Ania_G.
-
Postów
135 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Ania_G.
-
-
Gdzie się nie urodzisz
tam garby rynsztoków
soprano aniołów
z podgrzanych kreskówek
a nocy się dziwię
że z tej ciszy słynie
słowo,które milczy,
gdy płoną ulice
ciało, gdy w świtaniu
coraz mniej ze świtu
śpij, uchylę czoła
i nie będę wcale
do szopy pospieszać0 -
mojej pustyni słuchasz tak
jak kultowej dyskografii
przy harfie usiadł młody wiatr
zagrał najsmutniej jak potrafił
w wielbłąda skórze szedł pod prąd
szarańczy znając smak i miodu
kamieniom łatwiej będzie stąd
z pieśnią na ustach iść do przodu
wzgórzom prostować ścieżki swe
niż ludom nowe wznosić miasta
na horyzontu krwawym tle
słońce z hojności swej wyrasta
i pewnym krokiem wracasz tam
by się w pustyni mej zatracać
z głosem zostaniesz sam na sam
i nie przestaniesz tak powracać0 -
bo gdy się w popiół obrócisz
za Jego palca skinieniem
zblednie to co było krwawym
tylko złudzeniem
ciepły snop światła położy
na ciężkiej od kurzu księdze
przeczytasz jak się pogubiłaś
w życiowym pędzie
tak umierały wydając niemy krzyk rozpaczy
wyrwane jak z kontekstu zdanie
kleszczem nieludzkich harataczy
a jeszcze inne w kanale swoje ujście mają
by jednym życiem obdarować
ulotną chwilę trwają
zobaczysz twarz swą w ekstazie
opromienioną zbyt obficie
tam gdzie poczęty nie w porę
odchodzi skrycie
uśmiercasz go bez skrupułów
w imię tak zwanej wolności
tego co krwią miał być z twej krwi
i kością z twej kości
tak umierały wydając niemy krzyk rozpaczy
wyrwane jak z kontekstu zdanie
kleszczem nieludzkich harataczy
a jeszcze inne w kanale swoje ujście mają
by jednym życiem obdarować
ulotną chwilę trwają0 -
a na wzgórzu znajdziesz dom
pachnie jeszcze świeżym kwiatem
i dziwnym spokojem
Pani która odeszła
miała ciepłe oczy
serce mieczem przeszyte
i troskę o ten kawał padołu
co tam lśni w dole
Efez miał taki amfiteatr
jak my stadiony
gdy gnają nas terminy
i dom publiczny teraz
znaczą sterty kamienia
a wyżej las klęczy
drżąc przed filologią
języków płomieni
dom znajdziesz na pewno
ogień zawrócił wtedy
gdy ujrzał Panią o smutnych oczach0 -
smutnie zamszowa piosenka
wezbrały oczy deszczem
pod mostem wisi rzeka
ciężka od żalu jeszcze
niedokończone mosty
przeczytam i podpalę
konary miast zarosły
na nieco większą skalę
długie mają wieczory
i szare korytarze
na deszczu suszą pory
i zeszłoroczne twarze
mokre mają potrzeby
i przemoknięte chęci
a żeby słotę przeżyć
zaszyły się w pamięci
o spacerach na boso
mgliście zwiewnych sukienkach
płynie w tle jeszcze z rosą
smutnie zamszowa piosenka0 -
tak płacze Twoje niebo
i wzywasz mnie nad Swe wody
ciche mają tonie
łagodnie zaczesane fale
Twój gniew
gdzie widnokrąg przepadł
i nie masz już do mnie żalu
tylko łaskę rozlewasz
po plaży
gdzie byłeś gdy wznosili
swe żagle o pomoc
zagubienie w bólu istnienia?
odeszli jak noc ze świtaniem
Ty, który zaklinasz burze
jednym słowem
by potem zniknąć
milczeniem skały
wejrzyj na puste porty
pachnące jeszcze rozstaniem
niech serca ich tęsknią
do powrotu0 -
ten sam
tylko trochę
śmielej pustoszeje
od studenckiej braci
odwykł
i już jakby się pochylił
i posiwiał
pewnie nadal się nie śmieje
tylko wątpi i wiotczeje
dusi grosz
i ma gdzieś gołębie
z precli warkocze spina
ale taki wciąż znajomy
gdy się nieco powspomina
z Tobą bardziej mu do twarzy
szkoda że się tak postarzał
razem z nami
gdy z tych marzeń
jak z kaloszy wyrastamy0 -
blady strach
nieuleczalne paranoje
wpuścił w kant
i wprost z sufitu się gramoli
może niewdzięczne
i takie wczesne padły słowa
jakby powietrze
miało mnie w krypcie swej pochować
słony smak
już tylko krwi dorówna treścią
zgubny pakt
nie przestał być na ustach pieśnią
długie wieczory
zdobią dywany i draperie
uczą pokory
i nawracają na histerię
a ty za grubym szkłem
schowałeś nasze wspólne wiersze
na katafalku ogień właśnie trawi zdjęcie
twój uśmiech poszedł z dymem
w całkiem inne miejsce
postawię dziś na twoje szczęście
w kuchni blat
ugina się pod naczyń flotą
szukam strat
gdzie król udaje się piechotą
na dwoje wróży
i gwiazdom świetlnych lat dodaje
czymś się przysłużył
skoro się z kpiną nie rozstaje
kapie świat
i coraz mniej go na talerzu
róży kwiat
a tak mu ładnie było w beżu
najrzadsze tony
oprawię w krzywą antyramę
i zaraz po nich
twój portret w moim oknie stanie
a ty za grubym szkłem
schowałeś nasze wspólne wiersze
na katafalku ogień właśnie trawi zdjęcie
twój uśmiech poszedł z dymem
w całkiem inne miejsce
postawię dziś na twoje szczęście0 -
do urn narodzie spiesz
i zapał sobie kup
lecz tęgi odłóż miecz
a potem bywaj zdrów
bo czasy mamy cóż
na pozór jednostajne
i nie wiesz czy twój wróg
w korycie śpi czy stajni
z kwiecistej mowy słynie
czy ciętą tnie ripostą
jak rzeka wszystko płynie
a piórka same rosną
pod tupolewem las
zamilkł niby z przekorą
jakby ten właśnie czas
nadszedł właściwą porą
nie zgadniesz choćbyś chciał
kto jakie rozda karty
czy się kandydat śmiał
czy śmiechu będzie warty0 -
trwaj
dom popłynie
czarno białe zdjęcia
i meble po dziadkach
prędzej niż wspomnienie
przejdzie z deszczem
może zgasną
szare świece
po niemalowanym drzewie
pamięć
i żal po kredensie
zabierz dłonie
i z wieszaka zerwij serce
bo czas nagli
łechce cienie
i dusi powietrze
doprawiony słońcem kompot
stygnie pod chmurką
a w dali kwitną sady
i mundury jeszcze
jak nienarodzone wiersze
smak opustoszałych murów
zapach czerstwej krokwi
spiżarni obejście
odejdź i zapomnij
gdzie było to miejsce0 -
gdy postęp na progi nie zważa już wcale
i co dzień wyprawia odświętne roszady
nie skacze już w gumę, nie bawi się w berka
nowe pokolenie-dzieci neostrady
blokowiska blogów obciążają serwer
pod słitaśną focią komentarzy sznury
myśli jedna z drugą że za taką cenę
ujarzmi parszywe wybryki natury
zamiast pościć-posty wysyłają w tany
by na forum bełkot obrócić w debatę
nie wie jeden z drugim czy to w sieci piszczy
czy czajnik zaparzył wodę na herbatę
miał wyrzucić śmieci, a usuwa spamy
demotywujące bywają zagrania
zanim kupisz dziecku pierwszego peceta
weź dzieciaka naucz po podwórku ganiać0 -
na nieludzkiej ziemi
pod słońcem zagłady
giną ideały bez cienia ogłady
a z nimi kwiat ludu
biało-krwawe pąki
zrzuca jak liść drzewo na polu rozłąki
las milczy a prawda
w mogile usnęła
gdzie ziemia swe dzieci na łono przyjęła
o cześć tej pamięci
wołają kamienie
i z nowym impetem powraca wspomnienie
czas koła zatacza
nad laskiem zawrotnie
kolejny kwiat gubi pąki bezpowrotnie
o ziemio co krwawym
obumierasz głodem
porzuć bicz co wisi nad polskim narodem0 -
na nieludzkiej ziemi
pod słońcem zagłady
giną ideały bez cienia ogłady
a z nimi kwiat ludu
biało-krwawe pąki
zrzuca jak liść drzewo na polu rozłąki
las milczy a prawda
w mogile usnęła
gdzie ziemia swe dzieci na łono przyjęła
o cześć tej pamięci
wołają kamienie
i z nowym impetem powraca wspomnienie
czas koła zatacza
nad laskiem zawrotnie
kolejny kwiat gubi pąki bezpowrotnie
o ziemio co krwawym
obumierasz głodem
porzuć bicz co wisi nad polskim narodem0 -
o planecie ci opowiem
i samotnym jej mieszkańcu
Małym Księciu i baranku
co to chodzić miał w kagańcu
to dla róży której blasku
gwiazdy pozazdrościć mogły
choć w ogrodzie inne róże
równie wdzięczny żywot wiodły
ale żadnej z nich nie kochał
bo miał własnej dość pod kloszem
"próżno uwieść chcą bo w sercu
tylko jedną różę noszę
jedną tylko oswoiłem
i kaprysy jednej znoszę
do tej jednej cały tęsknię
i o jedną tylko proszę"
tak zrozumiał Mały Książe
co też słowo lisa znaczy
dobrze widział i postrzegał
wówczas gdy weń sercem patrzył0 -
barka przybiła do brzegu
przystań
zanurzona w ciszy
wita wędrowca
z daleka przybył
smagany
deszczem owacji
dalej niż sięga
zenit wyobrażeń
spotkanie
z żywym słowem
wybija za kurtyną
Ty który znasz
moje łzy
nim w oku zakwilą
wzywasz na połów
i burze zaklinasz
gdy strach
we mnie tańczy
wypłynął ku Tobie
pochwyciłeś
jego żagle
w dłoń wiatru0 -
dopóki jestem
kolejnej strony
pierwszą literą
i róże sadzisz
po kątach
a one bolą
jak pachnie ogród
gdy wiosna wpadnie
z tobą
zapuszczam włosy
i żurawia
by ktoś miał nas dość
na zapas
dopóki w piersi
trzymasz skowronka
w złotym kagańcu
i róże karmisz
pod oknem
jak kwitnie rosa
gdy świt powróci
z tobą
puszczam latawce
i pawia
by ktoś miał nas wprost
na widelcu0 -
I
skonsternowany
bardziej niż wyrok boli
źrenic milczenie
II
przyjmuję wolę
drzewo mi wrasta w barki
a ty podążaj
III
człowiekiem jestem
i nic co ludzkie...słyszysz?
ciało odmawia
IV
mieczu boleści
co zatroskaniem tniesz wskroś
oszczędź jej serce
V
zrządzeniem losu
brodzisz w tych kałużach krwi
co uzurpator
VI
odszukaj twarzy
niedokończony portret
drogi boleści
VII
czas konfrontacji
z kurzem zmieszany oddech
ziemi stracenia
VIII
akompaniament
lament ma sens gdy płaczesz
nad sobą samym
IX
Bóg musiał upaść
byś mógł z tym tłumem krocząc
nie zauważyć
X
człowiekiem jeszcze
jestem z resztek godności
oskalpowany
XI
przebodli ręce
i nogi rdzą win swoich
z premedytacją
XII
widzisz jak gasnę
po ludzku tak wśród łotry
na drzewie hańby
XIII
kontempluj pietę
bólem rzeźbiona Matka
z Synem w ramionach
XIV
odeszło Słońce
kamień na warcie czuwa
do świtu tęsknij0 -
dzień parszywie obojętny
bo zgubiłam Cię w tym pędzie
patrzą na mnie obce gęby
a ja błąkam się w obłędzie
Twych kurwików w oczach szukam
pieszych co zachodzą drogę
kłęby chłonę, dźwięków słucham
lecz odnaleźć Cię nie mogę
serce mam już całkiem bose
dłonie znowu wyszły z mody
trzeba będzie pójść za ciosem
dać wspomnieniom umknąć z głowy
żeby jeszcze były skore
puścić z dymem szare włości
ja im jednak nie pozwolę
choćbym miała dostać mdłości
tęskno mi za Twym podmuchem
co jak bryza włosy głaszcze
w dreszcze wprawia mnie za uchem
i otula ciepłym płaszczem
za szarmanckim strun trzepotem
co na chandrę urok rzuca
palców Twoich w moich splotem
chwilą, gdy unosisz usta
i już cieplej jest motylom,
co to w brzuchu dzieje przędą
zdmuchnij strużkę łez co płyną
do rozpuku śmiej się ze mną
nie przestawaj tak mnie bawić
łaskocz słowem tak jak lubię
nie dam więcej z oczu stracić
tego, co znalazłam w Tobie0 -
połamany jak chleb
ten wasz los
i lód po którym drepta
płetwa
nie jestem tu
nawet dla was
od tak przyszłam
targana żalem
by popatrzeć
jak Wisła wije wstęgi
i zrzuca kry
jak sukienkę
chciałam być jak ona
tylko on nie chciał
czekać dłużej
dźwięk migawki
i już jesteś tylko
stadem pikseli
wasz los
jak mój połamany0 -
świeży jak świtanie
pod palców opuszkiem
wędruje twój zapach
drapiąc mnie za uszkiem
szuka po omacku
szczytów niezdobytych
dolin niezgłębionych
lądów nieodkrytych
a serce aż pała
do tych dzikich włości
dowiesz się w ukryciu
jak tu dojść najprościej
krew korytem toczy
pożądania fale
bliżej nie dopłyniesz
tak mi się wydaje
czekaj ze mną świtu
co pachnie oddaniem
będę ci smakować
świętym wyuzdaniem
po kawałku dotrzesz
do sedna spełnienia
pozostaniesz sługą
własnego zdumienia
patrzą na nas słońca
i nie dają wiary
że miłość wyrosła
ze sukni ofiary
dziwią się świetlówki
nieba uwieszone
że zagadki takiej
nie chcesz wziąć za żonę0 -
od wystawy do wystawy
upatrując białogłowy
bacz na słowa mocium panie
by ci nie odjęło mowy
malowane mają lica
temperament Don Juana
ta galeria jest ich twierdzą
a interes mocium pana
więc nie szastaj pan swym skarbem
bo oskubią pana sprośnie
Bóg wie co z nasienia tego
wykiełkuje i wyrośnie
pan przy zdrowych bywasz zmysłach
pan chcesz zdrowe spłodzić wnuki
pan z galerii handlu wynieś
kuper do galerii sztuki0 -
znaki
pytam o nie stale
i nawet chcę uwierzyć
w przekaz
trąć mnie swoim palcem
czasem
bym uchylił czoła
prostaczków zwyczajem
ufnie
mesjasz
a w prozaicznie
posłanym grajdole
kwili jak pisklę
ot co
nic tu po mnie
powiem
innej gwiazdy warkocz
obracając w dłoni
żądny znaków
sercem
nie umiem czytać
z ust cherubich
a śmiem odejść0 -
na salonach światka pępku
partycypuj jak w burdelu
bo przepadniesz nim urośniesz
jak to już czyniło wielu
ubierz gębę a la poker
z obiektywem wejdź w relacje
a na deser nam zafunduj
skandaliczną prowokację
bezpartyjne porzuć buty
niech się stopy w ciasnych męczą
w politycznych preferencjach
media chętnie cię wyręczą
na języki cię nadzieją
delikates boś sprzedajny
odtąd cię nazywać będą
showman vel rozpoznawalny
zważ ty jednak komu sprzedasz
talent co ci Pan darował
z kim go w karty możesz przegrać
nim cię zechcą wylansować0 -
posłani
port folio bez treści
może zechce odmienić los
w motek wełny
pochyleni
nad misterium
jak wierzby u meandrów
bezradni czasem
prędzej lita skała
przemówi pieśnią szafranu
powołani
szeptem głuszy
na pustyni życia
by zawrócić ku wyspom
gdzie sztorm
nie słucha Pana
wybrani
zaręczeni z trwogą
błądzą bez twojej szansy0
słowo ciałem
w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Opublikowano
Celem owego wierszoklepy nie wadzić z Bogiem a polemizować ze zlaicyzowanym społeczeństwem