Począwszy od landrynka utytłanego w kurz, włosy i wszelki brud kieszeniowy, wyobraziłem sobie inne
nagromadzone paskudztwa, wypływające lawą spod dywanów i między pęknięciami marmurowych podłóg,
schodów i kolumn niejednych istniejących parlamentów świata. Zastygające w grymasach uśmiechów,
zepsucia i katatonii pokrzywdzonych ofiar. W oparach smrodu i piany wypiętrzającej absurdy
i deformacje prawne w zastygłą magmę, pumeks oraz jedyną zachwycającą uboczną formę
- obsydianowe szklisto-czarne ale rogate, bezkształtne figury i postaci ;))))
Sory Luule, poniosło mnie chyba, trochę :D
Inspirujący wiersz, pozdrawiam.