Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'kultura' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 7 wyników

  1. Dziś Grażyna wraz z Januszem Do marketu prędko rusza. Po okazje i promocje, Niespodzianki i emocje, Po sałatę, cztery pory, Trzy rogale, pomidory, Bułek osiem, dwie cebule, Po skarpetki i koszulę. Już wbiegają do marketu A tu – zniżka na kotlety I sześć śledzi w cenie czterech, Innych pokus cały szereg, Oto Janusz biegnie szybko Na stoisko małe rybne, A Grażyna, choć wciąż kicha, Przed klientek tłum się wpycha. Już w ruch żwawe pięści poszły, Komuś z ręki wypadł koszyk, Komuś spadły okulary, Komuś portfel ciemnoszary. Zenek, Zosia i Ambroży, Do psot, harców stale skorzy, Worek ciastek rozerwali, Na podłodze rozsypali. Teraz skaczą po okruchach, Po wafelkach i racuchach, Rurki z kremem depczą żwawo, Skaczą w lewo, skaczą w prawo. Zenek biegnie na stoisko Z batonami (bo to blisko) Do kieszeni wkłada cztery Batoniki (te z karmelem). A Ambroży ruchem szybkim Dwie żelkowe ściąga rybki, Sześć cukierków bananowych I lizaki dwa różowe. Za to Maja pełna werwy, Zrzuca z półek już konserwy, Groszek, liczi, ananasy, (Jak chuligan z szóstej klasy). Na marchewkach i pietruszkach, Pomidorów małych puszkach, Afrykański taniec tańczy, Z półek zrzuca pomarańcze. Nagle z brzękiem i łoskotem Spada sześć słoików z miodem, Na podłodze żółta struga, Jak wąż boa rośnie długa. Już przy kasie jest Grażyna Oraz Janusz z groźną miną, Między dwiema staruszkami Rozpychają się łokciami. Dwieście złotych płacić trzeba, Janusz woła Wielkie nieba! Antypolska agentura Wciąż z rodaków zdziera skórę! Gdy księgowy piegowaty Podsumuje wszelkie straty, Skutki chamstwa i głupoty, Wyjdzie z tysiąc trzysta złotych. Jutro rano kierowniczka (Wiedźmy groźnej imienniczka) Zrobi wielkie ogłoszenie Na wystawie jak na scenie: Choćby wiało, choćby grzmiało I błyskało i padało, Choćby wielka była burza, Tych klientów – nie obsłużę…
  2. Do stuletniej Ratuszowej Wchodzi Janusz w dresie nowym I Grażyna, jego żona, W bury sweter wystrojona. Za Grażyną pędem leci W brudnych bluzkach czworo dzieci. Plamy z jagód na policzkach, Kurz wraz z błotem na trzewiczkach. Przy stoliku siedli żwawo, Patrzą w lewo oraz w prawo, Nagle Janusz na kelnera Grubym basem się wydziera. Zamówili sześć kotletów, Z groszkiem grubych sześć omletów, Barszczu porcje małe cztery Ciastek z kremem pół patery. Zosia barszczyk w filiżance W brudne, mokre bierze palce, Trach! I z filiżanki małej Szczątki tylko pozostały. Zenek zwykle na obrusie Plam piętnaście zrobić musi, Dzisiaj bardziej się postarał, Oto plamek cała chmara. Maja w zupie oczka łączy, Co się zaraz marnie skończy. Już wokoło pełno barszczu, Soli, pieprzu, z uszek farszu. Zosia w swym kotlecie dłubie A sałatę ręką skubie, (Widział kto porządek taki?) Już pod krzesłem są ziemniaki. Zaś Ambroży w swym omlecie Grzebie palcem – dobrze wiecie, Że ten zwyczaj nieuroczy Widzów wielce kłuje w oczy. Już na krześle Zosi plama (Ramionami wzrusza mama) Na Zenkowym (co za czasy!) Leży skórka od kiełbasy. Gdy się czworgu dzieci miłych Posiedzenie już znudziło, Zenek z Mają z wielkim krzykiem W bieg ruszyli wśród stolików. Już ściągnięte dwie serwety, Na podłodze zaś kotlety, Naleśniki, tortu kawał. Jak zabawa, to zabawa… Nie jest raczej niespodzianką Dla Alicji i dla Hanki, Że rodzinka ta upiorna, Rozwydrzona i niesforna, Bez kultury i sumienia Chyłkiem wyszła – bez płacenia. Wkrótce zaś, jak co niedzielę, Znów modliła się w kościele…
  3. Dziś Grażyna wraz z Januszem Na ślub brata swego rusza. Choć to przecież nie wypada, Białą suknię żwawo wkłada. Janusz w swetrze szaroburym Żółtej kurtce (nie ze skóry) I w skarpetkach białych idzie, Brudnych butów się nie wstydzi. Po katedrze średniowiecznej (Niech drżą mury te odwieczne) Z aparatem biega żwawo Trochę w lewo, trochę w prawo. Zosia, Zenek oraz Maja W głównej nawie w berka grają, A Ambroży - pod witrażem Coś pisakiem żwawo maże. Zaś Grażyna, z Michaliną, Choć sąsiadka nie rodzina, Ploty, plotki i ploteczki Rozsypują – niczym z beczki. Już przysięgę składa Michał, Janusz teatralnie wzdycha, A Grażyna (losie nędzny!) Z Martą obgaduje księdza. I przysięgę Hanna składa, Ze wzruszenia całkiem blada, Raptem Zosia oraz Maja Taniec dziki zaczynają. Za to Zenek i Ambroży (Gdzie ty jesteś, gniewie Boży?) Siorbiąc głośno, dla ochłody Gazowaną piją wodę. Oniemiały siwe panie, Gdy rozległo się bekanie Echem razy nazbyt wiele Pomnożone – po kościele. Po mszy, pod sklepieniem tęczy, Janusz pudło wielkie wręcza, A w nim, mówiąc między nami, Tylko kartka z życzeniami. Można pisać jeszcze długo Atramentu czarną strugą, Co ci duzi oraz mali Na weselu wyprawiali. Skwituję to z oburzeniem Gazetowym tym stwierdzeniem Że policji trzy jednostki Przyjechały z Zawichostu. A ponadto (o mój Boże) Gdy w ruch poszły ostre noże, Szpital przyjął Martę, Halę Oraz mężczyzn – cztery sale. Takim gościom ważne słowa Dedykował pan z Krakowa. Słów tych mądrych jest niewiele: Trza być w butach na weselu…
  4. Co się dzisiaj dzieje w lesie? Echo krzyki, piski niesie, Wrzaski Zenka oraz Mai Ze świergotem się mieszają. Lis hałasem przerażony, Zebrał cztery swoje żony, Nie mógł ukryć się na sośnie, Zatem uciekł – gdzie pieprz rośnie. Wraz z Ambrożym mała Zosia (To Psotnica, nie Samosia) Pośród jagód szybko krąży Zdeptać wszystkie – jeszcze zdąży. Pod klonem (albo jaworem?) Zobaczyli muchomora, Chociaż grzyb to jest chroniony, Leży – kijem rozwalony. Zosia podeptała kwiaty (Wszak polana – nie rabaty), A Ambroży (o tempora!) Wrzucił śmieci do jeziora. Zjedli chrupki i cukierki, Zaś paczuszki i papierki, Modre, białe i zielone, Porzucili pod jesionem. Zenek wypił puszkę coli, Maja Fantę żółtą woli, Puste puszki już po chwili Na mech miękki wyrzucili. To by chyba było wszystko, Gdyby nie fakt, że ognisko (Aby śląską piec kiełbasę) Rozpalili tuż pod lasem. Słusznie prawił pan gajowy Rudowłosy i surowy, Chcesz się leśnym cieszyć chłodem Wpierw zachowuj się jak CZŁOWIEK...
  5. jestem zmęczony piętrowym kłamstwem które mnie stworzyło od rana do wieczora przeglądam katalogi fikcji Mój Boże dotknij mnie chociaż onlajn przemień w zwierzę odpowiedzialne i konsekwentne nie znające nic oprócz tu i teraz otrzepię się jak pies po deszczu z tradycji kultury religii ekonomii wytarzam w biologii zacznę wszystko od nowa
  6. graphics CC0 ołówki – gumki – wieczne pióra kartki papieru napoczęte multimorficzny sprzęt poetów wszystkiego nie ukryjesz w ustach nie upakujesz w ludzkich mózgach ci – co się bawią w kalambury i wyciskają tusz do końca maniacy każdych długopisów pod strzechą z liter co rusz śpią i książek im pod głowę tron najmilszy posag ponad władzę szelest papieru – to majątek makulatury chełpią lobby w szuflad zakątkach kamuflują fluktuacyjną płynność myśli pinezek szwadron w palec kąsa kacerski obrzęd ukąszenia z kiełzna paszcz rześkich krzyczą na świat zapachem druku przesiąknięci poeci zaguśleni w przedmiot zeloci pełnych kałamarzy a dalej: to już wszystko jedno —
  7. graphics CC0 purpurowa surfinia z lancetowatych smukłych kielichów w nakrochmalonych krynolinach na metalowych obręczach świtu zerka, i marzy, krzyczy w obłok łodyga lepko owłosiona pręciki zmysły w zapach zwodzą cera jak z Kioto, czysta, przeszklona jak z cesarskiego Sentō Gosho parku shogunów i bandytów zerka na Ciebie czasem nocą Książę szalony Toshihito z wonnych ogrodów willi Katsura gdzie dom artystów i poetów siedzisz surfinio, badasz anturaż w gąszczu wachlarzy i pamfletów a lalki poruszają głową na gobelinach w srebrne kwiaty i uśmiechają się hurtowo gdy swym zapachem wkoło darzysz surfinio, oszalałem, grzeszę rosnę pod chmury jak pagoda śmieją się daszki i reliefy stolic Miyako– w Tobie się kocham -- Od autora: Niejedna maska tak się zużyła, że widać przez nią twarz Od autora: Niejedna maska tak się zu hPurpurowa surfinia z lancetowatych smukłych kielichów w nakrochmalonych krynolinachh na metalowych obręczach świtu zerka i marzy krzyczy w obłok łodyga lepko owłosiona pręciki zmysły w zapach zwodzą cera jak z Kioto czysta przeszklona jak z cesarskiego Sento Gosho w parku Shogunów i bandytów zerka na ciebie czasem nocą książę szalony Toshihito z wonnych ogrodów willi Katsura gdzie dom artystów i poetów siedzisz surfinio badasz anturaż w gąszczu wachlarzy i pamfletów a lalki poruszają głową na gobelinach w srebrne kwiaty i uśmiechają się hurtowo gdy mdłym zapachem wkoło darzysz surfinio oszalałem grzeszę rosnę pod chmury jak pagoda śmieją się daszki i reliefy stolic Miyako w tobie się kocham. Purpurowa surfinia z lancetowatych smukłych kielichów w nakrochmalonych krynolinach na metalowych obręczach świtu zerka i marzy krzyczy w obłok łodyga lepko owłosiona pręciki zmysły w zapach zwodzą cera jak z Kioto czysta przeszklona jak z cesarskiego Sento Gosho w parku Shogunów i bandytów zerka na ciebie czasem nocą książę szalony z wonnych ogrodów willi Katsura gdzie dom artystów i poetów siedzisz surfinio badasz anturaż w gąszczu wachlarzy i pamfletów a lalki poruszają głową na gobelinach w srebrne kwiaty i uśmiechają się hurtowo gdy mdłym zapachem wkoło darzysz surfinio oszalałem grzeszę rosnę pod chmury jak pagoda śmieją się daszki i reliefy stolic Miyako w tobie się kocham.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...