życzenie oczywiście mogę to nadrobić w przyszłości. pozdrawiam - Ania
  10. Na wstępie dwie małe uwagi: po pierwsze, tu nie ma czegoś takiego jak "obiektywne komentarze"; dobrze czy źle, ale wszyscy jesteśmy skazani na subiektywność i to czasem w dość skrajnej postaci. Po drugie (mocno się wiąże z pierwszym): nie zrażaj się i nie uzależniaj pisania dalej od tego "jak się przyjmie" - jeden gorszy tekst i trochę krytycznych uwag to jeszcze nie koniec świata! Tak jak w reklamie: KTO NIE GRA NIE WYGRA Teraz do rzeczy. Pamiętając o tym, że to początek większej całości a nie skończona kompozycja, tekst wydaje mi się całkiem ciekawy - pomimo paru potknięć (wskazanych już we wcześniejszych komentarzach) tytułowa tajemnica nie jest wcale oczywista (przynajmniej dla mnie). To, co mi zdecydowanie przeszkadzało przy czytaniu, to dwukrotnie użyte słowo "nigdy" w kontekście, który niebezpiecznie trąci egzaltacją (drugie tego typu słowo to oczywiście "zawsze") oraz pewna nielogiczność: nie musiała go widzieć ani słyszeć po prostu go wyczuła a mimo to nadal stała naprzeciwko i wpatrywała się w niego ???? Coś tu nie klapi. Pisz dalej, może tylko trochę uważniej czytaj potem sama to co napisałaś - czekam na ciąg dalszy - Ania
  11. Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Przeczytałam to opowiadanie już wczoraj, a potem - jak twój bohater - wróciłam do niego dzisiaj "po odpoczynku i wystygnięciu tekstu". I nadal nie wiem czy mi się podoba. Dla mnie coś w nim jest niewątpliwie; specyficzny nastrój czy niepokój, coś nieuchwytnego co łapie moje emocje jakby wbrew woli i temu, że w niektórych fragmentach dość wyraźnie mi zgrzyta. Zdaję sobie sprawę, że piszę niejasno ale nie umiem sprecyzować. Możesz coś dodać "od autora"? - jestem ciekawa Twojej interpretacji pozdrawiam - Ania
  12. Moim zdaniem jest bez zarzutu; czy to aby nie pomyłka, że ten tekst trafił na forum dla początkujących? Zwyczajnie zazdroszczę Ania
  13. To dla mnie trudny tekst; z gatunku takich, przy których, po drugiej nieudanej próbie zrozumienia, dalej już się poddaję i tylko badam emocje. Trudno mi powiedzieć, czy tekst mi się podobał (to nie w tych kategoriach) ale na pewno zrobił na mnie duże wrażenie tym, że jest gęsty od znaczeń i taki cudnie posępny (żeby nie powiedzieć: mroczny). Rzeczywiście, okrucieństwo tu jest wilczej natury - Świetnie Ci to wyszło. Jeśli mogę coś zaproponować, to zmieniłabym trochę trzy zdania: - zamiast: "Jeden gest wystarczy by dawać przyzwolenie zabijania sumienia" napisałabym "Jeden gest wystarczy na przyzwolenie zabijania sumienia" - moim zdaniem, w melodii tej części tekstu nie ma wtedy takiego zgrzytu, - i podobnie na samym końcu: zamiast "W ustach litry krwi. Dopóki nie zobaczą, będę ich ją opluwał", proponowałabym: "Krew w ustach. Dopóki nie zobaczą, będę nią opluwał". Co o tym sądzisz? Pozdrawiam - Ania
  14. dzięki - i oby ten sentyment Ci został na jakiś czas ... ( tu wielokropek obowiązkowo !) Ania
  15. do Dominiki, - co do literówek i innych - przeszkadzają mi tak bardzo jak czytam czyjeś teksty, że staram się ich unikać na własnym podwórku; miło, że to zauważyłaś, - na dziś to raczej już wszystko co mogę powiedzieć o Krystynie; teraz trzymam kciuki, żeby jej się udało z tą siłownią. Kto wie, może powróci ... do UFO, - duża litera po przecinku to błąd - racja, ale z tym wielokropkiem to miało być celowe rozciągnięcie w czasie leniwej myśli (wiesz, jak to jest zaraz po obudzeniu; myśli się nieśpiesznie). Co sądzisz o wersji : "Tak ... Warto było"? - co do ekspedientki - cóż, sądzę, że przemiany były też jej udziałem, choć oczywiście wiem, że nie chodzi o to co ja sądzę, tylko o to jak wyszło w odbiorze innych osób. Muszę odczekać trochę, żeby zaproponować coś innego w zamian, na razie zbyt lubię tę historię taką jaka jest, - moje niedociągnięcia mają niestety to do siebie, że wyłażą tam, gdzie ich się wcale nie spodziewam - ale rada jest OK- zastosuję Wielkie dzięki, że napisaliście; jestem na forum od niedawna i nie mogę się jeszcze połapać jakie tu są zasady? Pewnie to naiwność i zapał nowicjusza ze mnie bije, ale skąd aż taka dysproporcja między liczbą wystawiających swoje teksty (jak rozumiem, co najmniej ci sami czytają teksty innych) a piszących uwagi? Przecież każdy ma jakieś wrażenia? pozdrawiam - Ania
  16. *** Błyski wiosennego słońca na szybie uchylonego okna, obudziły Krystynę zanim rozdzwonił się budzik. - Jak to dobrze, że nie muszę się już rano tak spieszyć – uśmiechnęła się do siebie na dzień dobry, bez żalu odganiając resztki snu. Zaledwie przed trzema miesiącami objęła prestiżowe stanowisko Głównego Projektanta Systemu w dużej korporacji. Wprowadziła się do przestronnego gabinetu z mnóstwem zieleni, zamieniła skromne autko na „wypasione”, służbowe Volvo, poczuła smak pozapłacowych bodźców motywacyjnych (jakże przyjemny). I to upajające poczucie, że wreszcie została doceniona ... - Tak ..., Warto było – pomyślała, rozkoszując się wizją odniesionych sukcesów. W sumie, dość szybko udało się jej zapomnieć o późnych powrotach do domu, wyrzutach sumienia na widok pudełek po pizzy w przedpokoju, dyżurnych pytaniach:, „Co tam w szkole?”, „U ciebie, kochanie, wszystko OK.?” (i równie lakonicznych odpowiedziach), wszechogarniającym zmęczeniu i stale kłębiących się myślach: „Muszę koniecznie przypomnieć o tym audycie pani Zosi …”, "Przeredagować tę klauzulę o poufności, czy zostawić?...”, O dziewiątej wysłać ten przeklęty raport …”. Trochę się z tym pogodziła, trochę przywykła (czego nie można powiedzieć o pozostałych domownikach). Za to teraz było ją nareszcie stać na wiele przyjemności, dotychczas poza zasięgiem rodzinnego budżetu. - Właściwie, mogłabym sobie dziś kupić nowy kostium – przyszło jej nagle do głowy i ta myśl wypchnęła ją z łóżka jak sprężyna. - Robi się coraz cieplej a ten z ubiegłego sezonu zniszczyli chyba w pralni, bo zrobił się jakiś niewygodny - usprawiedliwiała się przed sobą, stojąc już pod chłodnym strumieniem wody (wiedziała, że zbyt gorący prysznic w jej wieku źle wpływa na elastyczność tkanek). – Zaraz, zaraz, chwileczkę … Posiedzenie Rady Projektów zaplanowałam do 18-tej … Potem jeszcze końcowe rekomendacje… Powinnam chyba zdążyć do tego salonu na Brackiej, gdzie ubiera się Alicja … - Krystyna „od zawsze” zazdrościła przyjaciółce szyku i elegancji; dobrze wiedziała ile kosztuje wyszukana prostota nienagannie skrojonych ubrań z doskonałych tkanin. - Choćby ten szaroniebieski żakiet, który miała na sobie w zeszłym tygodniu na kolacji u Skalskich ... Naprawdę super … Też będę miała dzisiaj taki – obiecała sobie uroczyście i energicznie sięgnęła po ręcznik (włochaty, rzecz jasna). *** Perspektywa popołudniowych zakupów wprawiła Krystynę w wyjątkowo dobry humor, co nie uszło uwadze podwładnych (czyżby szykował się kolejny awans?) a nawet męża, który tym niecodziennym zjawiskiem mocno się zaniepokoił. *** Salon na Brackiej onieśmielał awangardowym wystrojem i brakiem tłumów szturmujących wieszaki, ale szaroniebieski żakiet nie zawiódł oczekiwań; z bliska wyglądał jeszcze bardziej kusząco (za wyjątkiem czterocyfrowej ceny). - Proszę rozmiar 40 – Krystyna zwróciła się swym charakterystycznym, nie znoszącym sprzeciwu tonem do bardzo młodej ekspedientki (w zdecydowanie za krótkiej spódniczce), która dyskretnie krążyła wokół od paru minut. Dziewczyna na moment zatrzymała na niej wzrok, po czym poszperała chwilę wśród żakietów i z zawodowo przymilnym uśmiechem podała jeden Krystynie. - Proszę przymierzyć ten. To rozmiar 42, ale ta firma nieco zaniża numerację – dodała, poufale ściszając głos. Krystyna weszła do luksusowej przymierzalni rozmiarów średniego pokoju. - Chciałabym mieć w domu, choć jedno takie lustro – westchnęła mimowolnie. Rozejrzała się jeszcze raz a potem szybko zrzuciła służbowy „mundurek” (w gruncie rzeczy, nie czuła się w nim najgorzej, a nawet nosiła go z pewną dumą). Zorientowała się, że coś jest nie tak, kiedy usiłowała wsunąć drugi rękaw. Stopniowo, fala gorącego wstydu zalewała jej twarz i szyję. Teraz zrozumiała spojrzenie tej małej smarkuli. Zacisnęła zęby i w akompaniamencie ostrzegawczych trzasków z trudem wbiła się w żakiet. Przez dłuższą chwilę stała przed szyderczo lśniącą taflą, żałośnie zakrywając dłońmi pustą przestrzeń między szaroniebieskimi połami. Czuła, że ogarnia ją wściekła rozpacz. - „Firma zaniża numerację”- przypomniała sobie zgrabne kłamstewko. - Dobre sobie; chyba nawet 44 byłby za ciasny – pomyślała z nagłym przebłyskiem rozsądku. – Jak mogłam być taką kretynką? Przebrała się pospiesznie i wyszła z przymierzalni nerwowo zerkając na boki; za wszelką cenę starała się unikać wzroku dziewczyny. – Jeszcze się zastanowię – bąknęła niepewnie. - Oczywiście, zapraszamy – ta odparła uprzejmie, pozwalając sobie na pełne politowania spojrzenie dopiero, kiedy Krystyna odwróciła się i odeszła. Zaraz potem z satysfakcją zerknęła w lustro na własną, idealną figurę. - Bogu dzięki, nigdy nie będę wyglądać jak ten babsztyl – pomyślała bez cienia współczucia. Wkrótce na jej twarz powrócił profesjonalny, zachęcający uśmiech. – Może mogę pani pomóc? – zagadnęła życzliwie następną klientkę, która bezradnie rozglądała się od progu. Rzuciła na nią tylko jedno uważne spojrzenie. Już wiedziała wszystko … - Bardzo proszę tutaj – zręcznie skierowała kobietę w stronę droższych modeli - Mamy coś dokładnie w pani stylu … *** Wsiadając do samochodu Krystyna odrobinę za mocno trzasnęła drzwiami (może nawet bardziej niż odrobinę). – Zgoda. Wchodzę do gry. Jeszcze się spotkamy – mruknęła mściwie pod adresem Stowarzyszenia Żakietów Rozmiar 40.
  17. Powiem szczerze, że mnie samej też koniec wydaje się lepszy niż początek. Myślę sobie teraz, że może skoczyłam na początek na zbyt głęboką wodę mierząc się z tak wyglansowanym tematem jak miłość. Ale skusiło mnie. Lubię oszczędność formy opisowej i w przypadku tego tekstu chciałam sprawdzić czy takie podejście wystarczająco "poniesie" emocje. Dzięki za Twoje uwagi, zachętę i dobre słowo. Dotąd pisałam sporo ale tylko "do szuflady". Na forum trafiłam zupełnie przypadkiem a teraz, po paru dniach, jak dzieciak, który dostał pierwszy komputer, nie mogę się już doczekać końca limitu. Z góry dziękuję za wytknięcie błędów i jakieś wskazówki. Pozdrawiam - Ania
  18. Dzięki, że napisałaś; to mój pierwszy tekst na forum i już na serio się bałam, że wygłupiłam się okropnie zamieszczając go bo jest tak beznadziejny, że nikogo nie zainteresuje (uwierz mi - to nie jest żadna kokieteria!). Nie, ciągu dalszego tej historii nie będzie. To nie może być bajka z happy endem, a bardziej dramatycznego zakończenia nie umiem już wymyślić. Przyznam, że próbowałam sobie wyobrazić (na moją miarę oczywiście) współczesną wersję Barbary Niechcic. Zawsze mnie intrygowała. pozdrawiam ciepło
  19. Przeczytałam raz, z rosnącym zainteresowaniem, doszłam do końca i poczułam się zdezorientowana. Przeczytałam drugi raz i to samo. Na pytanie "Bo niby skąd mamy wiedzieć, że to jest dla nas dobre?" Twoja odpowiedź brzmi dość pesymistycznie; dla własnego bezpieczeństwa lepiej załóżmy, że to nigdy nie jest dla nas dobre. Zatem popracujmy jeszcze nad tym jak zbudować własny lepszy, wieżowiec, założyć bardziej nęcącą przynętę itp. Ja się z tym nie zgadzam. wg mnie "Dla nas lepsze" jest wylądować na tym półmisku a potem czmychnąć zeń niepostrzeżenie i w samotności wylizać rany udając, że nic się nie stało. To, że tym tekstem prowokujesz mnie do takich pytań/ deklaracji, to Twój sukces! Gratuluję!
  20. Szczerze mówiąc ta "Historyjka" nie przypadła mi do gustu. Nie bardzo rozumiem jaką rolę miała spełnić dominująca w tekście, gryząca ironia wsparta (licznie a niepotrzebnie) soczystymi wyrażeniami - moim zdaniem jest nieprzekonująca i zbyt pretensjonalna. Argumenty "Trzeciego" są - łagodnie rzecz ujmując - dość kontrastowe (z jednej strony świętoszkowate "może twój anioł stróż, a może syn…chciałem tylko wiedzieć, czy zdajesz sobie sprawę ze swojego postępowania, czy jesteś świadom wiążących się z tym, co robisz konsekwencji?" a z drugiej strony - mówiąc bez ogródek - po prostu wulgarne "Chcesz powiedzieć, że masz krzywego? To dobrze kobietom się to podoba…") przez co sama postać jest zbyt karykaturalna i groteskowa. Nawet jeśli całe opowiadanie jest w zamierzeniu umownie ujęte w cudzysłów i zza tekstu puszczasz oko do czytelnika - to w moim odczuciu robisz to daleko zbyt rubasznie. Zakończenie trochę ratuje całość ale mimo to raczej nie sięgnęłabym do "Historyjki" ponownie. Sorry, jeśli za mocno się wymądrzam (dziś piszę swoje pierwsze komentarze na forum), mam nadzieję, że się nie obrazisz. pozdrawiam i czekam na lepsze
  21. Naprawdę sympatyczna historia. Takie czytanie "od tyłu" ma swoje plusy.
  22. Mnie się podoba właśnie dlatego, że nie jest "przegadane". Lubię, kiedy zostaje miejsce żeby coś jeszcze sobie wyobrazić. Najbardziej podoba mi się początek - pierwszy akapit buduje nastrój tego opowiadania.
  23. Czytam te części "od tyłu" ale popieram Julię jak najbardziej. Pisz dalej! Pomysł jest super, dopracowania wymagają szczegóły. Uwagi praktycznie mam tego samego typu co do części IV tj. - literówki, - w zdaniu "Jego uśmiech jest taki promienny, taki radosny, że nawet nie było mi smutno, że przegrałam." w pierwszej części zdania użyłabym czasu przeszłego "był" - konsekwentnie do drugiej części zdania (i konsekwentnie do całego tekstu), - w zdaniu "ile jest jeszcze dorosłych" napisałabym "ilu", - coś mi zgrzyta w zdaniu "nie mogłam odchylić gąszczu liści" może ""nie mogłam rozchylić gęstych liści"? - w zdaniu "Po kilku minutach, które dłużyły się wieczność" brakuje "w wieczność", podobnie w zdaniu "Nie miałam zamiaru prosić się dłużej" brakuje "dawać prosić się dłużej", - brak spacji pomiędzy "przede mną", - "rozłorzone" i "Zchodź" do poprawy, - w zdaniu "Spytałam się o to" skreśliłabym "się", - w zdaniu "Krzyknęła babcia widząc mnie w swoim fotelu i głośno przeklnęła" skreśliłabym to przeklinanie a jeśli już koniecznie ma być to raczej "zaklęła". Reszta OK. Pozdrawiam
  24. Jestem całkowitą debiutantką na tym forum, zamieściłam dopiero jeden tekst a to jest mój pierwszy komentarz, więc czuję się trochę skrępowana. Ale spróbuję. Generalnie Twoje opowiadanie podoba mi się, głównie ze względu na fajny klimat; z przyjemnością zaraz odszukam i przeczytam poprzednie części. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to zwracam uwagę na: - niespójności w tekście ("zrobiłam sobie płatki na mleku" i "szybko zjadłam jajecznicę zrobioną przez babcię"), - literówki (np. "droga", "moglismy", "chcielismy", podalismy) i koniecznie do poprawy "świerzego" i "klijent", - zamiast "panu sprzedającemu" użyłabym "sprzedawcy" chyba, że to z Twojej strony zabieg celowy dla podkreślenia różnicy z poprzednim sklepem, tam użyłaś słowa "sprzedawczyni", - przecinki - brak w niektórych miejscach. Czekam na następne części. pozdrawiam
  25. Sen Pierwszy raz od bardzo dawna miałam znów ten sam sen. Zaczął się zwykły dzień, powinnam wreszcie pozbierać myśli. Ale nie mogę, nie potrafię, nie chcę, nie wiem. Czemu po tylu latach to wciąż powraca? Bo kocha się tylko raz? Prawdziwie, szalenie, bez zahamowań, tylko raz? Dziesięć lat. Okrągła rocznica. Wciąż i wciąż, coraz rzadziej świadomie, ale w tych snach, skojarzeniach pozornie odległych, ciągle powracam. Nie chcę tego. Złości mnie to. Przeszkadza. Że pozwalam, że nigdy nie wiem, kiedy znów się zdarzy, że mój spokój i równowaga okażą się takie kruche. Pojawił się nie wiadomo skąd. Potrzebował mnie. Chciał ze mną rozmawiać. Chciał mnie dotykać. Czułam go tak jak dawniej. Chciał do mnie wrócić. Wyrzuciłam go. Nie byłam delikatna. Wykrzyczałam wszystkie żale i pretensje. Nie pomogło. Wciąż coś czułam. Obudziłam się z ulgą. Kiedyś, dawno temu, pokochałam i rozczarowałam się. Nic nadzwyczajnego. Zdarza się. Może był tchórzem. Może był niedojrzały. Może nie kochał tak mocno a może wcale. Nie łatwo to przyjąć. I ciągle boli. Przed dwoma laty spotkałam go przypadkiem. Przestraszyłam się. Że mogłabym chcieć znowu? Ja? Szczęśliwa żona i matka? Czy raczej, dlatego, że powiedziałby - wcale tego nie potrzebuję? No właśnie. Ta moja cholerna ambicja. Jak on mógł pokochać kogoś tak jak chciałam żeby kochał tylko mnie? Dziesięć lat to za mało żeby zrozumieć taką prostą rzecz. To stąd ten sen? I co to ma wspólnego z czystym i bezinteresownym uczuciem zwanym prawdziwą miłością? Prawdziwa może być tylko ta spełniona i odwzajemniona? Dlatego irracjonalnie i kompletnie bez sensu przychodziłam tam potem wiele razy. Teraz zadbana, efektowna, dojrzała kobieta, tak różna od szarej myszki, którą kiedyś odrzucił. Chciałam zobaczyć podziw. Pamiętam jedno spojrzenie z tamtego spotkania. To jedno przeznaczone tylko dla mnie. Było w nim porozumienie i cień przeszłości. Naszej wspólnej. Która była. Była. Raz na zawsze. Kiedy się z tym pogodzę? Listy Z ostatniej szuflady wyjęłam wciśnięte w najdalszy kąt Twoje listy związane czerwoną aksamitną wstążeczką. Jak pensjonarka. Starannie ułożone, koperty ponumerowane, ostatnia kartka z wakacji, całe archiwum. Brak tylko zasuszonych kwiatków i złamanego serca. Są zdjęcia, ale jeszcze nie czas. Może kiedyś. To nie były listy z daleka. Rozstawaliśmy się zaledwie kilka razy. Na dni liczone niecierpliwie na palcach. Listy niespodzianki. Z tego samego miasta. W niebieskich kopertach. Pamiętasz pierwszy? Łatwiej było mi pisać niż wykręcić numer. Nie znoszę telefonów. Są jakieś publiczne i sztuczne. Wolałam pisanie. Kameralne i intymne, choć może nieco infantylne i pretensjonalne. Pisanie do Ciebie i dla Ciebie. Do swoich myśli. Twoje były na początku wzruszająco nieporadne. Kiczowate jak z kiepskiego filmu. Znałam je na pamięć. Usypiałam z kartką pod poduszką. Tamto łomotanie serca i kluchy w gardle, kiedy rozrywałam kopertę. Szybko, byle szybciej. Pamiętam; raz przyszły dwa jednocześnie. Twoje listy. Czemu zachowałam je tak starannie? Czemu właśnie dzisiaj odważyłam się sięgnąć do tej szuflady? Chciałam poczuć się tamtą dziewczyną? Poczuć tamte emocje? Skąd wiedziałam, że już nie będzie bolało? Ostre słowa, gorzkie i bezradne przyszły dopiero potem. Ale wtedy nie pisywaliśmy już listów. Ile razy próbowałam dociec, czemu się nam nie udało. Podobno najtrudniej przyjąć najprostsze odpowiedzi. Szukam ich w Twoich listach. Tego pierwszego alarmowego dzwonka. Zniecierpliwienia, znużenia, obojętności. Nie ma. Nie może być. Pieczołowicie składam rozrzucone kartki. Zawiązuję czerwoną aksamitną wstążeczkę. Spotkanie Zupełnie jakbym oglądała film, który kiedyś już widziałam. Szłyśmy zagadane, kiedy raptem Anka powiedziała- chodź, musisz to koniecznie zobaczyć. Mała galeria, jeszcze pustawa o tej porze. Coś opowiadałam gestykulując, nie pamiętam dobrze. Sięgnęłam po papierosa i mimowolnie przejechałam wzrokiem szukając popielniczki. Szok. Patrzył na mnie. Nie w moją stronę, na mnie. Panika. Nie radość, nawet nie zaskoczenie. Panika. Jak wyglądam? Chyba OK. Dobrze. Tylko spokojnie. Już wie, że go widzę. Idzie. Koleżeńskie powitanie. Uciekam z oczami, chowam ręce żeby nie było widać jak drżą. Wymuszona swoboda. Ani słowa o rodzinie. Bezwładne informacje o wspólnych znajomych. Idiotyczne uwagi na temat. Dowcip. Nie klei się. Anka patrzy z namysłem. Nie wiem, czy dobrze czy źle, ze nie jesteśmy sami. Ukradkiem zapamiętuję wyostrzone rysy, wychudzone policzki, zbyt szczupłe dłonie. Takie inne. Oczy jakby większe. Możliwe żeby był niższy? Nie, to ja mam obcasy. Kiedyś nie nosiłam. Kiedyś. Czuję coś w gardle. Jeszcze jeden papieros. Kiedy podaje mi ogień niechcący dotykamy się palcami. On też mi się przygląda. Co myśli? Wreszcie żegnamy się. Nie ma powodu przedłużać. Nie wymieniamy adresów. Nie wymieniamy telefonów. Jedno długie spojrzenie jest jak cienka niteczka. Nie ma o czym mówić. Idziemy kawałek w tę samą stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...