Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ludwik Perney

Użytkownicy
  • Postów

    86
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Ludwik Perney

  1. Ach, no to już wiem :-) Pozdrawiam serdecznie!
  2. Michale, dziękuję za komentarz nie potrafię teraz skojarzyć, ale zdaje się, że niedawno gdzieś się spotkaliśmy. Możliwe, ze w krakowskiej Cieplarni?
  3. Jacku, nawet gdybyś w taki sposób skrytykował wiersz, byłbym Ci wdzięczny. Dziękuję Ci za to, że zechciałeś skorzystać z Twojej wiedzy, fantazji, doświadczeń i czasu, żeby odczytać wiersz i skonfrontować się z nim. Tytułowa autostrada jest metaforą szybkiego rozwiązania, pójścia na skróty. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
  4. Na indeksie, dziękuję bardzo, ogólnie sporadyczniej wklejam wiersze na portale, cieszę się, że wiersz się spodobał :-)
  5. Proszę powiedzieć coś więcej o tej nieszczerości. Pojawiło się pod tym wierszem na poezje.org kilka komentarzy świadczących o pokracznym podejściu do czytania wierszy. Rozumiem, że istnieją różne gusta, wrażliwości, jednak tak mocna i skrajna postawa wobec wiersza względem licznych jednoznacznych i zupełnie odwrotnych postaw na innych portalach skłania mnie do wniosku o negatywnej tendencyjności osób, które zostawiają często jedno skrajne słowo komentarza bez uzasadnienia. Nie znam prawie nikogo z osób, które zostawiły komentarze pod tym wierszem. Sugerując się ich zachowaniem pozostaję pod wrażeniem ich zwyczajnej głupoty.
  6. skoro niektórzy tu tak oszczędnie władają językiem, odpowiem: ignorancja naiwność
  7. :-) Matyldo, dziękuję za komentarz. Grałem właśnie w taki sposób, zaznaczę, że mój peel jest lepszy niż Chuck ;-)
  8. trudno się odnieść do takich komentarzy. ale spróbuję: niebiesko
  9. H.Lecter, zaprawdę powiadam Ci, skrajne stanowiska nie zajmują mnie.
  10. Nie szydź, nie wytrzymam więcej szyderstw, nadchodzi zmierzch, nie potrafię krzyknąć. Wezwałbym imię ojca, spytał, gdzie jest i czy mnie nie opuścił; nie opuszczaj, ojcze. Coraz więcej rozumiem, przez co mniej czuję. Nie boli szturchanie w bok, ignoruję piania, bawią mnie nieprzyjazne spojrzenia, grymasy. Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną kradł konie, pędził, zaglądał przez okna wagonów; a ja wystawię kciuk i zatrzymam pociąg.
  11. Przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz, jednak pogubiłem się trochę w zakładkach poezja.org i nie zauważyłem wcześniej komentarzy. Cieszę się, że ten (chyba jednak hermetyczny) wiersz przekazuje treść i obrazy czytelnikom, dziękuję za komentarze!
  12. Nie szydź, nie wytrzymam więcej szyderstw, nadchodzi zmierzch, nie potrafię krzyknąć. Wezwałbym imię ojca, spytał, gdzie jest i czy mnie nie opuścił; nie opuszczaj, ojcze. Coraz więcej rozumiem, przez co mniej czuję. Nie boli szturchanie w bok, ignoruję piania, bawią mnie nieprzyjazne spojrzenia, grymasy. Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną kradł konie, pędził, zaglądał przez okna wagonów; a ja wystawię kciuk i zatrzymam pociąg.
  13. Podobno windy jęczą, gdy zbliżają się do jądra, pasażerom posępnieją twarze i plugawieją usta - w ciemności nawet kurwa pachniałaby mlekiem. Co miesiąc czerniała tu i kamieniała krew Wenus z Laussel - wstrzymajcie oddech, a usłyszycie jak wciąż cieknie po ścianach szybu. Gniewne uderzenie dłoni ojca złagodzi matka – dba o swoje dzieci, jej pępowina bez trudu utrzyma ciężar kilkupoziomowych wind.
  14. Podobno windy jęczą, gdy zbliżają się do jądra, pasażerom posępnieją twarze i plugawieją usta - w ciemności nawet kurwa pachniałaby mlekiem. Co miesiąc czerniała tu i kamieniała krew Wenus z Laussel - wstrzymajcie oddech, a usłyszycie jak wciąż cieknie po ścianach szybu. Gniewne uderzenie dłoni ojca złagodzi matka – dba o swoje dzieci, jej pępowina bez trudu utrzyma ciężar kilkupoziomowych wind.
  15. podoba mi się taki odbiór wiersza, dziękuję :-)
  16. Królik, którego przyrządziłaś, był waleczny? Pewnie nie, ale może był waleczny jak na królika? Nieważne, zjem - porozrywam włókna mięsa, zbełtam ze śliną i przełknę. Jego soki wymieszają się z moimi i stanie się mną. Myślę, że królik, nawet jeśli się bał, to był dzielny jak na królika. Będę zdrowy jak królik i sałata – zgarnę sierść z uszu, oczu i czoła, myśli rozbiegną się po świeżym powietrzu, nieskrępowane śmigną między zielone liście - w gówno.
  17. Przy stole nie znajdziesz miejsca, mimo, że jest pusty - każdy bok będzie zbyt kanciasty, blat zawsze nierówny; gdy przesuniesz dłonią, głęboko w skórę wbije się gwóźdź. Jakkolwiek usiądę, będzie mi wygodnie – oprę łokcie na idealnej wysokości, stołowa noga nie stanie na drodze mojej goleni, ręce się nie skrzyżują, dłoń nie uderzy o blat, a gdy uderzy, huknie tak mocno, że brzękną naczynia, trzej magowie wstaną, zgaszą kadzidło, zabiorą mirrę, wyjdą i nie wrócą już nigdy, chyba, że po gwoździe.
  18. Ojej! Jeżeli spowodowałem perturbacje żołądkowe, to bardzo przepraszam. Starałem się tylko rozprawić ze wspomnieniem objawów choroby wysokościowej jaką przyszło mi przeżyć. Pozdrawiam!
  19. O, mamo, chrząstki łączące płaty czaszki wciąż się nie zrosły, a w głowie roją się dziki – widzę długie szare szczeciny, mokre ryje - węszą nienażarte przed moimi stopami, szukają bulw, soczystych korzeni, może trufli, rozpychają się, uderzają racicami w skronie, wbijają szpile w oczy, w gardło wsuwają chwost. Kwasoród opadł gdzieś niżej, muszę oddychać, a w płucach wiją się węże. Nabieram powietrza ostrożnie, żeby żadnego nie ścisnąć, ostrożnie stawiam też kroki, żeby niczego nie kopnąć - o, mamo, żrą mnie prymitywne świnie. * José de Acosta był jezuitą, badał między innymi zjawiska fizjologiczne zachodzące na dużych wysokościach. Chorobę wysokościową określa się chorobą de Acosty
  20. tak, racja, tem peel to jakiś egocentryk! ;-) Dziękuję :-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...