Nie sprzedajemy takich świec.
W ogóle nigdy ich nie było.
Fabryka co by je robiła
wiele już lat jak się spaliła.
A wosk? Cóż wosk? On wyparował
w ogniu historii. I nie zostało z niego nic
nim sensem w kształcie zaczął żyć
Więc lepiej bierz pan to co jest
bo przecież trzeba jakoś iść.
Niesiemy świecę idąc w mrok
choć blask jej naszych stóp nie sięga.
I sama siebie głównie jaśni.
I czasem tylko suchy trzask,
dysonans, w ciszy ogniem miota.
Jak mały bunt, rozterki duszy,
starego zbutwiałego knota.
Mówimy - Patrzcie jaki żywy
pełen przemyśleń i sumienia
I jaki godny nas prowadzić
skoro sam kształty ciągle zmienia.
Choć nie wiesz dokąd - to błądzący
Wiwat Ci knocie nas wiodący.
Niesiemy świecę, zgrabny płomyk
zachwyt banalny i ubogi.
Ktoś nas poklepał po ramieniu.
"Pięknie jest szukać własnej drogi"
Niesiemy świecę idąc w mroku
wciąż bardziej przymrużamy oczy.
Po co nam ostry orli wzrok?
Świat tuż rozmywa się w pomroczy.
Z ciemności szum pod czaszkę wchodzi.
W gęstwinie nocy grzęzną nogi.
Oświetlasz tylko moje palce.
Czy mam palcami szukać drogi?
Jak cię zaniosę na grób przodków
zabitych dumnie na stojąco?
Jak na ich grobie, świeco marna
postawię ciebie ręką drżącą?
Ostatni raz poczuję w palcach
światłostkę w całość zgromadzoną.
I jedna kropla niewzruszenia
przekroi twarz już zaciemnioną.