Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tom Tom

Użytkownicy
  • Postów

    331
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Treść opublikowana przez Tom Tom

  1. @Quidem.art rozumiem, dzięki za odpowiedź. W każdym razie obie prace pięknie się dopełniają. A technika powstawania obrazu ciekawa. Rozumiem ze obrabiasz własne zdjęcia rzeczywistych obiektów. Efekt jest imponujący.
  2. Potrafisz malować słowem niezgorzej niż pędzlem. Bardzo mi się podoba!
  3. @A-typowa-b uroczy i bardzo przyjazny. Podnosi na duchu. pozdrawiam
  4. Przyjemny wiersz Sylwku lekko nostalgiczny. Do trzeciej zwrotki myślałem ze była żywa, a tu niespodzianka. :) pozdrawiam
  5. Tom Tom

    Kiedyś to było

    Niewątpliwie, to się chyba nigdy nie zmienia.:) W takim razie się rozumiemy. Wyrazy współczucia. Ja również pozdrawiam z uśmiechem :)
  6. Roześmiane buzie Na osiedlach złudzeń I fantazji pełnych Tych dziecięcych prawd Piłki huk od ściany Chociaż zakazany Brzmi z balkonu sąsiad W oburzenie wpadł Wyścigi robaków Sztuczki na trzepaku Przechwałki wśród dziewczyn Pierwszych westchnień ślad Marzeń garść w plecakach Z przyjaciółmi wracam do tych pięknych i naiwnych chwil Włosów mniej na głowach Wszyscy w swoich domach Pędzą łapać więcej takich chwil Międzyosiedlowe Wojny bezsensowne I ważniejsza przyjaźń Niż ten dziwny cyrk I walka pokoleń zbuntowany chłopiec wszystko wiedział lepiej Ten czar dawno prysł Zapach świąt przy stole Twarze nad rosołem Nie wiedziały ze za moment Braknie kilku z nich
  7. Tom Tom

    Dla Arturka

    w jednym z wielu mniejszych miast wielki zdaje się być świat gdy przemierzasz drobnym krokiem czas pełen wyzwań każdy rok rób za krokiem drugi krok wiem że radę zawsze sobie dasz czasem strumień przykrych chwil łez potoki wleje ci dzięki nim stres znika jak i strach ludzi wokół pełny młyn poznaj dobrych badaj złych we mnie zawsze przyjaciela masz zdradzę ci że nie powielę już młodzieńczych lat ale ty synu czynisz mi piękniejszym świat podaj dłoń a poprowadzę cię przez górski szlak kiedyś ty podeprzesz mnie gdy przyjdzie czas popatrz jaki cudny dar włożył w nasze dłonie Pan gdy doświadczeń plecak pęka w szwach zawsze będę obok szedł dwóm jest łatwiej trudy nieść i przygody lepszy będzie smak w trakcie kamienistych dróg będę cię z radością niósł aż nie zechcesz kroczyć nimi sam potem gdy nawrócisz wzrok w pędzie dążeń wiedz że dom nigdy ci nie zamknął ramion bram dzisiaj wszystko cię zachwyca gdy odkrywasz nowe kąty Widzę uśmiech i błysk w oczach padasz wstajesz po raz piąty z wielką dumą obserwuję jak maleńki człowiek dąży do wielkości i triumfuje zdradzę ci że nie powielę już młodzieńczych lat ale ty synu czynisz mi piękniejszym świat podaj dłoń a poprowadzę cię przez górski szlak kiedyś ty podeprzesz mnie gdy przyjdzie czas
  8. Kilka dni później dzieci ochoczo pomaszerowały do szkoły. To nie miał być taki zwykły dzień, gdyż to właśnie dziś miała odbyć się wycieczka. Czekając na przyjazd autokaru, dzieci stały ustawione w pary przed gmachem szkoły. Chłopcy z zapałem komentowali wczorajszy mecz, odgrywając poszczególne akcje niewidzialną piłką w powietrzu, aby ich słuchacze mogli sobie lepiej przypomnieć to ekscytujące wydarzenie sportowe. A dziewczynki? Cóż… chichrały się zabawnie na widok dwóch koleżanek, które przedrzeźniały zapalonych fanów sportu. Chłopcy pewnie by się zdenerwowali, ale tak byli pochłonięci dyskusją na temat taktycznych posunięć swoich drużyn, że nawet się nie zorientowali, że niektórzy mają z nich niezły ubaw. Pojazd wreszcie nadjechał i dzieci zaczęły kolejno zajmować miejsca. Wtem ze szkoły wybiegł chłopiec z potarganą fryzurą i spoconym czołem. – Pola! Pola! – krzyczał głośno. Pani podeszła do chłopca – Antek dlaczego tak wrzeszczysz? – zapytała. – No, bo… No, bo – Próbował powiedzieć zdyszany chłopiec. – Bo Pola zapomniała. – Wydusił z siebie z trudem i podał pani okrągły, różowy pojemnik śniadaniowy. – No! To teraz możecie jechać. – Rzucił od niechcenia i pobiegł z powrotem do szkoły. Pani Klara uśmiechnęła się tylko i sama wsiadła do autokaru, żeby wreszcie odjechać. Pojazd mknął ulicami Warszawy, a dzieciaki przetrząsały swoje plecaki w poszukiwaniu łakoci, w które wyposażyli je rodzice. Pola siedziała ze swoją ulubioną koleżanką Alicją. – Co masz? – Zapytała, zaglądając ciekawsko do plecaka dziewczynki. Alicja włożyła rękę do plecaka i wyliczała coraz mniej podekscytowana. – Woda, chusteczki, bluza, kanapki, o! Coś mam! – wykrzyknęła. Wyciągnęła przezroczystą plastikową reklamówkę, a w niej… – Nektarynki! – Rzekła uśmiechnięta. – A ty, co dostałaś? – zapytała Polę. Dziewczynka, obracając w rękach swój różowy pojemnik śniadaniowy, spojrzała na koleżankę i powiedziała lekko zawiedzionym głosikiem. – Chyba nie cukierki ani batona. – Ani czekoladę! – Zaśmiała się Alicja. Wreszcie otworzyła pojemnik i jasno rozpromieniły się jej ciemne oczy. – Jej! – Ucieszyła się niezmiernie. Mama przygotowała ulubioną słodką przekąskę Poli specjalnie na podróż. Ala zajrzała do środka i zobaczyła startą marchewkę z jabłkiem, na której był wydrążony obrazek przedstawiający uśmiechnięte słonko. Pyszna surówka nie dotrwała do końca podróży. Dziewczynki wtranżoliły ją ze smakiem, umorusawszy przy tym buzie na pomarańczowo. W tym momencie w autokarze zrobiło się wesoło, bo oto dzieci zaczęły sobie śpiewać taką piosenkę: Jedziemy sobie autokarem Chyba bardzo się śpieszymy Jak stukniemy się ze Starem Będziemy mieli głupie miny Ledwo jedzie nasz autokar Śmierdzi w nim jak w toalecie Nie nadaje się na Dakar To najgorszy rzęch na świecie Miło w naszym autokarze Rozbawiona nasza grupa Ale wyjść już z niego marzę Od siedzenia boli (...) – Dzieci! – wrzasnęła pani Klara do mikrofonu. – Przestańcie śpiewać takie piosenki, bo zaraz wrócimy z powrotem do szkoły! – To Przemek z Łukaszem wymyślali proszę Pani. – Powiedziało dziecko siedzące gdzieś w środkowych rzędach. – Nie zrzucaj na kolegów, bo wszyscy śpiewali! – odpowiedziała ostro wychowawczyni. – Jak chcecie pośpiewać, to możemy zanucić „Hej sokoły” – Dodała. – Nie! Znowu? Tylko nie to! – odpowiedziały zgodnie dzieci. Nie bacząc na przyzwolenie małych artystów, nauczycielka zaczęła śpiewać, od razu wchodząc na wysokie tony. Nie miała najlepszego głosu, więc dzieciaki natychmiast do niej dołączyły – być może po to, aby ją zagłuszyć. W każdym razie, już po chwili wszyscy śpiewali razem wprawieni w dobry nastrój. Po wyśpiewaniu kolejnych kilku harcerskich piosenek, autokar stanął, dzieci wysiadły, a pani powiedziała z dumą – oto jest moi drodzy, Muzeum Powstania Warszawskiego, upamiętniające ludzi, którzy walczyli o wolność naszej ojczyzny. Pola z Alicją wysiadły z autokaru, podniosły wzrok i ujrzały duży ceglany budynek, do którego wchodziło wielu ludzi, a niektórzy z nich mówili w obcych językach. Już samo to było ciekawym przeżyciem dla dzieci, a za chwilę miały poznać kawałeczek swojej historii. Pani wprowadziła grupę do środka, okazała bilety i przedstawiła dzieciom panią przewodniczkę, która miała oprowadzić je po muzeum. Była młodą, wysoką studentką historii i uwielbiała zarówno swój zawód, jak i pracę z dziećmi. Kiedy wszyscy zebrali się już wokół niej, zaczęła swoją lekcję. – Dzień dobry moi drodzy! Mam na imię Kasia i będę wam dzisiaj opowiadać o tym, w jak trudnych czasach żyli nasi dziadkowie. Zobaczycie zabawki, którymi się bawili, listy, które do siebie pisali i przekonacie się, jak mogło wyglądać ich dzieciństwo. Jak wiecie, żyli oni w czasie wojny, kiedy to wrogie wojska napadły na naszą ojczyznę i odebrały wolność Polakom. Pokażę wam, jak naród, do którego i wy należycie, potrafi sobie radzić i walczyć nawet wtedy, gdy zostanie obdarty z wszelkiej nadziei. To, jak wiele zawdzięczamy powstańcom, na pewno już wiecie dzięki waszym rodzicom, ale czy wiecie, że wśród nich walczyły również dzieci takie jak wy? Jeśli pójdziecie ze mną, pokażę wam, jak to wyglądało, gdy duch walki i tęsknota za wolnością podeptały strach i beznadzieję. – Pani Kasia mówiła bardzo przekonująco, dzieciaki były w nią wpatrzone jak w obrazek, ich małe serduszka biły szybciej, gdy opowiadała im o odwadze tych, którzy szli na czołgi uzbrojeni tylko w butelki z benzyną. Dumę wzbudzały historie o odkręcanych propagandowych tablicach i wszechobecnym znaku Polski Walczącej. Pola słuchała z zapartym tchem wszystkiego, co opowiadała przewodniczka. Po zajęciach teoretycznych, dzieci odtwarzały pracę szpitali polowych. Pola i Alicja dostały zadanie, by zaopiekować się rannym kolegą i przetransportować go do namiotu zabiegowego. Pani Kasia pokazała dziewczynkom, jak należy zrobić opatrunek i założyć bandaż na zranioną nogę. Następnie wspólnie z sanitariuszką Alicją wzięły chłopca pod ręce i zaprowadziły go w wyznaczone miejsce. W sali zrobił się straszny rumor, wszyscy byli teraz sanitariuszami albo rannymi. Pola usłyszała wołanie o pomoc i bez chwili namysłu ruszyła w jego kierunku. Głos dochodził zza repliki niemieckiego samolotu. Dziewczynka podbiegła do niego i zobaczyła małego chłopca w brudnym wojskowym hełmie na głowie i z biało-czerwoną opaską na ramieniu. Chłopiec leżał na podłodze i prosił o pomoc. Młoda sanitariuszka doskoczyła do niego w mgnieniu oka. – Co się stało? – zapytała. Chłopiec odparł, że niedaleko spadła bomba, ziemia się zatrzęsła, on się przewrócił i bardzo boli go noga. – Nic się nie martw, zaraz założę ci opatrunek i poczujesz się lepiej. – Nie skończywszy zdania, wzięła się do pracy. Wykorzystała bandaże, które zostały jeszcze z poprzedniej interwencji. Przypomniała sobie, co mówiła Pani Kasia i wykonała wszystko dokładnie tak, jak wcześniej – najpierw oczyściła ranę, potem przykleiła opatrunek ze środkiem przeciwbólowym, a na końcu odpowiednio oplotła nogę bandażem. Chłopiec jęczał z bólu. – Nic się nie bój. Za chwilę cię przestanie boleć! – Pocieszała go. – Jak masz na imię? – Bolek. – Cześć Bolek! Ja nazywam się Pola. Jesteś z naszej szkoły? – Nie. Ja nie chodzę do szkoły. – Odparł smutno. – Jak to nie chodzisz? – Zdziwiła się dziewczynka. – Szkoły zostały pozamykane przez okupanta, musimy uczyć się po kryjomu na tajnych kompletach. – Kontynuował Bolek. Wtem dziewczynka przypomniała sobie, jak przewodniczka opowiadała o tajnych kompletach, na których nauczyciele w tajemnicy edukowali dzieci i młodzież, ryzykując przy tym życiem w czasie wojny. – Czy ty jesteś powstańcem? – Zapytała. – Tak! – odpowiedział chłopiec. – To skąd się tu wziąłeś? – Zdziwiła się jeszcze bardziej. Chłopiec usiadł z ulgą, opierając się o ścianę. – Świetna robota! Noga już mnie prawie nie boli. – Uśmiechnął się. – Ja jestem łącznikiem. – Kto to jest łącznik? – To taka osoba, która przekazuje tajne wiadomości między jednostkami wojskowymi a cywilami. – Mówiąc to, chłopiec wyciągnął niewielką, niebieską kartkę, złożoną na pół i oddał w ręce młodej sanitariuszki. – Pola! Czy dostarczysz tę wiadomość do waszego dowódcy? – Do…dowódcy? – Zapytała zmieszana dziewczynka. – Do człowieka, który tu rządzi, no wiesz wydaje rozkazy. – Pola podrapała się po głowie, zastanowiła przez chwilę i rozejrzała badawczo po sali. – Już wiem! – krzyknęła radośnie. – Pani Kasia rządzi w tym muzeum! Nie ma sprawy Bolek, zaniosę jej twoją wiadomość. – Chłopiec wpatrywał się w nią przez chwilę. Patrzył poważnym wzrokiem, który miał przesłonić grymas bólu na jego twarzy. – Dziękuję ci! – Uśmiechnął się lekko i dodał nieśmiało. – To jest bardzo ważna wiadomość, a ja chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć. – Nie musisz! – odrzekła Pola. – Mama mówi, że jak się zrobi dobry uczynek, to Pan Bóg się nam odwdzięcza. Chłopiec sięgną do kieszeni i wyciągnął mały, lniany woreczek przewiązany sznurkiem – Proszę, weź to. – powiedział stanowczo. – Kiedy bardzo się bałem podczas powstania i patrzyłem na te okropności, które malowały się na każdej, zniszczonej ulicy – zburzone budynki, niewinne ofiary i przerażeni ludzie, zacząłem płakać i zapytałem tatę, po co to wszystko. On po prostu wziął mnie na ręce, przytulił do siebie i kiedy otarł mi już łzy, oderwał kawałek nogawki od spodni nasypał do niej garść ziemi i przewiązał sznurkiem. – To dla ciebie. – Powiedział i dał mi ten woreczek. Kiedy zapytałem, co to jest, tata powiedział, że to kawałek mojej ojczyzny. Nie zrozumiałem na początku, ale on mi wytłumaczył. – Synku, ziemia, którą wsypałem do woreczka, jest uświęcona ofiarą i miłością poległych Polaków. Tych, którzy oddali wszystko, byśmy mogli cieszyć się wolnością – my, nasze dzieci i wnuki. Trzymasz w rączce kawałek twojego kraju, o który wspólnie walczymy. Wolność jest na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko będziemy mocno wierzyć, staniemy wszyscy razem i się nie poddamy, a wtedy mój kochany Bolku, będziemy mieli z powrotem całą Polskę, a nie tylko jej woreczek. – Potem już nigdy nie zwątpiłem i całkiem przestałem się bać. – dokończył chłopiec. – Teraz chcę, abyś ty go wzięła. Pola chwyciła woreczek, otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i powiedziała. – Ziemia bogata jak kochające serce. – Ładnie to powiedziałaś – Uśmiechnął się chłopiec. – To nie ja… – Zawstydziła się dziewczynka. – To mój… znajomy. Wtem w sali zrobił się straszny rumor. Pani Klara wołała dzieci, aby sprzątały po sobie, a te wciąż rozemocjonowane robiły ostatnie opatrunki, transportowały poszkodowanych i nie miały zamiaru kończyć jeszcze pracy szpitala polowego. Lekcja dobiegała końca. Wychowawczyni oraz przewodniczka usiłowały zaprowadzić porządek, a Bolek potrząsnął Polę za rękę i powiedział. – Szybko! Zanieś wiadomość do dowódcy. Dziewczynka pognała w stronę pani Kasi, żeby oddać jej karteczkę, ale okazało się to niełatwe zadanie pośród gwaru rozszalałych zerówkowiczów. Pani jedną ręką chowała rekwizyty, drugą pocieszała płaczącego Franka, który się stęsknił za mamą, a w międzyczasie ustawiała dzieci w parach przy wyjściu. Pola omijała slalomem swoich kolegów i koleżanki. – Pro-szę pa-ni! – Krzyczała, dzieląc zawołanie odpowiednio na sylaby. Lecz i to nie przyniosło skutku. Poirytowana dziewczynka w końcu przedarła się do samych stóp przewodniczki, a kiedy ta zwróciła na nią uwagę, wcisnęła jej karteczkę pod samą twarz tak, że pani Kasia przez moment nie widziała nic innego. – Proszę Pani! – wrzasnęła ostatni raz. Młoda Kobieta wzięła niebieską kartkę, rozłożyła ją z ciekawością i zobaczyła na niej krótki wiersz, pisany ręcznie czarnym piórem. Za wolność idziemy przez zgliszcza i ruiny, Na bój uświęcony za córki swe i syny, W objęciach cierpienia, niepomni złej przyczyny, Wyrwiemy z otchłani serce tej krainy. I oto nadchodzi piękny świt po złej nocy, W modlitwie Królowej przyzywając pomocy. Odrodzimy dziś Polskę jak prawili prorocy, A wiara, triumfując, zmiażdży głowę przemocy, Nie darmo nam dane obudzić drogą matkę, Ofiarą najwyższą niewoli zburzymy klatkę, A wy wolne dzieci uważajcie na trutkę, Co Rzeczpospolitą może zmienić znów w pustkę. Przeczytawszy wiadomość na niebieskiej kartce, przewodniczka uśmiechnęła się leciutko i powiedziała sama do siebie – wiersz nieznanego powstańca. Jak on się tu znalazł? – Po czym przywołała skinieniem palca swoją współpracownicą i kazała jej przypiąć go do ściany z innymi wierszami i listami. Pola próbowała powiedzieć, od kogo dostała tę karteczkę, ale opiekunki były już zaabsorbowane ustawianiem dzieci, liczeniem i przygotowywaniem klasy do drogi powrotnej. Dziewczynka spojrzała w stronę hitlerowskiego samolotu na chłopca, który siedział oparty o niego plecami i uśmiechnął się wdzięcznie do świeżo upieczonej łączniczki. Wtem pani Klara pociągnęła ją za rękę, mówiąc – no i czego stoi jak słup? Raz! Raz! Ustawiamy się! Pola odwróciła się znowu w kierunku kolegi, ale tym razem jego już tam nie było. Tak o to wiadomość trafiła we właściwe ręce, a wszyscy, którzy czują się jej adresatami, mogą ją przeczytać. Siedząc już w swoim ulubionym autokarze, dzieci dojadały ostatnie smakołyki z plecaków i opowiadały sobie o bombach, powstańcach i odwadze oraz o wszystkim tym, co tak bardzo je zaintrygowało podczas zwiedzania muzeum. Alicja oparła główkę na ramieniu swojej przyjaciółki i zasnęła, śniąc o bohaterskich wyczynach. Pola natomiast wpatrywała się w lniany woreczek, który dostała od Bolka i myślała głęboko nad tym, co jej opowiedział. Była wdzięczna przodkom za trud podjęty dla kraju i kiedy wyobrażała sobie to, co musieli przeżywać, rozumiała, jak bardzo trzeba cieszyć się każdym dniem, każdą najmniejszą chwilą, a jeśli napotkamy jakieś przeciwności losu, to nie one nas, ale my je przezwyciężymy, jeśli tylko nigdy się nie poddamy. To pomyślawszy, przycisnęła woreczek mocno do siebie i wyszeptała – Mam nadzieje, że u Ciebie wszystko dobrze Bolku. Dziękuję ci przyjacielu. – Wtedy po jej policzku, drobnym strumyczkiem popłynęła pojedyncza łezka. Autokar wolno sunął do domu, a jego pasażerowie z nową siłą i większą nadzieją zmierzali w kierunku przyszłości, u progu której już za chwilę miały ich przywitać kochające ręce rodziców, wyciągnięte zawsze szeroko w ich stronę.
  9. Hej @Agrafka dzięki za komentarz, a szczególnie za to, że poddałaś tekst fachowej ekspertyzie synka. :) Rozumiem że nie zachwyciła Cię historia i postaci mamy i Antka? Dopowiem że to pierwszy rozdział opowieści i historia będzie się rozwijać , więc wątpliwości syna odnośnie nasionka zostaną rozwiane - jeśli będziecie mieli ochotę się przekonać. :)
  10. Dobrze się czyta. Nostalgiczne . pozdrawiam
  11. https://www.youtube.com/watch?v=lYbbraV0Z5I&t=91s Słońce wzeszło już na niebie i posłało piękne świetliste promienie, aby spłynęły po tafli szklanych okien i spoczęły na twarzach śpiących jeszcze dzieci. Ptaki nuciły rozkosznie poranną melodię, a wiatr wdmuchiwał rześkie powietrze do pokojów wypełnionych lekkim snem. Z kuchni dobiegał zapach smażonej właśnie jajecznicy ze szczypiorkiem oraz błagalne szczekanie Kropki, która koniecznie chciała pierwsza skosztować śniadania. Sześcioletnia Pola, zanurzona jeszcze w półśnie, jak przez mgłę zobaczyła kogoś zakradającego się do pomieszczenia. Przekręciła się na drugi bok w nadziei, że nie będzie musiała jeszcze wstawać, ale tata nie miał zamiaru jej przekonywać. Podszedł po cichu do jej łóżka, ledwo powstrzymując śmiech, wyciągnął zza pleców puszkę z pianką do golenia i wysmarował nią twarz córki. Dziewczynka podniosła głowę z poduszki i spojrzała na wpół zamkniętymi oczami w małe przenośne lusterko, które dumny z siebie tata trzymał w drugiej ręce i natychmiast oboje wybuchnęli śmiechem. – Tato, mam wąsy i brodę dłuższe niż dziadek! – wykrzyknęła roześmiana. – Gdybyś potrzebowała pianki, żeby się ogolić, to mam jeszcze trochę – odparł wesoło. W tym czasie z kuchni wybrzmiał ciepły kobiecy głos. – Dzieci, śniadanie gotowe! Zapraszam moje głodomory na dół! Słysząc to, dziewczynka natychmiast wygrzebała się z łóżka i pognała do kuchni. Biegła, podskakując przez korytarz, lecz nagle zatrzymała się i znów zaczęła się rechotać. To Antek wychodził z pokoju z białą brodą z pianki do golenia. – Ciebie też budził tata? – wykrzyknęła do brata, gładząc się po wąsach. – Dom wariatów – westchnął zaspany chłopiec. Kiedy wszyscy zeszli do kuchni, mama ubrana w zwiewną białą sukienkę w czerwone romby uśmiechnęła się i przytuliła każdego na powitanie. Usiedli przy stole. Rodzina zajadała się pyszną jajecznicą ze świeżym chlebem razowym, a Kropka biegała pod stołem od nóg do nóg, skomląc, żeby jej coś dać. – Co dziś robimy fajnego rodzino? – spytała mama, podpierając brodę na rękach. – Pojedziemy do parku i zrobimy sobie piknik – oświadczył tata. Pomysł wspólnego wypoczynku w parku wywołał nie lada zachwyt, którego Antek nie podzielał. – Po co mamy jechać taki kawał do parku? W domu jest tyle rzeczy do zrobienia, a poza tym jestem umówiony z kolegami na granie przez internet – oponował. Tata spojrzał na Antka i powiedział łagodnie: – Synu, popatrz, jaki mamy piękny sobotni dzień – położył dłoń na jego ramieniu. – On się już nie powtórzy. W gry możesz zawsze jeszcze pograć, ale tylko przy okazji, po to, żeby się przez chwilę rozluźnić. Jeśli za to wykorzystamy ten dzień najlepiej, jak się tylko da i spędzimy go razem, to gwarantuje ci, że wieczorem poczujesz radość i satysfakcję z tego powodu, że go nie zmarnowałeś. – No właśnie! – dorzuciła przemądrzała Pola. Antek popatrzył na ojca i zobaczył w jego oczach, że to, co powiedział, było całkowitą prawdą. – Dobra niech już będzie ten piknik. – powiedział od niechcenia. Wewnątrz jednak czuł, że naprawdę chce jechać. Rodzina przygotowywała się do wyjazdu. Mama robiła pyszne kanapki z szynką, sałatą, pomidorem i rzodkiewką. Pakowała też owoce na deser. Dzieci uwielbiały owoce. Na szczęście w domu były truskawki, banany, melon i jagody. Najsmaczniej będzie pojeść wszystkiego po trochu. Tata wyciągał sprzęt sportowy ze schowka. Do dużej niebieskiej torby wkładał rakiety do badmintona i lotki oraz piłki: do siatkówki i do kopania. Antek bawił się Kropką, a Pola siedziała na krześle i przyglądała się, jak grupa przyjaznych krasnoludków pomaga rodzinie przygotować się do wyprawy – lubiła wyobrażać sobie różne rzeczy. Mali przyjaciele ochoczo podawali mamie odpowiednie składniki, układali tacie sprzęt w torbie i bawili się z psem. Od czasu do czasu podbiegali do Poli, żeby przybić jej piątkę albo zrobić głupią minę, by ją rozbawić. Wreszcie jeden z krasnali podszedł do dziewczynki i pogroził jej palcem. – Dlaczego nie pomagasz w pakowaniu? No chodź, to super zabawa! – pociągnął ją za rękaw. Pola szybko wstała z krzesła i ciesząc się, że może pomóc, układała jedzenie w koszyczku, pomagała tacie znaleźć kluczyki do samochodu i tak biegała od jednego członka rodziny do drugiego. Była z siebie bardzo zadowolona. W końcu to też dzięki niej będą mieli taki fajny piknik. – No to chyba wszystko gotowe – powiedziała mama i wyjechali. Tak oto poranek przeradzał się w południe. Słońce zdawało się zastygnąć w jednym miejscu na bezchmurnym niebie. Byłoby nieco za gorąco, gdyby nie przyjemny delikatny wiatr, który towarzyszył wypoczywającym i chłodził ich nieustannie, nakładając im kojące wilgotne okłady na rozgrzaną skórę. Rodzina szła po ogromnej zielonej łące w parku, szukając sobie dogodnego miejsca. Nie było to łatwe, gdyż wiele innych rodzin już zalegało na dużych kocach obstawionych koszami z rozmaitym jedzeniem. Widać każdy chciał wykorzystać ten piękny majowy dzień. – Co za tłok – westchnął zrzędliwie tata. – Nic nie szkodzi – powiedziała mama, mrużąc oczy od uśmiechu. – Może poznamy kogoś ciekawego? – dodała, przegarnąwszy zwichrzone włosy męża. Zniecierpliwione dzieci skrzętnie szukały miejsca, nie bacząc na otaczających ludzi. Pola nagle puściła rękę mamy i zaczęła biec w stronę ogromnego drzewa, które roztaczało pokaźny cień. Stanęła pięć kroków od masywnego pnia i wpatrywała się w gęstą koronę zamieszkałą przez małe kolorowe ptaszki. Stała tak malutka naprzeciw wielkiego dębu i poczuła się bezpiecznie jak w domu. Kiedy rodzina ją dogoniła, mama zawołała: – Kochanie nie wolno ci się tak od nas oddalać! – Mamo drzewo powiedziało, że nas serdecznie zaprasza, żebyśmy tutaj zrobili nasz piknik, a ono da nam cień. Rodzice spojrzeli na siebie z pobłażliwym uśmiechem. Antek przewrócił tylko oczami. Tata przykucnął przy córce i powiedział: – Skoro drzewo nas zaprasza to niegrzecznie byłoby odmówić. Czy chce coś w zamian? – Nie. Przyjmie nas z przyjemnością. Prosi tylko, żeby Kropka nie sikała mu na korzenie, bo dopiero się kąpało w porannym deszczu. – Odparła dziewczynka, odpędzając psa od uprzejmego gospodarza. Kiedy rodzina rozłożyła się już wygodnie na białym kocu w żółte słoneczniki, a świeże jedzenie kusiło zapachem i wyglądem, wszyscy poczuli majową swobodę, lekkość myśli i radość płynącą z tego, że cieszą się tą chwilą razem. Mama leżała oparta o tatę, który pochłaniał łapczywie przygotowaną przez nią kanapkę. Dzieci pałaszowały owoce, spierając się co chwilę o to, kto zje który kawałek. Rozmawiali o marzeniach, podróżach i przyrodzie. Nagle, tuż przed nosem Poli, przeleciała ze świstem piłka, odbiła się od czoła taty i wylądowała w misce z owocami. Rodzina zamarła przez chwilę w wielkim zdziwieniu, lecz cisza szybko została przerwana najpierw przez spontaniczny śmiech dzieci, potem mamy, a na końcu taty, który pocierał lekko zaróżowione czoło. W tym momencie podbiegł do nich lekko zmieszany mężczyzna z bujną czupryną i dużymi kwadratowymi okularami na nosie, które miał w zwyczaju poprawiać co chwilę. – Bardzo serdecznie państwa przepraszam – powiedział nerwowo. – Graliśmy z dziećmi w piłkę, chciałem im pokazać, jak wrzucać na główkę, no i… – I wrzucił pan na główkę taty! – wykrzyknęła Pola, śmiejąc się do rozpuku. Tata wstał z koca i podał rękę mężczyźnie. – Nic nie szkodzi, mam przynajmniej gola – dodał. Rodziny szybko zapoznały się ze sobą i dorośli przyłączyli się do rodziców Poli i Antka. Dzieci natomiast pobiegły do swoich rówieśników, żeby pograć w piłkę. Na boisku było dwanaścioro maluchów – akurat, żeby zagrać mecz sześć na sześć. Nie trwało to jednak długo, bo już po kilkunastu minutach ktoś wpadł na pomysł, żeby pobawić się w zamek. Nieopodal placu do piłki nożnej, były drabinki w kształcie domku. Dzieci obłożyły go plecakami dookoła, tworząc mury obronne, a przed nimi wykopały wąski rów, który wypełniły po kryjomu wodą do picia z butelek zabranych przez rodziców. Zamek był gotowy. Antek został wybrany na króla. Była tam też królowa Wiktoria. Pola została nadworną wróżką, a Kacper, Kuba i Olek – synowie pana w okularach, mieli być powołani do straży zamku. Pozostałe dzieci chciały zdobyć miasto. Wszyscy zajęli pozycje. Żołnierze przecierali niewidzialne łuki i strzały, poili konie i przygotowywali się do bitwy. Wreszcie najeźdźcy zadęli w trąby i ruszyli do ataku. Gnali na swoich rumakach pod same mury miasta, podczas gdy strażnicy wypuścili w powietrze deszcz niewidzialnych strzał. Wróżka Pola zamieniła jednego z najeźdźców w królika i natychmiast zaczął kicać po polu bitwy. Jeden z nacierających żołnierzy rzucił woreczek z usypiającym pyłkiem w stronę obrońców zamku. Dwóch strażników pogrążyło się we śnie. Król Antek, widząc to, powiedział: – Nie bój się królowo, utrzymamy to miasto! – Chwycił za miecz i ruszył do ataku. Niestety został pojmany przez wrogich żołnierzy. Kiedy wróżka Pola spostrzegła, że król jest w tarapatach, rozkazała napastnikom śmiać się w głos. Chłopcy natychmiast wybuchnęli ogromnym śmiechem i nie byli w stanie dalej atakować, a król został ocalony. Miasto utrzymane! W porywie serca królowa Wiktoria wydała dekret ułaskawiający pojmanych bandytów oraz przyjęła ich do miasta, by jako dzielni rycerze szlachetnie i wiernie jej służyli. Teraz już wszyscy bronili zamku zjednoczeni we wspólnej sprawie. Kiedy zabawa nieco się uspokoiła, a dzieciom znudziły się cnotliwe wyczyny, chłopcy zaczęli dokuczać najmłodszemu Olkowi. – Nie możesz się z nami bawić, bo jesteś za mały – syknął Kuba. – No właśnie i nie masz zębów, na pewno masz jakąś chorobę – dodał inny z kolegów. Olek popatrzył na nich smutno i niepewnym delikatnym głosem odparł: – Nieprawda. Nie mam żadnej choroby. – Masz i jak się ciebie dotknie, to można się zarazić! – drwił Kuba. Malutki Olek posmutniał bardzo i patrzył w ziemię, a łzy kapały mu po policzkach. – Wcale nie mam żadnej choroby – powtarzał cichutko. A chłopcy zaczęli biegać wokół niego, dokuczając uszczypliwie. Pola, widząc smutne dziecko, stanęła przed nim i wrzasnęła z całych sił. – Przestańcie wstręciuchy! Sami macie jakąś chorobę, bo się cieszycie, kiedy ktoś inny jest smutny! Miło wam, jak Olek przez was płacze!? – Po czym położyła rękę na ramieniu chłopca i powiedziała – Chodź Olek, nie musisz się nimi przejmować, moja mama ma pyszne owoce, na pewno ci posmakują! – i odeszli w stronę rodziców. Pola odwróciła się jeszcze na chwilę do reszty, żeby powiedzieć: – Jeśli też macie ochotę, to wystarczy dla wszystkich. I gromada dzieci pobiegła posmakować słodkich darów natury. Ostatni przyszli chłopcy, którzy dokuczali Olkowi. Podeszli do niego i przeprosili serdecznie – Tak naprawdę to jesteś w porządku – przyznali. Wszyscy się bawili i rozkoszowali błogim dniem, który miał się ku końcowi. Dzieci biegały wspólnie po zielonej trawie i dojadały resztki smakołyków z piknikowych koszy, a rodzice rozmawiali, żartowali lub tańczyli do spokojnej muzyki płynącej z przenośnego odtwarzacza, ale Pola stała sama jak wcześniej wpatrzona w koronę wielkiego dębu, który gościł dziś wszystkich u podnóży ogromnego pnia. Drzewo uśmiechnęło się i przemówiło do dziewczynki. – Żyję już na tym świecie wiele lat i zawsze porusza mnie do głębi, gdy widzę, jak ludzie okazują sobie dobroć i współczucie. To, co dzisiaj zrobiłaś dla tego chłopca, było najwyższym wyrazem człowieczeństwa. – Najwyższym wyrazem człowieczeństwa? – powtórzyła zmieszana dziewczynka. – To znaczy, że pokazałaś, iż ludzie mogą być dla siebie dobrzy i szanować się nawzajem. W nagrodę mam dla ciebie niezwykły podarek. – W tym momencie zawiał mocniejszy wiatr i z gęstej korony drzewa wypadło małe nasionko. Opadło leciutko i spoczęło na nosie Poli. – Co to takiego? – zapytała zaintrygowana. – To niezwykłe nasionko, które daje życie. Wyrośnie tylko w ziemi bogatej jak kochające serce, w słońcu gorącym jak odwaga, w wodzie czystej i przejrzystej niczym uczciwość. Nie zgub go, to bardzo ważne! – odrzekło drzewo. Pola popatrzyła chwilę na niezwykły prezent, schowała do kieszonki ogrodniczek i podniosła główkę do niezwykłego dobroczyńcy. – Dziękuję. Będę o nie dbała jak o największy skarb. Tymczasem rodzina była już gotowa do drogi. Dziewczynka pożegnała się ze swoim drewnianym przyjacielem, złapała mamę za rękę i wszyscy ruszyli do samochodu, aby udać się do domu. Wtedy nie wiedziała jeszcze, jak bardzo to nasionko będzie jej potrzebne i jak mocno wpłynie na dalsze życie. W tamtym momencie wszyscy byli szczęśliwi. To był dobry dzień.
  12. Tom Tom

    Znów

    @Nata_Kruk bardzo Ci dziękuję. :) trafiłaś ze swoim komentarzem w moment kiedy bardzo mi się przydał. co do komponowania to oczywiście masz rację - daje niesamowite doznania tak, jak i pisanie. Czy Ty też może tworzysz swoje piosenki? ps. Jeśli masz ochotę, to zapraszam na mój kanał na YT. Jest tam już kilka utworów, a przynajmniej dwa są nowsze od tego. Pozdrawiam :)
  13. @WładcaMetafor no to życzę żeby wszystko się udało :) a następny na pewni będzie dokładniejszy. pozdrawiam
  14. Duży plus za muzykę bo przyjemnie się słucha, ale niestety tekst jest niezrozumiały. Mam na myśli oczywiście odsłuch. Myślę że to wina miksu i być może tego ze zbyt dużo chcesz powiedzieć na raz. Warto to dopracować bo brzmienie jest na prawdę dobre, ale tekst zginął.
  15. @Format Bardzo Ci dziękuję. Prawdę mówiąc to dla mnie też, szczególnie elektryczne, ale na szczęście nie zaburzają smaku ;) a działanie... sam wiesz ;) pozdrawiam
  16. Hej Beti Wyszedl bardzo uroczy wiersz. :) tutaj się skrapla jego urokliwość. Pierwsze dwie strofy wypełnione akceptacją, a trzecia nieco nostaliczna z zapytaniem o przyszłość. Ładnie to wszystko wyważyłaś Pozrawiam
  17. Bardzo dobry wiersz. Poruszający. Ten fragment szczególnie.
  18. @Radosław dziękuję Ci za komentarz. Tak, chciałem zawrzeć tu nieco ciepła. Słowa chyba zbyt rzadko powtarzane w rzeczywistości, a brzmią jak lekarstwo. pozdrawiam @Waldemar_Talar_Talar witaj Waldku. Wiem z Twoich wierszy, że wysoko sobie cenisz te wartości. Cieszę się, że je tu znalazłeś :) pozdrawiam @[email protected] niestety mam dwie lewe ręce do pokera, więc w obawie przed chytrością szulerów, trzymam się z daleka. kiedyś nawet dałem się podejść starszemu Panu pod pałacem kultury w Warszawie. Fakt że to były szachy, ale hazard jednak nie dla mnie ;) Za to podoba mi się Twoja interpretacja Grzegorz. Wprawdzie pisząc nie pomyślałem o tym, a pasuje jak ulał. Trafiłem na wytrawnego gracza?
  19. Jak dobrze Cię widzieć dziękuję że jesteś. Nie mogliśmy zacząć czekaliśmy na Ciebie. Spocznij między nami. To miejsce przy stole Czekało latami By domknąć je w kole
  20. @Waldemar_Talar_Talar dziękuję bardzo pozdrawiam :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...