Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Vatt

Użytkownicy
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Vatt

  1. Postmodernizm — Ikar skóra zmęczonych dłoni pęka uderzając w kamienne ściany nasiąka ich niemyślącym uporem woda spływa po niszczejących głazach dzieli się na strumyki błyszczące bezgłośnie serce bije mocno żebra drżą Ikar poczuł że nadchodzi przypływ brudne powieki podniosły się ciężko odsłaniając zamarznięte oczy by mogły uderzyć w niebo swoim bezmiernie ludzkim pragnieniem pióra liżą poranioną skórę słodkie białe języki szepcą o wolności do wycieńczonych myśli wszystko gotowe? lecimy fale rozpadają się na błyszczący pył osadzający się na twarzy mieszający się z brudem i potem Ikar leci nawet szybciej niż we śnie czuje wiatr i całość świata tnie zawilgłą przestrzeń oczami zachłannymi całym przyrodzonym nam głodem szuka słońca chce czegoś jeszcze wyżej napięcie mięśni kości myśli wiążą się w pragnieniu jeszcze bliżej mieć całe światło nieba na swoim policzku co się stało? zwalnia strach zaskrzypiał w ruchach nie może lecieć wyżej coś nie pozwala już roztopić myśli w tym pragnieniu świadomość wysyca tkankę jego myśli Ikar postmodernizmu wie jak to się skończy skóra rozpadnie się od uderzeń promieni a wosk spłynie do zbyt zachłannych oczu więc leci nisko cierpi znosząc tętniące pragnienie ale może zobaczy Ateny
  2. Vatt

    Światy

    napięte nici dłoni na śliskich kamieniach krawędzie stóp tracą oparcie na piasku zimne i gładkie skały uderzają w pierś giętkie włókna prostują się owijając kości by stanąć na szczycie oddech wypływa z ust i spada z gór wraz z wiatrem krew ogrzewa czoło przebijające się przez wiatr mgła podniosła się z pól otacza zaciśnięte pięści wypełniając ich szczeliny dłonie otwierają się wolno by dotknąć mokrych gładkich skał mgła wypełnia nozdrza i wpada do piersi oczy błysnęły srebrem podnosząc się by ją przebić moje spojrzenie jest bystre przecina mgłę widzę daleko poza widnokręgiem są gdzieś przede mną pragnę je odnaleźć klęcząc na skałach czuję oddech nienazwanych światów
  3. Vatt

    Następny oddech

    wiem że chcesz czuję to w twoim pocie śmierdzącym wszystkimi przeżytymi łapczywie dniami Pragnienie szepce do mnie przez ciepło twojego ciała możesz i wiesz o tym możesz wziąć ten oddech chodny i słodki złapać do piersi to co chcesz ja ci nie bronię poczuj to na suchych wargach następnych kilkanaście sekund wszechrzeczy po to właśnie oddychasz wiesz że tylko to się liczy pamiętasz przecież tę chłodną słodycz chcesz jej? możesz ją mieć nie chcę nic w zamian za ten grzech bez urazy ale twoja dusza niezbyt mnie interesuje mam ciekawsze rzeczy do roboty ty czuj żyj i pragnij ja chętnie popatrzę jestem diabłem a diabły mogą ci w tym tylko pomóc
  4. Vatt

    Twarze

    widziałem twarze jak samotne głazy ze skóra stwardniałą i wyblakłą startą od przedzierania się przez wietrzną bezgranicę spojrzenia cierpliwych oczu rozpuszczają się w dalekim wrzącym widnokręgu mimo to stoją niemi świadkowie nieskończoności stepów czy tylko ja znam dźwięk waszych niewzruszonych myśli? przy głazie przystanął Mongoł jego koń płonie kopyta dźwięczą uderzając przez taflę ziemi przechodzą kręgi głęboko aż do piekła ale ich dźwięk zaraz rozpłynął się po wzgórzach cichy wobec wszechrzeczy wrzący pot kapał z jego sierści krople spadały rozgrzewając ziemię każda kość napiętych nóg brzmiała czystym dźwiękiem stali kiedy zerwał się do cwału ścięgna zawyły w nieruchomym powietrzu krew obmywała je łapczywie coraz szybciej czy jeździec znał drogę przez taflę? nie wiem tego mu życzę bez niej nie przeżyje ja zam twarze jak samotne głazy ich szlak jasnych ognisk wbitych w tkankę przestrzeni zaginających ziemię pod swoim ciężarem to moje wielkie szczęście mimo że za wzgórzem są już małe trawy szepczą Ich bezmyślne słowa plotą się na wietrze ocierają się o siebie tworząc szum dławiący oddechy ciągną mnie bezcielesnym uporem gdyby nie twarze dawno bym utonął w ich gestym złym szepcie pozbawionym znaczeń
  5. Vatt

    Mali

    Dziękuję za opinię, cieszę się, że sprawiłem przyjemność.
  6. Vatt

    Mali

    Mali kiedy byliśmy mali ponoć bawiliśmy się skacząc po jeziorach zimna woda opływała parujące stopy skóra nasiąkała kryształowym zimnem jeden z nas był tak silny że wyciągał światła rozpuszczone pod powierzchnią i skręcał z nich wianki czerwone od mrozu palce wiązały warkocze włókna miękko mruczały plotąc się ze sobą potem uśmiechał się i wkładał je nam na na głowy korony nieznanych królestw a my szliśmy dalej przez chłodną mgłę miękko stawiając kroki na ośnieżonych polach przynajmniej tak każe pamiętać zmęczona głowa na skroniach błyszczy tłusta nafta ostatnio wątpię czy mali chłopcy mogą zmieniać bieg promieni świetlnych może zgorzkniałem zbyt długo wdychałem oddechy ludzi którzy tego nie potrafią teraz myślę to musiała być prawda czemu? bo słyszałem że jest piękno na świecie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...