lata chłopięce spędziłem wpatrzony
w poetów, jak w błędne gwiazdki na niebie
durzyłem się w powabach anińskich nocy
euterpe przychodziła gdy byłem w potrzebie
śpiewali gwiazdozbiory i pełnie księżyca
każdy następny od przednich piękniejszy
każdy następny tylko bardziej mnie smucił
żal w duszy rósł tam gdzie urok największy
gdybym mógł, wtedy lałbym tam łez mych najczystszych
prosto na winne, stare, zżółknięte strofy
niebo gwiaździste nade mną bez gwiazdki
która mogłaby wyznaczyć duszy mej strony
czułem jak gdyby to wszystko był żart
okrutnego Boga, ciążącego fatum
jak gdybym to ja jedyny nie był wart
niczego poza przykrzącym vanitatum
i tak niebo nade mną było ciemne i puste
nie takie jak wszyscy o nim zwykli mówić
w nocy zżerany z zazdrości myślałem
co musiał tam widzieć Gałczyński lub Tuwim
wodzili oczami na wskroś drogi mlecznej
wpisywali harmonię do gwiezdnego mętliku
jakimi słowami opisać superpełnię
kiedy mógłbym się nawet zakochać w świetliku