Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Malgorzata Stypulkowska

Użytkownicy
  • Postów

    97
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Malgorzata Stypulkowska

  1. Zakwitła jarzębina, zakwitła za rogiem. Podobno to za sprawą Tego kto jest Bogiem. Zakwitła nam a słońce krwią wieczorną broczy, Wpatrzone w jarzębinę Przedwiecznego oczy. Zakwitła nam a słońce krwią wieczorną krwawi A może się Przedwieczny tylko z nami bawi? Toczy się życia koło, kwitnie jarzębina. Gdzie się Przedwieczny kończy nicość się zaczyna. Gdzie się byt rozpościera za istnienia łaską, Tam się Przedwieczny chowa za niebytu maską. Zachodzi krwią słoneczko, w goryczy pytania, Za pytaniem pytanie tylko się odsłania. I nie ma odpowiedzi na ziemi i w niebie. Kogo pytać słoneczko, chyba tylko siebie. Gdy kwiaty jarzębina na korale zmieni, Rozpleni sie istnienie w cieple barw jesieni. Lecz komu jesień, komu, komu jarzębina? Ona życie tak samo kończy i zaczyna. Na niej niczym na maszcie czarny kocur siedzi On wie, że nie ma dla nas żadnej odpowiedzi.
  2. Trąbki liści zwinięte na drzewach, czerwień dachów i ptaki na niebie... Taki widok, zwykły widok z okna widzę co dzień patrząc przed siebie. Widzę, drzew korony odmierzają kolorami mijające dni. Dym z komina wstaje wniebowzięty, w zimnym słońcu nóż jaskółki lśni. Czas leniwie się przesuwa na zegarze, kapią chwile niczym z cieknącego kranu... Radio szemrze cicho niczym strumień, przyciszonym dżwiękiem fortepianu. W tych chwilach tak zwyczajnych niczym kromka chleba, tak niezapadłych w pamięć w swojej nijakości, słyszę jak bezlitośnie tykający zegar, odmierza nieuchronnie mój czas do wieczności.
  3. godziny spadają jak dojrzałe jabłka drżą minuty niesmiało w bladym świetle świecy poranki przemykają obok nas ukradkiem i kwitnie szron na skroniach dorastają dzieci czas odmierza nas codzień tak niespostrzeżenie i rośnie nowa trawa i milczą kamienie
  4. Krótkie i bardzo dobre, nic dodac nic ująć
  5. powiedz mi proszę miły powiedz ukochany dlaczego w pocałunkach naszych tyle smutku i dlaczego samotność chociaż się kochamy wychodzi każdym kątem nocą po cichutku i tyle jest goryczy w czystych łzach spełnienia jakby nas całowała sama śmierć z czułością i tyle w nas kruchego pierwszych listków drżenia u progu nocy zderzonych z wiecznością to ledwie jedna chwila to ułamek nocy i melancholia wypełnionej baśni to sen który się skończy nim otworzysz oczy dlatego śpij mój miły zaśnij proszę zaśnij
  6. czasami los da więcej niżby się zdawało ciche uczucie skryte w lekkim drżeniu powiek które o swe spełnienie nieba się pytało nim martwe ptaki przyniosły odpowiedż gdy w liściach czas zaklęty złotym zapomnieniem jesienną melancholią ściele się pod nogi ta miłość niewzajemna odchodzi ode mnie a ze mną idzie smutek smutek pustej drogi jesień jest już tak póżna w zimę się przesila już mróz kąsa wieczorem drzew bezwstydną nagość co po niej pozostanie tylko jedna chwila dotknięcia twojej dłoni krótkotrwała rądość
  7. już pełnia złotą łyżkę zanurza w misę mroku i niebo tak ogromne a w duszy mej niepokój brzmi cisza rozpostarta niczym bachowska struna kona sierpniowa gwiazda a w mojej duszy łuna pożarów niewygasłych i czarna noc popiołów nademną wschodzi księżyc a we mnie gwiazda Piołun
  8. dodaj swoją samotność do mej samotności popatrz jak kwitnie róża nieświadoma siebie ona kwitnie i pachnie stąd wprost do nicości i w nicość lecą ptaki na jesiennym niebie odlecą w niebyt chmury rozsypią kamienie trawa rośnie skazana też na nieistnienie tylko my dwoje nadzy w szarej łusce świtu żywimy wciąż naiwni nadzieje zbyt duże że ptaki się odnajdą z tamtej strony bytu a czas zachowa dla nas chociaż jedną różę
  9. nad nim góry, góry wysokie nad nim niebo, niebo głębokie w nim odbite głazy, turnie postrzępione i przestworza i chmury skłębione płyną niebem chmury do nicości płyną stawem do nieskończoności tonie błękit, płyną białe chmury i nademną i podemną góry
  10. stary człowiek nalewa wodę do szklanki jego dłonie są jak drżący papier jego bose stopy są jak śnięte ryby stary człowiek podnosi do ust pełną szklankę jego dłonie są jak drżący papier jego bose stopy są jak śnięte ryby a przecież mogło wydarzyc sie wszystko inny stół i na stole całkiem inna szklanka inna łza i inna od losu kochanka inna meandrów życia pokrętna zawiłość inne dzieci i inna niespełniona miłość i inne złote liście gdzieś na innych drzewach inne by gasły gwiazdy inny słowik śpiewał sieci pamięci łowiły całkiem inny połów a reszta to proch inny dym z innych popiołów i za oknem by wstawał całkiem inny dzień i śniłby pijąc wodę jakiś inny sen
  11. nie za bardzo trafia do mnie zakonczenie ale poczatek dobry, pozdrawiam
  12. Już w pożarach jesiennych płoną złote liście i w słońcu włos rozpuszcza srebrny babie lato. Popołudnie jak jabłko pęcznieje soczyście a oczy zamyślone zapatrzone na to, co dzisiaj jeszcze cieszy a jutro przeminie, gdy zima w chłód błękitny powietrze zakuje a jesień wraz z liliowym wspomnieniem odpłynie gdzie wrzosów burze przeszły. Powietrze smakuje jeszcze wciąż cierpką ziemią, ciężkim dojrzewaniem i butwiejących liści goryczą dębową. I drżą motyle chwil oczekiwaniem gdy na kartce dojrzewa owoc duszy-słowo.
  13. podoba mi sie...bardzo, chociaz juz kiedyś go chyba publikowałaś ale nie szkodzi, moim zdaniem to dobry wiersz i przyjemnie było go przeczytać jeszcze raz,prócz tego dotyka spraw wiary jak sądzę a nie jest łatwo napisać dobry wiersz na ten temat,pozdrawiam
  14. dziekuje za komentarze,podsumowujac-do pieca z tym!
  15. a teraz bedzie autokomentarz, chyba słońce mi zaszkodziło bo straszne banialuki wypisuję, końcówka melodramatyczna jak ''Trędowata''
  16. a ono wciaż płakało prosiło o więcej zagłuszała je krzykiem kneblowała serce zagłuszała tesknotę ale płacz nieznany przebijał się przez najgrubsze mury oraz ściany zapijała winem troskę swą serdeczną nie chcąc zmierzyć się z prawdą prawdą ostateczną zakwitła w końcu różą krwi na prześcieradłach i płacz zagłuszyła nadzieja upadła
  17. przepraszam że zamieściłam ten wiersz ponownie , był juz w nie zaawansowanych ale napisałam go z myslą o pewnej osobie i zastanawiam się czy można go jej podarować dlatego postanowiłam poddać go ponownej, surowszej krytyce, dodam że adresat jest mężczyzną w wieku średnim/ po prostu boję sie zbłażnić/
  18. odejście to narodziny oraz umieranie choć nigdy nie wiesz kiedy na zawsze odchodzisz dla jednych już cię nie ma jak ząb cmi rozstanie a znów dla innych się dopiero rodzisz i ledwie wiatr powieje a zarosłe ścieżki już twoich obcobrzmiących kroków nie poznają a chwile tak niedawne bo przeżyte wczoraj już tylko we wspomnieniach niczym kryształ trwają nie trzeba wiele czasu a już miejsca puste zaludnią się i zajmie ktoś miejsce przy stole urośnie nowa trawa ty we wspomnień lustrze przejrzysz się i tęsknota nawet nie zaboli
  19. ten wiersz też mi się podoba, tak po prostu
  20. podoba mi się...nic więcej nie napiszę, nie potrafię rozbierać wierszy podwzględem formalnym
  21. podpisuję sie pod poprzednikami,bardzo przyjemny wiersz
  22. mdleją z żaru niekończące się godziny żuk ospale kroczy krzakiem malinowym złoto potem skrapla się na skórze cień zbyt krótki kryją ciemne drzew alkowy czas południa zwolna się roztapia niczym wielkie lody waniliowe odpoczywa chwila utrudzona tylko pająk snuje w krzewie swą osnowę wzbiera miód lipcowy w leśnych kwiatach takie lipce się pamięta i po latach
  23. Malgorzata Stypulkowska

    Godziny

    Wiersz sprawił na mnie wrażenie niedokończonego, tak nagle sie urywa...Czy jest to nawiazanie do filmu ''Godziny''?
  24. miałam nie pisać już o miłości po ostatniej wpadce ale temat jakoś sam mi się nasunął
×
×
  • Dodaj nową pozycję...