Nie żal mi podartych
wschodów słońca,
o których nie miałaś pojęcia.
Rozsypane pióra są
jedynym śladem wszechczasu
bez wspólnych świec.
Dziś deptane przez
zwykłych ludzi
powszednieją.
Zostawiłem za sobą
szczyty wieżowców,
śpiew rozkołysanych fal.
Stoję na deszczu i czuję
w ustach krew,
moją krew.
Hemingway zmienił się
w człowieka, nie jest
już tylko smakiem.
Wiem, że jutro
odejdziesz.
Moi bracia zaprowadzą
cię tam,
skąd przybyłem.
Nie pozostaje mi nic,
jak wziąć kąpiel w
słonym morzu,
o którym tyle słyszałem.
Zaczekam.