przed zimnym świtem
tulisz się do jaśka
jest jedynym
źródłem ciepła na ziemi
za chwilę dzień
stanie się beznogim stołem
drżenie utonie pod pościelą
jak zęby w jabłku
to tylko moje słowa
zamglone proste niejasne
jak kropla i kamień
albo ściana przed grochem
chowane z odrobiną magii
na czarną godzinę
nie wzlecą nie zakwitną
w ortalionie vintage
cienkoskóry audiofil
zrozumie inaczej
zgrzytanie zębami o północy
i nie zaśnie
kruche niezniszczalne
bez rozmowy pył na wietrze
ta mowa wiąże myśli
w zrozumiały świat
widzę go czasem
przez dziurkę od klucza
gdy zasnę
tam w krainie barw
czekolada już nie jest tylko czerwona
wydawać by się mogło
że czas jest bezsilny
do pierwszego kliknięcia
czas pozwala naginać rzeczywistość
do niewiarygodnych kształtów
jeśli prawda leży pośrodku
a lustrom nie wolno kłamać
znajdę siebie
w połowie drogi do odbicia
czarownice były wymyślone
żyją tylko ich ofiary
zatrzymały mnie na chwilę
puzzle składane z nożyczkami w dłoni
gdzie sierotka marysia gubi pantofelek
szukając złotego runa
byłem tu zanim powstały pierwsze bajki
rdzawy płyn spod kielicha
otwierał oczy niedowiarkom
i ramy droższe od płótna
walczyły o ściany
wciąż jeszcze nie wiem dlaczego
lubię siadać na tym samym kamieniu