czas ponad marzeniem
nielogiczny demon
opatrzony łzami
po imieniu
śladem rybackich barek bez potomstwa
gdzie włos pszeniczny
w spojrzeniu
umilkł
arytmetycznie odwrócone zegary
i krzyk
rzucony pod nogi
ostatnim tchnieniem Alinie
pocałunek
przywodzi o szaleństwo
czytanych z ciszy
imion
tam oceaniczna niemoc
stroi nadzieję
ślepo przerysowując litery
na lodzie
jako liryczny łyżwiarz
wpada w przerębel
niespokojną obietnicą
po krawędzi poematu
podejrzliwa podejrzeniem podejrzewa nas
nie dam się zmylić
podejrzewam podejrzenie
wypuść wszystkie
dzikie wilki
tu powstaje dom
a z wilkami precz
w narożnym ogrodzie dzikie wilki są
w domu wszystko jest
w domu tak ma być
dziś w oddali okrążają grupę jeźdźców
podejrzana podejrzliwość
nie dam się złapać
podejrzewa samą siebie
podejrzliwość podejrzana
jestem wilkiem
tu powstaje dom
a z wilkami precz
tam w ogrodzie w narożniku dzikie wilki chcemy mieć
w domu wszystko jest
w domu tak będzie
tam daleko okrążymy grupę jeźdźców
nie pamiętam momentu zapalania świateł
deszcz zacinał po karoserii
kawiarniane okno zatrzymało przy szybie
w polu widzenia zajął miejsce tulipan
wygięty jak altowy saksofon
kelner w oparach serwował gorące espresso
na szklanym blacie widniały splecione dłonie
w uśmiechu mówione łagodnie słowa
utrwalone wytrawnym likierem