Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

yfgfd123

Użytkownicy
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez yfgfd123

  1. @aff whoops
  2. w przedjesienny dzień upalny na przedmieścia Karagandy mknie tramwaju cień na talerzu pełnym soli sunie sennie duch gondoli echo nadaralskich brzmień centralnym Semipałatyńskiem niesie przerażeniu bliskie atomowe lufty zrywka żaden Kazach ci nie powie stojąc w swoim własnym grobie że jego ziemia-matka to jest dziwka
  3. wargi gorejące smakują metalem wargi - metalem, wargi - metalem oczy się skrzą jak gwiazdozbiorów harem gwiazdozbiorów harem, gwiazdozbiorów harem język się plącze, potyka i błądzi potyka i błądzi, potyka i błądzi jesteś mi dzisiaj szarlatańskim darem szarlatańskim darem, szarlatańskim darem jesteś mi dzisiaj sitowie i mięta sitowie i mięta, sitowie i mięta utkany mi z marzeń snutych przez dziewczęta snutych przez dziewczęta, snutych przez dziewczęta niech splecie nas dzisiaj siateczka jedwabna siateczka jedwabna, siateczka jedwabna letnia, przejrzysta, cienka i namiętna i złączy nas w jedną zapomnianą marę
  4. w noce marcowe drży listowie drży Pascala trzcina szumi zmurszały świerk świszczy myśląca bylina w słocie, na pustym peronie wybrzmiewa ostatni pisk i pustką wybrzmiewa katharsis i zniknął ostatni błysk odjechał ostatni z pociągów jadących w szczęśliwe kraje jedziesz, w bagażu masz serce w luster weneckich przedziale ja trzymam w plastikowej siatce kwiaty, chociaż plastikowe wszystko co kochałaś kiedyś świece, choć umarł w nich ogień pisze przedwiosenna mżawka na szybach dworcowych treny stoimy, zgaszone ostańce ja i nasze chryzantemy a kiedy deszcz na czoło mi spadnie będę się mokrzyć w nadziei że to łzy twoje nadal nachalnie ciągnie ku łomżyńskiej ziemi złapany nagłym letnim deszczem nie będę już szukał ratunku by ostatni raz jeszcze w ciepłym trwać z tobą pocałunku uścisnę kościstą dłoń wiatru gdy grudniowy porywa puch na niebie w zerwanym mi śniegu ducha objawi nasz ból pisze przedwiosenna mżawka na szybach dworcowych treny stoimy, zgaszone ostańce ja i nasze chryzantemy ================================= w noce marcowe drży listowie, drży Pascala trzcina szumi zmurszały świerk, świszczy myśląca bylina w słocie, na pustym peronie wybrzmiewa ostatni pisk i pustką wybrzmiewa katharsis, i zniknął ostatni błysk odjechał ostatni z pociągów jadących w szczęśliwe kraje jedziesz, w bagażu masz serce, w luster weneckich przedziale ja trzymam w plastikowej siatce - kwiaty, chociaż plastikowe wszystko co kochałaś kiedyś - świece, choć umarł w nich ogień pisze przedwiosenna mżawka na szybach dworcowych treny stoimy, zgaszone ostańce - ja i nasze chryzantemy a kiedy deszcz na czoło mi spadnie, będę się mokrzyć w nadziei że to łzy twoje nadal nachalnie ciągnie ku łomżyńskiej ziemi złapany nagłym letnim deszczem nie będę już szukał ratunku by ostatni raz jeszcze w ciepłym trwać z tobą pocałunku uścisnę kościstą dłoń wiatru, gdy grudniowy porywa puch na niebie w zerwanym mi śniegu, ducha objawi nasz ból pisze przedwiosenna mżawka na szybach dworcowych treny stoimy, zgaszone ostańce - ja i nasze chryzantemy ================ który zapis przyjemniej się czyta?
  5. w noce marcowe drży listowie drży Pascala trzcina szumi zmurszały świerk szumi myśląca bylina w słocie, na pustym peronie wybrzmiewa ostatni pisk i pustką wybrzmiewa katharsis i zniknął ostatni błysk odjechał ostatni z pociągów jadących w szczęśliwe kraje teraz tam trzymasz me serce w luster weneckich przedziale ja trzymam w plastikowej siatce kwiaty, choć plastikowe wszystko co kochałaś kiedyś świece, choć umarł w nich ogień pisze przedwiosenna mżawka na szybach dworcowych treny stoimy, zgaszone ostańce ja i nasze chryzantemy
  6. gdzieś pośrodku 2-giej w nocy księżyc-dama słucha Bacha kołdra-dama chowa się przed biało-purpurowym mrozem - "dzisiaj już mi coś napiszesz?" pytaj nie mnie - pytaj świata czy spadnie bielą łydek śnieg i horyzonty się zrumienią czy wiatr mi będzie czesał włosy lodowatą, miękką dłonią czy marcem wstanie ruń na nowo pytaj nie mnie, a alkohol zaskoczony letnim deszczem spięty w ciepłym pocałunku obiecuję - coś napiszę nie ma dla mnie już ratunku choć wolałbym miłować ciszę całą miłość zebrać w kółku kropki, gwiazdy neutronowej i wysłać ci ją samą w liście.
  7. nie myśl pisać polskich rymów żołądkową na mankietach (ani winem na serwetkach) nie myśl malować jak polak trzymać pędzla jak krakowiak nie pisz nut jak pisał kiedyś wiatr w listowiu podbeskidzia bo tak polska cię wychłosta w swojską kieszeń ciebie schowa w ogóle Polski nie tykaj wyjmij z myśli wielkie "P" polska tylko może być tym czym my będziemy w niej
  8. "Tak sobie wyobrażam Kielce, symbol, jako szczyt ohydy, Jak jakiś Paramount najgorszej małomiasteczkowej brzydy." Witkacy w puste wagony wtłaczają się ludzie szron wyrasta na szybach puste ulice, bruk i przechodzień ciała zakuwane w dybach wawrzyn umarłych gałązek oblega sczerniałe, upodlone herby słoneczne wzgórze pod śniegiem umiera i wszystko mi działa na nerwy dziury po kulach w starych kamienicach gra gdzieś wiolonczela w dal może starego Chopina starego Chopina dziś żal...
  9. kochaj samosiejki, polne kwiaty nad bukiety nawet te z kwiaciarni, która chce się zwać atelier kochaj dziki chaber ponad denny ziew kamelii pijane swą młodością będą kwitły w poniżeniu pokochać je to czar, zerwać to odpowiedzialność niezadbane, wiotkie zwiędną tobie w samym ręku skarane za swą miłość zmętnią wodę w wazoniku wyblakły błękit z płatków będzie krążyć ci po żyłach a chabrów w polskich łąkach nadal będziesz mieć bez liku lecz wyblakły błękit z płatków będzie krążyć ci po żyłach...
  10. Ostatni tydzień leżałem chory w łóżku. Tymczasowo pozbawiony jakiejkolwiek wartości, (którą wyznacza produktywność) mogłem tylko podpierając się na parapecie, śledzić świat zza okna. Za każdym razem kiedy jestem chory, lub doświadczam w życiu innego nieszczęścia na nowo zadziwia mnie ta sama realizacja, że świat się nie zatrzymał. Świat nie czeka na mnie, nie trwa w żałobie, nawet gorzej, jakby specjalnie pięknieje, może aby ze mnie szydzić, może aby dać mi otuchy, i tak z mojego wdowiego transu wyrywa mnie dawno niesłyszany śpiew ptaka lub nadzwyczaj pełny błękit nieba. Niezależnie od motywu natury, jest to nadal uczucie gorzko-słodkie, świadomość że przyroda nie tylko nie przeżywa rozłąki ze mną, ale że beze mnie rozkwita, że nie byliśmy nigdy dobraną parą. Taka alienacja na chwilę obnaża samotność, którą na co dzień mogę przykrywać masą parasocjalnych relacji, lub "brakiem czasu". Ostatnimi dniami zacząłem zaglądać do lokatorów z bloku naprzeciwko. Nie uważam się za wścibskiego, zresztą i tak najczęściej mogę ich oceniać tylko po żaluzjach. Ciemne, jasne, dzień-noc, wiecznie zakryte lub otwierające się na słońce z rana, z nich próbuję odczytać ich właścicieli. W nocy zamieniają się w teatr cieni, w nerwowo chodzącą sylwetkę, w gotującą starszą Panią lub po prostu w czystą żółć. Stwierdziłem, że wygląda to wszystko jak jedna wielka tabelka, z rzędami i kolumnami, pouzupełniana życiem przypadkowych ludzi. Potem przyszła mgła. Szczerze mówiąc, ucieszyła mnie bardzo. Nie tylko estetycznie, albowiem od zawsze mgłę lubiłem, ale również duchowo - była ona tym sennym welonem, woalką, której oczekiwałem od świata (albo chociaż od mojego miasta) w reakcji na mój brak. Zawsze przed pójściem spać, kiedy jeszcze nie mogę zasnąć, lubię roztrząsać różne kwestie, a dzisiejszy dzień był jednym wielkim przedsnem, stępionym i paradoksalnie - stworzonym do tego aby człowieka męczyć. Z racji mojego wieku, a może po prostu naszych czasów, zadałem sobie pytanie - "Co mi dzisiaj nie odpowiada?" Jest to sprawa o istocie ciężkiej i kanciastej, którą trudno z jakiejkolwiek strony złapać. Próbowałem gryźć ją z różnych stron w poezji, lecz zawsze czułem, że albo zadowolę się ochłapami, albo wezmę więcej niż jestem w stanie przełknąć. Z braku idealnego słowa (które może czeka gdzieś na mnie - we francuskim? niemieckim?, mówi się że język kontroluje jak myślimy), uznaję dzisiejsze czasy za puste. tępe? niewyraziste? Każda rzecz, każdy aspekt ludzkiego życia jest jedynie parodią tego czym był kiedyś. Każda miłość, afekcja, pasja, ideologia, myśl, religia, zostały uznane za słabość człowieka, za stronę od której można go podejść, aby włożyć mu rękę do portfela. Po skapitalizowaniu wszystkiego, aby nie zatrzymać tendencji rosnącej w zyskach, zaczęto ciąć koszty, i tak skończyliśmy z tanimi plastikowymi wersjami, którymi się dzisiaj otaczamy. Relacje są plastikowe, miłość jest plastikowa, pasje, ideologie, religie, są plastikowe. Wszystko wokół straciło swoje ostre krawędzie. Wydaje mi się że podświadomie, ludzie również zdają sobie sprawę z tego, że to co kochają to ich słaby punkt, a więc powstrzymują się od wyższych uczuć. Może dlatego tak popularny jest dziś stoicyzm?
  11. nie czas żałować róż gdy płoną lasy matczynym gestem przegub złap wsadź mi w dłoń mizerykordię dźgnij mnie w serce (coup de grâce) lub ruchem mniej zdecydowanym pchnij mi w kieszeń "fin de partie" opustoszałym daj mi odejść w najkrótszą noc - dwudziesty czwarty bym szedł przez życie w prąd miłości po latach studiów i nauki jak Faust zapragnął namiętności w miejsce jak najtańszej ruhli
  12. w czasach kryzysu, gdy zabrakło jajek jemy wydmuszki by trzymać tradycję ludzie się snują ulicami głodni w strachu by trzymać starą aparycję malarze malują na martwej naturze te same jajka, nie widać że puste i słowo "jajko" brzmi w wierszu tak samo choć wszyscy już myślą o samej wydmuszce próżne skorupki malują w purpury we wzory ludowe, taka jest dziś moda utylitarnie może to i lepiej bo pustego jajka rozbić nie jest szkoda
  13. chciałbym wrócić na ziemię przysypiać na glebie snem ranionego ptaka chciałbym by mogła opisać mnie szata i wyższość nad sobą wyczuwać na niebie chciałbym żyć w Lanckoronie złożyć głowę na łonie myśleć o smalcu i chlebie a w spokojne myśli i w złożone zwoje mógłbym włożyć tam ciebie między pieski i kotki rachunki, ulotki między niedzielne kazania może i utopia to głupia i tania pierwsze obrazki nierozłożone lotki
  14. skóraparnociężkoblisko oddechskóraszumitrawa idzieburzaskórałydki włosykropledeszczulawa ustaustaoczyskóra wiatrzebranytargawłosy blondtakblondasłońcaniema słońcaniemaisąoczy potkwiatbzuiprądwpowietrzu zporówdymiprądwpowietrzu skórałydkiłezkirosy
  15. w przemysłowej dolinie dzień był upalny choć wiosna zakwitła dopiero i śnieg na górach zalegał nad rzeką dymiła jak garść piachu w oczy fabryka poezji (gdzie świat nie doskwiera) kwitły tam puste imponderabilia jałowe pejzaże pocztówki znad morza piosenki dla biednych sonety dla mądrych pół-romantyków w srebrzonych porożach życzenia na święta i trudne pastisze nawet manifest zagrany na lirze setce poetów nad setkami biurek sterczą głowy jak w spalonym lesie ostańce. sypane popiołem głowy chylą nad kartki w poetyckiej bessie. co mniej zlagrowani kpią sobie z tego kpią z głupich rymów i kpią z czytelników z romantycznej tradycji ze stert na opały wierszy pisanych przez apoplektyków kończą na bruku stracone złudzenia leją w satyry dla byle złotówki piszą słowa przymglone i niezrozumiałe bo wódki za dużo a żywot za krótki gdy nie ma emocji a słowo nie żyje to krwi wylewają pod groteski hasłem krzyczą ją potem w dworcowym tunelu zionąc alkoholem zanosząc się kaszlem a dzień był upalny (pragnę przypomnieć) strofy powstawały strasznie stłoczone ciasne i parne duszne i tłuste nie miód dla uszu a żółć na wątrobę na niedługiej przerwie na 2 papierosy wtoczono na halę blisko dwie tony stali w fioletowej blasze z ogromem przycisków malutkim lufcikiem i dwiema lampkami miejscowy menedżer ogłosił przez radio że można się rozejść roboty dziś nie ma i jeden poeta z rudym wąsikiem (robił pastisze przerwy-tetmajera) wyszedł przed szereg powiedzieć znudzony że on to już kiedyś widział u Lema maszyna to słysząc jakby urażona mały pokwitunek z okienka wypluwa " gdzie noc księżycowa i zawroty serca miejsca tam dla mnie i dla ciebie nie ma "
  16. sieg heil głoszą przegrani, chwytać chcą miecze (natura!, natura!, natura!) w głowie mi, gdzieś tam gdzie rosnąć chcą mlecze lub stado kaczeńców przy rzeczce powietrze musi pruć kula poniżeni chcą poniżać, łapią się za ręce (arkadia!, arkadia!, arkadia!) wieczór czerwcowy móc przelać w poezję dzikie wino nawinąć na serce a serce rozrywa kalwaria kasandry mówią do nas z historii kart (idylla!, idylla!, idylla!) dwudziesty pierwszy wiek nie jest ciebie wart a wróbla co chciał mi przystanąć na dłoni musiał przestrzelić luigi mangione
  17. "Już szepczą naokół panie: - Cóż się zrobiło z chłopa! Dziękuje, panie Adamie!!! Jestem ofiara świerzopa." K.IG mawiałaś mi, że mam duże źrenice ja głupi mówiłem, że tak mam już zawsze na wietrze gdzie z tobą bym nie szedł oczy musiały mi łzawić nie patrzę zagojonych ran nie rozdzieram nie patrzę w romantyczne pejzaże turnera napatrzę się w miłosny pastisz co wzrokiem ubrania i duszę mi zdziera łzami pszenicy (a piękna to nazwa) drążę dziurę w kamieniu na sercu z głodu spuchniętym tak że podchodzi kąsać mnie dzisiaj do samego gardła widziałem cię chyba jak wyszłaś zapalić z kwiatem świerzopa wetkniętym we włosy baczyłem na parkiet, aż znowu tu wrócisz w pustych butelkach zostały mi kłosy
  18. komar kronika olsztyńska miska hymn zupy Wittlina świeże pranie białe noce krew na twarzy Balladyna oczy zamknę pod powieką Maupassant'a baronessa wściekły wstanę wstanie w lustrze rycerz błędny Cervantesa
  19. przyjdź słoneczko (chmurko?), przyjdź zakończ słoty (suszy?) dnie niech z nieba nie leje się ostry blask (lub brudny dżdż?) pozwól odżyć zwiędłym (zeschłym?) kwiatkom złym (nieukochanym?) odwróć los nieubłagany nieś ze sobą blask (ulewny?) ogrzej moje drżące członki (ukój moje zgrzane dłonie?) dołóż cierni mi w koronie (zbijajmy miłosne bąki?)
  20. @klaks dzięki, pozdrawiam ^^
  21. w łzawe oko wiatr boleśniej dmucha a słońce krócej w dzień ponury świeci mżawka lekka, niż deszcz głębiej wsiąka a umarły najbardziej się boi swej śmierci idę w strony rodzinne, w strony nieznane gdzie palce parzyłem zimnymi ogniami gdzie wiecznie trwa czerwiec, i wszystko tam kwitnie a palce otacza drewniany różaniec gdzie jeździłem zbierać czereśnie po sadach a czereśnie dzisiaj smakują najkwaśniej gdzie pośrodku wsi, pod numerem czwartym mieszkało ja które kocham najbardziej
  22. wchodzimy znów w lata trzydzieste jak w dawno nienoszony płaszcz idziemy za mundurem sznurem a ty płacz, głupi płacz, głupi płacz tabuny bolesnych wybuchów rozbijających trzaskiem bębenki eufonią zadrżysz bez słuchu nim zamkniesz przed nami powieki wyłuszczą twe ciało dni suszy porwą je rzeki wzburzone śpiesz się więc bayonetem wydłubać sam sobie wątrobę żydzi dziś chodzą w esesmańskich mundurach i Polak się kocha ze swą nieszczęsną wódką perły dziś leżą grzebane przy knurach wszyscy dziś widzą horyzont za krótko grzejemy płaszczem populizmu zbroczone niewłasną krwią dłonie niech lśni wam drogę pastisz-chrystus lemingi w cierniowej koronie wypijmy więc zdrowie narodu wypijmy zdrowie tolerancji pijmy za zdrowie Arystypa wypijmy zdrowie generacji broń naszej oblężonej twierdzy broń swoją córkę, broń swej matki kiedy znikniesz za frontem, my im wbijemy nóż między łopatki żydzi dziś chodzą w esesmańskich mundurach i Polak się kocha ze swą nieszczęsną wódką perły dziś leżą grzebane przy knurach wszyscy dziś patrzą za siebie za krótko
  23. żydzi dziś chodzą w esesmańskich mundurach i Polak się kocha ze swą nieszczęsną wódką perły dziś leżą grzebane przy knurach wszyscy dziś widzą horyzont za krótko kra kra kra wchodzimy znów w lata trzydzieste jak w dawno nienoszony płaszcz idziemy za mundurem sznurem a ty płacz, głupi płacz, głupi płacz tabuny bolesnych wybuchów rozbijających trzaskiem bębenki eufonią zadrżysz bez słuchu nim zamkniesz przed nami powieki wyłuszczą twe ciało dni suszy porwą je rzeki wzburzone śpiesz się więc bayonetem wydłubać sam sobie wątrobę
×
×
  • Dodaj nową pozycję...