Dziadku, niedobrze - znów zrobiłem się senny
podczas rodzinnego święta, a po przebudzeniu
wiem, jak to jest zabijać; znam strach, decyzje
i pośpiech, żeby zdążyć, zanim ktoś zabije mnie.
Niedobrze. Na płycie naszego grobowca obok imion,
z którymi już dawno się oswoiłem, pojawiły się nowe.
Nie licują z żadną opowieścią, rodzinną anegdotą,
a wszyscy wokół zachowują się, jakby to było normalne.
Dobrze, dziadku, przejdę do klasztornego ogrodu;
tam łatwiej ochłonąć ze zdumienia a nawet gniewu.
Pamiętam twojego przyjaciela - księdza z domu obok.
Dobrze znał rodzinę, ale nie spotkam go, on też umarł.
Niedobrze, między cmentarzem a ogrodem salezjanów
popękał asfalt. Potknąłem się. Bliscy znów zerkają
na mnie z niesmakiem. Udam znudzenie, a ty pokaż,
jak się przerzuca przez ramię ciała nabite na bagnet.