Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Atena

Użytkownicy
  • Postów

    594
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Atena

  1. dworce są bardzo samotne
    pociągi przyjeżdżają odjeżdżają pasażerowie
    my

    w jednym miejscu tle łez
    z odjazdów i przyjazdów
    krótko przed i krótko po
    nieznośnym pisku konduktorów
    silników hamulców

    rozpacz
    radość
    po dwóch stronach szyby

    dworce są bardzo samotne
    czasami tylko żul
    przytuli się
    do ławki

  2. Tam gdzie stapiają się horyzonty niebo ma kolor różowy. Bardziej lub mniej, w zależności od Słońc, które po nim wędrują. Poruszają się one po tylko sobie znanych torach. Bez kierunku, bo tam gdzie stapiają się horyzonty nie ma kierunków, wyznaczyć je można tylko siłą wyobraźni. Żeby zrozumieć bezkierunkowość ruchu, trzeba zapomnieć o takim pojęciu ruchu, który zawsze ma punkt wyjścia i punkt do którego zmierza. Trzeba porzucić takie pojmowanie rzeczywistości, żeby zrozumieć świat, gdzie stapiają się horyzonty, gdzie Słońca nadają różowy kolor niebu.
    Właśnie pod takim niebem wyrosła jabłoń. Korzenie zapuściła głęboko, do samego wnętrza żywej i dobrej Ziemi. Czerpała z niej to co najlepsze, dobroć krążyła w jej młodych gałązkach. Rosła w górę, do wysokiego nieba. Pięknie i gęsto okryła się fantazyjnymi liśćmi, z których ujarzmieniem miewała kłopoty nierzadko. Fantazyjne liście bowiem nie poddają się ani prawom natury, a tym bardziej fizyki. Lekkie, z obciążeniem czasu stawały się cięższe. Jabłoń tymi przyjemniejszymi lubiła dzielić się ze światem. Poważniejsze zatrzymywała wbrew wszystkim prawom przyrody dla siebie. Liście mogły się rozwijać i barwić intensywnie zielono dzięki cennym sokom, które krążyły w jej konarach. Czerpała je z bardzo głęboka. Zwykłe korzenie nie sięgają tak daleko. Jabłoń miała jednak na tyle siły wyobraźni, że przebiła się głębiej niż reszta. Nie było to zwykłe drzewo. Było bardziej zielone, różnorodniej splątane, zagadkowe. I wyrosło tam gdzie stapiają się horyzonty.
    Świat, w którym zjawiła się jabłoń zadziwiał ją samą. Otaczał ją, wypełniał życiem, martwił i cieszył. Nawet pachniał. Jeśli trudno cokolwiek pojąć zmysłem wzroku, tym trudniej zrozumieć zapach. Były w nim wschody i zachody Słońc, liście ukryte i schnące na wietrze, niewidzialne ruchy ziemi przebijanej korzeniami. Świat jabłoni taki właśnie miał zapach, zapach życia.
    Kiedy gałęzie były już na tyle mocne, by udźwignąć ciężar owoców, zakwitła. Jak na niezwykłą jabłoń przystało, owoce nie były ani czerwone, ani zielone, ani jabłka. Po prostu Owoce. Pierwsze małe, następne już większe. To właśnie fantazyjne liście były początkiem Owoców. Wśród nich schowały się pięknie kwiaty, które później dzięki usilnym staraniom drzewa stały się Owocami. Jabłoń nauczyła się rodzić tylko te najbardziej dorodne, którymi się sama zachwycała.
    Tam gdzie stapiają się horyzonty, świeci wiele Słońc. Pielęgnują drzewa pod sobą, są po to, by mogły się one spokojnie rozwijać. Dostarczają im życiodajnej energii, która porusza soki i motywuje do nieustannego wzrostu. W nich także jest początek drzewa, które może wykiełkować dzięki ciepłu, które rozsyłają do ziemi. Słońca to chyba najdziwniejszy element świata gdzie stapiają się horyzonty. Są różne, każde indywidualne. Wędrują po niebie, wtapiają się w horyzonty, znikają i pojawiają się. Świat nie mógłby bez nich istnieć, a jednocześnie świat ten nie jest w stanie zrozumieć ich mocy i pochodzenia. Jedno jest pewne, bez Słońc nie byłoby drzew.
    Jabłoń nie do końca pojmowała znaczenie i rolę jaką Słońca odgrywały w jej istnieniu. Do czas aż zjawiło się jedno Wyjątkowe. Wzeszło ponad horyzonty i inne Słońca. Różowe niebo stało się bardziej różowe. Wyjątkowe świeciło tylko dla jabłoni, od nocy do rana. W zasadzie pojawiło się znikąd i nie wiedzieć dlaczego stało się częścią życia drzewa. Bardzo ważną częścią. Różowe promienie wplatały się gęsto w koronę jabłoni, oplatały pień, płynęły w konarach. Jabłoń żyła Słońcem, tak bardzo, że zakwitła w listopadzie. Na zielono. Nawet tam gdzie stapiają się horyzonty, dziwiła jabłoń kwitnąca zielono w listopadzie. Inne Słońca rozeszły się w bezkierunku, jabłoń miała teraz tylko swoje źródło ciepła, motywacji i życiodajnego światła. Nie na długo. Wyjątkowe zaszło za różowe niebo, niezapowiedzianie, bez wyraźnej przyczyn, gwałtownie. Jabłoń szybko zrzuciła zielone kwiaty. Owoce były kwaśne, spadały długo i boleśnie.
    Wyjątkowe odeszło, mimo, że wciąż było blisko. Czasami tylko pojedyncze promienie tego Słońca docierały do gałęzi, gdzieś z daleka ale były już obojętne i obce. Paliły. Dlaczego Wyjątkowe odeszło, zatopiło się w horyzonty? Może zakorzenienie jabłoni stanowiło niebezpieczeństwo wiecznego związania? A może przeraziło się tak silnego pragnienie jabłoni, która Wyjątkowe chciała mieć tylko dla siebie. Najgorsze są odejścia niewytłumaczone. Bo właściwie wtedy nie mogą odejść do końca. I odchodzą miliony razy, z milionów starannie obmyślanych przyczyn. I zawsze wtedy pojawia się milion rzeczy, które można było zrobić lepiej i inaczej, milion słów, których można było nie wypowiadać lub powiedzieć. Takie odchodzenia zabijają powoli i dokładnie, do kości milczenia.
    W życiu jabłoni był to moment, w którym rozsiało się Złe. Złe było iglaste, kłujące i zabierało dużo różowego nieba. Zawsze wyszukiwało niezwykłe drzewa, by móc wzrastać na ich wyjątkowości. Drzewa takie jak jabłoń, były potrzebne Złu do właściwego funkcjonowania, do nieustannego pięcia się w górę. Kusiły swą naiwnością, nieskomplikowanym bytem. Jabłoń pozwoliła Złu wykiełkować, nie zauważyła go wciąż szukając Wyjątkowego, które znikło za niebem. Złe rosnąc zaczęło przyciągać uwagę Jabłoni, fascynować i zadziwiać. Pociągająca była jego potęga i władza jaką posiadało nad wszystkimi mniejszymi i nieporadnymi formami życia. Złe było potężne i władcze, a co najważniejsze nie potrzebowało Słońca, zimne i obojętne. I głównie z tego powodu jabłoń zapragnęła być jak Złe, doskonale sobie radziła w odnajdywaniu się w otoczeniu, w którym nie zwraca się uwagi na różowe niebo, na całe wyjątkowe piękno w około. Ważne jest tylko nieustanne pięcie się w górę, by wyróżniać się i wywyższać. Nie podziwia się liści, nie rodzi Owoców. Są niepotrzebne, najważniejsze jest żeby być widocznym.
    Ta przewrotna filozofia Zła zaprowadziła jabłoń wysoko. Dopiero stamtąd mogła dostrzec ogrom zniszczenia jaki został po jej wędrówce w górę. Wszystko co kiedyś ważne zostało tam na dole, wśród zeschłych fantazyjnych liści i zrzuconych Owoców. I ta nieustająca tęsknota za Wyjątkowym tak usilnie zagłuszana w drodze do góry. Była jak niewidzialne przycinanie gałęzi, które ośmieliły się wystrzelić za wysoko. Konwulsyjny, niewidzialny ból przenikał od samych korzeni po najwyższe partie gałęzi. Stał się nieodłącznym elementem wzrostu i bycia drzewa.
    Horyzonty zapadały się w sobie, świat jabłoni wypełniał się Złem. W jej środku płynęła już tylko obojętność, czerpana najmniejszym wysiłkiem spod samej powierzchni Ziemi. Dopiero kiedy zaczęła zauważać nieodwracalne zniszczenia zrozumiała, że nie chce, by tak wyglądał jej dalszy rozwój. Nic nie zostaje po takich drzewach. Są do momentu, kiedy Dobra Ziemie przestanie dostarczać im życiodajnych soków. Potem po prostu stają się elementem gleby, na której Złe może rozwijać się dalej i intensywniej. Czy warto piąć się do góry po to tylko żeby zobaczyć to wszystko co zostało w dole? Może widoki bardziej ekskluzywne, może różowe niebo bardziej blisko, ale na szczycie jest się samotnym. I wtedy ani widoki ani bliskość nieba nie są w stanie wynagrodzić tych wszystkich istotnych elementów życia, które pomija się, niszczy, zostawia na dole. Do pewnego momentu można jeszcze zawrócić. Jabłoń wiedziała o tym i bała się, że może nie zauważyć tej granicy.

  3. klawisze białe i czarne
    but lewy but prawy
    mistrz i Małgorzata

    osobno do niczego

    Aneta Musiol
    Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w niniejszym poście dla potrzeb procesu Konkursu na tomik portalu www.poezja.org, zgodnie z ustawą z dnia 27.08.1997r. Dz. U. z 2002 r., Nr 101, poz. 923 ze zm

  4. a gdyby drogi nasze się nigdy nie zeszły
    nie wpadły na siebie
    nie związały na dobre i złe pogody

    gdyby życie nam wyszło
    według planu

    byłybyśmy osobne i dalekie
    może nawet blisko
    ściśnięte w tramwaju plecami do siebie

    biedniejsze o jedną przyjaźń

    dobrze więc że jesteśmy razem
    i że czasem nie wszystko wychodzi

    Aneta Musiol
    Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w niniejszym poście dla potrzeb procesu Konkursu na tomik portalu www.poezja.org, zgodnie z ustawą z dnia 27.08.1997r. Dz. U. z 2002 r., Nr 101, poz. 923 ze zm

  5. wiosna pachnie powietrzem
    miasto wykorzystuje takie wieczory do życia
    trawi je razem z mieszkańcami, podróżnymi i przybłędami
    żadnej różnicy

    w takie wieczory na ulicę wychodzą
    odsłonięte łydki i splecione dłonie
    nie licząc tych z lodami

    dziś się nie śpieszą
    zimne życie zostało w zimnych murach
    wiosenne wieczory są dla zakochanych i poetów

    brzmią saksofonem na rogu ulicy

    a oni wciąż idą
    zbyt daleko żeby się objąć
    zbyt daleko żeby usłyszeć

    Aneta Musiol
    Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w niniejszym poście dla potrzeb procesu Konkursu na tomik portalu www.poezja.org, zgodnie z ustawą z dnia 27.08.1997r. Dz. U. z 2002 r., Nr 101, poz. 923 ze zm

×
×
  • Dodaj nową pozycję...