strugami deszczu zapadam
się w moją przestrzeń
wiem
jeśli zechcesz złapiesz mnie
i uświęcisz strumienie tej wody
wtedy ja, człowiek tak
bardzo niewzorowy
stanę przed Tobą jak nowy
odwrotnie włożona
koszulka
krzywo zapięta
kurtka
nie podnieca jej
stan twojego konta
możesz kupić potrzeby
powszedniego chleba
lecz nigdy nie
przekupisz jej
serca
aby droga moja była prosta
jak deszczu kropla
bez poklasku i zbędnych
oczekiwań spada samotna
lecz ufna
taki jest plan
nawilżona gleba
o świcie ją wypuszcza
naucz mnie tak
trwać, Chryste
na pustyni martwych
westchnień
rozkładam dywanik
świeżych wspomnień
moi mali przyjaciele
z letniej łąki dyskretnie
łaskoczą mnie szczebiotem
w serce
tutaj nikt nie udaje
że jest kimś więcej
niż zgrabnym pajączkiem
bądź zabawnym bąkiem
no i najważniejsze
z ulubionej szufladki
wyjmuję i układam
wśród zielonej trawki
Ciebie
uśmiecham się pod
nosem na widok naszej
głupawki
absurd
czasami
chciałabym wchłonąć
w ziemię
rozejść się nawozem i
wydać plony
moim ziarnem
podstępnie
nakarmiony
poczułbyś odczyn
miłości mojej krwią
do serca przetoczony
absurd
nawet Bóg odczynu
serca na siłę nie zmieni
więc dzisiaj cię wytnę
z mojej zieleni