Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ania_G.

Użytkownicy
  • Postów

    135
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Ania_G.

  1. mojej pustyni słuchasz tak
    jak kultowej dyskografii
    przy harfie usiadł młody wiatr
    zagrał najsmutniej jak potrafił

    w wielbłąda skórze szedł pod prąd
    szarańczy znając smak i miodu
    kamieniom łatwiej będzie stąd
    z pieśnią na ustach iść do przodu

    wzgórzom prostować ścieżki swe
    niż ludom nowe wznosić miasta
    na horyzontu krwawym tle
    słońce z hojności swej wyrasta

    i pewnym krokiem wracasz tam
    by się w pustyni mej zatracać
    z głosem zostaniesz sam na sam
    i nie przestaniesz tak powracać

  2. bo gdy się w popiół obrócisz
    za Jego palca skinieniem
    zblednie to co było krwawym
    tylko złudzeniem

    ciepły snop światła położy
    na ciężkiej od kurzu księdze
    przeczytasz jak się pogubiłaś
    w życiowym pędzie

    tak umierały wydając niemy krzyk rozpaczy
    wyrwane jak z kontekstu zdanie
    kleszczem nieludzkich harataczy
    a jeszcze inne w kanale swoje ujście mają
    by jednym życiem obdarować
    ulotną chwilę trwają

    zobaczysz twarz swą w ekstazie
    opromienioną zbyt obficie
    tam gdzie poczęty nie w porę
    odchodzi skrycie

    uśmiercasz go bez skrupułów
    w imię tak zwanej wolności
    tego co krwią miał być z twej krwi
    i kością z twej kości

    tak umierały wydając niemy krzyk rozpaczy
    wyrwane jak z kontekstu zdanie
    kleszczem nieludzkich harataczy
    a jeszcze inne w kanale swoje ujście mają
    by jednym życiem obdarować
    ulotną chwilę trwają

  3. a na wzgórzu znajdziesz dom
    pachnie jeszcze świeżym kwiatem
    i dziwnym spokojem

    Pani która odeszła
    miała ciepłe oczy
    serce mieczem przeszyte
    i troskę o ten kawał padołu
    co tam lśni w dole

    Efez miał taki amfiteatr
    jak my stadiony
    gdy gnają nas terminy
    i dom publiczny teraz
    znaczą sterty kamienia

    a wyżej las klęczy
    drżąc przed filologią
    języków płomieni

    dom znajdziesz na pewno
    ogień zawrócił wtedy
    gdy ujrzał Panią o smutnych oczach

  4. smutnie zamszowa piosenka
    wezbrały oczy deszczem
    pod mostem wisi rzeka
    ciężka od żalu jeszcze

    niedokończone mosty
    przeczytam i podpalę
    konary miast zarosły
    na nieco większą skalę

    długie mają wieczory
    i szare korytarze
    na deszczu suszą pory
    i zeszłoroczne twarze

    mokre mają potrzeby
    i przemoknięte chęci
    a żeby słotę przeżyć
    zaszyły się w pamięci

    o spacerach na boso
    mgliście zwiewnych sukienkach
    płynie w tle jeszcze z rosą
    smutnie zamszowa piosenka

  5. tak płacze Twoje niebo
    i wzywasz mnie nad Swe wody
    ciche mają tonie
    łagodnie zaczesane fale
    Twój gniew
    gdzie widnokrąg przepadł
    i nie masz już do mnie żalu
    tylko łaskę rozlewasz
    po plaży
    gdzie byłeś gdy wznosili
    swe żagle o pomoc
    zagubienie w bólu istnienia?
    odeszli jak noc ze świtaniem
    Ty, który zaklinasz burze
    jednym słowem
    by potem zniknąć
    milczeniem skały
    wejrzyj na puste porty
    pachnące jeszcze rozstaniem
    niech serca ich tęsknią
    do powrotu

  6. ten sam
    tylko trochę
    śmielej pustoszeje
    od studenckiej braci
    odwykł
    i już jakby się pochylił
    i posiwiał
    pewnie nadal się nie śmieje
    tylko wątpi i wiotczeje
    dusi grosz
    i ma gdzieś gołębie
    z precli warkocze spina
    ale taki wciąż znajomy
    gdy się nieco powspomina
    z Tobą bardziej mu do twarzy
    szkoda że się tak postarzał
    razem z nami
    gdy z tych marzeń
    jak z kaloszy wyrastamy

  7. blady strach
    nieuleczalne paranoje
    wpuścił w kant
    i wprost z sufitu się gramoli

    może niewdzięczne
    i takie wczesne padły słowa
    jakby powietrze
    miało mnie w krypcie swej pochować

    słony smak
    już tylko krwi dorówna treścią
    zgubny pakt
    nie przestał być na ustach pieśnią

    długie wieczory
    zdobią dywany i draperie
    uczą pokory
    i nawracają na histerię

    a ty za grubym szkłem
    schowałeś nasze wspólne wiersze
    na katafalku ogień właśnie trawi zdjęcie
    twój uśmiech poszedł z dymem
    w całkiem inne miejsce
    postawię dziś na twoje szczęście

    w kuchni blat
    ugina się pod naczyń flotą
    szukam strat
    gdzie król udaje się piechotą

    na dwoje wróży
    i gwiazdom świetlnych lat dodaje
    czymś się przysłużył
    skoro się z kpiną nie rozstaje

    kapie świat
    i coraz mniej go na talerzu
    róży kwiat
    a tak mu ładnie było w beżu

    najrzadsze tony
    oprawię w krzywą antyramę
    i zaraz po nich
    twój portret w moim oknie stanie

    a ty za grubym szkłem
    schowałeś nasze wspólne wiersze
    na katafalku ogień właśnie trawi zdjęcie
    twój uśmiech poszedł z dymem
    w całkiem inne miejsce
    postawię dziś na twoje szczęście

  8. do urn narodzie spiesz
    i zapał sobie kup
    lecz tęgi odłóż miecz
    a potem bywaj zdrów

    bo czasy mamy cóż
    na pozór jednostajne
    i nie wiesz czy twój wróg
    w korycie śpi czy stajni

    z kwiecistej mowy słynie
    czy ciętą tnie ripostą
    jak rzeka wszystko płynie
    a piórka same rosną

    pod tupolewem las
    zamilkł niby z przekorą
    jakby ten właśnie czas
    nadszedł właściwą porą

    nie zgadniesz choćbyś chciał
    kto jakie rozda karty
    czy się kandydat śmiał
    czy śmiechu będzie warty

  9. trwaj
    dom popłynie
    czarno białe zdjęcia
    i meble po dziadkach
    prędzej niż wspomnienie
    przejdzie z deszczem
    może zgasną
    szare świece
    po niemalowanym drzewie
    pamięć
    i żal po kredensie

    zabierz dłonie
    i z wieszaka zerwij serce
    bo czas nagli
    łechce cienie
    i dusi powietrze
    doprawiony słońcem kompot
    stygnie pod chmurką
    a w dali kwitną sady
    i mundury jeszcze
    jak nienarodzone wiersze

    smak opustoszałych murów
    zapach czerstwej krokwi
    spiżarni obejście
    odejdź i zapomnij
    gdzie było to miejsce

  10. gdy postęp na progi nie zważa już wcale
    i co dzień wyprawia odświętne roszady
    nie skacze już w gumę, nie bawi się w berka
    nowe pokolenie-dzieci neostrady

    blokowiska blogów obciążają serwer
    pod słitaśną focią komentarzy sznury
    myśli jedna z drugą że za taką cenę
    ujarzmi parszywe wybryki natury

    zamiast pościć-posty wysyłają w tany
    by na forum bełkot obrócić w debatę
    nie wie jeden z drugim czy to w sieci piszczy
    czy czajnik zaparzył wodę na herbatę

    miał wyrzucić śmieci, a usuwa spamy
    demotywujące bywają zagrania
    zanim kupisz dziecku pierwszego peceta
    weź dzieciaka naucz po podwórku ganiać

  11. na nieludzkiej ziemi
    pod słońcem zagłady
    giną ideały bez cienia ogłady

    a z nimi kwiat ludu
    biało-krwawe pąki
    zrzuca jak liść drzewo na polu rozłąki

    las milczy a prawda
    w mogile usnęła
    gdzie ziemia swe dzieci na łono przyjęła

    o cześć tej pamięci
    wołają kamienie
    i z nowym impetem powraca wspomnienie

    czas koła zatacza
    nad laskiem zawrotnie
    kolejny kwiat gubi pąki bezpowrotnie

    o ziemio co krwawym
    obumierasz głodem
    porzuć bicz co wisi nad polskim narodem

  12. na nieludzkiej ziemi
    pod słońcem zagłady
    giną ideały bez cienia ogłady

    a z nimi kwiat ludu
    biało-krwawe pąki
    zrzuca jak liść drzewo na polu rozłąki

    las milczy a prawda
    w mogile usnęła
    gdzie ziemia swe dzieci na łono przyjęła

    o cześć tej pamięci
    wołają kamienie
    i z nowym impetem powraca wspomnienie

    czas koła zatacza
    nad laskiem zawrotnie
    kolejny kwiat gubi pąki bezpowrotnie

    o ziemio co krwawym
    obumierasz głodem
    porzuć bicz co wisi nad polskim narodem

  13. o planecie ci opowiem
    i samotnym jej mieszkańcu
    Małym Księciu i baranku
    co to chodzić miał w kagańcu

    to dla róży której blasku
    gwiazdy pozazdrościć mogły
    choć w ogrodzie inne róże
    równie wdzięczny żywot wiodły

    ale żadnej z nich nie kochał
    bo miał własnej dość pod kloszem
    "próżno uwieść chcą bo w sercu
    tylko jedną różę noszę

    jedną tylko oswoiłem
    i kaprysy jednej znoszę
    do tej jednej cały tęsknię
    i o jedną tylko proszę"

    tak zrozumiał Mały Książe
    co też słowo lisa znaczy
    dobrze widział i postrzegał
    wówczas gdy weń sercem patrzył

  14. barka przybiła do brzegu
    przystań
    zanurzona w ciszy
    wita wędrowca
    z daleka przybył
    smagany
    deszczem owacji

    dalej niż sięga
    zenit wyobrażeń
    spotkanie
    z żywym słowem
    wybija za kurtyną

    Ty który znasz
    moje łzy
    nim w oku zakwilą
    wzywasz na połów
    i burze zaklinasz
    gdy strach
    we mnie tańczy

    wypłynął ku Tobie
    pochwyciłeś
    jego żagle
    w dłoń wiatru

  15. dopóki jestem
    kolejnej strony
    pierwszą literą
    i róże sadzisz
    po kątach
    a one bolą
    jak pachnie ogród
    gdy wiosna wpadnie

    z tobą
    zapuszczam włosy
    i żurawia
    by ktoś miał nas dość
    na zapas

    dopóki w piersi
    trzymasz skowronka
    w złotym kagańcu
    i róże karmisz
    pod oknem
    jak kwitnie rosa
    gdy świt powróci

    z tobą
    puszczam latawce
    i pawia
    by ktoś miał nas wprost
    na widelcu

  16. I

    skonsternowany
    bardziej niż wyrok boli
    źrenic milczenie

    II

    przyjmuję wolę
    drzewo mi wrasta w barki
    a ty podążaj

    III

    człowiekiem jestem
    i nic co ludzkie...słyszysz?
    ciało odmawia

    IV

    mieczu boleści
    co zatroskaniem tniesz wskroś
    oszczędź jej serce

    V

    zrządzeniem losu
    brodzisz w tych kałużach krwi
    co uzurpator

    VI

    odszukaj twarzy
    niedokończony portret
    drogi boleści

    VII

    czas konfrontacji
    z kurzem zmieszany oddech
    ziemi stracenia

    VIII

    akompaniament
    lament ma sens gdy płaczesz
    nad sobą samym

    IX

    Bóg musiał upaść
    byś mógł z tym tłumem krocząc
    nie zauważyć

    X

    człowiekiem jeszcze
    jestem z resztek godności
    oskalpowany

    XI

    przebodli ręce
    i nogi rdzą win swoich
    z premedytacją

    XII

    widzisz jak gasnę
    po ludzku tak wśród łotry
    na drzewie hańby

    XIII

    kontempluj pietę
    bólem rzeźbiona Matka
    z Synem w ramionach

    XIV

    odeszło Słońce
    kamień na warcie czuwa
    do świtu tęsknij

  17. dzień parszywie obojętny
    bo zgubiłam Cię w tym pędzie
    patrzą na mnie obce gęby
    a ja błąkam się w obłędzie

    Twych kurwików w oczach szukam
    pieszych co zachodzą drogę
    kłęby chłonę, dźwięków słucham
    lecz odnaleźć Cię nie mogę

    serce mam już całkiem bose
    dłonie znowu wyszły z mody
    trzeba będzie pójść za ciosem
    dać wspomnieniom umknąć z głowy

    żeby jeszcze były skore
    puścić z dymem szare włości
    ja im jednak nie pozwolę
    choćbym miała dostać mdłości

    tęskno mi za Twym podmuchem
    co jak bryza włosy głaszcze
    w dreszcze wprawia mnie za uchem
    i otula ciepłym płaszczem

    za szarmanckim strun trzepotem
    co na chandrę urok rzuca
    palców Twoich w moich splotem
    chwilą, gdy unosisz usta

    i już cieplej jest motylom,
    co to w brzuchu dzieje przędą
    zdmuchnij strużkę łez co płyną
    do rozpuku śmiej się ze mną

    nie przestawaj tak mnie bawić
    łaskocz słowem tak jak lubię
    nie dam więcej z oczu stracić
    tego, co znalazłam w Tobie

  18. świeży jak świtanie
    pod palców opuszkiem
    wędruje twój zapach
    drapiąc mnie za uszkiem

    szuka po omacku
    szczytów niezdobytych
    dolin niezgłębionych
    lądów nieodkrytych

    a serce aż pała
    do tych dzikich włości
    dowiesz się w ukryciu
    jak tu dojść najprościej

    krew korytem toczy
    pożądania fale
    bliżej nie dopłyniesz
    tak mi się wydaje

    czekaj ze mną świtu
    co pachnie oddaniem
    będę ci smakować
    świętym wyuzdaniem

    po kawałku dotrzesz
    do sedna spełnienia
    pozostaniesz sługą
    własnego zdumienia

    patrzą na nas słońca
    i nie dają wiary
    że miłość wyrosła
    ze sukni ofiary

    dziwią się świetlówki
    nieba uwieszone
    że zagadki takiej
    nie chcesz wziąć za żonę

  19. od wystawy do wystawy
    upatrując białogłowy
    bacz na słowa mocium panie
    by ci nie odjęło mowy

    malowane mają lica
    temperament Don Juana
    ta galeria jest ich twierdzą
    a interes mocium pana

    więc nie szastaj pan swym skarbem
    bo oskubią pana sprośnie
    Bóg wie co z nasienia tego
    wykiełkuje i wyrośnie

    pan przy zdrowych bywasz zmysłach
    pan chcesz zdrowe spłodzić wnuki
    pan z galerii handlu wynieś
    kuper do galerii sztuki

  20. znaki
    pytam o nie stale
    i nawet chcę uwierzyć
    w przekaz

    trąć mnie swoim palcem
    czasem
    bym uchylił czoła
    prostaczków zwyczajem
    ufnie

    mesjasz
    a w prozaicznie
    posłanym grajdole
    kwili jak pisklę
    ot co

    nic tu po mnie
    powiem
    innej gwiazdy warkocz
    obracając w dłoni
    żądny znaków

    sercem
    nie umiem czytać
    z ust cherubich
    a śmiem odejść

  21. na salonach światka pępku
    partycypuj jak w burdelu
    bo przepadniesz nim urośniesz
    jak to już czyniło wielu

    ubierz gębę a la poker
    z obiektywem wejdź w relacje
    a na deser nam zafunduj
    skandaliczną prowokację

    bezpartyjne porzuć buty
    niech się stopy w ciasnych męczą
    w politycznych preferencjach
    media chętnie cię wyręczą

    na języki cię nadzieją
    delikates boś sprzedajny
    odtąd cię nazywać będą
    showman vel rozpoznawalny

    zważ ty jednak komu sprzedasz
    talent co ci Pan darował
    z kim go w karty możesz przegrać
    nim cię zechcą wylansować

  22. posłani
    port folio bez treści
    może zechce odmienić los
    w motek wełny

    pochyleni
    nad misterium
    jak wierzby u meandrów

    bezradni czasem
    prędzej lita skała
    przemówi pieśnią szafranu

    powołani
    szeptem głuszy
    na pustyni życia

    by zawrócić ku wyspom
    gdzie sztorm
    nie słucha Pana

    wybrani
    zaręczeni z trwogą
    błądzą bez twojej szansy

×
×
  • Dodaj nową pozycję...