-
Postów
114 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez yfgfd123
-
to był rok dwa tysiące i ileś (tak wam mówię - nie pamiętam wcale) pierwsza gwiazdka mroźnego wieczoru weszła blaskiem w porodową salę to mogło być tak: światła, stęki zachłysnąłem się całym wszechświatem wszystko czułem, nic nie mogłem powiedzieć więc płakałem, płakałem, płakałem chciała mówić we mnie dusza najczystsza co to "kochać", co to znaczy "zaistnieć" aż ścisnąłem nierozwiniętą krtań, rozedrgane wszystkie słowa wyszły ze mnie piskiem to był grudzień, dwadzieścia długich lat temu żyję ciągle z tym samym człowiekiem ciągle chcę coś przekazać, słuchajcie! i ciągle nic wam nie mogę powiedzieć...
-
*** (i jak tu nie być nihilistą...)
yfgfd123 opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
i jak tu nie być nihilistą kiedy w takiej sytuacji filozofia jest w rozpaczach pocieszeniem dla rogacza! dostojewski, de beauvoir piszą o mnie scenariusze czytam, biorę nadgodziny chryste, nie mam już rodziny! pamiętam pierwszy tego widok wracałem wtedy z biblioteki i jakby wyszli - on i ona spod dłuta michała anioła ona - olimpia, wenus, gracja i on - hefajstos, neptun, dawid i ja, i za małe mieszkanie i my i biedny schopenhauer ach, zostałem więc krytykiem by lać na ludzi wiadra żółci chcesz pochwały całą stronę idź - przekonaj moją żonę... -
"Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie..." R. Siwiec system zmywa ze mnie grzech pierworodny wisimy gdzieś poza poznaniem dobra i zła wyzbyci swej woli, przyssani do Boga swoboda! swoboda! swoboda! wybielacz zmywa ze mnie brud mojej winy wyciąga mnie z kadłubów, z pokładów, na scenę chciałem być aktorem, dziś mam taką karierę kurwa patrzcie dziś na mnie! taka dzisiaj ma rola nie chcecie mnie takiego, albo gorzej - nie śmiecie patrzeć w moją stronę, boicie się zamoczyć łóżka pięścią wymazać ten wasz ignorancki uśmieszek! nauczka! nauczka! nauczka! zawisnąć chcę czarnym dymem nad Polską kłuć w wasze oczy, przeżreć na skroś wasze płuca nie stać was na ofiarę krwi, ja tę krew z was wytłoczę wykaszlcie ją, załkajcie na moim pogrzebie po polsku - to znaczy bez ani jednej czczej łezki zakopiecie mnie ze wstydu w zapomnianej glebie zarzewie! zarzewie! zarzewie! niech zbiera się pod cmentarnymi piaskami lawa naród nieboszczyków, żyjących i martwych niech głupi budują na stokach wulkanów swe mury pod którymi zginą, niech runą mury, cholera niech runą! który to raz już? nosz który?! niech mój ogień rozpali to państwo trotylu czas by trzask mojej skóry doszedł waszych uszu czujcie słodki swąd zgnilizny, czujcie to co ja czuję protestuję! protestuję! protestuję! to żaden jest honor ginąć za nienawiść do brata rżnij karabinem w tłusty ryj tyrana, budź w nich trwogę, to dzisiaj zszedł dzień ostateczny na system wyzysku kłamcie o mnie co chcecie, ginąłem z pianą na pysku dymisja! dymisja! dymisja! II zwykła trumienka, wpół pełna bryłka polskiego węgla towar eksportowy grzebią kamień węgielny na cne fundamenty wolności Europy usłyszcie ten krzyk, ludzie dobrzy, zwyczajni niech nigdy nie gaśnie nadzieja Panie Siwiec, ja Panu dziękuję całym sercem choć wiele się w ludziach nie zmienia...
-
żegnam, adios, uciekam we wrzesień koniec upalnych południ i dusznych wieczorów każdy głupi przeczuwa już rym.. tak, to jesień "melancholijna pora, oczu oczarowanie" pora świateł i mroków, i tylu kolorów! dość kołatań serca, dość walki o oddech namiętności gorącej, chamskiej i "tutaj i teraz" opuszczam was myśli jasne i pogodne "w szkarłacie, złocie stoi las przy lesie" to znaczy być życiem w pełnej krasie - umierać poświęcać się estetyce - to piękno mizernieć z hasłem "zbawienia świata" na ustach poświęcamy się dla was by ta teraźniejszość "w purpurze, w złocie więdniesz, lesie mój..." mogła czasami wpadać w wasze gusta
-
@brt abacadaba gwarantowana zabawa dla każdego
-
Najśredniejszy teatr świata "teatrum mendy" pragnie przedstawić tragi-komedię z morałem pt. "Kolejka" Akt I: Narrator (wychylając jedynie głowę za kurtynę, możliwie stojąc na drabinie, aby swoim wzrostem wzbudzić zainteresowanie wśród publiczności) podobno najtrudniejszą częścią sztuki jest napisać początek, możemy w takim razie zacząć od końca - Pan V zabija wszystkich pozostałych czekających na miejscu. No, kamień z serca, możemy przejść do aktu pierwszego. (kurtyna się odsłania) (dziesięciu obywateli czeka na swoją kolej pod drzwiami nr 145 urzędu marszałkowskiego) Pan I (składa ręce w podzięce, modli się, płacze na widok oczekiwanych drzwi wejściowych) Pan II (agresywnie) Jezu! Ile można tu czekać?! Pani III (z rozrzewnieniem) a mogłam pójść na poranną mszę zamiast tu siedzieć... Pan IV jeszcze raz mnie poślą do tego urzędu to im łby poukręcam! Pan V ja to bym z chęcią tego urzędasa poturbował... Pani VI (w pobliżu Pana V chyłkiem zdejmuje obrączkę) Pan VII (wyciąga portfel z torebki Pani VI) Pani VIII mnie to już tam nie rusza Pan IX (rozbiera wzrokiem Panią VIII) Pan X (rozbiera wzrokiem Pana IX - nie z byle chuci, po prostu Pan IX ma na sobie świetny sweter) Kolejka (in unisono (dla ksenofobów - "wszyscy naraz")) jak pięknie nam stworzeniom boskim trwać w urzędzie marszałkowskim! wyjść nie można wręcz z zachwytu na wydziale emerytur! ach, czuć rozkosz w każdym głosie Pan IX (na boku) kocham Panią numer osiem... Kolejka (nadal in unisono) gdy po uszy w świadczeń stosie! życie piękne wiedzie petent Pan X (na boku) muszę mieć ten jego sweter... Kolejka (IN UNISONO) wypełniając swój neseser! świat zmieniany jest na lepsze Pan II (nadal agresywnie) Chryste, ile można jeszcze! Kolejka (nie uwierzysz. in unisono) im się teki robią cięższe! wiecznie biurokracja w modzie Pan I chwała za to wojewodzie! Kolejka (j.w) rozpuścić można się jak w wodzie! ach, jak czas nam pięknie leci Pani III nie pójdę przez was do spowiedzi! Kolejka (domyśl się) wśród obywatelskiej gawiedzi! jaką nam to sprawia frajdę Pani VIII my śpiewamy samą prawdę... Kolejka () podpisywać kartek hałdę! składać znów słowo do słowa Pani VI ja od lat już jestem wdowa... Kolejka (razem, w harmonii) raz przyjęte, raz odmowa raz pieczątka nam się trafi Pan VII muszę prędko się wzbogacić... Kolejka (w kompletnej kakofonii, czemu nie) raz marszałka autografik! takie życie, broń się, proś Pan IV już obojga mam ich dość! Kolejka (nieświadoma niczego) swoją teczkę wszędzie noś nigdy w świecie nie wiadomo... Pan V (przejęty frustracją zabija wszystkich na miejscu) Kurtyna (nie dotarła na spektakl, utknęła w korkach) Publiczność (rzuca się na aktorów)
-
Największy teatr świata "teatrum mendy" przedstawia z politowaniem tragedię w jednym akcie pt. "Polska flaga" Osoby: Pan I (lokator mieszkania na 2 piętrze) Pan II (znajomy z wojska Pana I (patrz. Pan I)) Czas: 10 Listopada Miejsce: kamienica, centrum Krakowa* *ze względu na braki w dofinansowaniach teatrów akcja może odbywać się również w Ostrowcu Świętokrzyskim (aut.) Akt I: (Pan I wychyla się przez okno aby wywiesić w nim polską flagę, Pan II nadzoruje cały proces z chodnika przed kamienicą) Pan I (z trudnością, gdyż parapet napiera mu na brzuch) no, mów mi gdzie ten haczyk, bo ja to stąd nic nie widzę Pan II na co teraz panu hak jak pan chce wieszać flagę wspak! Pan I co ci się nagle rymować zachciało? jak źle wieszam?! Pan II to wbrew polskiej jest naturze żeby czerwień była w górze! Pan I Mickiewicz się pieprzony znalazł! przecież widzę że mam czerwony na dole! Pan II u mnie jest na górze Pan I u mnie jest na dole Pan II u mnie jest na górze Pan I u mnie jest na dole Pan II z mojej strony ewidentnie na górze Pan I w pana stronach to psy dupami szczekają za przeproszeniem, będę wieszać jak mi się podoba Pan II to pan jest najwyraźniej idiota! pan w ogóle już Polski nie kocha! ma pan totalnie... (w zamyśleniu podnosi oczy, możliwie szukając rymu u samego ś.p. Jezusa Chrystusa) brzydkiego kota! Kot (nabawiony kompleksów postanawia popełnić samobójstwo przedawkowaniem leków nasennych) Pan I niech pan już sobie odpuści to rymowanie, co? "kocha-kota"? byle grafomanka napisałaby to lepiej! niech pan teraz mówi gdzie ten zasrany haczyk... Pan II jeszcze trochę, na czwartej Pan I (ewidentnie kierując rękę w złą stronę) moja czwarta czy twoja czwarta? Pan II czas jest dla wszystkich taki sam! Pan I idź do czarta! jezu, i ja już mam rymować? nie, ja już nie będę się z nikim wykłócać! Sąsiad obok (wychylając się ze swojego okna) serwus, co pan? flagę bokiem wiesza? Pan I kyrie eleison, to jest jakiś dramat! Kyrie proszę nie łamać czwartej ściany! Pan I ma pan coś jeszcze do powiedzenia? Pan II to nie ja to powiedziałem! to deus ex machina! Pan I czyja eks? Pan II z panem to taka właśnie rozmowa! Sąsiad obok papieroska? Pan I jas.. ale niech pan go trzyma z drugiej strony, ja to sobie potem do ust wkładam! Sąsiad obok mojej drugiej czy pana drugiej? Pan II czas jest dla wszystkich taki sam! Pan I (skacze z okna) Pan II (wprowadza poprawki do konstytucji) Kurtyna (spada czerwienią ku dołowi)
-
Największy teatr świata "teatrum mendy" przedstawia zawstydzony dramat w jednym akcie pt. "Wieczór poetycki" Osoby: Spiker Hieronim Barszcz (Poeta) Młody Inteligent Randka Młodego Inteligenta Czas: niepożądany Miejsce: Rynek w Iławie Akt I: Spiker chciałbym powitać Państwo bardzo serdecznie na tegorocznej, XII edycji iławskiego wieczorku poetyckiego. w imieniu powiatowego domu kultury jak i naszego głównego sponsora: firmy "Drewnex" - producenta najlepszych europalet po tej stronie Dunajca... Sufler europalet i końskiej maści... Spiker ...i końskiej maści. dziękuję wszystkim za... Hieronim Barszcz (poetycko, ze zmrużonymi oczami) Kiedy wręczacie nagrody? Tłum (zaczyna bić histeryczne brawa, wstaje z krzeseł, zaczyna się rozbierać, gwizda, skanduje nacjonalistyczne przyśpiewki, panie wyrywają sobie włosy, panowie stają na głowie) Młody Inteligent to jest prawdziwa poezja.. apodyktyczny materializm... mówiłem ci że jestem oczytany Randka Młodego Inteligenta znasz Gałczyńskiego? Młody Inteligent (pije kawę z mlekiem, karmelem, bitą śmietaną, truskawkami, czekoladą oraz wiórkami kokosowymi) przecież wiesz że dopiero się tu przeprowadziłem, (pije kawę z mlekiem, karmelem, bitą śmietaną, truskawkami, czekoladą oraz wiórkami kokosowymi) z resztą, nie kabluję już od dawna Randka Młodego Inteligenta mój ojciec donosił nawet po śmierci, dwa dni po pogrzebie w dom sąsiada uderzył piorun... Młody Inteligent (pije z pustego kubka po kawie z mlekiem, karmelem, bitą śmietaną, truskawkami, czekoladą oraz wiórkami kokosowymi) bardzo mi przykro... jakie to freudowskie... Tłum (w szaleństwie poetyckiej mocy demontują państwo polskie, montują je na nowo, wykupują cały asortyment księgarni "Piórko" w Iławie, porzucają Boga, burzą bazylikę w Licheniu, wracają do Boga, odbudowywują bazylikę w Licheniu, po czym całość powtarzają jeszcze trzykrotnie) Hieronim Barszcz (ratuję swoją piersiówkę metodą usta-usta, wykrzykuje obelgi pod adresem spikera) Niech pana (sic!) dunder świśnie! Dunder (śwista) Spiker Dunder?! Dunder A ty co się gapisz jak sroka w grat? Dundera nigdy nie widziałeś? Sufler gnat... Tłum (poetycko odrzuca metafizykę, umiera, wraca do życia, prosi o bis, przekręca scenę o 270 stopni, tańczy kankana, polki tańczą polkę, polacy walą wódę) Kurtyna (została w Krakowie, korzysta z urlopu) Świat (wali się z posad)
-
"Ja tam wolę być nieszczęśliwy, niż pozostawać w stanie tej fałszywej, kłamliwej szczęśliwości, w jakiej się tu żyje" A. Huxley blady, skarłowaciały, cień Mickiewiczowskiego widma odgrywa nędzną rolę (w teatrze liczą się pieniądze!) błąka się potępiony po jasnych galeriach, po parkingach los Telemacha skazanego nigdy nie złączyć się z ojcem zakochany nieprawdziwą miłością, zajęty nieprawdziwą prawdą (sic!) podburza prawdziwą nienawiść, opluwa z prawdziwą pogardą (bis!) brzydzi się własnych instynktów, kryje głowę podświadomie pod całuny stoicyzmu (czyt. obojętności, łez, apatii) wypiera z siebie człowieka, niebytem gwarantuje miejsce w głowie jeden wierszyk można wyprzeć hekatombami pornografii zakochany nieprawdziwą miłością, zajęty nieprawdziwą prawdą (sic!) podburza prawdziwą nienawiść, opluwa z prawdziwą pogardą (bis!) łydki, łydki, łydki, łydki swędzi mnie gęba konsumenta upupiony, zneutralizowany chodzący baner na reklamy mam już dość uśmiechów mam już dość rozkoszy osiągamy anty-nirwanę stan wiecznego pragnienia stan wiecznego dogorywania skazani na niesyt, na żądze niemożliwe do spełnienia zakochany nieprawdziwą miłością, zajęty nieprawdziwą prawdą (sic!) podburza prawdziwą nienawiść, opluwa z prawdziwą pogardą (bis!)
-
wprowadzacie tutaj fałszywą dychotomię. kiedy autor mówi że nie należy się nawzajem tylko głaskać po główkach to od razu stwierdzacie że autor chce wszystkich rugać i narzekać. nie, jest coś pomiędzy - krytyka i rozmowa na temat sztuki jak literat z literatem. tego by można od ludzi oczekiwać na portalach literackich, dla "miłej zabawy" mógłbym wrzucać wiersze na facebooka.
-
@Naram-sin Widać, że piszesz z adopcji haha wkurzony haha przypomina mi się moja reakcja z wczoraj kiedy zabrakło w lewiatanie polędwicy sopockiej 😂😂 tekst przyjemny, wycisza ale jak na moje to troche za dlugie, ale racja trzeba przyznac, wiele osob na portalach literackich zachowuje sie dziwnie haha tu link do mojej ulubionej piosenki Pozdrawiam z żonką, dzieckiem ślubnym (synem), dzieckiem nieślubnym (żona nie wie), dzieckiem nieślubnym nr2 (żona wie :/), pieskiem, papużką, kotkiem behemotem, rybką synka, synkiem, rybką, gołębiem na dachu, wróblem w garści, grzybem na stopie, listonoszem, żoną listonosza (żona nie wie), sąsiadką nr 1 (urocza), sąsiadką nr2 (suka), pracownikiem zieleni miejskiej, skowronkiem, kurką, żabką, kózką, jajkiem, kogutem, kotem behemotem :)))))))
-
ciężko wierzyć w tym mieście w "vanitas vanitatum" lub "łap chwilę" wypisane pod kapslem tymbarka nic nie przemija na świecie jak stare przekupki, kurki, podgrzybki, maliny i jabłka ciężko wierzyć w tym mieście w "dulce et decorum" słodyczą "dulce" można jedynie zagryzać wódkę "decorum" to śmiech, śmiech to żałość, a żałość wyrzeźbi ci wieko na trumnę ciężko wierzyć w tym mieście w "non omnis moriar" a chciałbym być wciąż dobrej wiary, przekładać języki uliczek na język człowieczy, na słowa wyższe niż "Prosta" czy "Mała" łatwo wierzyć w tym mieście w "per aspera ad Astra" i tyle nam chyba potrzeba
-
kiedy pierwsza z gwiazdek nabiera koloru rumieńca i żałości zawiedzionych dam usłysz w oddali sennego wieczoru tego kto w nocy dochodząc twych bram piosenkę lekką jak odbicie nieba na wodzie tylko dla ciebie chce śpiewać och proszę, nie trwaj już w zamyśleniu dłużej kiedy o zmierzchu jego głos rozbrzmiewa nie dumaj: czyją to duszę moje serce pieśnią gorącą w szary zmierzch rozgrzewa wiedz więc dzisiaj po kochanka śpiewie że właśnie to ja przychodzę do ciebie ============================== When the shy star goes forth in heaven All maidenly, disconsolate, Hear you amid the drowsy even One who is singing by your gate. His song is softer than the dew And he is come to visit you. O bend no more in revery When he at eventide is calling. Nor muse: Who may this singer be Whose song about my heart is falling? Know you by this, the lover's chant, 'Tis I that am your visitant.
-
*** (...lubię mówić i nie cierpię własnego głosu)
yfgfd123 odpowiedział(a) na yfgfd123 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Berenika97 "Gdy modny bełkot snobistycznej blagi Krytyk zaciemnia kadzidlanym dymem, Doszło do tego, że aktem odwagi Jest wiersz napisać z rytmem, sensem, rymem" A. Słonimski -
*** (...lubię mówić i nie cierpię własnego głosu)
yfgfd123 opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
lubię mówić i nie cierpię własnego głosu kocham pisać i nie cierpię własnego pióra kocham mówić tak: "Kocham", skrzydła albatrosa podcinam jak straszna cenzura do "głosu" chcieć rymu szukać bez patosu do wersów akordy bez septym i kwint pisać wiersze białe jak nieobrobiony marmur nie sztubacko złote jak klimt sprzedaję błahe namiętności, słodycze zerwanych owoców intymności, furda! krajam się i sprzedaję na części jak najpospolitsza [...] dojść prostoty słowa takiego jak "rozkosz" nie rzucać się tylko w jego cierpkim miąższu od imponderabilii, epitetów, od rozmów zachęcam was wszystkich do postu -
rozgrzewałem zmarznięte dłonie w wodach lodowatych zdrojów zmarznięte palce jutrzenki poczęły gładzić mi skronie chowałem się w śniegu do następnego ranka a noc mnie dzieliła na dwoje chowałem w głąb siebie pokłady mej krwi, przeżywałem dozując dla siebie namiętność, wykwitły mi róże gorące, szkarłatne, parujące plamy na białej, ascetycznej skórze nie czułem już nóg, zacząłem się kurczyć, na mrozie przylegać do własnego serca, dążyłem do stanu nirwany, stanu zjednoczenia, czuwałem uchwycić ostatnią, nieodwrotną chwilę przejścia przez Rubikon krwi, zanurzenia się w szkarłat Lete, oddać się biegowi sfrustrowanej rzeki mych tętnic wspomnieć w uścisku upragnionym jakąś kobietę i...
-
@wierszyki za darmo :D ale trzeba wylaczyc adblocka
-
każda z moich pasji to wasz sposób na zarobek tak że nic już dziś nie robię każda moja miłość to jest dla was piękny slogan więc niczego już nie kocham każda moja wiara to reklamy na banerze tak że w nic już dziś nie wierzę na każdą moją żądzę macie pustą pornografię tak że nic już nie potrafię czuć brzydzi mnie już zachwyt, gniew, uśmieszek, chuć wszystko generuje przychód, parę sekund na reklamy łkać tak można w nieskończoność, niech więc płyną - ach, dolary, lary, ary... może coś na strach przed śmiercią? coś na nastrój buntowniczy? może pokłóć się z rodakiem, może protest (na facebooku, nie ulicy)? może bluza z hasłem "rebel"? może wirtualny znaczek? napis na nim - "wróg systemu" albo "niezadowolony płaczę"? może pora na diagnozę? nie pasujesz do systemu? zapłać! zapłać terapeucie, i nie będzie już problemu zapłać! zapłać! zapłać! zapłać! rozlicz się ze swych słabości kochać chciałeś? - dwieście złotych* *plus bankowe formalności
-
@Berenika97 Może dlatego każe mi to pisać lady Makbet?
-
dość już mi jest "waków", "istów", "istek", "izmów" postów, rozmów, kłótni, wpisów tych na wielkie "P" i małe "p", tego co dobre, i co złe rewolucji, saturnistów (bo zjadać zechcą własne dzieci) celibatu, życia w grzechu (znaczy - od spowiedzi do spowiedzi) dość już mam walki tłumów (tłumów w ogóle!), siostry z bratem dwóch sąsiadów, kata z katem skatem bawi się oprawca z katem bawi obywatel kast, warstw, grup, koalicji, parti dość już mam tradycji, kultur, od Tasmanii do Grenlandii dość już wszystkiego co ludzkie, bo to "wszystko" jest mi obce wolność, miłość - ah, wszystkiego nie chce mi się pisać powiem krócej więc - pieniądze ustaw, kruczków, legislatur Państwa zdrowych i wariatów rozporządzeń, sejmów, narad Kacpra, Melchiora, Baltazara w skrócie, bardziej lapidarnie, dość mam tego co popadnie niczym dla mnie jest polityk, nawet taki co nie kradnie za mną siedzi lady Makbet, pisać każe mi przy stole największa mądrość to jest opór, najlepszy sprzeciw to pistolet
-
Zacząłem od rekonesansu - począłem subtelnie zataczać wokół niej kręgi, przyglądając się jej z każdej strony, uważając, aby przypadkiem nie pokazać mojego zainteresowania. Uważałem wtedy naszą domniemaną bliskość za dosyć intymną, za delikatną i gotową do rozsypania się w drobne kawałki pod nieuważnymi, obcymi dłońmi, ponaglającymi ruchami nie cierpiącymi subtelności. Dopiero potem skojarzyłem te spacery z orbitowaniem, choć byłem raczej księżycem (a ona nie była słońcem!), bowiem o ile pozwalała mi na to okazja, moją twarz cały czas kierowałem ku niej, starając się łapać wszystkie refleksy, które mogły mi rzucać poroztrzaskiwane szyby, czy fragmenty gołej blachy. Nie zliczyłbym ile takich okrążeń zdołałem wykonać przed powrotem do domu, lecz pewny byłem wszystkich uzyskanych informacji - całkowicie pustej framugi po oknie na parterze, idealnego miejsca na wtargnięcie do środka, otoczonego z trzech stron samą fabryką, tworzącą w tym miejscu odrobinę prywatności, z dala od pustych przechodniów jak i wścibskich oczu lokatorów przyległych do niej bloków. Następny tydzień spędziłem na wyczekiwaniu - w drodze do szkoły nadal ją mijałem, tym razem bez tak wcześniej nierozłącznego ze mną wstydu, obnażyłem się już przed nią, byłem już w pełni winny dokonanej myślozbrodni, która już w sobotę miała stać się czynem. Siedząc w ławce starałem się zadowolić rudymi włosami koleżanki siedzącej dwa rzędy przede mną, nawet starałem się docenić jej urodę, to jak słońce wpadało jej we włosy, lecz zacząłem brzydzić się tym, jak starałem się zastąpić nasze uczucie takim substytutem, brzydziłem się moją młodzieńczą naiwnością, myślą, że będę mógł doznać tej samej przyjemności w ramionach byle dziewczyny, że próbuję sprowadzić namiętność bliskiego kontaktu z istotą tak skomplikowaną jak ona do czystej sensacji dotyku.
-
2
-
Nazwałbym to moim pierwszym romansem z przemijalnością. Miałem wtedy może z 11 lat, mroźne jesienne poranki zazwyczaj zajmowała mi droga do szkoły przez szeregi posowieckich bloków, szarych, nieprzyjemnie nastawionych, ale proletariacko autentycznych. Pośród nich, już niedaleko szkoły zawsze stała ona - niska i ruda, przytłoczona między blokami, jakby szukała przy nich schronienia przed wszędobylskich wiatrem. Otaczała ją aura tajemniczości, która działała cuda w moim nastoletnim mózgu, aczkolwiek nie miałem nigdy w sobie na tyle odwagi aby uczynić przed nią pewny ruch, dopiero przy niej zaczynałem czuć w kręgosłupie pierwsze przymrozki października, przyśpieszać swój krok oraz naciągać czapkę. Oczywiście nie oznaczało to, że mi się nie podobała, od zawsze miałem tendencję do ukrywania mojego zainteresowania, ze wstydu czy strachu, efektywnie kopiąc pod sobą dołki w relacjach z innymi. Moje podchody zacząłem jeszcze przed pierwszym śniegiem, z początku ostrożnie zmieniłem swoją trasę do szkoły tak, aby przechodzić tuż przed nią, czekając aż jej oczy, kiedyś pewnie zeszklone, dzisiaj wyznaczające jedynie dwa ciemne punkty na frontowej fasadzie, spotkają się z moimi, obiecującymi dawno zapomnianą młodzieńczą energię. Wkrótce zacząłem chodzić do szkoły również w soboty - przynajmniej tak pomyśleliby moi sąsiedzi, bowiem do szkoły nigdy nie dochodziłem. Siadałem na ławce po drugiej stronie chodnika, starając się docenić to jak działało na nią dojrzałe, południowe słońce, odkrywając nowe zakamarki, podnosząc przede mną grama jej spódnicy. Wcześniej niedostrzegalne cienie raz nadawały jej ponury, niedostępny charakter, raz zapalały ją całą namiętnością, rudą zalotnością, tą samą która rozpalała moje blond włosy, tą samą która pozostawiała ciepłą sensację na mojej skórze. Już wtedy wiedziałem, że nie zadowolę się samym wzrokiem, że krótkie upalne momenty w kwiecie jesiennego dnia nie tylko za niedługo zanikną, ale że nawet w przyszłym roku, będą jedynie półcieniem spełnienia mej żądzy. Moje ciało po raz pierwszy domagało się ostatniego ze zmysłów, poczucia bliskości i zjednoczenia wcześniej jeszcze przeze mnie nie zaznanych, wiedziałem że będę musiał ułożyć plan, jak do tej jedności doprowadzić, jak wreszcie, raz na całe życie, pozwolić sobie na śmiały ruch.
-
Epitafium dla Kielc
yfgfd123 odpowiedział(a) na yfgfd123 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Migrena ależ oczywiście, że kocham Polskę, ale mówić że ksenofobia nie ma się w Polsce dobrze, to nie patriotyzm - to głupota. -
Epitafium dla Kielc
yfgfd123 odpowiedział(a) na yfgfd123 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Jacek_Suchowicz dobrze, ponowię pytanie - jak to się ma do tematu wiersza? -
Epitafium dla Kielc
yfgfd123 odpowiedział(a) na yfgfd123 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Jacek_Suchowicz nikt się z tobą na ten temat nie kłóci. chyba że ingerencja władz w pogrom kielecki jest wytłumaczeniem polskiej ksenofobii aż do 2025 roku - wtedy aż żal ubekom nie pogratulować.