
Tomasz H
Użytkownicy-
Postów
230 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Tomasz H
- Poprzednia
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- Dalej
-
Strona 9 z 10
-
Wymyślone opowiadanie o wymyślonej dziewczynie.
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Już rodząc się kiedyś byłam zła Nie –zawsze mówiłam, gdy było - tak Twierdząco kiwałam, gdy miało być nie. Byłam uparta, bawiło to mnie. Żłobek, przedszkole przeszło jak wiatr Tam jeszcze świata nie dzielił nikt Dopiero, gdy szkolny dzwonek brzmiał Poznałam, co znaczy różnica ciał. Już pierwsza zabawa mi pokazała Jak mam używać swojego ciała Jakie figury taniec ma mieć By reszcie chłopaków zechciało się chcieć. Im dalej wiek szkolny prowadził w świat Tym więcej widziałam swych zalet i wad Z czasem zaczęło mi to nawet grać Chciałeś mnie chłopie, to wcześniej płać. Gdy inne pytały, skąd perfumy mam Mówiłam o tacie, co w piłkę gra O mamie, ze świat ma u stóp Rozpieszcza córeczkę więc stać mnie i już. Liceum to walka – bawić się czy kuć Okazje butami deptały naukę Uczyłam się z bólem, bo przecież wstyd By klasę powtarzać, nie byłam debilem. Maturę zrobiłam, bo chciałam ją mieć /mówią, że jak nie masz to jesteś śmieć/ Nie było trudno, angielski na pięć Studiować chciałam, magistra mieć. W tym czasie wyrosło mi tu i tam Rozmiary miseczek były zamiast dat Mężczyzn u stóp zmieniałam, co dnia Płacili, bym z łaską spojrzała ku nim. Studia wybrałam daleko od domu /w moim mieście nie było wyboru/ Tu zresztą nudą zaczęło wiać A tam za miedzą mogło się dziać. Z wygody wybrałam gdzieś niedaleko Kierunek –marketing, lub jakoś tak Nie chciałam stracić mojego świata Blisko do domu, gdyby coś nie tak. Sesje mieszały się i zabawa Otwarty mój był pokój w akademiku W pościeli też rzadko byłam sama Dość szybko zmieniałam tych przy paśniku. Zaczęłam rozróżniać marki samochodów /po brelokach oceniać długość spodni/ Apetyt mój ciągle rósł w miarę jedzenia Wiedziałam, jakimi jeżdżą Ci super modni. Na piątym roku poznałam jego W za długim swetrze wyglądał jak kretyn Jednym się jednak różnił od reszty Nie ślinił się na nigdy widok dziewczyn. Nie mówił o nogach, co robią procę Pogoda zawsze była dobra Nauczył mnie, że wspólne noce Nie zawsze seks niosą, by uznać, że dobre. *** Teraz, gdy pisze te słowa do ludzi Myślę o świecie, który dobrze znam Lecz drogi złej zbuntowanej dziewczynki Nie zmienię na inną i dalej w niej trwam. 05.03.2006 -
o jedzeniu w przedszkolu
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
nie lubię szpinaku kożuchy na zębach pamiętam wiszące ryż z mlekiem mnie straszył a skwarki z kiełbasy zwyczajnej do tej pory budzą w nocy pamiętam jak biała pani z kuchni aluminiową łyżką waliła o garnek ileż było wtedy kłótni ktoś dostał mniej sosu inny miał mokry talerz wspominam również mielone do tej pory nie wiem z czego były ale ten smak i jajko sadzone w żołądku wtedy mistrzostwo świata zdobyły bardzo różną kuchnię już jadłem sam ponoć czasem potrafię coś pichcić odróżniam zioła i różne przyprawy znam jak co ma smakować …. ale na kilka potraw wrócę do przedszkola dedykuję: mojej głupocie 08.05.2006 -
Epizody z życia robotnika.
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
I Zamknęli mu usta Związali dłonie Spętali duszę Nabrzmiałe ma skronie Serce kołacze Palcami przebiera Liczy w pamięci Chyba umiera Przyjdą? Przyniosą? Wszyscy czekają. Czy każdy otrzyma? Czy znowu jak wiosną Ochłap wyrzucą By głodu nie umarł By mógł pracować Kolejny miesiąc dla PANA harować. II Włączyli maszynę Kazali pilnować Mówili uważaj – maszyna jest nowa Później ostrzegli Milion kosztuje Masz p******** jak się zepsuje. Ona wytworzy dwa miejsca pracy Wykończy dziesięć, Cóż takie czasy. III Strajkować kazali Mówiłem – Nie mogę! Mam troje dzieci, jak mnie wyrzucą- Co ja im powiem? Jesteś tu z nami czy nam przeciwko? Kurcze , co robić? Decyzję dam szybko – będę strajkować! IV Od rana gadają Kasę wydają Ale się cieszę – będzie podwyżka! Wreszcie zapłacę czynszowe długi Wiedziałem, że mogę utrzymać rodzinę Już ja im pokażę Będzie kolacja, i kino, i teatr Nawet wakacje. Ooo - majster idzie Zaraz się dowiem. …. Nie powiem!!! … Dobrze, że mam pracę. V Kupiła nas spółka Będziemy światowi Teraz się uda życie nadrobić Teściowa nie będzie już narzekała Ma zięcia zdolnego, choć nie wiedziała Jutro powiedzą, kto kim tu będzie Jak ja wytrzymam tą noc w napięciu. VI Rano zebranie, wszyscy obecni Przyszedłem w garniaku Szef pewnie doceni Globalizm – mówili, trzeba mieć markę Wydajność, koszty, debatowali W końcu stwierdzili – będą zwolnienia Byłem spokojny – majster doceniał. VII Sam prezes dzisiaj listę powiesił Nie mogłem uwierzyć Kazik się cieszył Dwa razy czytałem Nie było mnie na niej Do kadr wezwali Oddaj ubranie – tak powiedzieli. VIII Ostatnia wypłata, dostałem odprawę Jak żonie powiedzieć? Będzie się martwić Zapłacę długi, ostatnią ratę Za płaszcz małżonki – wiecie ten w kratę I pójdę na wódkę Może ostatnią Nie będą kumple wołali na flaszkę IX Najdłuższa się stała droga do domu Jakoś się przemknę, tak po kryjomu Nie powiem na razie Po co ich martwić W tym czasie coś znajdę Będzie jak dawniej. X Sklep, kino, warzywniak Baba z mydłami Wszyscy pracują, handlują bublami Założę firmę! Dali mi kopa – wiec im pokażę Co znaczy MARKA, dam drogowskazy. 03.09.2005 -
:) czasem jest tak,że napiszę od serca wiem,że nie potrafię, ale cieszy mnie to bardzo pozdrawiam:)
-
tak dużo mówicie trzeba tak robić tak nie wolno wolno tu wchodzić tam już nie bardzo to wypada mieć tamto jest nie trendy a ja mam to gdzieś chce robić co chcę być, gdzie serce pchnie bo tak wyglądać może moje niebo i nie zgadzajcie się ze mną ono jest moje nikomu nic do niego sam je pielę, strzygę trawę nawet wydeptałem własna ścieżkę do studni uczuć też przeze mnie wykopanej na polu bezdusznych spojrzeń wykalkulowanych marzeń szablonowo upojnych. kiedyś dzieliłem niebo we dwoje jej miało uzupełniać część moją po latach nawet anioły kasłały od dymu nie dało się zszyć tych chmur ciągle padał deszcz później śnieg zaspy zrobił i nawet twarze były bałwanowe rano sztywne nogi zabroniły tańczyć niby, że się złamią w zimnie nie chciało się już walczyć ożenione niebo zmarło burzę tworząc resztki marzeń darło zupełnie nic nie budując jakby umieranie… za darmo czasem słucham jak mówicie tak bardzo chcę się czegoś nauczyć tylko że wy też macie nieba swoje jak sito ciągle gdzieś kapie i biegacie z łez miednicą gdzie mam się udać do szkoły? kiedyś wystarczył dopóki nie jestem zupełnie goły szukam recepty na życie po życiu. 22.04.2006
-
wskocz ze mną popłyniemy samotny on samotna ona chodź do mnie złączy nas jedno otwarte oczy otwarte ramiona nie traćmy życia podaj dłoń ja czekam ty czekasz kim jesteś nie wiem kim jestem nie pamietam 10.04.2006
-
*** Prowadziła doskonale. Mimo młodego wieku jechała pewnie i płynnie. Z prowadzących kobiet znałem tylko jeszcze jedną tak pewnie prowadzącą samochód – Dorotę. Przypomniałem sobie popołudnia spędzone na ćwiczeniach jazdy. Starałem się być cierpliwy, chociaż czasem zdumiewała mnie pomysłowość mojej dziewczyny. Pamiętam, jak kiedyś, Będąc świeżym kierowcą wpadła w poślizg. Była zima i cholernie ślisko. Po całonocnych opadach śniegu i typowo polskiej śpiączce drogowców rano miasto wyglądało jak biegun północny. Uparła się, że skoro ma prawo jazdy to powinna ćwiczyć nawet, gdy jest trudno na drogach. Miała rację, ale wtedy strach zajrzał nam w oczy. Ten strach nazywał się słup latarni. Ale udało się i zatrzymaliśmy się w zaspie. Właściwie to nawet dobrze, że tak się stało, ponieważ Dorota nabrała pokory i zdrowego dystansu do swoich umiejętności. W miarę upływających miesięcy jeździła coraz lepiej i już nie musiałem siedząc na miejscu pasażera wydeptywać śladów na dywaniku. Milczeliśmy. Uliczne latarnie wystukiwały błyskiem mijaną drogę. Zauważyłem, że prowadząc samochód jest skupiona, ale inaczej niż większość kobiet. Nie było w tym nic z nerwowości tak często oglądanej u elegantek w kapeluszach kapeluszach niedowidzących starszych dziadków, którzy prawo jazdy zrobili pewnie jeszcze przed wojną. Albo nie. W nagrodę otrzymali je za zdobycie Berlina w 1945 roku, bo zabrakło dla Kościuszkowców innych nagród. - Do którego kina jedziemy? - Do Silvera. Tam mam rezerwację. Kurcze, zapomniałam jej numer, ale pewnie jakoś odszukają po nazwisku. - Kto Cię uczył jeździć? Podoba mi się jak prowadzisz. - Ojciec. Myślisz, że dawałby mi samochód gdyby nie był przekonany do moich umiejętności? – Zaśmiała się – Ten Ford to jego miłość. Zbierał całe życie, aż w końcu kupił. Pamiętam jaki był szczęśliwy, gdy go odebrał od dealera. Przez pierwszy tydzień prawie w nim spał. - Był cierpliwy? - Kto? – zapytała z rozbawieniem. - Twój ojciec. No… jak Cię sprawdzał. Znaczy, czy krzyczał jak prowadziłaś samochód pod jego opieką? - Nie. – Ciągle się śmiała, jakbym nie wiadomo o jakie śmieszne rzeczy pytał. – Mówiłam Ci, że mój tata to spokojny człowiek. On nigdy nie krzyczy ani się nie denerwuje. Nawet jak kiedyś odbierał mnie z komisariatu. - Bujną masz przeszłość. Pewnie zaraz się dowiem, że należysz do jakiegoś gangu napadającego na staruszki. Roześmiała się. - To nie tak. To było jeszcze w podstawówce. Siódma czy ósma klasa. Wracaliśmy z jakiejś zabawy w szkole i kumpel rzucając kamieniem trafił w szybę samochodowa jakiegoś gościa. Okazało się, że to prokurator. Zrobiła się draka. Facet wezwał policję i nas zabrali na komisariat, bo młodociani nie mogą sami po nocy chodzić. Wtedy mieliśmy stracha, bo straszyli sądem i że rodzice za nasze wybryki bekną. Skończyło się na pouczeniach. Zaparkowaliśmy na podziemnym parkingu. Do samochodu obok jakaś kobieta pakowała torby z zakupami. Z ilości reklamówek wnioskować można, że ma kilku wiecznie głodnych mężów i co najmniej tuzin dzieci. Zastanowiło mnie tylko, dlaczego jest na zakupach sama. Pewnie jej mąż jest teraz w pracy. Jak kogoś stać na takie zakupy to znaczy, że ktoś w rodzinie dużo pracuje. Albo jest posłem lub ministrem. Eliza zamknęła samochód i zawołała mnie. - No chodź. Nie mamy za dużo czasu. Trzeba przecież odebrać bilety. Uśmiechnąłem się do Niej. Było mi dobrze, niewiarygodnie dobrze. ***
-
być dla kogoś śniadaniem i kolacją paciorkiem różańca w dłoniach czuwać by w nocy nie zsunęła się kołdra kiedyś myślałem że warto 06.04.2006
-
W drodze do nieba mijamy ludzi Każdy tam idzie, niektórzy pod prąd Trzymają paczki dobra i grzechu Idą się zważyć z bagażem swym. Nikt nikomu nie poda ręki Każdy tajemny plan do celu swój ma Nawet buty włożyli odwrotnie By drugi człowiek nie trafił tam. Z mądrymi minami i pewnym krokiem Do wagi podchodzą nie liczni, co doszli Reszta idzie bokiem - stara się, przez płot By strażnik nie zważył życiowych dóbr. Kładą złe słowa, kopnięcia psa, Przekleństwa wbrew Bogu i zbyt najedzone żołądki. Na drugą szalę dobre spojrzenia, świąteczne dla, Cztery monety z kapelusza i telefon do przyjaciela. Czekają aż waga wypluje bilet Spoceni Nadzy Bez władzy. Stukot maszyny, karteczka jest. Uffff Udało się!!!!! 06.08.2005 (Kawałek życia.)
-
Ot tak... przed snem.
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Zostań na noc. Proszę. Welonem marzeń przystrój me dłonie Zobacz. Nawet gwiazdy czekają na teatr Pozwolisz, by smutne zasnęły i one? Spójrz na mnie. Proszę. Zwykłe zmęczone plecy szukają dotyku Zobacz. Sił mi wystarczy na razem ku słońcu Pozwolisz, by chmurami otarło łzy? Nie drżyj już. Proszę. Weź w dłonie gorące serce Zobacz. Pani zima właśnie przyszła Pozwolisz, by zamroziła szyby naszych oczu? Zostań, spójrz i nie drżyj już Przecież świat to zlepek naszych światów Od nas zależy los innych Uratuj go, więc ze mną Podaj dłoń i chodź Podaj tylko dłoń. 17.11.2005 (Mimo wszystko byłem.) -
*** Powoli wracałem do świata. Zaczynałem przypominać sobie wczorajszy dzień. Na pewno było kino i kolacja w chińskiej restauracji. Wymyśliła sobie, że jak na ekranie ludzie się zakochali to w życiu tez tak może być. Ciekawe, czy dziewczyny uczą się takich bzdur na zajęciach w żeńskich przyklasztornych szkołach. W takich normalnych to częściej uczą się jak palić papierosy żeby nauczycielka nie złapała i jak duży trzeba mieć dekolt żeby zostać zauważoną. Tamta była pewnie po szkole przykościelnej. Już samo imię Eliza mówiło, że końcówka nazwiska z urzędu powinna być na -ska lub -cka. Znaczy szlachcianka. Musze przyznać, że miała szlacheckie maniery. Nożem i widelcem posługiwała się z wdziękiem baletnicy na deskach Teatru Narodowego. Zresztą szybko okazało się, że zwiedziła kawałek świata. Opowiadała o kuchni azjatyckiej i włoskiej. Znała chyba wszystkie najważniejsze dania z książki kucharskiej pod tytułem „Zjadłam cały świat”. Słuchałem jej opowieści. Opowiadała o wyjazdach z przyjaciółmi by zarobić pieniądze na różne mniej lub bardziej potrzebne młodej kobiecie rzeczy, których nie mogli kupić jej rodzice. Zaimponowała mi zaradnością. Cóż zmieniły się czasy. Ja kiedyś dorabiałem zbierając truskawki lub pieląc róże u jakiegoś wieśniaka, zwanego badylarzem. Po drugie nauczyłem się, że niby to mężczyzna powinien podtrzymywać rozmowę, ale tak naprawdę to kobieta lubi się wygadać. Zwłaszcza przed nieznajomym. No nie zupełnie nieznajomym, bo przecież w tym szybkim świecie trzy godziny to całkiem dużo. Usiadłem na brzegu łóżka. Wzrokiem objąłem pokój. Oprócz ciężkich mebli, kupionych od gościa sprowadzającego sprzęty z zachodu, wszystko leżało nie na miejscu. Uwagę moją zwrócił leżący na dywanie kolczyk. Opowiadała o nim wczoraj. Podobno to jakaś pamiątka po babce, która też dostała go od swojej babki. Podobno tez nieszczęśliwej, bo jej męża zastrzelił jakiś carski podporucznik w alkoholowym amoku. I taki historycznie ustawiony złoty kolczyk leżał teraz na mojej plebejskiej podłodze w plebejskim wynajętym pokoju. Ideał sięgnął bruku – przemknęło mi przez głowę. Podniosłem z podłogi kolczyk. Czerwone, matowe oczko oprawione było w sczerniałe złoto. Staromodny wzór metalu świadczył, że jest to robota dawnych mistrzów. To on przykuł moja uwagę. I jej usta. Nigdy nie widziałem tak pięknych ust. Rozmawiała z barmanką. Wyglądało na to, że się znają. Co jakiś czas obie śmiały się głośno. Kobiety rozmawiają zupełnie inaczej niż mężczyźni. One dyskutują całym ciałem. To jak taniec. Obserwowałem znad szklanki piwa jak Ona, co chwilę przybliżając się do barmanki opowiadała coś i po chwili obie śmiały się głośno. I znów te usta. Wyobraziłem sobie jak one szeptają do ucha mężczyzny. Różowo-perłowa pomadka kolorem pokrywa meszek małżowiny a ciepły oddech wymieszany ze słowami rozgrzewa wewnętrzne narządy ucha środkowego. Jakże szczęśliwe muszą byś wtedy młoteczek, kowadełko i trąbka Eustachuisza. Pamiętam jak kilka razy nasze oczy spotkały się. Ona nie przerywała rozmowy z barmanką. Czasem mówiąc patrzyła na mnie kilka sekund wzrokiem z gatunku „Co się gapisz?”. Nie, to ja tak nazwałem to spojrzenie. Ona była zbyt piękna, żeby użyć takich słów. Opróżniłem szklankę do końca i podszedłem do barku. Chociaż wcześniej obsługiwała mnie inna barmanka, teraz celowo podszedłem do tamtej. Przerwały rozmowę. - Poproszę jeszcze jedno – zamówiłem i usiadłem na wolnym taborecie. - Takie samo? – spytała właściwie chyba z przyzwyczajenia, ponieważ pamiętała że zawsze piłem Warkę. Ludzie pracujący w gastronomii nabywają specyficznego daru zapamiętywania. Pamiętają stałych gości i ich przyzwyczajenia. To taka forma przywiązania klienta i obsługi. Po jakimś czasie bywania w lokalu kelnerka popisuje się znajomością ulubionych potraw i napojów gościa. - Tak, niech będzie takie samo – potwierdziłem. Ona przysłuchiwała się w milczeniu. - Często tu bywasz. Widzę, że Cię tu znają. – stwierdziła – Ja jestem tu pierwszy raz. Kasia, ta barmanka jest moją sąsiadką. Zapraszała często, ale jakoś dopiero dzisiaj tu przyszłam. Jestem Eliza. Jak Tobie na imię? - Krzysztof. Tak, bywam tu czasami. Kiedyś częściej. Kiedyś wiele rzeczy było częściej i inaczej. Miło Cię poznać. Oryginalne imię. Który z rodziców miał taka fantazję? - To babcia się uparła. – głośno zaśmiała się Eliza - Mama nigdy nie miała nic do powiedzenia, a ojciec to w ogóle był ciepła klucha. Taki pozostał, ale zawsze był mi najbliższy. Nie mama, tylko ojciec. Wiesz, ojciec pierwszy dowiedział się o wielu rzeczach, które dla mnie były pierwsze. Pierwsze… - zawiesiła głos. Już się nie uśmiechała. Jakby odpłynęła na chwilę. Dostrzegłem, że miała zmarszczki. Teraz była jeszcze piękniejsza. Spojrzałem na usta. Zaciśnięte, jakby chciały coś powiedzieć, ale nie mogły. Ta niemoc dodawała im magicznego wyrazu wyroczni, która decyduje o naszym być albo nie być. - Jesteś sam? – zapytała – W sobotnie wieczór sam w pubie? - Teraz już sam. – odpowiedziałem – Przyszedłem tu z moja dziewczyną, ale chyba miała zły dzień. Nie ważne… - Ważne. Wszystko jest ważne. Poszła sobie? Dlaczego? - Powiedz, dlaczego wy tak komplikujecie wszystko? Dlaczego ciągle walczycie i wciąż wymyślacie sobie wyimaginowanych przeciwników? - Bo… kochamy i boimy się stracić. - Żartujesz. Przecież właśnie przez ta ciągłą walkę tracicie najwięcej. - Dlaczego sobie poszła? Miała powód? Zaśmiałem się i zapytałem. - Wy jak nie macie powodów to same je sobie wymyślacie. Ubzdurała sobie, że spotykam się z inną. - A spotykasz? - Nie. Podobno jakiś życzliwy widział jak na wyjazdowym szkoleniu z pracy tuliłem się do kogoś. Nawet nie wiem o kogo może chodzić. - Może przytulałeś wszystkie? - Nie przytulałem. – rozbawiła mnie tym pytaniem - Wiesz jak to jest na takich szkoleniach. W dzień nauka, a wieczorem zabawa. Tylko zabawa. Jasne… jest alkohol i tańczymy, ale to tylko zabawa! - To chyba Cię ktoś nie lubi. Czym się zajmujesz? - Jestem handlowcem i jeżdżę po Polsce. W branży medycznej. Właściwie to nie wiem czy to medycyna jeszcze, bo sprzedaję różne rzeczy dla tych, którym medycyna nie pomogła za wiele. Praca jak praca. Ważne, że jest furka do dyspozycji, chociaż z tym coraz gorzej. Jakieś oszczędności wymyślili i teraz trzeba pisać gdzie się jedzie i dlaczego. A Ty? Co robisz w życiu? Skończyłem piwo. Ona dopijała właśnie sok pomarańczowy. Dopiero teraz zauważyłem na Jej ustach drobiny owoców. Taki owocowy raj. Przez myśl przebiegło pytanie, co w tej układance jest słodsze: drobiny pomarańczy czy pomadka na ustach. - Czego się napijesz? - Coś bez alkoholu. Przyjechałam samochodem. - Sok? - Niech będzie. Poproszę. Zamówiłem sok pomarańczowy i herbatę dla siebie. Wystarczy już piwa na dzisiaj. Nienawidzę się upijać. Tracę wtedy kontrole nad mimiką i jestem śmieszny. Tak mi powiedziała kiedyś Dorota. Ciekawe. Jestem bardziej śmieszny, czy bardziej nieporadny. A może właśnie wtedy jestem żałosny? Kiedyś, jak się kłóciliśmy to powiedziała, że jestem pijany i żałosny. Głupie słowo, bo cóż ono oznacza? Używamy słów, które nic konkretnego nie oznaczają. Jak coś jest różowe to wiadomo jakie jest. Jej usta są różowe. Więc wiadomo. Kurcze… również nie wiadomo, jakie są poza tym, ze są różowe. Ciekawe czy są ciepłe? Pewnie są. Barmanka Kasia podała soki i herbatę. - Dopisz do mojego rachunku… Kasiu. Eliza powiedziała mi jak masz na imię. Mogę tak mówić? Uśmiechnęła się i przytaknęła. - Proszę bardzo. Myślałam, że znasz moje imię. Zostaliśmy znów sami. Sami w tłumie ludzi. - Ja się jeszcze uczę. Studiuję. - Nie jesteś przysłowiowym biednym żakiem skoro przyjechałaś tu samochodem. - Samochód jest ojca. Pożycza mi czasem jak wieczorem wychodzę. On uważa, że w ten sposób będę bezpieczniejsza. Dzisiaj miałam iść z koleżanką do kina. Cos jej wypadło, więc zadzwoniłam do Kaśki. Nie chciałam iść na film sama. Do chaty tez nie chciałam wracać. Ona miała dzisiaj dyżur tutaj, więc jestem. - Na co do kina? - „Tylko mnie kochaj”. Taki tytuł. Mam zarezerwowane bilety. Kumpela nie mogła, więc dałam sobie spokój. Jeszcze będzie okazja. A może… ty masz ochotę? - Haha. Nie wiem. Co to za film? - Żartujesz sobie? – zdziwiła się - Reklamy prawie łapią nas za nogi a ty nie wiesz, co to za film? Takie tam romansidło zupełnie oderwane od życia. Wszyscy są piękni, młodzi i w większości bogaci. Chodź ze mną. Tak po prostu. Bez zobowiązań. Nie musimy się trzymać za łapy. Wyobraź sobie, że jesteś moja koleżanką. No, kończymy picie i zmykamy. Ja płacę za bilety. To mój rewanż za postawiony sok. Właściwie to zgodziłem się z ochotą. Nie musiała mnie przekonywać. To straszne. Przyszedłem z jedną dziewczyną, a wychodzę z drugą. Jak jakiś żigolak. Wewnętrznie czułem się jednak troszkę jakbym zdradzał Dorotę. Do tej pory miała wyłączność na kino we dwoje. Na wszystko miała wyłączność. Wyłączność na słowa, na kwiaty, nawet na spojrzenia. Początkowo troszkę uwierało, ale nauczyłem się z tym żyć. ***
-
Gdybym, choć jeden dzień władzy nad duszami świata miał Podarowałbym Wam dzień wolności od trosk Rachunki zapłaciłaby niewidzialny bank I wszystkie dzieci świata po cukierku dostałyby skoro świt. Gdyby, magiczną moja dłoń okazała się Rozmazałbym rozczarowania bogatych, że jeszcze nie bogaci Podarowałbym biednym łatę na ich niedostatek I każdy śniadaniowy talerzyk wypełniłbym ziarnem, bez plew. Gdyby, kolorowe pędzle z farbą życia z moich palców urodziły się Kamienne serca stałyby się czerwone jak krew Śnieg pozazdrościłby ludziom czystości ich sumień A każdy złotoustym mędrcem by dla innych był. Gdybym, choć jeden dzień władzy nad duszami świata miał I gdybym nazajutrz rano normalny obudził się To warto by było dla tego jednego dnia Oddać wszystkie tego świata smutne dni. 08.09.2005 (Kawałek życia.)
-
Cztery pory roku.
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Zimą podniosłaś szal srebrno szary Śnieżne miał gwiazdy wplecione we włókna Ruch dłoni wystarczył, by nadeszła wiosna Zielona jak młody liść fasoli. Wiosną rzucałaś słowo miedzy kwiaty Zrodziło to dzieci z pąków cudownych Świat się obudził, pod rękę złapał W tańcu życia zatracił i siłę wyzwolił. Latem rozgrzałaś tych, co w lodzie drzemią W morskiej wodzie prałaś brudne myśli ludzi W fajansowej szklance dałaś płyn z nadzieją Budziłaś Anioły, co od dawna spały. Jesienią w bukiet ułożyłaś szarość Szczęśliwe liście, dojrzałe do albumów Z przyszłością barwy wymieszałaś w tęczę I pozwoliłaś zasnąć w spokoju. Na wieczność. 06.10.2005 (Kawałek życia.) -
Opowiadanie, o pewnym człowieku.
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Droga do pracy, stanąłem przy kiosku Poranni spragnieni nowin czekali Każdy chciał czarno na białym zobaczyć Przeczytać to, o czym wczoraj wszyscy gadali. Właściwie to w nosie miałem tych ludzi Dusza bluźniła, wstała lewą nogą Kobieta przede mną miała brudne włosy A facet w kiosku śmierdział podłą wodą. Drętwi tu wszyscy byli jak kukły Powieki jak czapki zwisały na oczy Mdliło mnie na ich widok, łeb odwracałem Lecz stałem cierpliwie, kolejka się skończy. Już się cieszyłem, że teraz ja kupię Tłusta fryzura właśnie płaciła I nagle z tramwaju człowiek wyskoczył Spocony, zdyszany, jakby się śpieszył. Purpura twarzy zdradzała napięcie W oczach tętniła krew sprintera Zbyt szybki oddech, przedzawałowy Patrzyłem jak gościa ból poniewiera. Przysiadł na pierwszym ulicznym meblu Głowę opuścił i twarz ukrył w dłoniach W powietrzu zabrzmiała cicha melodia To dusza nuciła, mieszając łzy z dźwiękiem. Podszedłem do niego, spytać o powód Dlaczego szlocha? Czy coś się stało? Człowiek pod kurtkę swą rękę włożył Wyjął papierek, przeczytaj dobrze. Pan taki a taki, tu zamieszkały Z dniem takim a takim(tu była data) Może już rankiem zostawać w domu Nam nie potrzebna już jego praca. Widzisz człowieku, powiedział coś wreszcie, Jak koń wydeptałem przez lata tą drogę Teraz też wstaję, z domu wychodzę I tu na przystanku czas pracy wiodę. Wiesz - jesteś pierwszym, który rozmawia Zobacz jak wszyscy żyją w amoku Ja też taki byłem, łaziłem w zaprzęgu Dziś jestem żywy, lecz w życia mroku. 22.11.2005 (Mimo wszystko byłem.) -
dziękuję Masz rację. Pomyliłem imię. Poprawię. Dziękuję za uwagi. Pozdrawiam:)
-
Obudziłem się rano. Jakoś od razu pomyślałem o poprzednim wieczorze. Miała długie włosy. Kobieta powinna mieć długie włosy. Nie wiem skąd takie przekonanie, ale powinna. Pomyślałem, że to nasze głęboko ukryte pragnienia za wolnością. Od razu przyszły mi do głowy dzikie mustangi. Zastawiano na nie pułapki, starano się przechytrzyć, aby nimi zawładnąć. Kiedy się to udało, to okazało się, że to one nami rządzą. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo to kobieta prowadzi nas przez życie. Niby ujarzmiona, ale to ona decyduje gdzie zamieszkamy, jak będzie wyglądał nasz dom i gdzie pojedziemy na wakacje. Jasne, że zawsze możemy się sprzeciwić, ale perspektywa cichych dni jest naprawdę mało… powiedzmy komfortowa. Rozumieją to najlepiej smutni faceci z przystanków autobusowych wpatrujący się jak mumie w rozkład, który przecież znają od lat. Głowa jeszcze nie pracowała. Spojrzałem na pokój, a właściwie na to, co z niego zostało po wczorajszym wieczorze. Starałem się zebrać zapamiętane obrazy w jakąś sensowną całość. Film ciągle się rwał. Tocząca się głowa z jednej poduszki na drugą i rozwarte usta przypomniały koniec wczorajszego wieczoru. Pewnie wyglądałem jak wigilijny karp wyjęty z wanny. Świadomość pracuje szybciej niż ciało. Właściwie to wyprzedza je zawsze. Można sobie zrobić taka pijacką zabawę. Pijesz ile możesz i wymyślasz sobie dziwne zadania do zrobienia. Głowa zrobi, ale ciało już nie da rady. Wtedy jesteś właśnie pijany. *** Odezwał się dźwięk telefonu. Wysokie tony fugi wkręcały się w to, co zostało z mojej głowy, aby od środka pod rękę z przerobionym na aldehyd octowy alkoholem niszczyć szare komórki. Szukając słuchawki zacząłem się miotać. Znalazłem. - Słucham. – powiedziałem tonem człowieka z tamtego świata. - Krzysiek, coś Ty u diabła wczoraj narozrabiał? - Pytanie było zadane tak ostro, że w sekundzie otrzeźwiałem. To dzwonił Marek, mój przyjaciel. Chyba jedyny. Nawet jak to słowo znaczy o wiele więcej niż relacje między nami, to wolę żeby tak to nazwać, niż być człowiekiem bez przyjaciela. - Ja narozrabiałem? O co Ci chodzi? - Żartujesz, sobie ze mnie? – Słowa te zabrzmiały tak, że trudno mi było odgadnąć czy to pytanie czy już zarzut. - Dopiero się obudziłem. Boli mnie głowa. Mów, o co chodzi. - Chodzi o Dorotę. Co jej powiedziałeś? Pytanie walnęło jak młot. - Marek, nie wiem, o czym mówisz. Niewiele pamiętam z wczorajszego wieczoru. Byliśmy razem w tym pubie. Co z Dorotą? Zarzuciła mi, że te moje szkolenia to ściema, bo Ona się dowiedziała, co się za tym kryje. Rozumiesz! – ONA SIĘ DOWIEDZIAŁA! Powiedziałem jej, żeby zastanowiła się, co mówi. Jezu! Ile razy mam ja przekonywać, że nie mam romansów. - I co dalej? – Marek drążył temat. - O, co Ci chodzi? Co miało być dalej? To, co zawsze. Ona wyszła obrażona. Zawsze tak wychodzi, aby gdzieś popłakać przy ścianie kamienicy. Najczęściej to ja idę ją ratować przed wypłakaniem oczu i przepraszać. Masz pomysł jak wygląda przepraszanie za coś, czego się nie zrobiło? Gadasz, a Ona się doczepia do każdego słowa. Im dłużej to robisz, to coraz bardziej się pogrążasz. Wiesz jak to wygląda najczęściej? Jak już jesteś zakopany po szyję i masz już dosyć to królewna mięknie i zaczyna odkopywać, to co wcześniej z pasją zakopywała. - A wczoraj jak było? - Nie było. Jak wyszedłem z pubu to jej nie było. Pomyślałem, że pojechała do domu. Kilka razy tak zrobiła. Później ze dwa trzy dni bez telefonu, aż w końcu ja dzwoniłem. Jakie to zawsze było upokarzające. Ludzie, którzy się podobno kochają, zamiast omawiać przyszłość, tracą dni na licytowanie się różnicami charakterów. I teraz tak miało być. Za dwa-trzy dni ktoś z nas zadzwoni i znów przez kolejne pięć będziemy omawiali problem, którego i tak nie rozwiążemy. A przy kolejnej okazji znów będzie to samo. Identycznie, tylko reszta aktorów się zmieni. - Krzysiek! Dorota jest w szpitalu. Ma złamany nos, dwa żebra i… - Głos Marka zawiesił się. – Dorotę zgwałcili. - O, Boże! Jak to zgwałcili? Kto? Co Ty mówisz? - Dorota jest po operacji. Jej matka dzwoniła do mnie. Do Ciebie nie mogła się dodzwonić. Ona Ciebie wini za to, co się stało z Dorotą, bo powinieneś dbać o jej bezpieczeństwo. Była w pubie i tam jej powiedzieli, że się kłóciliście i po tym jak Dorota wyszła. Ty też wyszedłeś na chwilę. Później byłeś podobno z jakąś dziewczyną. Krzysiek!, co się dzieje? - Przecież Ci mówię, że jej nie było już jak wyszedłem. - Ja ci tylko mówię, co wiem i pytam, czego nie wiem. Ja Ci wierzę, ale chyba masz kłopoty. Krzysiek – głos Krzyśka był ciepły – przypomnij sobie wszystko. To poważna sprawa. Zadzwoń jak się pozbierasz. Na razie. Jakby, co to dzwoń na komórkę. Starałem się pozbierać myśli. Dlaczego to spotkało Dorotę? Zawsze była nieufna w stosunku do obcych. Nie szukała ludzi do towarzystwa. To raczej oni ją odnajdywali. Umiała mówić i słuchać. Była zawsze ozdobą w każdym towarzystwie. Kobiety starały się naśladować jej styl ubioru i makijażu. Zawsze było perfekcyjnie, jakby o jej wizerunek dbał sztab wizażystów. Ale to był JEJ dar. Gdziekolwiek była mężczyźni podążali łapczywie wzrokiem za jej osobą. Najczęściej była ze mną i część tego splendoru spływała na mnie. Dorota zawsze pomagała innym. Potrafiła doradzić i miała specyficzny dar przewidywania. Taką kobieca intuicję spotęgowaną niesłychaną wrażliwością i umiejętnością odgadywania uczuć na twarzach innych. Gdyby grała w karty, pewnie należałaby do czołówki pokerzystów świata. I teraz to się stało… Nie odgadła ich intencji? Mój Boże! Dlaczego?
-
Napotykanym codziennie.
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ja chyba nie umiem żyć normalnie Każdy jak gwiazda, światłem razi Fenomen seksu, ogier w sypialni Zdobywca kobiet, super odważny. A ja taki banalnie zwyczajny, Szary i nieciekawy. Łokciami walczą, muskuły prężą Pliki banknotów z kieszeni wyłażą O nowych felgach godzinę prawią I o tym, – co komu dzisiaj robić każą. A ja taki banalnie zwyczajny, Szary i nieciekawy. I dobrze by było, niech tak się stanie By życie w swojej loterii z fantami Dało im uśmiech drugiego człowieka Nie zostawiło rozmowy z lustrami. Tego im życzy banalnie zwyczajny, Szary i nieciekawy. Napotykanym codziennie…:) (Kawałek życia.) -
Właściwie to nie ma o czym mówić Mam własny dom, piechotą nie chodzę Mam, co dzień kolacje, obiady, śniadania Pralka ma proszek, w kominku jest ogień Marudzę? Właściwie… czego mi trzeba Potrafię się cieszyć z drobiazgów Dostrzegam biel śniegu, amarant nieba Mało odkrywcze? Dla wielu bardzo. Uwierzcie. Właściwie to, co trzeba w życiu robić? Mieć pracę, władzę, pieniądze, zdrowie Pewnie to wszystko dobrze posiąść Lecz ktoś mi powiedział, że szczęście to człowiek Tak było. A ja mu wierzę. 24.03.2006
-
Zobacz jak pani z panem w tańcu Rysuje dokładnie, szkic z detalami Wiesz, jaka trudna jest ta robota? Nie wierzysz? Narysuj więc coś stopami. Kiedyś zabiorę Cię tam, gdzie rodzi się życie Zobaczysz jak Bóg miesza w tyglu Chromosom iks nadziewa na igrek Przyszywa uszy i powstaje człowiek. Śmiejesz się. Czemu? Co, mama mówiła? Nie zawsze ten teatr jest wspólna rolą. Nie będziesz się więcej nigdy dziwiła Że syn kulawy, bo tańczyła solo. 08.03.2006 (Ich świat.)
-
Zabiłbym takiego Boga, co dzieci na śmierć prowadzi Wypłakane oczy matki i ojca drżenie dłoni Wewnętrzną pustką karmiona rodzina Właśnie tracą swą miłość Jedynego syna. Wolność narodu karabinem podparta Białych flag nie każą im wieszać Cóż, że będzie taniec, wielkie party My stracimy nasze dziedzictwo Jedynego syna. Pagonami rozkażą im walczyć z żelazem Krwawą chustkę gołąb pokoju przyniesie Obiecali, że kosiarka zawsze trawę zetnie W domu, co na wieczność Jedynego syna. żołnierzom 27.10.2005 (Mimo wszystko byłem.)
-
To takie proste, więc czemu…
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Przecież tak niewiele trzeba Ja powiem tak Ty skiniesz też I dwoje ludzi odleci do nieba Zamknięte usta zanucą pieśń. Przecież tak mało wymagamy Ja mam tylko chcieć Ty skinąć też I marzenia się spełnią Spisane w niewidzialny wiersz. Przecież tak krótko żyjemy Ja straciłem dzień Ty kolejny też A wystarczył jeden gest By czas zatrzymał się. 08.02.2006 (Ich świat.) -
Powiedzcie kobiety, czego pragniecie Kabały postawcie swoją dłonią miękką Rzutem kostki wyznaczcie skąd i dokąd mamy pełznąć I wskażcie, jaki ten świat ma mieć kolory. Same nie wiecie. Spytajcie Siebie, czego od nas chcecie Podajcie nam w dłoni jabłko idealne Powiedzcie, kiedy pogoda jest na medal Jakie jest czarne i białe naprawdę. Same nie wiecie. Pokażcie w Sobie, jak mamy kochać Na jakie słońce okno otwierać Kiedy prawdziwej szukacie opieki Jak mamy razem dobiec do mety. Same nie wiecie. 04.10.2005 (Kawałek życia.)
-
Kochany świecie Czemu nazywasz mnie wielbłądem To nie są garby przecie To taki plecak doświadczeń. Ciężki jak ołowiane chmury Lecz mądry jak wszystkie szkoły świata. Wyrósł więc go lubić muszę. Kochany świecie Zobacz, dobro jak ptaki, lata ponad nami Wyciągamy dłonie by je schwytać Lecz często jesteśmy w rękawiczkach Miast za skrzydła za pióra chwytamy Łamiąc kręgosłup wiary Później kulawo żyjemy Dziwiąc się dlaczego. Kochany świecie Jeśli mi nie ufasz, uwierz ptakom Dzięki nim lecisz Nie łam im skrzydeł w samobójczym geście Nie odbieraj nadziei Nie zamykaj wiary w areszcie Posłuchaj łopotu, zrozum to wreszcie Kochany świecie… 27.12.2005 (Trwanie.)
-
Wspomnienia, których nie było.
Tomasz H odpowiedział(a) na Tomasz H utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Gdybyś była, to właśnie teraz bym wspominał Świecowa kredka gadałaby w głos Papier rozkraczony na biurku spał Roześmiana fotografia mówiła, że mam wracać Bo chcesz już zasnąć i nie możesz Bezbajkowy wieczór nie liczy się do emerytury Więc musisz przyjść i pomóc mi zaliczyć kolejny dzień. Gdybyś był, to właśnie teraz bym wspominał Guma od procy właśnie spowiedź czyniłaby w nocy Krótkie spodenki odpoczywałyby od wstydu klapsów Roześmiana fotografia mówiła, że mam wracać Bo nie liczy się sen bez krzyża zrobionego z palca i palca I nie zaliczyliby mi dnia w ostatniej drodze Więc musisz być i przekonać ich, że ja nie błądzę. Gdybyś była, to właśnie teraz bym wspominał Rozdarty chleb błogosławiłby wieczorne trwanie Sukienka obszyta dniem gadałaby jak kataryniarz Roześmiana fotografia mówiła, że mam wracać Bo pragniesz wylać łzę i nie stracić jej A łza przelana na darmo nie liczy się w raju Wiec musisz przekonać ich, że dałam radę. 11.02.2006 -
Posłuchaj Ja po prostu tak widzę świat Tylko kolory się już mylą Przeplatanka jasnych i szarych barw Zwariował chłop, lekarze powiedzą Tak mi się porobiło i tak już mam. Poznaj Przedstawić Ci muszę przyjaciół mych Pani Obawa i pan Strach Już przy śniadaniu przedstawiają plan Co i jak mam robić, gdy decyzji czas Mam prostą odpowiedź – Nie wiem – nie będzie faux-pas. Zobacz To albumy moich sukcesów i strat Zważyłem dziś oba Ostatnimi laty zrównoważył je świat Lecz w każdym z nich są puste strony Kiedyś je może zapiszę. Do zobaczenia… …lub żegnaj. 14.02.2006
- Poprzednia
- 4
- 5
- 6
- 7
- 8
- 9
- 10
- Dalej
-
Strona 9 z 10