
Bo
Użytkownicy-
Postów
139 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Bo
-
a włosy Gorgony... prawda, że mogą się estetom wydać śliczne? :) ależ tu trzeba mieć troszkę wyobraźni. hihi i proszę się , złamane skrzydło, nie przewracać z wrażenia. serdecznosci
-
rozpuściłam włosy jak włócznie i zamknęłam oczy szeroko może włócznią serce czyjeś przebiję nim położy mi monetę na oko dziś z zimnej Północy pod Krzyż gdzie Południe wędrujemy razem jest zmiennie jest cudnie szylkretowym grzebieniem swoje myśli czeszę może kogoś wodą rafy w dziwny sposób wskrzeszę może złudy nie dostrzeże w tym trudzie miłosnym do ołtarza powiedzie w zachwycie radosnym a ku Słońcu Wilde z Joyce’em nas powiozą koleją arcysztuki wyznawcy w jedno zdanie też skleją zastygniemy w obawie gdy się zjawią tubylcy wyczekują ciekawie bośmy ciut barbarzyńcy więc staniemy na skale z muszelkami u dłoni fala rybę nam prześle i złe myśli odgoni skoczyliśmy razem oplotły nas włosy krążymy w przestrzeni gdzie ważą się losy żeby było na bezdechu nie może być mowy tylko on nas uratuje atol koralowy wciąż leżymy na plaży gdzie kolor Gauguina Matamoe dźwiękami dusze nam zaniela rozpuściłam włosy by być bliżej ciebie rozpuściłam włosy żeby ciebie okryć już nikt nigdy nie zabierze nam wiadomych odkryć w bezwstydzie radości krzyczymy do siebie uwikłani w dzisiaj o czym jutro nie wie w panoramie dziejów fletni srebrne granie tylko tyle po nas tyle pozostanie
-
też tak mam (jeśli autor wie, co mam na myśli). i zatrzymuję się tu, i pochylam nad tym zapisem. plusuję naturalnie . i to nawet ochotnie. pozdrawiam Bo
-
tak często wracasz do mnie we śnie dziewczynko wobec której świat nie zawahał się użyć straszliwego narzędzia tortur dziewczynko o skórze zjedzonej przez napalm towarzyszę ci i nie potrafię zostawić gdy leżysz obnażona a każdy twój nerw drga jakby trącany wiatrem i kości same wychodzą na wierzch ty która tak bardzo chcesz żyć i od życia uciec a masz dopiero osiem lat dla której schronieniem nie może być ciało świat ze swą twarzą Jockera zabawił się tobą jak lalką więc kiedy się ockniesz to po to by stwierdzić że możesz już tylko dotknąć jego brzegu palcem nieswojej ręki który zostawia smużkę krwi na prześcieradle zwisając z krawędzi łóżka bo tu pozostawiono cię a może siłą przytrzymano amputując złudzenia byś mogła już tylko patrzeć i tyle ile zechcesz myśleć jak mogłaś uwierzyć że nigdy nie wyfruniesz z tej żółtej sukienki co wisi obok na krześle jak z klatki jesteś po prostu dzieckiem
-
a otóż i zaciekawił mnie Pan bardzo. przede wszystkim tak jednoznacznym wyznaniem. hm. dlaczego?! broń Boże, nie ma w tym krzty ładunku dramatycznego. choć ,przyznam, zbaczając jednak (odrobinę)z obranego toru spekulacji , sprawa szklanych ócz (takie pastylki jak u burego, małego Misia?) jest zadziwiająco tajemnicza i w pewnym sensie dramatyczna. ale -poezja to inne widzenie świata i w swobodny sposób tegoż przedstawianie. najlepiej jeśli inni powiedzą , że coś w tym widzeniu jednak jest. a nawet jak dostrzegą ,że autor to szyderca , cynik, że sie po prostu bawi słowem i denerwuje ludzi (zwłaszcza z branży), bo nie jest taki jak pozostali- to i lepiej. może. a Carmen , no cóż, musi być (poza wszystkim) i odrobinę kiczowata. w każdym razie tak jestem (w tej chwili) gotowa sądzić. co Pan na to? pozdrawiam serdecznie , albowiem lubię takie klimaty jak w Pańskim haiku. kapitalne!! Bo
-
kiedy odchodziłam wracałam od ściany do ściany jak więzień tłukła się dusza we mnie byłam dla siebie potopem który miażdży wszystko pochłaniając miasto peron i jego to znaczy spóźnionego przechodnia któremu uciekł ostatni pociąg do życia miał rozpacz wypisaną na twarzy nie wiedział co znaczy to wszystko był niechcący wplątany w dramat stanowił przypadek odtrąconego kochanka więc hańba i niemoc dlaczego dlaczego topił się z pistoletem przy skroni przyglądałam się czarnym lakierkom powoli noc zachodziła rozdygotana od nadmiaru wrażeń w pokoju samotnie piłam wino brzask spływał po twarzy i nagle szkło zapiekło czerwoną różą pociekło po dłoni już nie czułam koloru już nie znałam woni życie pękło byłam Carmen przeklętą która miłość poznała zmysłową i w obawie przed sobą od miłości uciekła w taniec ze śmiercią tańczyłam tańczyłam nad swoją głową
-
Mona Lisa z holenderskiego miasteczka
Bo odpowiedział(a) na Bo utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
z tą samą napiętą uwagą szarobrązowych oczu właściwie ów kolor trudny jest do określenia coś pośredniego miedzy kolorem wody bezpośrednio po deszczu w płynącym przez miasto kanale a słabym naparem herbaty podawanym w domu mistrza Johannesa w holenderskim miasteczku Delft gdzie mieszka śledzi każdy mój ruch przenika w głąb lustra czy możliwe bym była nią także trochę boję się tego co może się zdarzyć mam ku temu powody lecz na razie zaklęta w ten rodzaj istnienia z ram cierpliwie patrzę jestem dziewczyną z kolczykiem z perłą tu w tej szklanej tafli srebrem pokrytej od spodu wyłaniam się nieoczekiwanie dla siebie samej z niebytu przeszłych zdarzeń niczym z obrazu holenderskiego mistrza w ugru znajomej tonacji mój pan ma pracownię malarską to królestwo sztuki dla mnie to świat z bajki okrążając sztalugi przynoszę mu z kuchni gorącą herbatę patrząc na kolory wszystko we mnie śpiewa uśmiecham się mój pan to dostrzega odwzajemnia uśmiech więc uciekam bo nie wiem co może mnie spotkać wciąż ludzkie języki ranią tak jak gwoździe poznałam chłopaka czasem o nim myślę pracuje jako pomocnik rzeźnika jakież on ma zęby mijam kramy i schodzę nad wodę tam kupuję ryby idzie za mną pies przyjaźnie machając ogonem jego się nie boję ilekroć się natknę na znajomą jatkę spoza kotar szynki wyskakuje do mnie ukazując zęby hej Griet kiedy wyznaczysz mi randkę uciekam ze śmiechem jak szybko potrafię i czuję jak pali mnie wszystko pod suknią tak jakby rękami napinał mi skórę biegnę a w koszu podskakują ryby dopadam do domu a tam świeża praca trzeba upiec chleby i przyoblec pościel gdy się z tym uporam wspinam się na górę pokonując schody po dwa i trzy stopnie mój pan mierzy wzrokiem kolory leżące na płótnie pachnie świeżą farbą wiem że czekał na mnie pragnie też usłyszeć czy mi się podoba to co namalował bardzo lecz potrafię tylko kiwać głową bo to co tu widzę wzrusza mnie tak bardzo że nie umiem znaleźć właściwego słowa ktoś go tego uczył czy to dar od Boga zaraz też uciekam bo pani mnie woła zbiegam więc po schodach mocno poruszona z żywiczną wonią na dłoniach życie jest okrutne dni się często dłużą nieraz aż się słaniam gdy słońce zachodzi moja pani jest bardzo nieufna i boi się również a najbardziej tego że ktoś ją okradnie jak pięknie nieraz słońce oświetla pracownię z niezłomną nadzieją przenikając przez szyb cienką taflę zdejmuję saboty i siadam na krześle od olejnych zapachów kręci mi się w głowie od kolorów ślepnę dobrze wiem że muszę ogromnie uważać jak i to że życie w tym miasteczku spędzę czuję także że zostanę tutaj i to już na zawsze w tej pracowni uwieczniona przez mistrza z nie swoim kolczykiem z wtopioną weń perłą -
a ja się wiersza spróbuję nauczyć, by wyrecytować w jakimś miejscu i czasie nieoczekiwanie. ma w sobie "to coś" pozdrawiam Bo
-
a jak pisałam stała mi przed oczami (jako żywo!) Nelly Rokita. Państwo mówią, że wyszło niezgorzej...? ha, próżność została zaspokojona :) pozdrawiam Wszystkich Bo
-
drapie w środku. serdeczności Bo
-
Przeżyłam swoje życie Dusząc się w ciasnym staniku. Nareszcie zrzucam go z siebie. I o co aż tyle krzyku?! Może za mało powietrza? Może za dużo spalin? Ech, wreszcie mogę tę bombę Chwycić za lont i podpalić! Może powinnam przemyśleć A może nie myśleć wcale... Miłość w atomizerze Podobno działa wspaniale. Haustem świeżego uczucia Muszę się wzmocnić na drogę Dławiący etap raz skończyć Bo czuję, że – nie mogę! Bywają trudne decyzje I strasznie ciężkie wybory. Do księgi moich życzeń Dołączyć pragnę aforyzm. Podobno ci, co chcą czegoś I bardzo się na to uprą Cel wytyczony osiągną Choć czasem bywa trudno. Może i mnie się poszczęści. Ty, Panie, daj mi siły. I nową miłość znajdę Bo stare się pokończyły. Więc biegnę jak Minerwa I wdzięcznie pierś wypinam. Ciut nawet frunę nad ziemią Z kielichem pełnym wina. A wiec – aloha, Przyszłości Bądź dla mnie dość łaskawa. Jak wina pragnę czułości U boku miłego pana. Nie chcę niczego ponadto (Godziny wskazuje zegarek) Byśmy już jak najprędzej Tworzyli szczęśliwą parę. Czy może mnie pokochać Aż do zawrotu głowy Mężczyzna moich marzeń Towar deficytowy?
-
jasne! potrzeby są różne:) "w imbryczku przez płotek"- kapitalne! ściski gorące;) Bo
-
naprrawdę?? aż się zająknęłam. z przejęcia. duch we mnie rośnie:). bardzo dziękuję. naprawdę nie spodziewałam sie aż tak miłego przyjęcia. pozdrawiam serdecznie hiphopujących. Bo
-
ogromnie to sympatyczne. bardzo dziękuję. kłaniam . Bo Ps. uwaga nadzwyczaj słuszna- bez poezji dobra piosenka jak ścięty kwiat bez wody;) pozdrawiam
-
czereśniowa piosenka nie napisana jeszcze jeszcze melodią nie łże jeszcze słowami nie mami jeszcze nie biorą cię dreszcze że ona jest taka inna że biegnie przez przestrzeń jak zwinka że czereśniowe ma serce i duszę mokrą od rosy że chce jej zbyt intensywnie nawet zakonnik bosy że jest jak bajka z morałem który oberwaniem jest chmury i rzewna jak z gwiazdą na czole królewna co do obcego ogrodu zagląda przez płotek a on jest może zbyt gęsty więc jednak chyba nie dojrzy co za nim chabrowo-złotymi oczami czy piesek tam czy też kotek że lekka jak piórko co buja w przelocie że czereśniowa w niej pestka w słonecznym gniecie ją splocie a ona czeka wciąż czeka wciąż wciąż czeka na usta jakiegoś człowieka jakiegoś tekściarza może co słowa traktuje jak orzech na śpiew duszy muzyka chociaż muzyków unika czeka tak chciałaby żeby bez żadnej widocznej potrzeby swoje mieć wreszcie pięć minut spragniona solowych przygód mimo pestkowych niewygód czeka by wypluć z siebie tę pestkę wprost na zasłonki niebieskie nareszcie bo chciałaby się odśpiewać i wybrzmieć i przebrzmieć i błyszczeć i czeka by wreszcie prawdziwie zaistnieć bo chciałaby się zakochać w zwyczajnym czajniczku z gwizdkiem w maleńkim imbryczku z gwizdkiem
-
Różowy landszaft olfaktoryczny
Bo odpowiedział(a) na Bo utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Siedzę we wnętrzu wielkiej ryby W jej trzewiach nie chcąc grzebię Duszę się Może powinnam pisać Może malować A gdyby tak dźgnąć rybę w jej ohydne oko Wtedy ona wypluje mnie i zdechnie A ja w błękitnym baloniku odbędę swą podróż Niczym baron Műnchhausen Uniosę się ponad zdobyty poziom I huśtać będę w przestworzu wody i powietrza By urzeczona własną odwagą Miękko osiąść na lądzie różową rosą Odetchnę -
Dziewczynka z zapałkami
Bo odpowiedział(a) na Koval_ZNowin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
oh, yes. smaczne. plusiki -
rzeczywiście - wnętrza nasze to bogactwo prawdziwe :) podoba się pozdrawiam Bo
-
mam identyczne skojarzenia, a to znaczyć może, że udało sie autorowi szarpnąć właściwą nutę . mocne. gratuluję.
-
dziękuję za spostrzeżenia. kto wie, czy nie celne. żartuję, żartuję. miał być kogel-mogel ( z jajka gołębiego ). :) trochę słodko, trochę niekoniecznie. to prawda - zbyt długie to opowiadanie. pomyślę. ale, jak znam swoje umiejetności , istnieje obawa, że miast kogla z jaja wylezie tasiemiec. brrrr.
-
a teraz siedzisz pochylona nad książką myślą zaciągasz się jak dawniej wytrawnie z nieukrywaną przyjemnością sięgasz Gry w klasy by pestkę wiśni poczuć w ustach przyjmować pocałunki słońca o tym i owym myślisz sobie i znowu witasz się z przeszłością ta nasza klasa statyści i aktorzy marni temu się z brzucha robi balon a tamtej garb jak grzyb wyrasta grają minister i lesbijka złodziejka krętacz pederasta uśmiechasz się zostajesz dłużej pośród marzeń i nowy dzień tym razem Sto lat samotności jest smutek faktów z magią zdarzeń są ci co stamtąd tak niedawno odeszli dokądś roją się od nich korytarze zamyślasz się było minęło i na nowo tym razem W poszukiwaniu straconego czasu macie tu dzbanki i do lasu idźcie by szczęścia swego szukać siostra przed lustrem maluje usta biel ramion skrywa krwawa chusta jagódki rwała jak Alinka wdzięczna i słodka miała ją zdradzić Balladynka fałszywa kotka wyszło odwrotnie daję słowo wzdychasz i smutno kiwasz głową gdzie ci do Prousta rozkładasz wachlarz a tam karty przyjaciół twarze gdzieś znikają i znowu myśl cię gdzieś przywiodła gdzie jesteś sprawdzasz młoda trawa w ręku kawałek trzymasz wiosła więc trzeba płynąć czas na zmiany pędzisz by spotkać się z królikiem Alicjo do cna zaczytana było minęło co jest tutaj strumyczek płynie za kurnikiem brodzisz po płytkim wśród piasku żwiru oraz mułu kawałków szkiełek widocznych śladów po butelkach muszelka biała i różowa choć przeważnie czarna panoszy się muszelka lubisz to miejsce strumień płynie za nic protesty ma łopianu w krainie muszli i ślimaków rogatek sztywny się unosi z kamienia też na kamień skaczesz cichutko czasem się podkradasz by natknąć się na stadko kaczek nagle dostrzegasz coś dziwnego wśród wartkiej wody w gęstwinie łodyg roślin rzecznych bieli się niczym samorodek coś co zapewne tu w tej wodzie za chwilę pewna będziesz tego jest podarunkiem od Noego jajko nieduże bo gołębie całe i świeże niemal ciepłe skarb prawdziwy ten tu przechodzień miał to szczęście czym prędzej trzeba je do waty włożyć chuchać i dmuchać będzie gołąb skarb zaczął śmierdzieć po tygodniu powiesz mi fatum masz rację pewnie najwyraźniej tak miało być a nie inaczej nareszcie wiosna znów czyjeś dziecko ćwiczy gamy jakiś dżentelmen pyka fajkę ma mnóstwo książek w gabinecie ktoś właśnie tworzy arcydzieło Cesaria śpiewa wciąż dalej czytasz znajdujesz siebie w tej kobiecie było minęło
-
i ja gratuluję. baaardzo. ale tak w kwestii formalnej: co zostało ze Słowackiego - piszczel, prawda? a jak tak, to ona , a nie on. a może się mylę...?? w razie czego z piszczelą w dłoni - hajda, na koń!!
-
niestety, absolutnie nie posiadam dystansu do tego co wyprodukuję i dlatego każda uwaga jest dla mnie cenna. a jak sie posypało to co to znaczy? myśl przewodnia gdzieś się zapodziała, czy o coś innego chodzi? hejki
-
tu autor, tu autor. dziękuję za sympatyczne potraktowanie utworku. genialne? hmmm ...no to tej wersji będziemy się trzymać:) serdeczności Bo
-
mmm... też tak myślę, że to przez cyklameny. aż szkoda. plusiki Bo