Ludwik Perney
-
Postów
86 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Ludwik Perney
-
-
to miły komentarz, dziękuję :-)
0 -
Przepraszam, mój ojciec jest starszy od twojego,
może nawet młodszy – drugie imię, które nosi,
mogłoby zapłonąć najwyższym drzewem,
ale obsuwa się z błotem, wybucha magmą, albo uderza
tsunami – mam do dyspozycji gamę podpisów i parafek.
Słuchaj, opowiem jak wyciąć, przewieźć i ułożyć głazy.
Gdzie północ, południe już chyba wiesz, zdradzę
kilka nowych zasad biologii, matematyki i fizyki,
mogę je nawet lekko zmienić, tylko posłuchaj.
Wysłuchali więksi i mądrzejsi - ich ciała nie zgniły do dziś,
a klątwy wyciskają trzewia tych, którzy nachodzą świątynie.0 -
:-) ogromnie miłe słowa, bardzo dziękuję, Jolu!!!
0 -
Dziadku, niedobrze - znów zrobiłem się senny
podczas rodzinnego święta, a po przebudzeniu
wiem, jak to jest zabijać; znam strach, decyzje
i pośpiech, żeby zdążyć, zanim ktoś zabije mnie.
Niedobrze. Na płycie naszego grobowca obok imion,
z którymi już dawno się oswoiłem, pojawiły się nowe.
Nie licują z żadną opowieścią, rodzinną anegdotą,
a wszyscy wokół zachowują się, jakby to było normalne.
Dobrze, dziadku, przejdę do klasztornego ogrodu;
tam łatwiej ochłonąć ze zdumienia a nawet gniewu.
Pamiętam twojego przyjaciela - księdza z domu obok.
Dobrze znał rodzinę, ale nie spotkam go, on też umarł.
Niedobrze, między cmentarzem a ogrodem salezjanów
popękał asfalt. Potknąłem się. Bliscy znów zerkają
na mnie z niesmakiem. Udam znudzenie, a ty pokaż,
jak się przerzuca przez ramię ciała nabite na bagnet.0 -
Jolkowa, moja poezja.org czytelniczko :-)
bardzo Ci dziękuję za ślady po czytaniu.
W klimacie emocji z moimi przodkami powstał cykl.
Będę wklejał kolejne wiersze z tego cyklu, ale poprzeplatam je innymi, żeby nie zanudzić.
Serdecznie pozdrawiam!0 -
Przesyłka dotarła. Nieswojo się czułem czekając w deszczu
przy wylocie kanalizacji nad brzegiem Wisły.
Słuchałem cię jak instynktu – mógłbym napisać list
adresowany do mnie. Skąd byłby nadany?
Czuję ten sam strach, który wypełnił adrenaliną żywe komórki,
gdy złapali mnie - z czekoladą pod kurtką. Rodzynki i orzechy.
Płócienny woreczek rozlazł się w palcach, trzymam dziesięć monet,
które kilkadziesiąt lat temu trzymałeś - przesyłka dotarła,
pachnie ziemią i rzeką, nadzieją na życie dłuższe niż pokolenie
- łamanie kodów, deformowanie naszych ciał, Ludwiku.0 -
Dziękuję za komentarze!
Ten wiersz przy okazji tłumaczy mój literacki nick.
Ludwik to imię mojego dziadka
Perney to panieńskie nazwisko babci.
Pozdrawiam
Marek Radecki :-)0 -
Ojciec opowiadał, że Ludwik wydał wyrok
i go wykonał: zdrajca puszczał zajączki
do samolotów przelatujących nad Wyszogrodem.
Więc dziadku, drewniany most zniszczyły kry
- ścięły filary, jak ty głowę po wojennym sądzie.
Już wtedy byliśmy razem; jeździliśmy konno,
z szabelką w naszej dłoni. Ściąłem cię szybko
- kilka lat przed moim narodzeniem;
Ludwik mam po tobie.
Marianna była silna, wierzyła w pracę
i porządek. Potrafiła okazywać miłość
surowym spojrzeniem. Mama do dziś
trzyma jej gorzkie listy.
Pamiętam smak kawy zbożowej:
popijaliśmy nią kanapki
chroniąc się przed skwarem
pod orzechem na malinowym polu.
Walczyłaś babciu. Nie pozwalałem ci jeść,
rozlałem żółć, skóra przyległa do kości
- polubiłem cię; tuż przed końcem nakarmiłem
rosołem z kury. Twoje panieńskie było Perney.
Jestem włókniakiem – kawałkiem bezkształtnej tkanki
tuż za rąbkiem naszej koszulki. Rozpoznał mnie lekarz,
zmierzył centymetrem. Tym razem mam trzydzieści trzy lata
- za mało, by się zezłościć.0 -
Dziękuję za komentarze i..
dzień dobry!0 -
Odwracam się, ale obok nikogo nie ma - obojętnie
czy jestem wzruszony, spokojny, czy kpię – zostaję sam.
To pewnie te zbyt mocno unerwione palce. Wsadzam je
w wytrawiony oczodół, przesuwam po żebrach
- chcesz, mogę wystukać rytm. Będziemy się w nim kołysać.
Ulegniemy aurze lekkiego wiatru i czerwonych blasków
płomieni odbijających się od skał; zaśniemy
z poczuciem nowej religii starej jak świat.
Obudzę się w mokrym śpiworze, zmarznięty
- jak przystało – na kość. Nie będzie za mną nikogo,
komu mógłbym wsunąć dłoń w ciepłą ranę.0
Hej!
w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Opublikowano
Która planetoida nosi twoje imię? Moja to ta skuta lodem.
Tysiące lat wirowała nade mną - Hej Ötzi! – wołałem
z mojej bryły – Hej Ötzi! – odpowiadała i kręciła się dalej.
Jadłem mięso kozicy i chleb, aż rozbolał mnie brzuch,
mam wygodne buty, futro, siekierę i nóż – jestem gotowy.
To dla mnie chmury układają się w kształty zwierząt,
a gwiazdy mrugają zanim zasnę. Wszystko co widzę z góry,
należy do mnie, jednak ja nie należę do tego świata.
Moja planetoida krąży gdzieś między Marsem i Jowiszem,
przyczaiłem się w dolinie Ötzi, jak nazywa się twoja dolina?