Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Franek Kikuta

Użytkownicy
  • Postów

    167
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Franek Kikuta

  1. ....to strona opisowa pewnej grupy ludzi pracujących w centrum swiatowego biznesu, luksusu i można napisać kultury....i moje obserwacje. Ostatnia zwrotka to podsumowanie ukrytej wojny nienawisci między pozornie zaprzyjaźnionymi ludźmi, którzy zdani są na siebie w czasie godzin pracy na budowie. Co chciałem przez to pokazać? - brak spójnosci narodowej. Oczywiscie jest to mini przykład, a jest ich wiele. Pozdrawiam. Aha, a myślałam, że to wszystko przez nisko sikającego psa, tylko nie wiem czy w liczbie mnogiej czy nie. Wyglądało mi to na liczbę mnogą. Pozdrawiam ....każdy może mysleć jak uważa. Pozdrawiam.
  2. Obrazek marginalnego zakątka i wymowna pointa; wiersz refleksyjny; wniosłam warsztatowe sugestie, może coś z tego się przyda... serdecznie pozdrawiam Franku :-) Krysia Dziękuję bardzo za komentarz i uwagi, ale tym razem z sugestii nie skorzystam, uważam, że forma przekazu wg. mnie jest dobra. Marginalny zakątek? - nie bardzo rozumiem. Pozdrawiam serdecznie.
  3. ....to strona opisowa pewnej grupy ludzi pracujących w centrum swiatowego biznesu, luksusu i można napisać kultury....i moje obserwacje. Ostatnia zwrotka to podsumowanie ukrytej wojny nienawisci między pozornie zaprzyjaźnionymi ludźmi, którzy zdani są na siebie w czasie godzin pracy na budowie. Co chciałem przez to pokazać? - brak spójnosci narodowej. Oczywiscie jest to mini przykład, a jest ich wiele. Pozdrawiam.
  4. Dziękuję za przeczytanie...pozdrawiam.
  5. Samo życie, ujęte w formę satyrycznego uwodzenia. Dokopać "chłopom", tak prymitywnie można to okreslić. Dobre. Pozdrawiam.
  6. Brzmi pięknie, jakby słowa Mickiewicza w ustach współczesnych. Oczywiscie, mi się bardzo podoba. Pozdrawiam.
  7. Swoiski wiersz, tylko brak mi kota i myszy - bo u mnie moda na psy. Pozytyw, pozdrawiam serdecznie.
  8. Cóż tutaj mędrkować, wg. mnie dobry wiersz i tyle. Pozdrawiam serdecznie.
  9. Zmienna pogoda mgłą kryje ranek moc swoją traci cicha, nocna zdrada z hoteli chyłkiem zmyka kochanek na łono swojej rodziny się skrada. "Poranny ptaszek"co się pracy nie boi powoli manhattańskie zasiewa chodniki od psiarczyków z psami , aż się roi - obudzone miasto wydaje okrzyki. Drzwi do "szapy" zdobi jeszcze kłódka, bezdomny ze schodów zbiera "manele", nocka dla niektórych była bardzo krótka oddechy rodaków mówią bardzo wiele! Już pierwsze pomówienia pąki puszczają osobisty kapitalizm świetnie się miewa, skutki chandry w przekleństwach się czają, ukrytym podstępem wkoło rozbrzmiewa. Łowami sensacji dzionek zaczyna - pozory i zdrada na każdym kroku, wskazanie palcem - to twoja wina!!! - tajemniczy "przyjaciel" pomaga z boku. Tak codziennie, aż do znudzenia wszechwładna logika obelżywa, donosiciela chroni, a nagradza lenia, lawiną chamstwa i brudu spływa.
  10. Ta bajkowa tresć, to zakomuflowana wędrówka uczuć....ale co będę wstawiać filozoficzne rozprawy, Ty doskonale wiesz - wynika to z komentarza. Dzięki, serdecznie pozdrawiam.
  11. ....Kanada to jest kraj klonowego liscia - widziałem pogranicze USA - Kanada jesienią, zasiane drzewami lisciastymi, (okolice wodospadu Niagara) zostało mi to w pamięci, no i opowiesci znajomych mieszkańców dopełniły reszty. Patrząc z góry na te gry kolorów, robi wrażenie. Oczywiscie to są moje odczucia. Jak zaznaczyłem, dla mnie najpiękniejsze jesienie są nasze. Piszę o swoich odczuciach , nie zastanawiałem gdzie są klony, a gdzie ich nie ma. Pozdrawiam. (:)) A ja o przeczytaniu wiersza wyobrażam, dlaczego tam tyle klonów i skąd się wzięły i pomysł na klony... tak poniekąd ... czyli nie kompletnie ...do końca. To co mam na myśli w swoim rozumowaniu nie dotyka sfery poezji i nie tutaj o tym lepiej pisać. Podoba mi się ten wiersz. Pozdrawiam serdecznie. Nowy temat jesieni zaplątał się gdzies w komentarzach, zostałem pociągnięty za język i troszkę za bardzo się rozpisałem, ale jest ok. Pozdrawiam serdecznie.
  12. ....niektórzy powiadają, że tam są najbardziej bajkowe jesienie. Dla mnie w kraju. chciałam za pytać o te klony czy tylko są w Kanadzie ? Komu, ciekawi mnie i co skojarzyło się z Kanada...był w Kanadzie ? ....Kanada to jest kraj klonowego liscia - widziałem pogranicze USA - Kanada jesienią, zasiane drzewami lisciastymi, (okolice wodospadu Niagara) zostało mi to w pamięci, no i opowiesci znajomych mieszkańców dopełniły reszty. Patrząc z góry na te gry kolorów, robi wrażenie. Oczywiscie to są moje odczucia. Jak zaznaczyłem, dla mnie najpiękniejsze jesienie są nasze. Piszę o swoich odczuciach , nie zastanawiałem gdzie są klony, a gdzie ich nie ma. Pozdrawiam.
  13. - Chłopaczku, dlaczego masz takie brudne nogi? - padło pytanie. Nie otrzymawszy odpowiedzi, mężczyzna w wysokich, modnych skrzących się w słońcu bryczesach poszedł dalej, kręcąc z politowaniem głową nad wiejskim biedakiem. Okres międzywojenny. Bieda jak cholera nie sprzyjała wiejskiej edukacji. Wielodzietne,skłócone rodziny prowadziły wieczne wojny o przetrwanie, dzieląc między siebie piaszczyste pola na coraz mniejsze działki. Natomiast wśród urodzajnych gruntów i urodziwych parków, panoszył się rozrośnięty dwór hrabiego Ciecierskiego, okrążony wojskiem kwitnących sadów,łąk i drzew strzelajacych w niebo korkami liści. Była wiosna, ale nie o niej będzie tu mowa,lecz o obdartym, brudnym chłopcu bawiącym się na dziurawym moście rzeki Kamionki, wśród chmar kolorowych motyli i pracowitych jaskółek, lepiących swe domki pod strzechami ubogich domów. Prawdziwy Eden - to tutaj przyroda rozkładała swój uroczy bazar rozmaitości. Wiejska biedota często nie miała co włożyć do gara,była ślepa przez niewiedzę i brak skali porównań. Natomiast piękno okolicy dostrzegali obfici w dobrobyt goście hrabiego. Utopiony w sadach i "rasowych" drzewach parkowych, obszerny dom kolił w oczy zazdrośników, którego właściciel dawał zatrudnienie okolicznym mieszkańcom, ale tylko wybranym i wyposażonym w szczególne talenty, czy predyspozycje. Historię, którą pragnę opisać, to tragedia opowiedziana przez mego tatę, a zrodzona przez ludzką zazdrość i nietolerancję. Wypisz, wymaluj odwieczna racja, która krąży ujęta ostrzegawczo w powiedzeniu: "...człowiek człowiekowi wilkiem". A oto co dowiedziałem się od taty, który skromnie pożegnał się z tym światem wypowiadając po raz ostatni imię syna jedynaka w 1993 roku. Zza wysokich drzew zagajnika, deszczowe, czarne chmury wystawiły swe smocze paszcze, ziejąc ogniem błyskawic i strasząc grzmotami. Niedomyty, kilkuletni chłopiec zaprawiony od kołyski w bojach z przyrodą, jednym celnym spojrzeniem ocenił niebezpieczeństwo. Z dużej chmury mały deszcz - pomyślał. W tej samej chwili zobaczył swego o parę lat starszego brata, który uśmiechnięty zbliżał się od strony wsi. - Dobra wiadomość - zawyrokował. - Wiesz Janek, dostałem tę pracę - zwrócił się do młodszego brata nowoprzybyły. Janek najbardziej kochał swego najstarszego brata Mikołaja, wsród licznego potomstwa sióstr i braci. - Och nareszcie - ucieszył się młodszy brat, teraz pomożesz naszej mamie. - Jasne, że pomogę- odparł Mikołaj, pomogę też tobie kochany braciszku. W oczach Janka zakręciły się łzy, które otarł wstydliwie rękawem postrzępionej, lnianej koszuli. - Hrabia obiecał przyuczyć mnie do zawodu ogrodnika, jeśli będę pojętny - chwalił się szczęśliwy, najstarszy z rodzeństwa. Od tej pamiętnej rozmowy, minęły długie jak wieczność trzy lata. Mikołaj okazał się niezwykle zdolnym i pojętnym chłopcem - awansował. Za sumienność polubił go bardzo hrabia Ciecierski, obdarowując przyjaźnią i dając za wzór pozostałym pracownikom dworu. Był bardzo lubiany, za wyjątkiem najbliższych przyjaciół z pracy, którymi stali się dwaj starsi chłopcy - pracownicy hrabiowskich ogrodów. To byli sąsiedzi z tej samej wsi. Razem pracowali przeżywając smutki i radosci, wg. starej jak świat zasady przyjaźni " jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Wieś B. od zabudowań dworskich dzielił wysoki las sosnowy ozdobiony dzikimi bzami, jałowcami i różnorakim leśnym poszyciem. Przez ten niewielki zagajnik krętą ścieżką codziennie podążał do pracy i z pracy starszy brat Janka, aż do feralnego dnia. Zaczęła się wiosna, która zdobiła pola, łąki, lasy i sady. Janek postanowił wyjść po Mikołaja. Długo czekał na umówionym miejscu. Wreszcie zdecydował się pójść korzenistą ścieżką naprzeciw bratu. Był już w połowie leśnej ścieżki, kiedy do jego uszu dobiegł cichutki jęk, dochodzący z ciemności zapadającej nocy, tuż przy leśnej ścieżynie. Tym razem ziemia zwróciła życie Mikołajowi, cucąc go, przez co włożyła w jego usta jęki i słowa, które usłyszał brat. Ciężko pobity chłopiec przeżył. Co na to przeznaczenie, które udało się tym razem wywieźć w pole? Czy okłamać przeznaczenie,to sztuka, która kiedykolwiek się udała? Odpowiedzi na to pytanie pewnie nigdy nie otrzymamy - pozostają domysły, dociekania itp. Mikołaj miał silny organizm, szybko się wykurował i postanowili z bratem nikomu nie mówić o napadzie. Jednak matka domyślała się wszystkiego, jej serce wietrzyło niebezpieczeństwo. Snuł domysły również hrabia Ciecierski zwalniając z pracy potencjalnych sprawców. Powoli czas zasnuł zapomnieniem incydent. Wysoka zieleń pokryła już ten zakątek rządzący się swoimi prawami, wyznaczonymi przez pory roku. Łany dojrzałych zbóż chyliły swoje główki czekając na kosiarzy. Kolorowo - bajeczne pola, lasy, łąki wystrojone przez lato, sypały obficie urodzajem piękna. Tylko na to było stać, te piaszczyste ziemie i na grzyby, których było zatrzęsienie w okolicznych lasach. Były one "zaśmiecone" leśnym poszyciem, zarośnięte trawami, dzikimi łubinami, dołami i wzniesieniami. Wszystko to chowało mroczne tajemnice przeszłości, zrodzone przez zawieruchy dziejowe. Doskonałe kryjówki i mateczniki dla dzikich zwierząt. Ale czy tylko? Mikołaj pracował od świtu do nocy, a w sadach dojrzewały owoce. Wcześniejsze odmiany jabłek ułożone starannie w skrzynkach czekały na transport. Wszystko nadzorował młody, utalentowany ogrodnik - duma hrabiego Ciecierskiego. Janek długo czekał na ukochanego brata, który mimo późnej pory nie wracał z pracy. Wkoło mieszanina zapachów plątała myśli zmęczonego przez żniwa chłopaka. Jak zzaświatów dochodził do jego uszu głos matki dopominający się twierdzącej odpowiedzi powrotu Mikołaja. - Ona też nie mogła zasnąć. Tego wieczoru brat nie wrócił do domu, nie wrócił już nigdy. Janek przeczuwał tragedię. Skoro świt wyruszył na poszukiwanie brata. Długo penetrował drogę, jaką codziennie przemierzał Mikołaj - bez rezultatu. Brat zapadł się jak "kamień w wodę". Powiadomiona policja przepytywała sąsiadów i współpracowników. Podejrzenia padły na trzech, byłych pracowników wylanych z pracy przez hrabiego. Ale cóż nie ma ciała, nie ma zbrodni. Trzeba przyznać, że policja w tamtym czasie była bardzo skuteczna - tak opowiadał mój tata. Natychmiast zarządzono wielkie poszukiwania, w których uczestniczyli niemal wszyscy okoliczni mieszkańcy lecz bezskutecznie, mimo wyznaczonej przez hrabiego nagrody. Mijały bezcenne dni, tygodnie. Rodzina straciła już nadzieję, matka wypłakiwała oczy, tylko ojciec pochłaniał większe ilości płynu zapomnienia, dręcząc jak zwykle matkę. Nie pomogły też przepowiednie wróżek, ani wskazania jasnowidzów, których zawsze jest pełno w takich środowiskach. Kończyły się żniwa. W samo południe ostatnie snopy znalazły się w stodole. Zmęczony Janek legł prosto w stodole na rozścielonej słomie, aby zdrzemnąć się nieco po skromnym obiedzie. Zamknął oczy. Nigdy nie wiedział, czy był to sen,czy przewidzenie jasnowidza. W majakach zobaczył ukochanego brata, a właściwie rękę wystającą z ziemi.Doskonale znał to miejsce. Z pod sterty gałęzi wydobyto ciało Mikołaja, poszarpane przez dzikie zwierzęta próbujące wydobyć ofiarę z kryjówki. Finał tej rodzinnej tragedii miał ciąg dalszy. Trzej winowajcy zostali skazani. Zazdrość, zawiść zrodziły bestie, ze spokojnych młodych ludzi, zacierając granice między zwierzęciem, a człowiekiem. Matka już do końca życia łykała tabletki przeciwbólowe, uśmierzjąc pewnie ból duszy, nie głowy. Ojciec znalazł się na Syberii, w nie wyjaśnionych okolicznościach, skąd nigdy nie wrócił. Rozpoczęła się II wojna światowa, w której brał udział Janek -starszy z braci. O ukochanym Mikołaju nie zapomniał nigdy.
  14. Dziękuję za komentarz, odnosnie Twojej uwagi dokładnie była pierwsza wersja tak jak napisałas, ale ją zmieniłem. Po namysle sądzę, jednak ładniej brzmi "niecnych". Pozdrawiam jak zwykle serdecznie.
  15. Na niebie błyszczały piękne dwa wozy zrodzone dawno przez wszechświat Boży, zima z mrozem swoje tkała obrazy podziwiają je gwiazdy i człowiek marzy. Najpierw w świat marzeń woził Wóz Mały ciągnął go konik od szronu biały rozwoził bajki, dzielił wróżkami, które służyły dobrymi radami. Dziecinny świat marzeń zniknął w oddali niedługo uczucie serce rozpali nudne wieczory będą łączyć pary - Małego Wozu przeminęły czary. Piękne do Dużego wprzęgnięte konie poniosą w marzenia gdzie miłość zapłonie, śnieg przyjacielsko skrzypiał wróżbami spadające gwiazdy służyły radami. Tylko niewierne dymy z kominów zawistnych kusiły do niecnych czynów, brudziły czarami piękne miłości ludzką obmową pełną zazdrości.
  16. Jesień i marzenia, nierozerwalnie z sobą się łączą, a wszechswiat pomaga armią gwiazd. Aby się spełniły. Jak zwykle dobry wiersz...smuci i cieszy jesienny nastrój. Pozdrawiam serdecznie.
  17. Tylko bursztynem jak swiecą liscie w tedy w sercu jest bardzo ogniscie, a gdzie jest najwięcej klonów na swiecie? - kto zgadnie? - eee, pewnie nie wiecie... - taki sobie, łatwy rebus - jaki kraj produkuje najwięcej bursztynowych lisci?...(traktować z przymrużeniem oka). Kanada? (: ....niektórzy powiadają, że tam są najbardziej bajkowe jesienie. Dla mnie w kraju.
  18. Jak spadną liscie nie będzie ogniscie....pozdrawiam. ależ wtedy będzie hmm.. jeszcze bardziej w błędzie(?) (: bo jak brama się rozsunie z nieba zlecą złote kule pod stopami dywan z liści, kolorowych i ognistych to czerwone, tamte złote ten koloryt pachnie błotem a no tak! masz też swą rację, w parze buty są zbyt własne, poplątały się sznurówki płaszcze nasze wiatrem gnają i o drogę się pytają J. ..a tak mi się napisało od razu na odpowiedź (: płoniaście tak prawie zawsze Tylko bursztynem jak swiecą liscie w tedy w sercu jest bardzo ogniscie, a gdzie jest najwięcej klonów na swiecie? - kto zgadnie? - eee, pewnie nie wiecie... - taki sobie, łatwy rebus - jaki kraj produkuje najwięcej bursztynowych lisci?...(traktować z przymrużeniem oka).
  19. Dzięki, u mnie o tej godzinie kiedy to piszę słońce zdążyło się skryć za firankę drzew i domów. a u mnie ranek( na drugi dzień), zatem: dobrego i tyle(: bo pory nie odkryje ....dzięki paaa....
  20. ....byłem swiadomy, co się dzieje i nie siedziałem zamkniety w swoim chudym pokoiku. wiem wiem..tak sobie powiedziałam ogólnie, że nie każdy znajduje się obok jak chociażby Autor nijeszego..., nie każdy może zdawać sobie sprawę, że to nie tylko szklany monitor odbiornika telewizyjnego czy inne,J. (:dobrej, spokojnej nocy Dzięki, u mnie o tej godzinie kiedy to piszę słońce zdążyło się skryć za firankę drzew i domów.
  21. Może i masz rację, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie chciałem być źle zrozumianym i wyjsć na zarozumiałego buca. Sprowokowany przez Ciebie i Teresę 943 opisałem okolicznosci powstania wiersza. Nie potrfię inaczej wyjasnić, bo musiałbym napisać "trylogię" zanudzając pewnie czytelnika niezrozumiałą formą pisząc w szczegółach o wielkiej metropoli, która jest międzynarodowym tyglem innosci. Odpowiedź umieszczona pod komentarzem naszej koleżanki dotyczy też wyjasnienie Twoich wątpliwosci zasianych moim re-komentarzem. Pozdrawiam jak zwykle serdecznie. przeczytałam i już wiem, bardziej rozumiem(chociaż nie zawsze przecież wszystko trzeba) ---->wielkie dzięki, płoniaście(:J. (faktycznie nie dziwię się że wiersz taki powstał, i nie dziwię,,że utkwiło w pamięci, chociaż siedząc w swoich domach nie zawsze musimy być aktualnie świadomi tego co się dzieje) ....byłem swiadomy, co się dzieje i nie siedziałem zamkniety w swoim chudym pokoiku.
  22. Dziękuję swietliscie...pozdrawiając ogniscie. dziękuję za świetliście i niech spadną już liście:P Jak spadną liscie nie będzie ogniscie....pozdrawiam.
  23. ...to o wojnie tak ogólnie z punktu widzenia każdej ze stron, każdy komentarz będzie miał swoje racje, a mnie zostało dyplomatycznie milczeć. Pozdrawiam. hi(: dyplomatycznie milczeć..zawsze możesz dodać coś od siebie bo to przecież nic nie szkodzi wierszowi c zy jakoś tak, J. (: Może i masz rację, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie chciałem być źle zrozumianym i wyjsć na zarozumiałego buca. Sprowokowany przez Ciebie i Teresę 943 opisałem okolicznosci powstania wiersza. Nie potrfię inaczej wyjasnić, bo musiałbym napisać "trylogię" zanudzając pewnie czytelnika niezrozumiałą formą pisząc w szczegółach o wielkiej metropoli, która jest międzynarodowym tyglem innosci. Odpowiedź umieszczona pod komentarzem naszej koleżanki dotyczy też wyjasnienie Twoich wątpliwosci zasianych moim re-komentarzem. Pozdrawiam jak zwykle serdecznie.
  24. To jest trudny temat - wiersz powstał ok. dwóch lat po zniszczeniu dwóch wieżowcow na Manhattanie. Jakos tak wyszło, że i dla mnie one były i są symbolem - codziennie oglądałem je z pociągu metra, samochodu, czy wielu innych okolicznosci. Pracowałem wtedy wsród wielo etnicznej społecznosci....dalej już wiesz. Rozmowy, dyskusje, opinie itp, wyprodukowały ten wiersz. Przecież ten horror oglądałem przez rzekę Hudson. To wszystko, to jest własnie te drugie dno i wieloznaczeniowy wymiar. Pozdrawiam serdecznie.
  25. ...to o wojnie tak ogólnie z punktu widzenia każdej ze stron, każdy komentarz będzie miał swoje racje, a mnie zostało dyplomatycznie milczeć. Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...