(Nie)planowany spacer
W dniu kiedy będę umierać,
Ubiorę dżinsy zdarte.
Niczego nieprzeczuwająca
Zostawię drzwi otwarte.
Pobiegnę wzdłuż pól rzepaku
O tam - gdzie kwitną bazie!
Wsłuchana w ćwierkanie ptaków
Zapomnę, że zupa na gazie.
W dniu, kiedy kopnę w kalendarz,
(zresztą całkiem niechcący) ,
Zostawię z chleba okruchy
I płomień świecy gasnący.
I znaków na niebie nie będzie,
I żaden obraz nie spadnie,
Pójdę na spacer i cicho odejdę,
Bez pożegnania (nieładnie).
W dniu, kiedy mój zegar stanie,
Nie powiem Ci ani słowa,
I na czwartkową kawę
Nie będę o ósmej gotowa.
I chociaż w planach ją miałam,
To wybacz - coś mi wypadnie.
Napotkam włodarza czasu ,
Co chwile mi ziemskie skradnie.
W dniu, kiedy ciągle tu jestem,
Czerpać chcę z życia łapczywie!
Popełniać błędy, upadać i wstawać
I śmiać się, i płakać prawdziwie!
Chcę żyć tu i teraz, więc złap mnie za rękę
I biegnij ze mną przed siebie!
Chcę dzisiaj nosić tę piękną sukienkę,
A nie na własnym pogrzebie!
Bo jutro może nie nadejść wcale,
Więc po co ci plany na jesień?
Celebruj momenty, zachwycaj się chwilą,
Ukochaj co życie przyniesie!