![](https://poezja.org/forum/uploads/set_resources_4/84c1e40ea0e759e3f1505eb1788ddf3c_pattern.png)
Ania_G.
-
Postów
135 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Ania_G.
-
-
łatanym chodnika parkietem
potrząsał
być może do rytmu
kępki mchu-
pionierzy pękatych dachówek
nie papu
chodźmy pyzatej buzi śladem
burzyć opasłych
odpadów wieże
ich konformizm
tak pysznie w tańcu skona
wreszcie
wznieśmy barykadę jak
ten mur wyniosłą
przecież
gwiazdy wodzić będą
soczewką latarni
narożnej
tam nasz pośpiech dojrzeje
naprzód dzieci
nagich ścian ulicy0 -
iść chcesz pielgrzymie
krwi świeżej śladem
asertywny wobec drzewa?
życzliwe wiatry kształtowały
kadłub twej przystani
słońca obfitości wschodziły
u progu jej spichlerzy
i widział Pan że były dobre
...do czasu
porzuć pielgrzymie gniazdo
statecznej melancholii
użycz ramienia kohorcie
w dni jej upadku
w cieniu konarów pokrzepi
utracone siły
pod ich patronatem
wyda zdrowy owoc
Pan drzewo zasadził w ogrodzie...0 -
melodramat uciekających spojrzeń
płochliwych wzruszeń
licytacja opiniotwórcza
nadzór wrażeń
weltschmerz do potęgi
nieartykułowanej
twoje oczy tłem
usta pierwszym planem
portretów niedokończonych
preludium światła
pod niebem chmurnym i bladym
w dole celebracja plam
miliardy barw
z jednej palety ziemi
i gdzies w tle pigment oceanu
nie było po drodze fluidom
naszych własnych konfrontacji
w grze światła i cienia
ty byłeś płótnem łatwopalnym
w górze feta akwarelowych fuzji
galimatias niespełnionej twórczości0 -
z mśćiwej pięści
trafiasz bezwiednie
na stos zbłąkanych owiec
stworzony by dławić
w boski plan wpisany
krępujesz wrota
niewypowiedzianej chwały
zawodny jak diabli
odrzucony przez budujących
płomieniem nowe miasto
wznosisz dla nich0 -
dokarmiałam ptactwo wodne
plwocinami wyrzutów i zarzutów
kilka razy przeklinałam księżyc
za kształt rogala
z premedytacją rozkradłam
płatki korony działkom kielicha
notorycznie oszukiwałam głód
zabiłam ciszę jednym szeptem
okazjonalnie biłam rekordy
zazdrościłam plemnikom
siły przebicia
zamiast świat naprawiać
lawinowo i z zachwytem
klepałam wiersze0 -
dokąd płyniesz
w stugach pląsa
ekstensywnie dzika rządza
wielkich spraw
małych przestrzeni
usycha koryto
słowotoku
w amoku
zretencjonowanych uczuć
deficyt
uderza w statystyki
piętrzą się
głośne slogany
zdrowej nagany
wpuszczone w kanał
dokąd płyniesz
nadziejo0 -
żegnały niekontrolowanym
aplauzem iskier
spalone mosty
opadłe kurtyny
usiłując wykraść przestrzeń
białym karłom
za cienkościennym szkłem
historia
po drugiej stronie lustra
autostrada
krzywa pochyła
miejscowo nieprzejezdna
zamykały parabolą
powszechną monotonię nieba
ustępując miejsca co świt
wschodzącej wyroczni0 -
przerywasz fizjologię snu
unikalną wiązką fotonów
lubię nawet barwę dzwonka
którym stawiasz mnie na nogi
lekcji astronomii udzielasz z rozmachem
każąc wpółśpiącym zmysłom
wyczytać z mapy nieba
współrzędne supernowej
w bliskim sąsiedztwie parzystokopytnych
w pałacu sianem słanym
rzuca na kolana
paradoks spełnionej planety0 -
systemicznie uwsteczniona
w przestrzenii międzypakietowej
tetraedrów
permanentnie trwać będe
niedostępna dla korzeni
które zapuścisz
zasorbowana niewymiennie
apodyktyczna wobec rotacji przemian
będe istnieć
na pograniczu dwóch faz
unieczynniona
toksykoodporna
fenomenalnie
ponad prawem ekstrakcji
w toku biodegradacji bezwarunkowo
przepadnę
w przyrodzie z natury mi obcej0 -
kochałam patrzeć
jak zastawiały
mu drogę do domu
w podskokach
zabiegając o względy
padały do stóp
a on
mieszał je z błotem
deptał
poniewierał
instynktownie
unicestwiał
kochałam
tę zamaszystość kroków
godzinami wpatrywałam się
jak znikał
w ich objęciach
opadały
gęsto zacierając ślady
pamiętnych gestów
odkąd wyszedł z ich cienia
uschły z tęsknoty
za cyklem powrotów
jakby nie wiedząc
że wyjątek potwierdza regułę0 -
budujesz mi schody
tak odwykłam już od betonu
dróg brukowanych
z doskoku
i teraz ten upadek...
w godzinach szczytu
złamane skrzydła po lewej
płynny wosk po prawej
próg postawiłeś wysoki
znów uczę się wstawać
jeden krok po drugim
stawiać
zabroniłeś z wiatrem szybować
po raz drugi
a tak do twarzy mi było
w autentycznym błękicie
znikały gdzieś sprzed oczu
wrzeszczące fundamenty
płaszczyły się pod stopami
korony miast
budujesz mi stopnie...
kiedyś nauczysz mnie latać0 -
oddal ode mnie ten kielich
nie zniosę ekstazy
wściekłych neonówek
białej sali
z góry niewzruszone patrzą
jakby nie wiedziały
że w ciemności odejść
łatwiej
wygodniej
spieszą się wciąż
porzucając gdzieś piąstki
drobne
otwarte
bezradne
toast wzieśli za
zagubione tętno
nieposłuszne pompy
bezużyteczne efektory
biel i ciszę sali
czkawkę neonówek
pijmy do dna
gdy polewają0 -
i tylko wymaż z błękitu ołowiane chmury
nie musisz karmić złudzeń
i tak wiem że tamtym gwiazdom
będzie nie po drodze
upadną w konwulsjach
gdzieś po drugiej stronie
nie musisz zapewniać
że to tylko kaprys sędziwej fortuny
kiepski z niej artysta malarz
a może punkt rosy soczewkom ciąży
nie patrz tak proszę
to tylko kilka kropli wody
na suchym policzku
i tylko wymaż z pamięci
ogród tęczą tkany...0 -
wieczór miał być
powtarzalnie impresjonistyczny
w koktajlu obłoków rozsmakowana
rzucałam gorączkowe spojrzenia
temperamentnym bałwanom
konsekwentnie gubiły
wpisane w wydmy ślady stóp
broniąc praw autorskich
nie mniej natrętnie
niż roje białych skrzydeł
terytorium swych łowów
wapiennych pancerzy sanktuarium
mijałam w milczeniu
pod banderę przygodnego okrętu
wysłałam myśli nieokiełzane
tam gdzie czyjeś słowa
na zwiniętej w rulon epistole
w szklanej oprawie
trafić miały pod opiekę
poczciwych prądów
w czyich dłoniach port znajdą?
niepowtarzalnie enigmatyczny zmierzch
zamknął kurtyną
akt niedokończony0 -
"dosłowne"epitety "dosłownie"ukazują obraz Tego o którym piszę...nic dodać nic ująć
0 -
jesteś dla nich
ciszą
w bajecznej harmonii
rytuału budzącego się życia
zaklęciem
mistycznie wyrafinowanych plemion
odległą galaktyką
zawieszoną w czasie
hipotezą
umysłów tęgich
niekończącym się jutrem
teologicznych frazesów
artystą artystów
alfą i omegą
pierwowzorem Edenu
dynamiką
penetrujących próżnię żywiołów
jesteś legendą
zamierzchłych czasów
somnambuliczną wizją
mirażem imperium relatywizmu
kim jesteś dla mnie?0 -
stali w kolejce po szczęście
impertynencja
ciężkim krokiem
zastawiła drogę
posypały się perły
wadliwej wymowy
równi i równiejsi
elitarnie wyselekcjowani
pod gwiazdą
szczęśliwszą niż słońce
dokładali wszelkich starań
by to co na ziemi
lekkim było stale
klapki na oczach
ułatwić miały widoczność...
stali w kolejce po szczęście
zachłanni
jak ta gwiazda
bezwstydni
niczym zasłona przybytku
spektakularnie aroganccy
niech ziemia lekką im będzie
łaskawy wiatr wstrzyma oddech
by płomienie tańczyć mogły
na płycie mogiły
szczęśliwych inaczej
już po tamtej stronie...0 -
z rybakiem co sieć zarzucił
w zaroślach powinowatych sklepieniu
nie jedną partię przegrał wiatr
naumyślnie
kaskadą urodzaju
uderzał w szyby grad
frywolnie
zesłany na palca skinienie
przez korytarze obłoków
ciężarna sieć żywicielką była
ster czasomierzem
barka fundamentem jestestwa
na horyzoncie ta sama kula
co wieczór sprzedawała wdzięki
tej samej toni
i tylko czarna dama w płaszczu z gwiazd
dziwnym napawała lękiem
w miesięcznym blasku
skradał się czas dylematów
raz gdy skłucona z tonią kula
wcześniej dźwignęła złote lica
zostawił barkę na brzegu rybak
bo gdzieś w obłokach szemrał wiatr
że ludzi pora łowić...0 -
pytałam kamieni
tańcem szeptów upojony zmierzch
kazał wracać
w 6 dni budował
półpłynną mozaikę nadziei
pytałam pierwiastków biogennych
bezmiarem wydm urzeczony wiatr
kazał milczeć
6 dni nakręcał
mechanizm okazałej blachy
pytałam o sens
cel
zamiar
w 6 dni ślady stóp wypłukał ocean
pytałam i pytać nie przestanę
w 6 dni nowe życie powstanie
pytanie?0 -
w wielkiem świecie
brakło miejsca
dla stóp zmęczonych wędrówką
przez labirynt spraw ludzkich
pospolitych szarych
powietrza zabrakło
dla płuc młodych wiekiem
dojrzałych by walczyć
krew zatruto lodem skuto
serce zbyt pospieszne
brakło miejsca
w wielkim świecie
dla dłoni otwartych
gotowych do pracy
uśmiechu zabrakło
dla zmęczonych oczu
spragnionych radości
wszystkie kości
policzono
łzy osuszono
brakło miejsca
w wielkim świecie
dla człowieka0 -
Konwalii pąki rosą zroszone
w słowiczy wsłuchani śpiew
w jedną od dzisiaj pójdziemy stronę
w jeden wpatrzeni cel
Na skrzydłach wiary silni młodością
z euforią świeżą jak mgła
pełni nadziei z błogą ufnością
w inny wkroczymy świat
Dopóki kula płonie gorąca
w pierścieniu nieznanych sił
na przekór nocy w promieniach słońca
razem przyjdzie nam śnić
A gdy na jasnym dotąd sklepieniu
zblednie słoneczny blask
zmęczeni życiem w ciał naszych cieniu
przetrwamy niełatwy czas
Konwalii pąki rosą zroszone
przekwitną z biegiem lat
spójrzmy raz jeszcze w tę jedną stronę
zanim odpowiesz tak0 -
fenomen strzelistych ramion drzewa
zakłóca rezonans oddechu i tętna
recital pasji
akompaniuje niepojęty diastrofizm
materii litej
to tylko jeden płomyk mniej
w galerii parafinowych metryk
przy konającym blasku supernowych
kiepski spektakl
czysta proza
dwie belki drewna
sprzęt egzekucji
fałszywych proroków
uzurpatorów
łotrów
wyrosły ku niebu
w niemym osłupieniu
szpetne w swym przekroju
niepotrzebne...?
planeta urodzaju
trawi plon własny
w płomieniach perwersji
inaczej smakuje powietrze
bez przydrożnych krzyży0 -
Może zdołasz konsternacji rozproszyć membranę
Nim bojkot wznieci kaszmir brawury mej szpetnej
zanim feniks z popiołów raz jeszcze powstanie
przerwij krwiobieg dekadencji perwersji szlachetnej
Może poddasz falezie komponent chimery
zanim antyklimaks dokona ekstrakcji
nim paradoksalnie dwie scalone sfery
w dwie strony skieruje syndrom prowokacji
Może zdołasz agregatu naturę odtworzyć
zanim w hibernacji rozkocham się szczerze
może przyjdzie ci jeszcze falangą dowodzić
nim w gruzach zastaniesz swą życiową twierdzę0 -
Długie listy pisałam
gęstym tuszem w białej księdze powrotów
wieczory w samotności snuły się obficie
gdy inicjały odruchowo wykreśliłam
po raz pierwszy
z porywem bryzy drgała nadzieja
lekkomyślna jak wtedy
gdy z kalendarza pierwszą kartkę wyrwałam
niebanalne usta tak samo smakowały
zakazane metafory
wytrącone z roztworu lawy płonęły
zsynchronizowanew tańcu
pompy tanim sumptem rytm wybijały
z dalekoidącym zapałem
szelestem stronic pożegnałam długie listy
niech płoną w towarzystwie liści zeszłorocznych
pogrzebałam już w prochu szarym
oddech ust niebanalnych
w deszczu zmyłam kurz z drżących powiek
tusz przepadł w kałuży
jak okręt bez żagli
z łez litanię ułożę w białej księdze powrotów0
Big bang
w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Opublikowano
"W Tobie żyjemy,poruszamy się i jesteśmy"
Grawitacyjna osobliwość...
godzina zero
"Niech stanie się światłość" -powie
w punkcie kumulując wszechmoc
eksplozja potęgi...
początek
dryf rodzącego się duetu
czas zacząć
materia-antymateria
...Wszechświat
w imię
ekspansji postępu
"Jestem, który jestem"